Reklama

Cisza w domu była nie do zniesienia. Pierwsze Święta bez niego uświadomiły mi, jak bardzo puste stało się moje życie. Choinka w kącie wydawała się tylko dekoracją, a zapach pierników nie przynosił już radości, którą kiedyś dzieliliśmy razem. Każdy dźwięk, każdy ruch w pustym mieszkaniu przypominał mi o tym, że już nigdy nie usłyszę jego śmiechu. Dzieci, zajęte własnymi sprawami, nie odwiedzały mnie, nie dopytywały, nie troszczyły się. Patrzyłam na ich zdjęcia na półce i czułam zimno w sercu. Samotność, którą dotąd ignorowałam, teraz stała się nie do zniesienia.

Czułam ukłucie w sercu

Pierwsze dni grudnia minęły w dziwnej ciszy. Chociaż starałam się wypełniać je drobnymi obowiązkami, nic nie mogło zagłuszyć pustki, która rozlewała się po mieszkaniu. W kuchni pachniało jeszcze jego kawą, a na blacie leżały jego poranne gazety. Siadałam przy stole i próbowałam czytać, ale słowa rozmywały się przed oczami. Każdy ruch w domu przywoływał wspomnienia, a ja nie umiałam ich powstrzymać. Przypominały mi śmiech dzieci, ich nieporadne próby zawieszenia światełek na choince, rozmowy, które kiedyś wypełniały cały pokój. Teraz zostały tylko echa, które odbijały się od ścian.

Chodziłam po mieszkaniu, sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu, choć tak naprawdę nikt już nie zauważał drobnych zmian ani wysiłku, jaki wkładałam w przygotowanie domu na Święta. Zaczęłam przeglądać stare fotografie, patrzeć na uśmiechy dzieci i jego twarz, tak wyraźnie obecne na każdym zdjęciu. Czułam ukłucie w sercu i łzy same spływały po policzkach. Z każdą chwilą zdawało mi się, że świat oddala się ode mnie, że moja rola w życiu dzieci staje się coraz mniej istotna.

Wieczorami siadałam przy kominku, otulona kocem, z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach. Myśli błądziły między przeszłością a teraźniejszością. Próbowałam sobie wmówić, że wszystko będzie dobrze, że może dzieci wkrótce mnie odwiedzą. Ale głos rozsądku szeptał, że nadchodzące dni będą trudne. Święta zbliżały się nieubłaganie, a ja wiedziałam, że tym razem spędzę je sama, z pamięcią o tym, co utraciłam, i z bólem w sercu, który nie chciał odpuścić.

Próbowałam napisać kilka słów

Święta zbliżały się wielkimi krokami. Stół w jadalni świecił pustką — tylko ja przy nim siadałam, a krzesła, które kiedyś zajmowali moi bliscy, pozostawały niewzruszone. Każdy talerz i sztućce przypominały mi, że nikt nie przyjdzie, że dzieci mają własne życie i nie znajdują czasu, by zadbać o matkę, która kiedyś dbała o nie bez względu na wszystko.

Próbowałam przygotować dekoracje, wieszać lampki na choince, ale wszystko wydawało się nieważne. Nawet świąteczne piosenki w radio nie wywoływały radości: przypominały tylko o ciszy w moim domu. Siadałam przy stole z kubkiem gorącej herbaty, patrząc na puste krzesła, i w myślach powtarzałam imiona dzieci, wyobrażając sobie, jak mogłyby tu być, rozmawiać, śmiać się, kłócić o drobiazgi.

Otworzyłam starą skrzynkę z listami świątecznymi i zaczęłam przeglądać karty od przyjaciół i sąsiadów. Każda z nich niosła ciepło, którego nie mogłam poczuć w swoim domu. Myślałam o mężu i jego zwyczaju stawiania małych prezentów pod choinką, o jego żartach i uśmiechu, który zawsze potrafił mnie rozbawić. Teraz w powietrzu unosił się tylko zapach igliwia i pierników, a wspomnienia są bolesne.

