„Uciekłam sprzed ołtarza w dniu ślubu, bo dusił mnie odór jego kłamstw. Coś śmierdziało już wcześniej, ale zatykałam nos”
„Wpatrywałam się w swoje dłonie, które wciąż lekko drżały. Nie chciałam wracać. W mojej głowie pojawiło się jedno uporczywe wspomnienie z ostatnich dni, które paliło mnie od środka, ale nie mogłam go jeszcze przed sobą nazwać. Wiedziałam tylko, że to, co usłyszałam, było początkiem czegoś gorszego”.

- Redakcja
Suknia była cięższa, niż sobie wyobrażałam, ale to nic w porównaniu z tym, co ciążyło mi w środku. Wybiegłam z samochodu, w którym miałam dojechać pod kościół, skręciłam w boczną uliczkę i zaczęłam biec, podtrzymując falbany, żeby nie potknąć się o własne marzenia. W głowie dudniło mi jedno: „Nie odwracaj się!”.
Usłyszałam za sobą głosy — może to Kasia, może ktoś od Pawła, a może tylko zwykli przechodnie komentujący mój „ślubny sprint”. Nie chciałam sprawdzać. Wbiegłam na stację, prawie wpadając na starszego mężczyznę w granatowym płaszczu, który spojrzał na mnie jak na zbłąkaną postać z innego świata.
– Wszystko w porządku, panno młoda? – zapytał z lekkim uśmiechem.
– Jeszcze nie wiem – odpowiedziałam krótko i kupiłam pierwszy bilet, jaki pojawił się na ekranie automatu.
W przedziale było cicho. Tylko stukot kół i delikatne kołysanie wagonu. Zsunęłam welon, zwinęłam go w kłębek i wepchnęłam do torby razem z butami na obcasie. Wtedy naprzeciwko mnie usiadł facet około czterdziestki z kubkiem kawy.
– Ciekawy bagaż – wskazał brodą torbę, z której wystawał kawałek tiulu.
– Nie mogłam tam zostać – wyrwało mi się.
– Dlaczego?
– Bo wiedziałabym, że żyję w kłamstwie – odpowiedziałam, patrząc przez okno, gdzie pola uciekały w przeciwnym kierunku niż całe moje dotychczasowe życie.
Nie powiedziałam mu nic więcej. Jeszcze nie byłam gotowa.
Nie mogłam tam zostać
Pociąg zwalniał przed kolejną stacją, kiedy w kieszeni zadzwonił mój telefon. Na ekranie zobaczyłam imię Kasi. Przez moment wahałam się, czy odebrać. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, lawina pytań spadnie na mnie bez litości. W końcu przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
– Sylwia?! Gdzie ty jesteś? – Kasia mówiła tak głośno, jakby chciała, żebym usłyszała ją nawet bez urządzenia. – Ludzie cię szukają, Paweł jest wściekły, mama prawie mdleje.
Patrzyłam na mijające za oknem perony i próbowałam zachować spokój.
– Jestem bezpieczna. Nie martw się.
– Nie martwić się? – Kasia prychnęła, po czym dodała ciszej, jakby ktoś mógł ją podsłuchiwać. – Wytłumacz mi, co się stało. Nie rozumiem. Przecież wszystko było gotowe.
– Po prostu… nie mogłam tam zostać – powiedziałam wymijająco, starając się, by głos mi nie zadrżał.
– Sylwia, to nie jest byle co. Cała rodzina, znajomi, ksiądz… Paweł… – urwała na chwilę, a potem dodała z dziwną nutą w głosie: – Nie wiesz wszystkiego, ale i tak boję się, że mnie znienawidzisz, jak ci powiem...
Słowa Kasi zawisły w powietrzu jak ciemna chmura. Chciałam zapytać, co ma na myśli, ale czułam, że jeśli wejdę w tę rozmowę głębiej, nie utrzymam się w swojej decyzji.
– Muszę kończyć. Zadzwonię później – ucięłam, zanim mogła cokolwiek dodać. Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na siedzenie obok.
Wpatrywałam się w swoje dłonie, które wciąż lekko drżały. Nie chciałam wracać. W mojej głowie pojawiło się jedno uporczywe wspomnienie z ostatnich dni, które paliło mnie od środka, ale nie mogłam go jeszcze przed sobą nazwać. Wiedziałam tylko, że to, co usłyszałam od Kasi, było dopiero początkiem czegoś jeszcze gorszego.
Udawał, że nie wie o co chodzi
Telefon zadzwonił ponownie, tym razem wibrując krótko i stanowczo. Paweł. Serce mi przyspieszyło, ale odebrałam, zanim rozum zdążył podsunąć mi wymówkę.
– Sylwia… – jego głos był szorstki, urywany. – Jak mogłaś mi to zrobić? Wiesz, co tu się teraz dzieje?
