„Tydzień przed ślubem odkryłam zdjęcia ukochanego z inną. Po tym, co zrobiłam przy ołtarzu zapamięta mnie do końca życia”
„Cisnęło mi się na usta wszystko. Przekleństwa, krzyk, ale nic nie powiedziałam. Odblokowałam jego telefon, co nie było trudne, bo używał daty swoich urodzin, i zaczęłam przeglądać galerię. Było w niej pełno zdjęć Pawła z jakąś kobietą”.

- Redakcja
Wszystko zaczęło się jak z bajki. Z tą różnicą, że ja nie byłam księżniczką w tiulach, a Paweł nie przyjechał na białym koniu. Spotkaliśmy się na jednym ze szkoleń – on prezentował coś dla klientów, ja siedziałam w trzecim rzędzie z notatnikiem i długopisem w kolorze morza. Pamiętam, że jako jedyny mówił bez tych denerwujących frazesów z PowerPointa. Po wszystkim podszedł, uśmiechnął się lekko i rzucił:
– Masz najładniejszy długopis na sali.
Kochałam go
Tak to się zaczęło. I przez trzy lata nie miałam żadnego powodu, by myśleć, że mogłoby się to skończyć inaczej niż ślubem. Paweł był czuły, konkretny, trochę zamknięty, ale mi to pasowało. Ja miałam wystarczająco emocji za nas dwoje.
Zaręczyliśmy się rok temu, w lipcu, po kolacji u jego rodziców. Bez zbędnych fajerwerków – na kolanach, w domowym ogrodzie, z jakimś przywiędłym tulipanem w ręku, który zerwał z grządki jego mamy. I powiedziałam „tak”. Bardzo w to wierzyłam. Że stworzymy coś trwałego. Zgranego. Uczciwego.
Planowaliśmy ślub sami – skromny, ale elegancki. Bez dwustu gości, ale z tymi, którzy naprawdę się liczą. Sukienka wisiała już w szafie, obrączki mieliśmy zamówione, wszystko miało sens.
– To już za tydzień – powiedział, siadając obok mnie na kanapie. W rękach trzymał dwa kieliszki prosecco. – Ostatnie noce jako narzeczeni.
– Mhm – odpowiedziałam, nie podnosząc wzroku znad książki, której i tak nie czytałam.
Włożył kieliszek w moją dłoń, musnął ustami mój policzek. Pachniał znajomym żelem pod prysznic i lekko zmęczonym dniem. Tak, jak pachniał zawsze.
Miałam przeczucie
– Stresujesz się? – zapytał, próbując chyba zainicjować coś w rodzaju rozmowy.
– Trochę. Chyba potrzebuję chwili ciszy. Sam rozumiesz, nie? Tyle się działo ostatnio.
– Jasne – przytaknął, nie podejrzewając niczego. – To ja się położę. Mam do przemyślenia przysięgę.
Poszedł do sypialni, ale zapomniał telefonu. Zostawił go na stole koło mnie. I wtedy zobaczyłam, że na ekranie podświetla się wiadomość, która właśnie przyszła: „Ciągle wspominam tamtą jedną noc”.
Cisnęło mi się na usta wszystko. Przekleństwa, krzyk, ale nic nie powiedziałam. Odblokowałam jego telefon, co nie było trudne, bo używał daty swoich urodzin, i zaczęłam przeglądać galerię. Było w niej pełno zdjęć Pawła z jakąś kobietą: w hotelu, w samochodzie, chyba u niej w mieszkaniu. Ostatnie zrobione dwa dni temu.
Nie spałam tej nocy. Ale rano, gdy Paweł wyszedł z uśmiechem na ustach do pracy, wiedziałam jedno – dziś nie będę płakać. Ani jutro. Będzie pamiętał ten ślub do końca życia.
Chciałam się zemścić
Nie pamiętam poranka w dniu ślubu. Tylko urywane obrazy: stylistka mówiąca: „Będziesz wyglądać jak milion dolarów, kochana”, moja mama ukradkiem ocierająca oczy, dźwięk suszarki, zimna kawa. Prawie nic nie jadłam, ale nie z nerwów. Z nienawiści, która rosła mi pod skórą, parzyła mnie od środka.
Michał miał na sobie grafitowy garnitur, ten sam, który przymierzał na moich oczach miesiąc wcześniej, marudząc, że wygląda jak urzędnik skarbowy.
– Wszystko w porządku? – zapytał, patrząc na mnie przenikliwym spojrzeniem.
– A jak myślisz? – odpowiedziałam cicho, ale z uśmiechem. – To mój wielki dzień.
Zacisnął szczękę. Chyba wyczuł, że coś jest nie tak, ale nie zapytał więcej. Nie było czasu.
Goście już się zbierali. Mój ojciec trzymał mnie pod ramię, prowadząc powoli przez alejkę udekorowaną hortensjami. Gdzieś między kwiatami dostrzegłam Pawła. Stał przy ołtarzu polowym z rozświetloną twarzą. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się jak dzieciak. Ja też się uśmiechnęłam.
Nie spodziewał się
Czekałam tylko na swój moment. Gdy ksiądz zaczął wygłaszać słowa przysięgi, poczułam, że to ta chwila.
– Poczekajcie – powiedziałam nagle. – Zanim coś powiem, mam dla Pawła prezent.
Zapanowała cisza. Nawet ptaki przestały śpiewać.
– Coś, co będzie idealnym wstępem do wspólnego życia – dodałam i sięgnęłam za ławkę.
Wręczyłam Pawłowi elegancki album ze zdjęciami. Paweł wziął go do rąk, zdezorientowany, ale otworzył. Pierwsze zdjęcie – on i ta kobieta w aucie. Drugie – ich selfie w windzie hotelowej. Kolejne – jej nogi na jego kolanach. Z każdą stroną jego twarz bledła coraz bardziej.
– Aneta… – wyjąkał. – To… nie tak…
– Ależ dokładnie tak. A teraz proszę, niech wszyscy się nacieszą. Takiego albumu ślubnego się nie zapomina.
Wyrwałam mu album z rąk i podałam mojej mamie. Zapanowało poruszenie. Jedna z ciotek zasłoniła usta ręką. Ktoś w drugim rzędzie syknął: „Boże, ale numer…”. A ja stałam tam, spokojna. Spokojniejsza niż przez ostatnie tygodnie.
Zrobiłam kabaret
– Ślub jest odwołany – powiedziałam głośno, odwracając się do zgromadzonych. – Ale można iść do altany na prosecco. Póki jeszcze zimne.
I odeszłam. Za mną wybiegł tylko Paweł.
– Aneta! Zaczekaj! – zawołał. – Proszę, musimy porozmawiać!
Odwróciłam się. Wyglądał, jakby nagle stracił wszystkie punkty odniesienia. Garnitur przekrzywiony, oczy rozszerzone ze strachu.
– Mamy coś do wyjaśnienia.
– Nie mamy – powiedziałam chłodno. – Masz album. Wystarczająco materiału, żeby wszystko sobie „wyjaśnić”.
– To nie wygląda tak, jak myślisz… To tylko…
– Daruj sobie – przerwałam, podnosząc głos. – Tylko co? Pomyłka? Eksperyment? Koleżanka z pracy, która się potknęła i przypadkiem trafiła do twojego łóżka? Mam wyliczać dalej?
Paweł zrobił krok do przodu, jakby chciał mnie chwycić za rękę, ale w tym momencie między nas wszedł jego świadek, Michał.
– Starczy, Paweł – powiedział twardo. – Daj jej odejść.
Byłam załamana
Michał spojrzał na mnie. Oczy miał ciemne, poważne. I może właśnie wtedy zrozumiałam, że on naprawdę wiedział, ale nie miał odwagi powiedzieć. Albo czekał, aż ja sama wszystko odkryję.
– Wiedziałem. I nie jestem z tego dumny – powiedział w końcu. – Ale teraz nie czas i miejsce, żeby się usprawiedliwiać. Paweł, zniknij. Daj jej chwilę spokoju.
Paweł zamarł. Zobaczył, że nie wygra tej rozmowy. Opuścił ręce, spuścił głowę i odszedł.
Wieczorem, kiedy leżałam w łóżku z kieliszkiem wina i głuchą ciszą w głowie, przyszła wiadomość od Michała: „Jeśli chcesz pogadać, wiesz gdzie mnie znaleźć”. Nie odpisałam. Ale tydzień później zgodziłam się pojechać z Michałem w góry, choć nie wiedziałam po co. Nie byliśmy parą, nie byliśmy też przyjaciółmi. Był po prostu kimś, kto nie uciekł. Powiedział tylko: „Znam miejsce, gdzie nie zadają pytań”. I zabrał mnie w Bieszczady, do starego drewnianego domu jego ciotki.
Dom był prosty, pachniał drewnem i starymi książkami. Usiadłam w fotelu i przez dłuższą chwilę nie odezwałam się ani słowem. W końcu Michał zapytał:
– Wiesz już, co teraz?
Miałam ochotę powiedzieć, że nie wiem nawet, kim jestem, ale tylko spojrzałam w jego stronę. Zasnęłam tej nocy bez lęku. Michał spał w drugim pokoju. Niczego nie oczekiwał, nie próbował pocieszać mnie dotykiem, nie zadawał więcej pytań. Po prostu był.
Aneta, 29 lat
Czytaj także:
- „Nigdy nie chcieliśmy mieć dzieci, ale zmieniłam zdanie. Mąż wykrzykuje, że jestem oszustką i może zgodzić się na psa”
- „Mój syn to bawidamek i czaruś, ale trzymam jego stronę. Gdyby synowa wiedziała to, co ja, już dawno wniosłaby o rozwód”
- „Ślub w czerwcu nie przyniósł mi szczęścia, mimo litery R w środku. Już na weselu moje małżeństwo legło w gruzach”