Próbowałam napisać kilka słów do dzieci, ale dłoń zamarła nad kartką. Co mogłam im powiedzieć, czego nie wiedzieli? Że tęsknię? Że samotność boli bardziej niż kiedykolwiek? Zamiast wysłać list, odłożyłam go na bok. Stół pozostawał pusty, a ja wciąż siadałam przy nim, choć wiedziałam, że odpowiedzi nie będzie. Cisza przy nim stała się symbolem mojej izolacji, samotności, której nie potrafiłam już ignorować.

Poczułam słodko-gorzką tęsknotę

Postanowiłam wyjść na zakupy, choć każdy krok poza drzwi wydawał się ciężki. Ulice były pełne świateł i ludzi, którzy spieszyli się z torbami wypełnionymi prezentami. Patrzyłam na nich z boku, czując, że wszystko to jest dla kogoś innego, nie dla mnie. W sklepie starałam się wybrać drobne upominki: świece, ozdoby, trochę słodyczy, jednak każda rzecz, którą brałam do ręki, przypominała mi, że nie mam komu ich podarować.

Przechodziłam między regałami, a oczy mimowolnie wędrowały w stronę produktów, które kiedyś kupowaliśmy razem. Czułam zapach czekolady, pierników i świeżo upieczonych ciastek, i nagle w pamięci pojawiły się obrazy dzieci w kuchni, z bałaganem na stole, śmiech mieszający się z dźwiękiem dzwonka do drzwi. Samotność w tej chwili była przytłaczająca.

Na chwilę zatrzymałam się przy stoisku z kartkami świątecznymi. Wzięłam kilka do ręki, oglądając te, które kiedyś wysyłaliśmy razem, i poczułam słodko-gorzką tęsknotę. Zdecydowałam, że napiszę do dzieci, chociaż wiedziałam, że może nie odpowiedzą. W myślach powtarzałam swoje słowa: „Tęsknię za Wami. Pamiętam nasze Święta. Chciałabym, żebyście tu byli”.

Kiedy wracałam do domu, czułam ciężar nie tylko zakupów, ale i wspomnień. Każdy krok po zaśnieżonej ulicy przypominał mi, że pierwsze samotne Święta stają się nieuniknioną rzeczywistością. W domu znów zapanowała cisza, a ja zaczęłam rozpakowywać drobiazgi, kładąc je ostrożnie na półkach. Choinka migotała światłem lampek, ale wciąż brakowało najważniejszego — obecności tych, którzy kiedyś wypełniali to miejsce śmiechem i radością.

Rozmowa była krótka

Był już naprawdę późny wieczór, kiedy telefon zadzwonił. Serce zabiło mi szybciej, choć wiedziałam, że to tylko krótkie wiadomości lub automatyczne powiadomienia. Podniosłam słuchawkę z drżeniem, niepewna, czy naprawdę chcę usłyszeć ich głosy.

— Mamo… — usłyszałam w końcu cichy, niepewny głos Kamili. — Chcieliśmy tylko powiedzieć, że myślimy o tobie.

Czułam ścisk w gardle. Nie było tu radości ani ciepła, które pamiętałam sprzed lat. Był tylko chłód i poczucie winy, że nie umiem już w pełni cieszyć się ich obecnością.

— Dziękuję… — wyszeptałam, choć słowa brzmiały pusto. — Dobrze, że dzwonicie…

Rozmowa była krótka. Każde zdanie brzmiało ostrożnie, jakby córka bała się, że za bardzo otworzy serce. Wspomnienia dziecięcych Świąt mieszały się z tym, co było teraz. Nagle poczułam, że te Święta nigdy nie będą takie same.

