Reklama

Od kilku miesięcy żyję tak, jakby ktoś powoli dokręcał mi niewidzialną śrubę tuż pod mostkiem. Niby nic się nie dzieje, niby wszystko jak zwykle – praca, zakupy, posiłki z Wojtkiem – a jednak czuję, że coś między nami nie styka. Jakbyśmy mijali się w drzwiach, nawet gdy siedzimy obok siebie na tej samej kanapie.

Zmienił się

A może to tylko moja wrażliwość, moja paranoja, moja niepewność? Kiedyś Wojtek był typem, który wolał poleżeć niż cokolwiek trenować. Śmialiśmy się, że ma alergię na siłownię. A teraz jest odwrotnie. Wstaje godzinę wcześniej, biega po mieszkaniu, szukając shakerów, izotoników, jakichś swoich nowych proszków. Wraca późno, zmęczony, ale nie tak jak kiedyś – raczej rozemocjonowany.

Zaczyna mówić o formie, rzeźbie, treningach personalnych, jakby nagle wciągnął go jakiś zupełnie obcy świat. I tylko jedno mnie niepokoi najbardziej – nigdy, ani razu, nie zaprosił mnie, żebym poszła z nim. Pewnego wieczoru nie wytrzymałam. Stał w przedpokoju, zakładał kurtkę, pachniał świeżymi perfumami. Zupełnie nowymi.

– Wojtek… – zaczęłam niepewnie. – Może poszłabym z tobą na ten trening? Spróbowałabym.

Odwrócił się, uśmiechnął w szybki, trochę nerwowy sposób.

– Karo, nieee… Nudziłabyś się. I tam jest tłok, duszno. Zresztą… dziś będę krótko.

Krótko. Jasne. Tylko że od tygodni wracał po trzech godzinach.

Coś było nie tak

Skinęłam głową, ale w środku coś się we mnie skuliło jak mały, zazdrosny zwierz, który nagle podnosi łeb i węszy obce zapachy. Tłumaczyłam sobie, że przesadzam, że zazdrość jest irracjonalna, że powinnam mu ufać. A jednak kiedy zamknęły się za nim drzwi, usiadłam na kanapie i poczułam, jak gorący lęk powoli rozlewa się po moim ciele. Coś było nie tak.

Następnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. Wojtka jeszcze nie było, miał wrócić z pracy później. Zrzuciłam płaszcz, włączyłam czajnik i wtedy zobaczyłam jego sportową torbę rzuconą byle jak obok kanapy. Zwykle chował ją od razu, tym razem leżała na samym środku.

Podeszłam, bo chciałam tylko odłożyć ją do szafy. Torba była niedopięta. Wystarczyło delikatnie ją unieść, żeby suwak odsunął się jeszcze bardziej. Zajrzałam do środka i wtedy coś błysnęło pomiędzy ręcznikiem a koszulką.

Wyjęłam to powoli. Drobna, złota bransoletka, delikatna, z maleńką zawieszką w kształcie listka. Zrobiło mi się gorąco. Trzymałam ją w palcach, a w głowie natychmiast pojawiła się cała lista wyjaśnień: może znalazł ją na podłodze siłowni, może ktoś ją zostawił w szatni, może…? Nie dopowiedziałam tego, czego nie chciałam dopuścić do świadomości.

Nabrałam podejrzeń

Kiedy wrócił, stałam przy stole z bransoletką w dłoni. Spojrzał na mnie, potem na ten drobiazg. Uśmiechnął się krótko, nerwowo, jakby go przyłapano na czymś, o czym zapomniał.

– A to co? Prezent dla mnie? – zapytałam, udając lekki ton, choć w środku miałam narastający lęk.

– Pewnie komuś wypadło z szafki i wpadło do mojej torby – powiedział i wzruszył ramionami, jakby to był najprostszy temat na świecie.

Wpatrywałam się w niego dłużej, niż powinnam. W mojej głowie znów zaczęły krążyć tłumaczenia, każde bardziej rozpaczliwe od poprzedniego. Chciałam w nie wierzyć, a jednocześnie to, co mówił, było zupełnie nieprawdopodobne. Przecież damskie szafki są w damskiej szatni – co w takim razie tam robił?

„Nie powinnam go podejrzewać”, powtarzałam sobie. A jednak czułam coś w rodzaju ukłucia, które trudno było zignorować. Jego kłamstwo było pierwsze, delikatne, wypowiedziane szeptem. A we mnie zostawiło ślad, który nie chciał zniknąć.

Obserwowałam go dyskretnie

Telefon trzymał cały czas przy sobie, nawet kiedy szedł do toalety. Co chwilę zerkał w ekran, jakby spodziewał się ważnej wiadomości. Do tego doszły jego nowe ubrania sportowe i ta przesadna dbałość o fryzurę. Nigdy wcześniej się tak nie szykował.

Czułam, jak rośnie we mnie frustracja, którą dotąd potrafiłam tłumić. Udawałam, że odpuszczam, lecz w środku dojrzewała decyzja. Nie zamierzałam już tylko siedzieć i czekać, aż sam wyjaśni. Jeśli on potrafił budować swoje nowe życie bez tłumaczeń, ja też mogłam zrobić coś dla siebie.

Tego samego popołudnia postanowiłam, że pójdę na siłownię. Nie po to, by go śledzić, tylko po to, by wreszcie przestać kręcić się wyłącznie wokół jego nastrojów. Chciałam zobaczyć, czy wciąż potrafię o siebie zadbać. Usiadłam na ławce przy recepcji, żeby wypełnić formularz. Wtedy go zobaczyłam. Stał przy atlasie, odwrócony bokiem. Znałam tę sylwetkę, sposób, w jaki poprawiał koszulkę, jak przesuwał dłonią po karku. Nie pomyliłabym go z nikim innym.

Obok niego stała kobieta. Śmiała się z czegoś, co powiedział. Pochylił się bliżej, ona poprawiła włosy, a jej złota bransoletka błysnęła w świetle lamp.

Nakryłam go

Poczułam, jak świat podnosi się o kilka centymetrów, jakby podłoga nagle straciła stabilność. Wstałam, nie odrywając od nich wzroku. W tym momencie kobieta dotknęła jego ramienia, zupełnie naturalnie, jak ktoś, kto ma do tego pełne prawo. Podeszłam. Dopiero wtedy Wojtek mnie zauważył. Twarz mu zdrętwiała.

– Niezła historia z tą szafką – powiedziałam chłodno.

Odwróciłam się i wyszłam, zanim zdążył coś powiedzieć. Czułam złość, smutek i coś na kształt ulgi, bo prawda okazała się prosta. Nie musiałam już zgadywać. Kiedy znalazłam się na ulicy, ruszyłam przed siebie bez celu. Mijałam sklepy, ludzi, auta, ale miałam wrażenie, że oni wszyscy istnieją obok, w innym świecie.

Idąc, próbowałam uporządkować w głowie ostatnie miesiące. Zastanawiałam się, kiedy przestałam widzieć, co naprawdę się dzieje. Ile razy powiedziałam sobie, że przesadzam. Ile razy zrobiłam krok w tył, żeby nie wyjść na histeryczkę.

Zaczęłam od nowa

Telefon zawibrował w mojej kieszeni. Wojtek dzwonił. Chwilę się wahałam, ale odebrałam, bo wiedziałam, że jeśli tego nie przerwę, będzie próbował jeszcze długo.

– Karolina, porozmawiajmy, proszę… – powiedział.

– Nie dziś, nie teraz. Muszę to ogarnąć bez ciebie – odpowiedziałam i rozłączyłam się, zanim zdążył dodać choćby jedno zdanie.

Schowałam telefon do kieszeni i nagle zrobiło mi się lżej. Nadal bolało, lecz po raz pierwszy od dawna poczułam w sobie coś, co przypominało przestrzeń. Jakby ktoś otworzył okno i wpuścił powietrze.

Kilka dni później wróciłam na siłownię, tym razem nie po to, by cokolwiek sprawdzać. Nie interesowało mnie, czy Wojtek tam będzie. Chciałam wejść sama, z własnej decyzji, bez lęku, który wcześniej trzymał mnie za gardło. Przy recepcji stał młody trener. Uśmiechnął się, gdy zapytałam o karnet.

– Pierwszy raz? Pomogę ci się rozejrzeć – zaproponował z taką naturalnością, że poczułam wdzięczność za tę zwyczajną życzliwość.

– Tak. Pierwszy raz, ale chyba nie ostatni – odpowiedziałam i po raz pierwszy od dawna miałam wrażenie, że to, co mówię, jest prawdą.

Karolina, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama