Reklama

Nie miałem łatwego życia. Od kiedy pamiętam, zawsze trzeba było się starać bardziej niż inni, żeby jakoś związać koniec z końcem. Pracuję na dwa etaty – rano magazyn, wieczorem dostawy. Nie mam luksusów, ale też nigdy ich nie potrzebowałem. Dla mnie najważniejsza była rodzina.

Długo byłem naiwny

Matka zawsze miała talent do problemów, zwłaszcza tych finansowych. Nigdy nie mogła utrzymać pieniędzy przy sobie, zawsze coś „wyskakiwało”. Ale pomagałem jej, jak tylko mogłem. Nawet jeśli nie zawsze to doceniała.

Pamiętam, jak straciła pracę. Przyszedłem do niej z ostatnimi oszczędnościami, chociaż wiedziałem, że powinienem zapłacić za czynsz. Ale wtedy myślałem, że przecież rodzina jest najważniejsza. Że matka nie dałaby mi zrobić sobie krzywdy.

Któregoś dnia wróciłem zmęczony z pracy. Rzuciłem plecak na podłogę, zdjąłem kurtkę i przeszedłem do kuchni. Usłyszałem cichy płacz.

– Mamo? – zapytałem, podchodząc bliżej.

Siedziała przy stole. Miała czerwone oczy, a wargi jej drżały.

– Wojtek… ja nie wiem, jak ci to powiedzieć… – zaczęła cicho, a w jej głosie słychać było łzy. – Ale jestem chora. Bardzo chora.

Coś ścisnęło mnie w żołądku.

– Mamo, co się dzieje? Jak to chora? Przecież niedawno byłaś u lekarza

– Lekarz… oni nic nie rozumieją! – przerwała mi gwałtownie, a potem otarła łzy chusteczką. – Potrzebuję specjalistycznego leczenia, a to kosztuje.

– Powiedz mi, ile potrzebujesz.

– Tyle, ile możesz dać. Synku, nie chcę cię obciążać.

Jak mogłem odmówić?

Sięgnąłem do portfela i wyjąłem wszystkie oszczędności.

– Masz, mamo. Będzie dobrze.

Schowała pieniądze do kieszeni i uśmiechnęła się lekko przez łzy.

– Dziękuję, Wojtuś. Wiem, że mogę na ciebie liczyć.

Minęło kilka tygodni. Matka rzadko wspominała o leczeniu. Nie widziałem żadnych recept, nie było żadnych wizyt u lekarza ani nawet lekarstw. Kiedy próbowałem o to zapytać, ucinała temat, mówiąc, że „to skomplikowane” albo że „wszystko jest pod kontrolą”.

Miałem wrażenie, że unika rozmowy ze mną, jakby bała się, że zapytam o coś więcej. Z początku nie chciałem niczego podejrzewać. Byłem pewien, że mówiła prawdę. A jednak coś mi nie pasowało.

Pewnego wieczoru, po skończonej pracy, poszedłem do mojego kumpla Adama. Potrzebowałem z kimś o tym porozmawiać.

– Ty naprawdę w to uwierzyłeś? – zapytał, krzyżując ręce na piersi. – Twoja matka nigdy nie mówiła ci prawdy o pieniądzach!

– Ale przecież płakała… wyglądała na załamaną – odpowiedziałem, choć sam nie byłem już tego tak pewien.

Miał trzeźwe spojrzenie

Adam prychnął.

– Wojtek, ona doskonale wie, jak tobą manipulować. Sprawdzałeś chociaż, czy rzeczywiście się leczy?

Spuściłem wzrok.

– Nie… po prostu jej uwierzyłem.

Adam pokręcił głową.

– I to jest twój największy problem, stary. Ufasz jej, choć ona nigdy nie dała ci powodu, żebyś to robił.

Jego słowa dźwięczały mi w uszach jeszcze długo po powrocie do domu. Po raz pierwszy w życiu zacząłem nabierać podejrzeń wobec własnej matki.

Kilka dni później wracałem do domu późnym wieczorem. Po drodze wstąpiłem do osiedlowego sklepu. Przy kasie stała sąsiadka, pani Jola, która zawsze wiedziała, co dzieje się w okolicy.

– A co tam u mamy? – zagadnęła.

– A, jakoś daje radę – odpowiedziałem wymijająco.

– Bo wiesz… ja nie chcę się wtrącać, ale ostatnio kilka razy widziałam ją w tym kasynie na rogu – powiedziała, ściszając głos. – I… nie wyglądała najlepiej.

Dosłownie zamarłem

– Moja mama? W kasynie? – zaśmiałem się nerwowo. – Nie, to niemożliwe.

– Nie chcę plotkować, ale widziałam, jak krzyczała na ochroniarza.

Serce zaczęło mi bić szybciej. Szybko się pożegnałem i wyszedłem ze sklepu, choć czułem, jak nogi mam jak z waty. To nie mogła być prawda. Moja matka miała być chora. Miała się leczyć. Miała walczyć o zdrowie. A nie przepuszczać moje pieniądze w kasynie.

Kiedy dotarłem do domu, usiadłem przy stole i wyjąłem telefon. Otworzyłem aplikację bankową, sprawdziłem historię transakcji. Moje oszczędności znikały błyskawicznie. Miałem niemal puste konto.

– Gdzie są moje pieniądze? – zacząłem, gdy tylko przekroczyłem próg domu.

Jej oczy lekko się rozszerzyły.

– Jakie pieniądze?

– Nie udawaj! Całe oszczędności, które ci dałem na leczenie! Gdzie one są?!

Przez chwilę panowała cisza. Widziałem, jak nerwowo przełyka ślinę.

– Wojtku… ja… chciałam dobrze – zaczęła, unikając mojego wzroku.

Byłem wściekły

– Chciałaś dobrze?! – podszedłem bliżej. – Byłaś w kasynie. Sąsiadka cię widziała. Nie jesteś wcale chora! Po prostu mnie oszukałaś!

Matka spuściła głowę, a ja poczułem, jak wzbiera we mnie gniew.

– Myślałam, że się uda – wyszeptała. – Że jeśli wygram, to oddam ci wszystko

Zacisnąłem pięści.

– Oddasz? Wiesz, ile czasu oszczędzałem te pieniądze?

Nie odpowiedziała. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem ją nie jako matkę, ale jako osobę, która mnie zdradziła. Odwróciła wzrok.

– Wojtek, ja nie zrobiłam tego specjalnie…

– Powiedziałaś, że jesteś chora! A ja oddałem ci wszystko, co miałem!

– Nie krzycz na mnie! – podniosła głos, ale czułem, że to bardziej rozpaczliwa obrona niż gniew. – Ja po prostu nie mogłam się powstrzymać…

– Wiesz, ile razy nie mogłem sobie pozwolić na coś, bo oszczędzałem?! Każdy grosz skrupulatnie odkładałem, a ty przepuściłaś wszystko na hazard!

Postawiłem sprawę jasno

Jej oczy zaszkliły się łzami.

– Wojtuś… ja naprawdę myślałam, że wygram…

Przez chwilę w pokoju panowała cisza. Tylko telewizor grał cicho w tle.

– Jak długo mnie okłamywałaś? – zapytałem w końcu, już cichszym głosem. – Jak długo to trwa?

– Dłużej, niż myślisz…

Patrzyłem na nią, ale nie czułem już gniewu. Byłem pusty w środku.

– Dobrze – powiedziałem w końcu. – Zrobisz jedną rzecz. Pójdziesz do ośrodka terapii dla hazardzistów.

Spojrzała na mnie z przerażeniem.

– Wojtek, ja nie…

– Nie interesuje mnie to – przerwałem jej zimnym tonem. – Jeśli chcesz, żebym jeszcze kiedykolwiek ci zaufał, to musisz to zrobić. Koniec z kasynem, koniec z kłamstwami.

Pokręciła głową.

– Nie mogę…

– W takim razie wyprowadź się – rzuciłem bez wahania.

Patrzyła na mnie w osłupieniu, jakby nie wierzyła w to, co powiedziałem.

– Nie żartuj, synku…

– To nie jest żart. Albo idziesz na terapię, albo koniec. Nie będę dłużej tego znosił.

Patrzyłem na nią jeszcze chwilę, a potem wyszedłem z pokoju, zostawiając ją samą z jej decyzją.

Nie wiedziałem, co zrobi. Coś we mnie pękło i wiedziałem już, że nigdy nie będzie tak, jak dawniej.

Wojciech, 30 lat

Czytaj także:
„Córka dostała od nas w prezencie karnet na naukę łyżwiarstwa. Zamiast kręcić piruety, owijała się wokół instruktora”
„W prezencie ślubnym poprosiliśmy o kupony totolotka. Nie spodziewaliśmy się, że to otworzy bramy piekieł w rodzinie”
„Nie chciałem pożyczać kasy od teściów, bo to upokarzające. Żona po cichu wzięła sprawy w swoje ręce”

Reklama
Reklama
Reklama