„Ubzdurałam sobie, że mąż mnie zdradza. To jednak nie on zniszczył nasze małżeństwo, tylko moje pokręcone domysły”
„Otworzyłam jego laptopa, a ten zalogował się automatycznie. Wpisałam „Anka” w wyszukiwarce maili. Większość z nich stanowiła rzeczywiście służbowe wiadomości, ale coś w ich tonie mnie niepokoiło. Za dużo luzu, zbyt wiele krótkich, zwięzłych odpowiedzi, jakby się świetnie rozumieli, bez potrzeby tłumaczenia czegokolwiek”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Niepokój pojawił się jednak wtedy, gdy Adam przestał całować mnie na dzień dobry. Któregoś razu zapomniał, że nie lubię koperku w zupie, a po powrocie do domu nie rzucał już od dawna „hej, kotku”, tylko zamykał się w łazience bez słowa.
Na początku nasze życie przypominało trochę bajkę. Poznaliśmy się w pracy: ja wiecznie roztrzepana, z kubkiem zimnej kawy i nieopłaconym rachunkiem za telefon, on spokojny, wyważony, z ustalonym planem dnia i czystymi koszulami. Byliśmy jak ogień i woda, ale to wtedy świetnie działało. Potrzebowałam kogoś, kto mnie uspokoi, a on kogoś, kto go rozrusza.
Pobraliśmy się po dwóch latach. Wszyscy mówili nam, że się nie dogadamy, że za bardzo się różnimy. A my byliśmy szczęśliwi — przynajmniej przez jakiś czas. Adam całował mnie w czoło przed snem, a potem zasypialiśmy przytuleni, rano budził mnie natomiast zapach jego perfum i cichy szelest gazety.
Z czasem zaczęłam czuć się... niewidzialna. Kiedy wracał do domu, mówił coraz mniej. Jadł obiad bez komentarza, za to w telefon patrzył z lekkim uśmiechem. I to właśnie ten uśmiech zaczął mnie niepokoić. Nie wiem, dlaczego aż tak mnie to ruszyło. Byłam pewna, że Adam się zmienił... Ale może to ja zmieniłam się pierwsza?
Zamiast zapytać, zaczęłam snuć domysły. Nie próbowałam rozmawiać, tylko od razu analizowałam wszystko po swojemu: każdy gest, każde słowo, każdą zmianę tonu. I coraz częściej czułam ten znajomy ucisk w żołądku, ten zimny dreszcz niepewności. Pewnie to głupie, ale w mojej głowie zaczęła się układać historia. Jej poszczególne elementy raz za razem wskakiwały na swoje miejsce: zdrada, inna kobieta, czułość, którą obdarowywał teraz kogoś innego. I choć nie miałam dowodów, zaczęłam w to wierzyć.
Stałam jak wryta
Pamiętam tamten wieczór bardzo dokładnie. Adam siedział na kanapie z telefonem, a kąciki jego ust uniosły się lekko, zupełnie nieświadomie. To był taki uśmiech, jakiego nie widziałam od dawna. Taki intymny, ciepły i... zupełnie nie dla mnie. Zamarłam w przejściu, niby wciąż szukając pilota, ale nie spuszczałam z niego wzroku.
— Kto cię tak rozbawił? — zapytałam niby od niechcenia.
— Michał coś głupiego napisał — rzucił i schował telefon do kieszeni.
Nie uwierzyłam. Michał nie miał takiego wpływu na ludzi. Znałam go dobrze, pracowali razem od lat. I wiedziałam też, że Adam nie uśmiechał się tak na widok wiadomości od niego.
Po kilku minutach wyszedł do sklepu, choć niczego nie brakowało, a ja zostałam sama. Serce waliło mi w piersi, ręce lekko drżały, ale wzięłam jego telefon. Kod znałam od zawsze, nigdy go nie zmienił. Skrzynka z wiadomościami była czysta... a mnie wydało się to podejrzane. Weszłam w historię czatów i zobaczyłam imię „Anka”. Kilka rozmów sprzed tygodni — żadnych serduszek, żadnych podtekstów, same profesjonalne wiadomości, ale moją uwagę przykuło jedno zdanie: „Masz rację, z tobą to łatwiejsze”.
Gdy wrócił, usiadł naprzeciwko mnie, jakby nic się nie stało. Wtedy nie wytrzymałam.
— Kim jest Anka z twojej pracy? — rzuciłam.
Zaskoczyło go to pytanie. Uniósł brwi, spojrzał na mnie uważnie, jakby próbował odczytać, co już wiem.
— Rozmawiamy o projektach. — Zmarszczył brwi. — Śledzisz mnie? Naprawdę?
