„Tuż przed świętami znalazłam test ciążowy córki. Nie takiego prezentu pod choinkę się spodziewałam”
„W czwartek wieczór, dzień po tym, jak Marek po raz trzeci z rzędu nie wrócił na kolację, Lena zamknęła się w pokoju, a ja siedziałam w kuchni, patrząc w zimny rosół. I nagle poczułam, jak coś we mnie pęka. Podniosłam się, weszłam do łazienki i sięgnęłam po test. Wciąż tam był. Przemyślałam to tysiąc razy, ale teraz już nie byłam w stanie milczeć”.

Zawsze powtarzam, że święta to czas cudów. Czas, kiedy ludzie powinni być razem, przy jednym stole, z czystym sercem i spokojem w duszy. Kiedyś naprawdę w to wierzyłam. Moja mama piekła pierniki z uśmiechem na twarzy, tata ubierał choinkę, a my z siostrą robiłyśmy łańcuchy z bibuły. Dom pachniał pomarańczami, przyprawami i... miłością. To był zapach dzieciństwa. Prawdziwego domu.
Teraz, kiedy sama jestem matką, próbuję ten klimat odtworzyć, choć nie zawsze się udaje. Dom jest czysty, pierniki upieczone, światełka równo zawieszone, a prezenty zapakowane. Nawet opłatek mam już poświęcony. Wszystko musi być idealne. Inaczej się nie da. W tym roku wyjątkowo mi zależy, tylko że... coś nie gra. Nie mogę się skupić. Chodzę po domu jak cień, co chwila zerkam na zegar, na telefon. Czuję w środku ten znajomy niepokój, który pojawił się dokładnie sześć dni temu, w sobotę rano.
Sprzątałam łazienkę. Na pierwszy rzut oka, nic niezwykłego. Ale kiedy zajrzałam do kosza na śmieci, serce mi zamarło. Wśród zużytych płatków kosmetycznych, w towarzystwie pustej tubki po paście leżał test ciążowy. Nie w opakowaniu — używany. I nie, nie miałam wątpliwości, że nie jest mój. Od dawna nie mam takich zmartwień. Poza mną, tylko jedna kobieta mieszka w tym domu. Lena, moja córka. Moja dorosła, 19-letnia córka.
Nie chciałam naciskać
Nie powiedziałam nic. Po prostu... schowałam test do szuflady w szafce pod umywalką, tak jakby miał zniknąć, rozpłynąć się, jakby wszystko mogło się jeszcze okazać pomyłką. Ale ten obraz siedział mi w głowie, wypalał dziurę. Od tamtego dnia patrzyłam na Lenę inaczej. Nie mogłam przestać jej obserwować: jak wraca do domu, jak chodzi po kuchni, jak przesiaduje w swoim pokoju. Zamyślona, rozkojarzona. Jeszcze niedawno śmiała się do ekranu, teraz coraz częściej siedziała w ciszy, z twarzą w telefonie, ale bez uśmiechu. Czasem wyłapywałam jej spojrzenie — szybkie, nerwowe. Jakby wiedziała, że coś podejrzewam
.Próbowałam ją wybadać. Ostrożnie.
— Lena, a ty… masz jakieś plany na najbliższe miesiące? — spytałam niby niewinnie.
Podniosła na mnie wzrok znad makaronu.
— Coś konkretnego masz na myśli?
— Nie wiem… studia, praca, może… ktoś nowy w twoim życiu?
Zatrzymała widelec w powietrzu. Milczała sekundę za długo.
— Mamo, znowu próbujesz wyciągnąć coś między wierszami? Mówiłam ci już, że wszystko jest okej.
Nie chciałam naciskać, ale każde „okej” brzmiało jak mur, który stawia między nami. Moja Lena, która kiedyś opowiadała mi o wszystkim, teraz chowała się za półsłówkami. A ja... jestem jak tykająca bomba. Każdy dzień przybliżał nas do Wigilii. A ja podejrzewałam, że za chwilę nie wytrzymam.
