„Uciekłam do Grecji przed sentymentami rozwódki. Zamiast płakać za mężem zdrajcą rzuciłam się w ramiona dawnej miłości”
„To był tydzień, który wydawał się snem. Spacerowaliśmy bez celu wzdłuż morza, po wąskich uliczkach pełnych zapachu jaśminu i pieczonych owoców morza. Śmialiśmy się jak dzieci. Wojtek opowiadał mi o swoich podróżach”.

- Redakcja
Nie sądziłam, że trzydzieste urodziny będę świętować w samotności, z kubkiem herbaty i laptopem na kolanach. Rok temu byłam jeszcze mężatką. Rok temu myślałam, że moje życie jest przewidywalne, może trochę nudne, ale stabilne. Teraz byłam rozwódką, wypaloną zawodowo nauczycielką, która coraz częściej łapała się na tym, że zazdrości uczniom ich beztroski i przekonania, że wszystko jest jeszcze przed nimi. Ja miałam raczej wrażenie, że wszystko już za mną.
Wyjazd do Grecji był impulsem. Decyzją podjętą po trzech kieliszkach wina i jednej nieprzespanej nocy. Kupiony bilet last minute, bez planu, bez towarzystwa. Mój pierwszy samotny urlop. Chciałam się zgubić, zaszyć gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna, nikt nie patrzy na mnie z litością albo, co gorsza, z ciekawością.
I to właśnie tam, pierwszego wieczoru, kiedy siedziałam przy stoliku na tarasie niewielkiego hotelu, podszedł Wojtek. Moja dawna szkolna miłość. Ten, który łamał serca nie tylko dziewczynom z naszej klasy, ale i nauczycielkom. Chłopak, który zniknął z mojego życia, zostawiając jedynie wspomnienie letnich spacerów i jednego ukradkowego pocałunku na szkolnej wycieczce.
– Klara? Naprawdę to ty? – zapytał z niedowierzaniem, a jego uśmiech sprawił, że przez chwilę znów poczułam się jak ta siedemnastoletnia dziewczyna z wypiekami na twarzy.
– Wojtek… Nie wierzę – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się, czując, jak serce bije mi szybciej.
Nie mogłam uwierzyć
Usiedliśmy razem. Piliśmy wino, śmialiśmy się z tego, jak bardzo się zmieniliśmy. Rozmowy zeszły na licealne czasy, na nasze wybory, które nas rozdzieliły. Nie wiem, czy to było wino, greckie słońce, czy jego spojrzenie, ale wtedy coś we mnie ożyło. Zaczęłam wierzyć, że może los naprawdę daje drugą szansę.
To był tydzień, który wydawał się snem. Spacerowaliśmy bez celu, wzdłuż morza, po wąskich uliczkach pełnych zapachu jaśminu i pieczonych owoców morza. Śmialiśmy się jak dzieci. Wojtek opowiadał mi o swoich podróżach, pracy, o tym, jak życie zmusiło go do rzeczy, których wcale nie chciał robić.
– Wiesz, czasem mam wrażenie, że moje życie to jedna wielka konieczność – powiedział pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy na plaży z butelką wina. – Robię to, co muszę, a nie to, co chcę. Ale tu… teraz… czuję się wolny.
– Ja też – odpowiedziałam, czując, jak jego dłoń delikatnie ściska moją.
Żyłam jak we śnie
Całował mnie tak, jakby znał każdą moją myśl. Rozmawialiśmy do rana, leżąc w hamaku, wpatrując się w gwiazdy i udając, że świat się nie kończy poza wyspą. Mówił, że żałuje, że wtedy, po szkole, nie zawalczył o nas. Że wszystko mogło potoczyć się inaczej. A ja mu wierzyłam.
– Myślisz czasem o tym, co by było, gdybyśmy wtedy zostali razem? – zapytałam cicho, głaszcząc jego ramię.
– Myślę. Bardzo często. Nie wiem, co się ze mną stanie po powrocie. Ale wiem jedno: nie chcę cię znowu stracić.
Kiedy to powiedział, poczułam, że się rozpływam. Nie pamiętałam już, kiedy ktoś ostatnio mówił do mnie z takim drżeniem w głosie. Kiedyś marzyłam, żeby ktoś mnie tak kochał. I wtedy uwierzyłam, że po latach smutku i rezygnacji dostałam drugą szansę.