Patrzyłam w szybę, w której odbijała się moja twarz, blada i obca.
– A ty wiesz, co mi zrobiłeś? – zapytałam cicho, ale wyraźnie.
Po drugiej stronie zapadła krótka cisza.
– Nie rozumiem, o czym mówisz – odpowiedział tonem, w którym brzmiała nie tylko irytacja, lecz także coś, co mogło być strachem.
– Dobrze wiesz – powiedziałam i poczułam, jak ściska mnie w gardle. – Nie udawaj.
– Naprawdę nie wiem… – zaczął, lecz urwał, jakby w połowie zdał sobie sprawę, że każde kolejne słowo może go zdradzić. – Możemy o tym porozmawiać twarzą w twarz? Wróć do mnie, proszę.
Oparłam czoło o zimną szybę.
– Wrócić? Po tym, co widziałam i usłyszałam? Nie ma takiej możliwości.
– Kto ci nagadał bzdur? – jego głos stał się ostrzejszy. – Kasia?
Zacisnęłam usta. Wiedział, że nie powiem wprost.
– Nikt mi nie musiał niczego „nagadywać”. Wystarczyło spojrzeć na was następnego dnia po moim wieczorze panieńskim.
Usłyszałam, jak nabiera powietrza, jakby chciał coś wyjaśnić, ale zabrakło mu odwagi.
– Sylwia, to… – zamilkł, a potem dodał sucho: – Wróć. Błagam.
Rozłączyłam się, zanim zdążył cokolwiek dopowiedzieć. W głowie powrócił obraz Agnieszki z poranka po wieczorze panieńskim... Unikający spojrzenia wzrok, drżące dłonie i wymuszone żarty. Wiedziałam, że coś się wtedy wydarzyło, ale jeszcze nie potrafiłam poskładać tego w całość.
Czekała na moje przebaczenie
Pociąg zatrzymał się na większej stacji, gdzie miałam przesiadkę. Peron tętnił gwarem podróżnych, zapachem kawy z automatu i ostrym powiewem wiatru, który wdzierał się pod kurtkę. Weszłam do poczekalni, żeby przeczekać pół godziny do kolejnego kursu.
– Sylwia… – usłyszałam za plecami i od razu poczułam, jak spinają mi się ramiona.
Odwróciłam się powoli. Agnieszka stała kilka kroków dalej, w tej samej kurtce, którą miała na wieczorze panieńskim, tylko dziś wyglądała jak ktoś, kto od kilku nocy nie spał.
– Przypadek? – zapytałam chłodno.
– Chciałam z tobą porozmawiać – podeszła bliżej, trzymając w dłoniach kubek z parującym napojem, którego zapach wcale nie pasował do jej zmęczonej twarzy. – Wiem, że jesteś wściekła. I masz prawo. Ale to nie było tak, jak myślisz.
– Naprawdę? – skrzyżowałam ręce na piersi. – To powiedz mi, jak było.
Spuściła wzrok. – To był błąd. Wielki błąd. Nie planowaliśmy tego. Było późno, trochę wypiliśmy… Paweł mówił, że jest zagubiony, że boi się ślubu…
– I to miał być powód, żeby spędzić z nim noc? – przerwałam jej, czując, jak głos zaczyna mi drżeć.
– Sylwia… – podniosła wzrok, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Bałam się ci powiedzieć, bo myślałam, że może wybierzesz mnie, a nie jego.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. – Wybiorę ciebie? To o to chodziło? Myślałaś, że po tym, co zrobiliście, w ogóle mogłabym cię wybrać?
Agnieszka nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie, jakby czekała, aż dam jej przebaczenie. Ale ja nie zamierzałam dawać jej już niczego. Nigdy. Wstałam i wyszłam z poczekalni na chłodny peron, zostawiając ją w środku. Wiedziałam już, że nie wrócę ani do Pawła, ani do tego, co było kiedyś.
Czułam gniew, ulgę i smutek
Pociąg ruszył powoli, a ja siedziałam przy oknie, patrząc na mijane pola i lasy. W głowie przewijały się obrazy ostatnich dni – uśmiech Pawła na próbie generalnej, spojrzenie Agnieszki, gdy wpadła do mnie dzień po wieczorze panieńskim, jej nerwowy śmiech, kiedy pytałam, czy wszystko w porządku. Teraz każde z tych wspomnień miało inny odcień, ostrzejszy, pełen fałszu. Zastanawiałam się, ile w naszym związku było prawdy, a ile wygodnego kłamstwa, w które oboje chcieliśmy wierzyć. Może od początku graliśmy role – ja przyszłej żony, on oddanego narzeczonego. Teraz ta sztuka dobiegła końca, a ja wyszłam w połowie przedstawienia.