W jednej sekundzie zmarkotniała
I nie wytrzymałam. W czwartek wieczór, dzień po tym, jak Marek po raz trzeci z rzędu nie wrócił na kolację, Lena zamknęła się w pokoju, a ja siedziałam w kuchni, patrząc w zimny rosół. I nagle poczułam, jak coś we mnie pęka. Podniosłam się, weszłam do łazienki i sięgnęłam po test. Wciąż tam był. Przemyślałam to tysiąc razy, ale teraz już nie byłam w stanie milczeć. Zapukałam do jej drzwi.
— Lena, możemy porozmawiać? — spytałam.
— Jestem zmęczona.
— To ważne.
Drzwi otworzyły się z cichym kliknięciem. Stała przede mną, boso, w za dużym swetrze. Wyglądała jak dziecko. Wyciągnęłam test z kieszeni.
— To twój?
Zamarła. Jej wzrok zatrzymał się na plastikowym pasku, potem na mnie. W jednej sekundzie zmarkotniała.
— Nie masz prawa grzebać w moich rzeczach — syknęła.
— Więc to prawda.
— A jeśli tak? To już nie twoja sprawa. Mam 19 lat, nie 9.
— Lena... Boże. — Westchnęłam ciężko. — Jesteś w ciąży?
— Miałam ci powiedzieć, ale... wiedziałam, że zrobisz właśnie to! — Uniosła głos. — Że od razu zaczniesz mnie osądzać, że zrobisz ze mnie idiotkę.
— Nie robię z ciebie idiotki — zaoponowałam. — Po prostu… Boże, Lena, jesteś dzieckiem. Nie jesteś na to gotowa.
Spojrzała na mnie spode łba.
— A ty niby byłaś?
Pierwszy raz od lat przypomniała mi, że kiedy zaszłam w ciążę z nią, miałam dwadzieścia trzy lata i żadnego planu. Zostawiła mnie z tym pytaniem, które zadałam sobie potem jeszcze wiele razy. Bo może miała rację. Ale wtedy… poczułam tylko, że oddaliła się ode mnie na dobre.
Wtedy pękło mi serce
— Marek, musimy pogadać — powiedziałam, kiedy wreszcie wrócił do domu, późno jak zwykle. Zdjął kurtkę powoli, jakby z góry wiedział, że czeka go burza.
— Co znowu? — westchnął.
— Lena jest w ciąży.
— Co? — Uniósł brwi, ale bez większego szoku. — Skąd wiesz?
— Znalazłam test. Przyznała się.
Przez chwilę milczał. Potem usiadł na fotelu i przetarł twarz dłońmi.
— Cóż… No to się porobiło.
— Serio? To wszystko? — Podniosłam głos. — „Porobiło się”? Nasza córka jest w ciąży, a ty reagujesz jakby właśnie przepaliła się żarówka!
— A co mam powiedzieć, Anka? Jest dorosła. Sama musi wiedzieć, co robi.
— Nie rozumiesz? — Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. — To może zniszczyć jej życie!
— Albo je odmieni. Ja miałem dwadzieścia jeden lat, gdy się urodziła. I co, źle wyszło?
Spojrzałam na niego z goryczą. Może i nie było źle, ale samotność, jaką czułam przez te lata, siedziała we mnie głębiej, niż kiedykolwiek chciałam się przyznać.
— Ona się boi — powiedziałam cicho. — A ja... ja też się boję.
W nocy nie mogłam spać. Słyszałam, jak Lena rozmawia przez telefon w swoim pokoju. Szeptała, ale ściany w naszym mieszkaniu są cienkie jak papier.
— Nie wiem, czy tego chcę... Mama mnie znienawidziła.
Wtedy pękło mi serce. Nie krzyczałam, nie wchodziłam do niej. Leżałam w ciemności, czując, że nie potrafię już być dla niej tą matką, której potrzebuje.
Przytuliłam ją
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Był piątek, szósta rano. Właśnie nastawiłam wodę na kawę, nie spałam praktycznie całą noc. Lena weszła do kuchni powoli, jakby nie miała pewności, czy jej nie odpędzę. Siadła przy stole bez słowa i patrzyła w blat.
