„Tuż przed śmiercią dziadek wyznał mi, że zakopał coś pod krzewem bzu. Byłam w szoku na widok takiego spadku”
„– Serio? Dziadek jeszcze nie ostygł, a ty już chcesz dzielić majątek? – spytałam. – Proszę cię, Julka. Ojciec i tak nic nie miał. Emerytura ledwo starczała mu na leki i papierosy. Jeśli coś zostawił, to może rachunek za pogrzeb”.

Nigdy nie miałam ojca, a matka była tylko z nazwy. Oziębła, wiecznie zajęta sobą. To dziadek Władek mnie wychowywał – surowy, ale sprawiedliwy. Miał w oczach coś, co przypominało czułość, choć rzadko okazywał ją słowami. Pamiętam, jak mówił, że świat nie wybacza słabości, a pieniądze trzeba trzymać blisko serca, ale jeszcze bliżej ziemi. Gdy zachorował, czułam, jakby ktoś zabrał mi ostatni kawałek gruntu pod nogami. Pracowałam po kilkanaście godzin dziennie, nie mając nic oprócz długów i cienia wspomnień. Aż do tej jednej, ostatniej chwili, w szpitalu – gdy wziął mnie za rękę, spojrzał zmęczonymi oczami i wyszeptał:
– Nie pozwól im wszystkiego wziąć. Pod bzem, w ogrodzie, jest wszystko, co zostawiłem tylko dla ciebie.
Początkowo myślałam, że majaczył. Ale coś we mnie drgnęło. Jakby znał przyszłość. Jakby przewidział, że po jego pogrzebie nie zostanie mi nic... oprócz tego krzewu bzu, pod którym kiedyś bawiliśmy się w piratów, chowając „skarb”.
Matka była chciwa
Na pogrzebie dziadka było chłodno, choć to był maj. Magda – moja matka – stała z boku, w czerni od stóp do głów, z miną jakby przyszła na zebranie zarządu, nie pożegnać własnego ojca. Nie płakała. Ja nie mogłam przestać.
Po ceremonii wróciliśmy do domu dziadka. Nadal pachniało tu tytoniem i wodą kolońską. W salonie zawisła ciężka cisza, którą pierwsza przerwała matka.
– I co teraz? Testament jest? – zapytała, siadając na jego ulubionym fotelu, jakby już do niej należał.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Serio? Dziadek jeszcze nie ostygł, a ty już chcesz dzielić majątek?
– Proszę cię, Julka. Ojciec i tak nic nie miał. Emerytura ledwo starczała mu na leki i papierosy. Jeśli coś zostawił, to może rachunek za pogrzeb.
Zacisnęłam zęby. Czułam, że się myli. Dziadek był skryty, ale niegłupi. Przez lata nie ufał nikomu, a szczególnie jej. Wiedział, co robi.
– Dziadek nie był głupi. Nie wierzę, że nic nie zostawił – powiedziałam twardo.
Magda uniosła brwi, szyderczo się uśmiechając.
– Jeśli coś miał, to pewnie dawno to przepił albo schował tak, że nie znajdziemy.
Jej słowa tylko mnie utwierdziły. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co powiedział w szpitalu. „Pod bzem, w ogrodzie...” – to nie był przypadek. Wiedziałam, że muszę tam wrócić. Coś tam na mnie czekało. Coś, czego matka nigdy nie powinna znaleźć.
Uważała dziadka za skąpca
Wieczorem zastałam matkę w kuchni dziadka. Przeglądała jego szafki z chłodnym zainteresowaniem, jakby szukała starego przepisu, a nie czegoś wartościowego. Zastanawiałam się, ile jeszcze lat będzie udawać, że nic jej nie obchodzi, a jednocześnie robić wszystko, by dostać więcej, niż zasługuje.
– Mamo – zaczęłam ostrożnie – dziadek nigdy nie wspominał ci o pieniądzach? Oszczędnościach?