– Daleka podróż? – obok mnie usiadł mężczyzna w ciemnym płaszczu, z książką w dłoni.
– Jeszcze nie wiem – odpowiedziałam. – Może tak, może tylko na chwilę.
Uśmiechnął się lekko.
– Czasem trzeba wysiąść, zanim pociąg dojedzie do stacji końcowej. Zwłaszcza jeśli wiemy, że jedzie w złym kierunku.
Patrzyłam na niego chwilę w milczeniu.
– Łatwo powiedzieć. Trudniej zostawić wszystko za sobą.
– Może nie wszystko warto zabierać – wzruszył ramionami i wrócił do swojej książki.
Odwróciłam wzrok z powrotem ku oknu. Miał rację. Czułam w sobie mieszankę gniewu, ulgi i smutku. Gniew, bo mnie oszukali. Ulgę, bo nie będę musiała spędzić życia, udając, że nic się nie stało. Smutek, bo rozstawałam się nie tylko z Pawłem, ale z sobą, którą kiedyś byłam – naiwną i ufną.
Błagał mnie, żebym wróciła
Było już późne popołudnie, gdy telefon znowu zadzwonił. Numer Pawła. Przez moment chciałam go zignorować, ale ciekawość, co jeszcze ma do powiedzenia, wzięła górę. Odebrałam.
– Sylwia… proszę, wysłuchaj mnie – jego głos był cichszy niż wcześniej, pozbawiony złości. – Wiem, że zawaliłem. Wiem, że wszystko się posypało. Ale możemy to naprawić. Wróć do mnie. Porozmawiajmy.
– Naprawić? – zapytałam, starając się, żeby brzmiało to spokojnie. – Jak chcesz naprawić coś, co rozpadło się w momencie, gdy zdecydowałeś się być z kimś innym?
– To był jeden raz… – wyrzucił z siebie, jakby te słowa miały być usprawiedliwieniem. – Bez znaczenia. Byłem pijany, zagubiony… To nic nie znaczyło.
– Dla mnie znaczyło – przerwałam mu. – I nie chodzi tylko o ten raz. Chodzi o to, że mogłeś spojrzeć mi w oczy i dalej planować ślub, jakby nic się nie stało.
Po drugiej stronie zapadła cisza, w której słyszałam tylko jego przyspieszony oddech.
– Kocham cię, Sylwia. Nie skreślaj nas przez mój głupi błąd.
Patrzyłam na mijane za oknem krajobrazy, które powoli tonęły w szarówce.
– Paweł, ja już wysiadłam z naszego pociągu. Ty możesz jechać dalej sam.
Rozłączyłam się bez czekania na odpowiedź. Telefon zsunął mi się na kolana, a ja po raz pierwszy tego dnia poczułam, że decyzja, którą podjęłam, jest ostateczna.
Bałam się tego, co będzie jutro
Pociąg zwolnił i zatrzymał się na małej stacji, której nazwy nawet nie znałam. Z torów biło chłodne powietrze, pachniało mokrym drewnem i czymś obcym, czego nie potrafiłam nazwać. Wysiadłam, stawiając stopy na wilgotnych płytach peronu, a za mną drzwi wagonu zamknęły się z głuchym stuknięciem.
Rozejrzałam się. Kilka latarni rozświetlało pusty plac przed dworcem, w oddali majaczyły sylwetki niskich kamienic i jakiś sklep spożywczy z migającą reklamą. Nie znałam tego miejsca i może właśnie dlatego poczułam coś na kształt wolności. Nie czekał tu na mnie nikt, nie było gotowego scenariusza, żadnych oczekiwań.
Usiadłam na ławce, opierając torbę z suknią obok siebie. Przez chwilę patrzyłam na swoje dłonie, a potem w niebo, gdzie między chmurami mignęło kilka gwiazd. Bałam się tego, co będzie jutro. Bałam się, że może kiedyś pożałuję. Ale pierwszy raz od wielu miesięcy miałam wrażenie, że to ja wybieram kierunek, w którym pójdę. Wstałam i ruszyłam w stronę miasta, którego nazwy nawet nie zdążyłam przeczytać na tablicy. Nie wiedziałam, czy zostanę tu na chwilę, czy na dłużej. Wiedziałam tylko, że na razie nie zamierzam się patrzeć za siebie.
Sylwia, 28 lat
Czytaj także:
- „Złapałam męża za rękę, gdy zdradzał mnie z moją przyjaciółką. Spalił buraka, bo nie takiego finału się spodziewał”
- „Po 20 latach spotkaliśmy się na pogrzebie. To przykre, że ktoś musiał umrzeć, by nasza miłość narodziła się na nowo”
- „Karmiłem rodziców bajkami o wielkiej karierze w Madrycie. Gdyby ojciec znał prawdę, nigdy by mi nie wybaczył”