— Mamo…
Podniosłam na nią wzrok. Wyglądała na jeszcze młodszą niż zwykle. Bez makijażu, z rozczochranymi włosami, w mojej starej bluzie.
— Jestem w dziewiątym tygodniu — powiedziała, cicho, ale bez wahania.
Usiadłam naprzeciwko. Moje ręce trzęsły się bardziej, niż przypuszczałam.
— Patryk wie — ciągnęła. — Chce być przy mnie, ale... sam się boi. Ma dopiero 21 lat. Studiuje. Nie wiemy, co robić.
Zacisnęłam usta. Nie chciałam, żeby znów usłyszała we mnie tylko rozczarowanie.
— Myślałam, że mnie znienawidzisz — dodała. — Że powiesz, że zawiodłam cię na całej linii.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś?
— Bo ty wszystko oceniasz. Każdy mój błąd to katastrofa. Jakbyś nie pamiętała, że też kiedyś byłaś młoda.
— Nie jestem zawiedziona — powiedziałam. — Jestem przerażona. Ale to nie to samo.
Popatrzyła na mnie. Usta jej drżały, a w oczach zbierały się łzy.
— Nie chcę tego robić sama — wyszeptała.
Wtedy... sięgnęłam do niej. Przytuliłam ją pierwszy raz od miesięcy. A może i od lat.
— Nie będziesz — powiedziałam cicho, trzymając ją, gdy się rozpłakała.
Wzięłam głęboki oddech
Wigilia minęła w dziwnej ciszy. Na stole wszystko było tak, jak powinno: karp, barszcz, dwanaście potraw, sianko pod obrusem, ale atmosfera… była inna. Lena siedziała obok mnie, cicha, zamyślona. Kiedy podałam jej talerz z barszczem, tylko pokręciła głową. Marek udawał, że niczego nie zauważa. Rozmawiał z wujkiem o podatkach, o inflacji, o wszystkim, tylko nie o tym, co naprawdę się działo.
Po kolacji goście się rozeszli. Posprzątałam w kuchni, włączyłam zmywarkę, a Lena niespodziewanie stanęła w drzwiach. Trzymała w dłoniach ścierkę, jakby chciała mi pomóc. Spojrzała na mnie bez słowa i zaczęła wycierać sztućce. Przez chwilę milczałyśmy.
— Chcesz pogadać? — zapytałam cicho.
Skinęła głową.
— Mamo... ja naprawdę chcę tego dziecka — powiedziała, nie odrywając wzroku od talerza. — Nie mam wątpliwości. Po prostu… boję się. Tego, co będzie. Co dalej. Jak ja sobie poradzę.
Odłożyłam ściereczkę. Czekałam, aż powie więcej.
— Patryk... On się stara, ale jest przerażony. Ja też. Nie chodzi o to, że chcę się wycofać. Po prostu... ja potrzebuję was. Ciebie. Taty. Nie chcę tego robić sama.
Wzięłam głęboki oddech. Serce mi się ścisnęło, bo brzmiała dokładnie jak ja dwadzieścia lat temu, kiedy siedziałam w kuchni moich rodziców z drżącym głosem i wypiekami na twarzy.
— Lena — powiedziałam spokojnie. — Jesteśmy. Może nie zawsze tacy, jak trzeba, ale jesteśmy. I nie zostawimy cię z tym.
Zamknęła oczy, jakby usłyszała właśnie to jedno zdanie, którego potrzebowała. Podeszłam do niej i ją przytuliłam — mocno, bez słów. Wiedziałam już, że te święta nie będą jak kiedyś. Ale może właśnie to było w nich najważniejsze.
Anna, 44 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dostałam od szefa kalendarz adwentowy z niespodzianką. Z każdym okienkiem brnęłam coraz głębiej w niebezpieczną grę”
- „Wszyscy myśleli, że dziadek ma puste skarpety, ale zostawił mi 67 tysięcy. Zyskałam luksus, ale straciłam rodzinę
- „Na wigilii firmowej dostałam najlepszy prezent od kolegi. Myślałam, że to zaproszenie na wspólne święta, ale się przeliczyłam”