— Bo już ci nie wierzę! — Podniosłam głos, choć nie chciałam.
Liczyłam, że zaprzeczy, że zapewni mnie, że to tylko jakiś zbieg okoliczności.
— To twój problem, nie mój — powiedział tylko chłodnym tonem i wstał, jakby temat był zamknięty.
Stałam jak wryta. Nie zaprzeczył. Nie próbował mnie przekonać — po prostu zostawił mnie z nierozwiązaną sprawą.
Przez głowę przepływało mi milion myśli. Może rzeczywiście nie miał nic do ukrycia... ale dlaczego zachowywał się tak spokojnie? Dlaczego nie próbował walczyć, skoro to była nieprawda? Albo... może to ja zaczęłam wariować?
Znów go obserwowałam
Nie spałam tej nocy. Leżałam obok niego, słuchając, jak spokojnie oddycha, jakby nic się nie wydarzyło. Ja za to miałam oczy szeroko otwarte. W głowie układałam scenariusze, odtwarzałam każdą rozmowę, każdy jego gest, każdy wieczór, kiedy zostawał dłużej w pracy.
Rano, kiedy wyszedł do biura, nie czekałam długo. Otworzyłam jego laptopa, a ten zalogował się automatycznie. Wpisałam „Anka” w wyszukiwarce maili. Większość z nich stanowiła rzeczywiście służbowe wiadomości, ale coś w ich tonie mnie niepokoiło. Za dużo luzu, zbyt wiele krótkich, zwięzłych odpowiedzi, jakby się świetnie rozumieli, bez potrzeby tłumaczenia czegokolwiek. W pamięci utkwiło mi zdanie: „Wczoraj byłeś cudowny. Dzięki”. Nie wiedziałam, co miało znaczyć to „cudowny”. Może chodziło o prezentację, a może... o coś zupełnie innego.
Tego samego dnia spotkałam się z Michałem, jego kolegą z pracy. Udawałam, że przypadkiem jestem w okolicy.
— Michał — zaczęłam bez wstępów. — Adam coś ukrywa, prawda?
Zamilkł. Przez chwilę tylko na mnie patrzył , jakby nie był pewny, co wolno mu powiedzieć.
— Nie wiem — powiedział w końcu. — Raczej wygląda, jakby coś go gryzło. Od jakiegoś czasu jest inny. Zamknięty, cichy... Ale nie wiem, Karolina. Może to tylko praca.
— Może sumienie — rzuciłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
Michał spojrzał na mnie z niepokojem i wtedy pojęłam, że powiedziałam za dużo.
Wieczorem zadzwoniłam do Natalii. Znałyśmy się od liceum. Natalia była tą przyjaciółką, która zawsze mówiła prawdę, nawet jeśli bolała.
— Karola, ty nie masz dowodów. Może to ty tworzysz sobie zdradę w głowie? — rzuciła spokojnie, ale stanowczo.
— Ty nie widzisz, jak on się zmienił! — krzyknęłam do słuchawki. — Nie wiesz, że przestał mnie dotykać, że ciągle milczy, że nieustannie się uśmiecha do tego cholernego telefonu!
— A może po prostu przestałaś go pytać, a zaczęłaś tylko obserwować? — podsunęła.
Na to nie znalazłam odpowiedzi. Wieczorem znów go obserwowałam. Jadł kolację w milczeniu, jakby jadł ją sam. Siedziałam obok i czułam, że jestem tylko przeszkodą. Gościem we własnym domu. W jego spojrzeniu nie było już ciepła, tylko to wieczne zmęczenie.
Zamiast spytać go, jak się czuje, znowu weszłam w jego telefon. Sprawdzałam lokalizację, historię połączeń, notatki — obsesyjnie, metodycznie, jakby chodziło o ważne śledztwo, a nie o człowieka, którego kocham. A może już tylko kochałam obraz, który sobie kiedyś stworzyłam?
Nie próbowałam go zatrzymać
Byłam sama w domu, kiedy znów wzięłam jego telefon. Niby tylko na chwilę. Niby tylko żeby sprawdzić, czy dziś znów do niej pisał. Miałam poczucie winy, ale to nie zatrzymało moich palców. Weszłam w aplikację, którą wcześniej ukrył w folderze z nazwą „Notatki”. Zamiast wiadomości znalazłam tylko zdjęcie planu jakiegoś projektu — nic podejrzanego, a jednak poczułam zawód. Chciałam znaleźć coś, co uzasadniłoby moją podejrzliwość.