Parsknęła śmiechem.
– Twój dziadek? Ten paranoik? Chował pieniądze po książkach, w słoikach, nawet w zamrażarce. Raz znalazłam banknot w opakowaniu po lodach. Myślałam, że to lody waniliowe.
– Ale mówił ci kiedyś coś… konkretnego? O jakimś miejscu?
Zamknęła szafkę z hukiem.
– Ty naprawdę liczysz na to, że zostawił ci fortunę zakopaną w ogródku? Julka, ocknij się. On miał cię może i trochę za córkę, ale po prostu cię lubił.
Zacisnęłam pięści.
– Nie, mamo. Ty nie rozumiesz. Ty nigdy nie rozumiałaś. Jemu na mnie zależało. A ty… ty całe życie miałaś wszystko gdzieś.
– A ty całe życie liczysz, że ktoś coś ci da! – warknęła. – Zawsze byłaś tylko dzieckiem, które chciało więcej, niż zasługiwało.
Zamilkłam. Już wiedziałam, że dalej z nią nie porozmawiam. Ale jedno też wiedziałam na pewno: dziadek zostawił coś tylko dla mnie. I jeszcze tej nocy to znajdę.
Odkopałam skrzynkę
Noc była zimniejsza, niż powinna. Wzięłam starą latarkę i wyszłam do ogrodu, który znałam lepiej niż własne mieszkanie. Szłam po omacku przez trawę, aż dotarłam do krzewu bzu – ogromnego, rozłożystego, pachnącego ciężko i słodko, jak dawniej. Tu bawiliśmy się z dziadkiem w odkrywców. Tu uczył mnie, jak rozpoznawać ślady zwierząt. Tu zakopywaliśmy skarby z kapsli i kamieni.
Zaczęłam kopać rękami, potem łopatą. Ziemia była twarda, pachniała deszczem i wspomnieniem. Nagle natrafiłam na coś metalowego. Serce mi stanęło. To była mała, zakurzona skrzynka. Pociągnęłam za uchwyt i uniosłam wieko. W środku – pękata koperta z moim imieniem, a pod nią starannie owinięte w folię banknoty. Dużo banknotów. Nie mogłam uwierzyć. Palce mi się trzęsły.
Rozłożyłam kartkę:
„Nie ufałem nikomu. Ale Tobie ufałem zawsze. Dziadek.”
Płakałam. Po raz pierwszy nie ze straty, tylko z wdzięczności. Nie chodziło o pieniądze. To był dowód. Ostatni gest zaufania, który nic nie musiał mówić – a mówił wszystko.
Zrozumiałam wtedy, że byłam dla niego ważniejsza, niż kiedykolwiek myślałam. I że to, co zakopał, nie było tylko pieniędzmi. To było jego serce, schowane na dnie ziemi. Dla mnie.
Musiałam się poradzić
Kami, mój przyjaciel, pojawił się chwilę po moim telefonie. Zawsze taki sam – cichy, konkretny, z tym spokojem, którego nigdy nie miałam w sobie.
– Co się stało? – zapytał, gdy otworzyłam mu drzwi. – Brzmisz, jakbyś odkryła coś niesamowitego.
Usiadłam z nim w kuchni i bez słowa postawiłam skrzynkę na stole. Otworzyłam wieko. Jego brwi uniosły się w zdziwieniu, ale milczał.
– Pod krzewem bzu – powiedziałam cicho. – Tak mi powiedział przed śmiercią. I miał rację. To wszystko było dla mnie.
Przez chwilę patrzył na pieniądze, potem na mnie. Jego spojrzenie nie oceniało.
– Co z tym zrobisz?
– Nie wiem – westchnęłam. – Część mnie chce o tym powiedzieć. Część schować. A część... część chce to spalić i mieć święty spokój.
– Julia – powiedział spokojnie – on ci to zostawił. Nie matce ani innym. Jeśli miał powód, żeby to ukryć, to znaczy, że wiedział, co robi.
