„Uciekłem na wieś, bo chciałem żyć w zgodzie z naturą. Mój sen rolnika szybko się rozwiał, gdy odwiedziła mnie rodzina”
„Nie mogłem dłużej ignorować tego, co działo się w moim gospodarstwie. Szczególnie gdy chodziło o mojego brata, który miał niezdrowy nawyk «pożyczania» mojego sprzętu. Czułem, że nie mam nad tym żadnej kontroli”.

Jeszcze kilka lat temu byłem typowym mieszkańcem dużego miasta. Codziennie przedzierałem się przez korki, by dotrzeć do biura, gdzie spędzałem większość dnia przed ekranem komputera. Jednak od zawsze ciągnęło mnie ku naturze. Marzyłem o spokojnym życiu na wsi, prowadzeniu ekologicznego gospodarstwa, gdzie mógłbym cieszyć się prostotą życia.
Chciałem żyć na swoim
Decyzja o przeprowadzce nie była łatwa, ale w końcu odważyłem się zostawić miejskie życie za sobą i zrealizować swoje marzenie. Początki były trudne. Praca na wsi wymagała ode mnie więcej wysiłku, niż się spodziewałem. Samodzielność dawała mi jednak poczucie spełnienia, a każdy wyhodowany owoc czy warzywo napawały mnie dumą.
Często odwiedza mnie rodzina, co z jednej strony cieszyło, ale z drugiej zaczynało mnie nieco przytłaczać. Teściowie wpadali coraz częściej na darmowe obiady, brat nieustannie „pożyczał” sprzęt, a kuzynostwo liczyło na stałe rabaty.
Od dziecka wpajano mi, że rodzina jest najważniejsza, że trzeba się wspierać, ale nie sądziłem, że oznacza to bycie darmową stołówką i wypożyczalnią sprzętu. Moje gospodarstwo zaczynało przypominać obóz turystyczny.
– Kamilku, co dziś na obiad? – szczebiotała teściowa z uśmiechem.
Kolejny dzień, gdy nie tylko ja i moja żona zasiadaliśmy do obiadu.
– Cześć, mamo. Będzie pieczeń, ale myślałem, że dzisiaj zjemy sami – odpowiedziałem, choć wiedziałem, że to nie pomoże.
Teściowa zignorowała moje słowa i przystąpiła do krojenia chleba, jakby od zawsze tu mieszkała. Moja żona spojrzała na mnie z wyraźnym znakiem, bym się uspokoił. Wieczorem, kiedy wszyscy już się rozeszli, podjąłem temat:
– Ewa, twoi rodzice przychodzą coraz częściej, jakbyśmy byli dla nich darmową restauracją.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Przecież to rodzina. Oni nam pomagali, kiedy było ciężko.
Miałem tego dosyć
Nie mogłem dłużej ignorować tego, co działo się w moim gospodarstwie. Szczególnie gdy chodziło o mojego brata, który miał niezdrowy nawyk „pożyczania” mojego sprzętu. Czułem, że nie mam nad tym żadnej kontroli. Pewnego dnia postanowiłem w końcu z nim porozmawiać.
– Wiesz, zaczyna mnie to denerwować. Ciągle pożyczasz mój sprzęt, a potem go nie oddajesz – zacząłem, próbując zachować spokój.
– Stary, przecież to tylko sprzęt. Pomogłem ci go kupić, nie pamiętasz? – odparł obronnym tonem.
– Pamiętam, ale to nie znaczy, że możesz go zabierać bez pytania – wyrzuciłem z siebie, nie kryjąc już frustracji.
Atmosfera zgęstniała. Piotrek uniósł brwi, jakby nie wierzył w to, co właśnie usłyszał.
– Jeśli to dla ciebie taki problem, może powinieneś pomyśleć o pozbyciu się tej ziemi – powiedział ostro. – Zresztą mogę pomóc ci w tym, jeśli chcesz.
Jego słowa ugodziły mnie jak nóż. Po tej rozmowie musiałem przemyśleć, czy rzeczywiście jestem gotów na takie poświęcenia dla rodziny, która zdawała się mnie nie rozumieć.
Stał po ich stronie
Podczas kolejnej wizyty teściów zdarzyło się coś, co przelało czarę goryczy. Schodząc po schodach, usłyszałem rozmowę mojej żony z jej matką. Nie miałem w zwyczaju podsłuchiwać, ale te słowa po prostu mnie zatrzymały.
– Nie wiem, co się dzieje z Kamilem. Robi się skąpy – narzekała teściowa.
Uświadomiłem sobie, że nie jestem już postrzegany jako część rodziny, a raczej jako źródło dóbr, co tylko potwierdziło moje najgorsze obawy.
Zdesperowany i zrozpaczony, postanowiłem spróbować porozmawiać z teściem, mając nadzieję, że zrozumie moją perspektywę. Wiedziałem, że jest człowiekiem rozsądnym i może mi pomóc odnaleźć drogę wyjścia z tej sytuacji.
– Czuję, że jestem wykorzystywany. Wasze wizyty, pożyczanie sprzętu przez Piotrka… Nie mogę się pozbyć wrażenia, że jestem dla was jedynie dostawcą.
Teść westchnął głęboko.
– Pomagaliśmy ci, kiedy kupowałeś tę ziemię. Teraz ty powinieneś odwzajemnić się pomocą – odparł stanowczo.
Jego słowa były jak zimny prysznic. Czułem, że moje marzenie o wspólnotowej harmonii stopniowo zamienia się w koszmar. Po tej rozmowie poczułem się bardziej samotny niż kiedykolwiek. Marzenie, które miało przynieść mi szczęście, stawało się przyczyną mojego nieszczęścia.
Musiałem to zrobić
Zdruzgotany i osamotniony, podjąłem trudną decyzję – postanowiłem zlikwidować gospodarstwo i wrócić do miasta. Wiedziałem, że ta decyzja nie będzie łatwa do przyjęcia dla Ewy, ale nie widziałem innej drogi.
– Nie mogę dłużej tak żyć – wyznałem jej któregoś dnia. – Czuję, że straciłem kontrolę nad własnym życiem i nie jestem w stanie spełniać swoich marzeń tutaj, w takich warunkach.
– Ale… przecież to nasze marzenie – próbowała mnie przekonać, choć wiedziałem, że w głębi duszy rozumie moją decyzję.
– Nasze marzenie? – odpowiedziałem, próbując ukryć ból. – Jestem już zmęczony walką z własną rodziną. Próbowałem, ale nie udało mi się pogodzić marzeń z rzeczywistością.
Moja żona spuściła wzrok, a po chwili jej łzy zaczęły spływać po policzkach.
– Chciałam, żebyśmy byli tu szczęśliwi – wyszeptała.
– Ja też. Ale jeszcze chwila, a zostaniemy bankrutami i będziemy biedować do końca życia – powiedziałem, wiedząc, że to nasz ostatni wspólny wieczór w gospodarstwie.
Po tej rozmowie czułem, że nadchodzi nowy etap w moim życiu, choć nie wiedziałem jeszcze, dokąd mnie zaprowadzi.
Kamil, 45 lat
Czytaj także:
„Po powrocie z delegacji z Warszawy mąż pachniał słodkimi perfumami. Myślałam, że ma kochankę, ale prawda była gorsza”
„W jeden dzień z bezdzietnego małżeństwa staliśmy się rodzicami dwojga maluchów. Przecież nie tak planowałam nasze życie”
„Teściowa udawała moją przyjaciółkę, żeby poznać moje sekrety. A potem jednym zdaniem rozbiła moje małżeństwo”