Wtedy usłyszałam zgrzytnięcie klucza w zamku. Zamarłam. Adam wszedł do salonu i zobaczył mnie ze swoim telefonem w dłoni. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
— Co ty robisz? — zapytał cicho, ale bez zaskoczenia. Jakby wiedział, że to się w końcu stanie.
— Szukałam... — zająknęłam się — prawdy.
Nie odpowiedział od razu. Odwrócił się i bez słowa poszedł do sypialni. Po chwili usłyszałam odgłos przesuwanych drzwi do szafy, otwieranej walizki.
— Co ty robisz? — spytałam, podchodząc do drzwi.
— Odchodzę — powiedział spokojnie. — Nie mogę tu dłużej żyć.
— Zdradziłeś mnie? — zapytałam, choć już nie wiedziałam, czego chcę się dowiedzieć.
— Nie — odpowiedział. — Ale wszystko zniszczyłaś tymi podejrzeniami. Możesz sobie pogratulować.
Zamknął walizkę, przeszedł obok mnie i wyszedł. Nie próbowałam go zatrzymać. Stałam w korytarzu z jego telefonem w dłoni i czułam, że coś się naprawdę skończyło.
To ja zdradziłam
Nie wiem, ile czasu minęło, zanim usiadłam na podłodze i pozwoliłam sobie wreszcie na łzy. W mieszkaniu było cicho, ciszej niż kiedykolwiek. Każdy dźwięk: kapanie z kranu, stukanie gałęzi o parapet, był teraz głośniejszy niż krzyk. A ta cisza była tak głęboka jak ta, która zapada po trzęsieniu ziemi.
Wpatrywałam się w ścianę i próbowałam przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz po prostu go zapytałam, jak się czuje. Co u niego, czy jest szczęśliwy. Nie pamiętałam. Pamiętałam za to każdą podejrzaną wiadomość, każdy moment, kiedy myślałam, że coś przede mną ukrywa. Pamiętałam, jak śledziłam jego lokalizację, jak sprawdzałam, czy zmienił hasło, jak analizowałam, o której ostatnio był online.
Zrobiłam z naszego małżeństwa zagadkę do rozwiązania. Przestałam być jego żoną, a stałam się detektywem. Nie miałam dowodów, a kierował mną tylko lęk. Taki, który był silniejszy od rozsądku.
Leżałam na łóżku, patrząc w sufit, i czułam, że coś się we mnie rozpada. Dopiero teraz zrozumiałam, że on nigdy mnie nie zdradził — to ja zdradziłam. Zdradziłam nasze zaufanie. Zdradziłam spokój w naszym małżeństwie, a wreszcie miłość, na której zbudowaliśmy ten związek.
Miłość bez zaufania to nie miłość
Minęły tygodnie. Nie wiem, ile dokładnie. Przestałam liczyć dni, bo wszystkie wyglądały tak samo. Poranki bez jego kawy, wieczory bez jakichkolwiek rozmów i ta przytłaczająca cisza, która ciągnęła się od ściany do ściany.
Pewnego dnia poszłam do kawiarni, do której kiedyś często chodziliśmy. Był tam nasz stolik przy oknie, ten sam, przy którym Adam opowiadał mi, jak w dzieciństwie uczył się grać na pianinie i nigdy nie mógł zapamiętać nut. Usiadłam tam. Zamówiłam jego ulubioną kawę, choć sama nigdy za nią nie przepadałam. Chciałam ją poczuć, tak samo, jak on ją czuł.
Patrzyłam na pusty fotel naprzeciwko i ściskałam telefon. W końcu otworzyłam wiadomości. Pisałam powoli: „Nie wiem, czy jeszcze kiedyś cię spotkam. Ale jeśli tak — chcę, żebyś wiedział, że żałuję każdego oskarżenia. I że kochałam cię bardziej niż kogokolwiek. Tylko nie umiałam ci ufać.”
Nie wysłałam tej wiadomości. Nie chodziło tu wcale o brak odwagi — po prostu wiedziałam, że to już nie ma znaczenia. On odszedł, bo miał dość życia w cieniu cudzych podejrzeń. Nie dałam mu przestrzeni, żeby być sobą. Dałam mu tylko swoje lęki. Miłość bez zaufania to nie miłość, a jedynie więzienie, w którym to ja byłam strażnikiem.
Karolina, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Rodzina ciągnęła ode mnie tyle kasy, ile się dało. Gdy ja straciłam pracę, usłyszałam, że każdy ma swoje problemy”
- „Odkryłam, że mąż nigdy nie wylogował się z serwisu randkowego. Dla mnie to była zdrada, dla niego zabawa”
- „10 lat temu przysięgałam przed ołtarzem wierność z cudzym dzieckiem pod sercem. Mąż nigdy nie pozna prawdy”