– Ale jeśli matka się dowie…
– Ona nie ma prawa. I dobrze o tym wiesz. On wybrał ciebie. Nie ją. Nigdy jej nie ufał.
Zamilkłam. W głowie dudniły mi słowa z listu. „Tobie ufałem zawsze.” Wiedziałam, że nie mogę tego oddać. Ani ukryć. Musiałam to potraktować jak testament serca. I nauczyć się, co z nim zrobić.
Matka miała pretensje
Matka dowiedziała się o skrzynce szybciej, niż przypuszczałam. Nie wiem, jak to wywęszyła. Przyszła do mnie bez zapowiedzi – z zaciśniętymi ustami i tą samą miną, którą pamiętałam z dzieciństwa, gdy przyłapywała mnie na czymś, czego nie rozumiała.
– Więc to prawda – powiedziała bez powitania. – On ukrywał przede mną pieniądze. A ty to po prostu wykopałaś i myślisz, że ci się wszystko należy?
Zacisnęłam dłonie na filiżance z zimną już herbatą.
– To nie było „wszystko”. To było coś tylko dla mnie. W liście napisał, że ufał tylko mnie.
– Liście? – prychnęła. – A może to twoja bajka? Żeby usprawiedliwić, że zatrzymasz kasę po cichu?
– Nie interesowało cię to, co czuł. Nie przyszłaś do niego, gdy był chory. Nie dzwoniłaś. Nie pytałaś. A teraz chcesz się kłócić, że nie dostałaś części, na którą nigdy nie zasłużyłaś?
Wstała gwałtownie.
– To mój ojciec! A ty jesteś tylko wnuczką, która myśli, że wie wszystko lepiej!
Popatrzyłam jej prosto w oczy. Bez litości.
– To nie o pieniądze chodzi, mamo. To było coś, czego ty nigdy nie chciałaś. Zaufanie.
Zamilkła. Pierwszy raz zobaczyłam w niej coś więcej niż złość. Może cień żalu. Ale było już za późno.
To mój spadek
Nie wydałam wszystkiego. Nie kupiłam nowego życia. Część pieniędzy zainwestowałam w siebie – poszłam na studia podyplomowe, które zawsze odkładałam „na później”. Reszta trafiła na konto, gdzie czeka – może na gorszy czas, może na coś ważnego. Na coś, co miałoby sens.
Ogród dziadka odwiedzam często. Krzew bzu zakwitł jeszcze mocniej niż wcześniej, jakby chciał mi przypomnieć, że tajemnice zakopane w ziemi mogą dawać więcej siły niż słowa. Czasem siadam tam z kubkiem kawy, zamykam oczy i wyobrażam sobie jego głos. Już nie jestem tą samą dziewczyną, która kopała w ciemnościach ziemię z nadzieją, że znajdzie coś więcej niż błoto.
Z matką nie utrzymuję kontaktu. Po naszej rozmowie zniknęła, zostawiając po sobie jedynie niedomknięte drzwi i ciszę, do której się przyzwyczaiłam. Nie mam żalu. Tylko smutek. Nie da się naprawić przeszłości, której nigdy nie było, ale mogę zbudować coś nowego. Coś swojego. I może – pewnego dnia – komuś też przekażę coś więcej niż pieniądze. Może zaufanie. Może bez słów.
Dziadek wiedział, że nie wszystko trzeba zapisać w testamencie. Niektóre rzeczy są większe niż prawo. Głębsze niż ziemia.
Julia, 28 lat
Czytaj także:
- „Kochałam szwagra, ale on wybrał moją siostrę. Po latach zasiane niegdyś nasionko zakiełkowało”
- „Siostra chciała zgarnąć całą ojcowiznę, a mnie traktowała jak intruza. Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada”
- „Zamieniłam garnki na pędzle, bo dobijało mnie bycie gosposią dla męża. Zamiast płótna wymalowałam sobie rozwód”