Snuliśmy plany. Mówiliśmy o tym, że spotkamy się w Polsce, że może kiedyś wyjedziemy razem na dłużej. Pytał, czy nie chciałabym zmienić pracy, czy nie mam dość szkoły i tych wiecznych reform. A ja mówiłam, że może gdyby ktoś mnie trzymał za rękę, to mogłabym wszystko rzucić i zacząć od nowa.
Chciałam zacząć od nowa
Wróciłam do Polski z sercem pełnym nadziei. Wojtek nie odprowadzał mnie na lotnisko, mówił, że musi wcześniej wracać do pracy, ale obiecał, że zadzwoni zaraz po moim przylocie.
Minął dzień. Potem drugi. Cisza. Pisałam, dzwoniłam. Najpierw się niepokoiłam, potem zaczęłam się oszukiwać, że może zgubił telefon, że coś się stało. Ale z każdym kolejnym dniem czułam, jak coś się we mnie zaciska. Jakby w brzuchu siedziała kulka żalu, która z każdą godziną rosła.
Któregoś wieczoru wpisałam jego imię w wyszukiwarce. Znalazłam profil w portalu społecznościowym. Publiczne zdjęcia: Wojtek, uśmiechnięty, z kobietą i dwójką dzieci. Zdjęcie wrzucone tydzień wcześniej, czyli kilka dni po powrocie z Grecji.
Patrzyłam na to zdjęcie długo, nie rozumiejąc. A potem już tylko siedziałam w ciszy. „Czy byłam tylko odskocznią? – zapytałam się w myślach. – Czy to wszystko było kłamstwem?”.
Zebrałam się w sobie dopiero po kilku dniach. Napisałam do niego krótką wiadomość. Bez złości, bez histerii. Zapytałam wprost, czy to wszystko było kłamstwem.
Odpisał dopiero po dwóch dniach. Krótko. Sucho. „Nie chciałem nikogo skrzywdzić. To był impuls. Wszystko potoczyło się inaczej, niż planowałem. Wiem, że nie mogłem tego ciągnąć, ale nie potrafiłem tego też zatrzymać. Przepraszam”.
Zostałam oszukana
Wpatrywałam się w ekran telefonu, próbując zrozumieć, co to znaczy. Impuls? Byłam pomyłką? Zachcianką? Przypadkowym błędem, który trzeba było wymazać? Zadzwoniłam do niego.
– Czy twoje dzieci myślały, że jesteś na wyjeździe biznesowym, kiedy mówiłeś, że mnie kochasz? – zapytałam.
– Nie szukałem tego, Klaro. To po prostu się wydarzyło – odpowiedział spokojnie.
Zamilkłam. Nie było już nic więcej do powiedzenia. Wszystko opowiedziałam Magdzie, mojej przyjaciółce.
– On cię po prostu wykorzystał – powiedziała ostro.
– Ale przecież ja naprawdę wierzyłam, że to coś znaczy – odpowiedziałam cicho.
– Wierzyłaś, bo chciałaś wierzyć. Byłaś sama, zraniona, potrzebowałaś czegoś, co sprawi, że znowu poczujesz się ważna.
Może miała rację. A może po prostu byłam naiwna. Przez kilka dni nie wychodziłam z domu. Potem wróciłam do pracy. Do uczniów, ich hałasu, codziennych problemów z zadaniami domowymi i zachowaniem. To dawało złudzenie, że wszystko wróciło do normy. Ale ja już nie byłam tą samą osobą. Choć wciąż mówiłam do nich z uśmiechem, gdzieś pod skórą nosiłam tę historię jak drzazgę, której nie da się wyciągnąć.
Klara, 32 lata
Czytaj także:
- „Żona przez całe życie nie zarobiła ani jednej złotówki. Myślała, że zawsze będę ją finansował, ale się przeliczyła”
- „Po rozwodzie podrywałem tylko młodsze kobiety. Skończyłem, gdy przez jedną z nich najadłem się wstydu”
- „W każdy piątek mąż oczekuje ode mnie realizacji obowiązków małżeńskich. Twierdzi, że jako żona nie mam wyjścia”