— Może przyjedziemy w Nowy Rok… — odezwała się córka, a ja skinęłam głową, choć wiedziałam, że oni tego nie widzą. — Wiesz, mamy tyle pracy

Zawiesiłam wzrok na pustym stole. Ich słowa były uprzejme, pełne kurtuazji, ale brakowało im ciepła i spontaniczności, które kiedyś były codziennością. Zdałam sobie sprawę, że samotność nie polegała tylko na fizycznej nieobecności, ale na braku prawdziwego zainteresowania, na odległości, której nie da się załatwić jednym telefonem. Rozłączyłyśmy się szybko. Siedziałam przez chwilę, wpatrując się w migające lampki na choince, próbując znaleźć choć odrobinę pocieszenia. Jednak świadomość, że moje dzieci mają własne życie i moje potrzeby nie są już ich priorytetem, znowu wypełniła serce bólem. To były Święta, które uczyły mnie, czym naprawdę jest samotność.

Zamknęłam oczy

Siedziałam sama przy kominku, patrząc w ogień, który trzaskał w ciszy pokoju. Ciepło płomieni kontrastowało z chłodem w sercu, a ja starałam się zebrać myśli. Myślałam o mijających latach, o mężu, którego już nie ma, o dzieciach, które kiedyś były całym moim światem, a teraz zdawały się być tak daleko.

— Gdyby tylko mogli zobaczyć, jak tu jest pusto… — szepnęłam do siebie, choć wiedziałam, że słowa nie przyniosą odpowiedzi. — Może wtedy zrozumieliby, że matka też potrzebuje ich obecności.

Próbowałam przypomnieć sobie śmiech i radość z minionych Świąt. Wspomnienia mieszały się z bólem, który nadal wypełniał każdy zakamarek mojego serca. Każdy przedmiot w domu niósł echo minionych lat, choinka, stare bombki, fotografie , i wszystko zdawało się krzyczeć, że coś nieodwracalnie się zmieniło. Cisza nocy była przytłaczająca. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na zegar. Święta trwały, niezależnie od tego, czy byłam w nich obecna w pełni, czy nie. Wiedziałam, że muszę znaleźć sposób, by przetrwać ten czas, choć samotność była ciężka i nie do podzielenia.

Może kiedyś zrozumieją… — wyszeptałam, czując, że serce bije w rytmie wspomnień i nadziei. — Może kiedyś przyjdą i wszystko będzie inaczej.

Ogień migotał, a ja zamknęłam oczy, pozwalając myślom unosić się w przeszłość. Noc była długa, a ja siedziałam, rozmyślając o życiu, które nagle stało się ciche i samotne. To były pierwsze Święta, które spędzałam zupełnie sama, z uczuciem pustki i bólu, którego nie dało się oswoić.

Pozostawała mi pamięć o minionych latach

Święta dobiegły końca, a ja siedziałam w pustym domu, wpatrując się w rozpraszające cienie lampek na choince. Cisza była głęboka, a każda minuta zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Próbowałam znaleźć pocieszenie w drobiazgach: kubku ciepłej herbaty, migotaniu płomieni w kominku, zapachu pierników, ale żadna z tych rzeczy nie mogła wypełnić pustki, która narastała w moim sercu przez całe Święta.

Patrzyłam na fotografie dzieci, na ich uśmiechy sprzed lat, i czułam, że dystans między nami jest coraz większy. Chociaż telefon przyniósł krótki kontakt, rozmowa była chłodna, ostrożna, jakby balon pełen emocji mógł pęknąć przy pierwszym dotknięciu. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę liczyć na cud, że pierwsze samotne Święta były zapowiedzią wielu kolejnych, w których brakowało bliskości, której tak bardzo pragnęłam.

Na razie pozostawała mi pamięć o minionych latach, smutek i ciche łzy, które spływały w nocy. Mimo bólu wiedziałam, że muszę jakoś żyć dalej, pielęgnować wspomnienia i nauczyć się odnajdywać drobne radości w samotności. Święta przeminęły, a ja zostałam z myślami o tym, co utraciłam, i o nadziei, że kiedyś nie będę już tak bardzo czuła się niewidzialna.

Joanna, 62 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama