Reklama

Pracowałem w małym biurze rachunkowym przy rynku, gdzie zapach kawy mieszał się z kurzem starych segregatorów. Po pracy wchodziłem do dobrze mi znanego antykwariatu, przeglądałem książki i uspokajałem głowę. Od lat miałem też cichą słabość: co środę kupowałem kupon totka, bardziej przez marzenia niż z realnej nadziei.

Weronika przewracała oczami, gdy wracałem z kiosku, ale pozwalała mi na tę dziecinną rutynę. Mówiłem sobie, że to nie gra, tylko bilet do lepszego nastroju. Tamtego dnia schowałem kupon do powieści o detektywie i nieświadomie oddałem ją następnego dnia panu Leonowi. Wtedy wszystko potoczyło się inaczej. Nie przypuszczałem, że tę drobnostkę zapamiętam na zawsze.

Ucieszyłem się, ale krótko

Siedziałem przy biurku, stukając w klawiaturę, kiedy Patryk wrócił z kawą. Otworzyłem stronę z wynikami losowania, bardziej z przyzwyczajenia niż z nadziei. Pierwsze dwie liczby pasowały. Zmarszczyłem brwi, serce przyspieszyło. Trzecia, czwarta… nagle poczułem, jak robi mi się gorąco. Piąta. Szósta. Wpatrywałem się w ekran, jakby miał zaraz zniknąć. Wygrałem. Naprawdę wygrałem.

– Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – rzucił Patryk, siadając obok. – Co jest?

Trafiłem szóstkę – wyszeptałem, nie wierząc własnym słowom.

Patryk roześmiał się, myśląc, że żartuję.

– No to stawiasz obiad… przez najbliższy rok.

Zacząłem układać w głowie plany: spłacenie kredytu, podróż do Japonii, może dom nad jeziorem. Sięgnąłem do kieszeni po kupon, ale tam było pusto. Wtedy przypomniałem sobie, że wczoraj, porządkując regał, wsunąłem go między strony starej powieści, żeby się nie pogiął. Powieści, którą kilka godzin później zaniosłem do antykwariatu.

Serce zjechało mi do żołądka.

– Patryk… ja go oddałem. W książce.

– To chyba znak od losu, żeby iść na piwo, a nie po kasę – mruknął, ale widząc moją minę, spoważniał. – Ty tak serio?

Potwierdziłem. W głowie zaczęły się odtwarzać wczorajsze sceny: jak pakowałem książki do torby, jak Pan Leon przyjął je z uśmiechem, jak machnąłem ręką na drobne za nie. Teraz każde z tych wspomnień bolało jak ukłucie. Czułem, że czas jest moim największym wrogiem, a książka z moim biletem może być już w cudzych rękach.

Odbiłem się jak od ściany

Wpadłem do antykwariatu jak burza, niemal zahaczając ramieniem o drzwi. Pan Leon uniósł wzrok znad książki, mrużąc oczy, jakby próbował sobie przypomnieć, czy mnie zna.

– Dzień dobry… – zacząłem zadyszany. – Wczoraj oddałem panu kilka książek. Jedna z nich… jest dla mnie bardzo ważna. Muszę ją odzyskać.

– Młody człowieku, nie prowadzimy wypożyczalni – odpowiedział chłodno, odkładając okulary. – Sprzedane to sprzedane.

– Ale to nie jest zwykła książka. W środku jest coś mojego, bardzo cennego – wyrzuciłem z siebie. – Zapłacę podwójnie, potrójnie, ile pan chce!

Leon westchnął, podrapał się po policzku.

– Może i bym pomógł, ale wczoraj przyszło tu kilku klientów. Nie pamiętam, komu sprzedałem którą pozycję.

Poczułem, jak we mnie narasta gorąco.

Musi pan pamiętać! To była gruba, zielona okładka, trochę wytarta… „Cień nad rzeką”.

– Mogła pójść do kogokolwiek – wzruszył ramionami. – A nawet gdybym wiedział, nie mogę tak po prostu podać danych klienta. To nielegalne.

– To proszę chociaż pokazać monitoring – naciskałem. – Niech pan spojrzy! Chodzi o moją przyszłość.

– Monitoring jest dla bezpieczeństwa sklepu, a nie prywatnych dramatów – odpowiedział stanowczo. – Nie mogę.

Patrzyłem na niego, czując, jak każda sekunda oddala mnie od nagrody. Chciałem krzyczeć, ale coś w jego spojrzeniu mówiło, że nie ustąpi.

– Panie Leonie… proszę – powiedziałem ciszej, niemal błagalnie. – To zmieniłoby wszystko.

– Młody, życie rzadko daje drugą szansę – mruknął, odwracając się do lady. – Jeśli książka wróci, dam znać. Ale niech pan na to nie liczy.

Wyszedłem, czując, jak powietrze na zewnątrz jest cięższe niż w środku.

Jednak coś wiedział

Stałem przed antykwariatem, próbując wymyślić, co dalej, gdy przez uchylone drzwi usłyszałem znajomy, chrapliwy głos pana Leona.

– Tak, wiem, że tam był kupon – mówił cicho do telefonu. – Ale nie mogę tak po prostu powiedzieć, kto to sprzedał.

Zamarłem. Podszedłem bliżej, udając, że przeglądam wystawę. Serce waliło mi jak młotem. Gdy odłożył słuchawkę, wszedłem z powrotem.

– Kto to był? – zapytałem ostro.

– Słucham? – zmrużył oczy.

Rozmawiał pan o mojej książce. Proszę powiedzieć, kto ją kupił.

Leon odchrząknął, widać było, że rozważa odpowiedź.

– Wysoki mężczyzna, skórzana kurtka. Pytał o rzadkie wydania. Wziął też parę innych tytułów.

Ma pan jego kontakt? – zapytałem natychmiast.

– Zostawił numer, bo chciał, żebym zadzwonił, jeśli pojawi się coś, co go interesuje – Leon westchnął. – Ale nie wiem, czy powinienem…

– Proszę – przerwałem mu. – To dla mnie sprawa życia i śmierci. Nie proszę o wiele, tylko o możliwość odzyskania tego, co moje.

Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami. Czułem, że jeśli teraz się wycofam, stracę szansę.

– Dobrze – powiedział w końcu niechętnie. – Dam panu numer. Ale nie mów pan, że to ode mnie.

Zapisując cyfry w telefonie, poczułem dziwną mieszaninę ulgi i lęku. Z jednej strony miałem trop, z drugiej – świadomość, że ktoś obcy już wie, co ma w rękach. A to oznaczało, że nie będzie łatwo się z nim dogadać.

Wyszedłem na ulicę, patrząc na wyświetlacz z numerem, jakby był to kod do sejfu z moim nowym życiem.

Przyszedł zaśmiać mi się w twarz

Zadzwoniłem od razu. Głos w słuchawce był niski, spokojny, jakby rozmówca wiedział, że mam się czego obawiać. Zgodził się spotkać w małej kawiarni przy dworcu.

Przyszedłem wcześniej. Stolik w rogu miał widok na drzwi, ręce miałem spocone mimo chłodu na zewnątrz. W końcu wszedł – wysoki, skórzana kurtka, czarne włosy. Uśmiechnął się lekko, jak ktoś, kto kontroluje sytuację.

– Więc to ty – powiedział, siadając naprzeciwko. – Zgubiłeś coś.

To mój kupon – poprawiłem. – W książce. Znalazłeś go.

– Tak – przyznał bez wahania. – I wiem, że jest zwycięski.

Poczułem, jak zaciska mi się gardło.

– Oddaj go. Zapłacę ci.

– Zapłacisz? – uniósł brew. – Wiesz, ile on jest wart? To nie jest drobna suma.

– Nie chcę cię oszukać – powiedziałem nerwowo. – Możemy się podzielić.

– Podzielić… – powtórzył, bawiąc się łyżeczką. – To ciekawa propozycja. Ale może ja wolę całość?

– To kradzież – warknąłem.

– Nieprawda, kupiłem książkę uczciwie. A może los tak chciał? – uśmiechnął się. – Może miał trafić w moje ręce.

Wiedziałem, że zaczynam tracić panowanie nad sobą.

– Jeżeli myślisz, że odpuszczę…

– To spróbuj mi go odebrać – przerwał spokojnie. – Ale pamiętaj, że każda decyzja ma swoją cenę.

Wyszedł, zostawiając mnie przy pustym stoliku. Patrzyłem na jego plecy, czując, że właśnie przegrałem pierwszą rundę w grze, której stawką było moje nowe życie.

Jej słowa były najgorsze

Wracałem do domu jak w amoku. Klucz w zamku przekręciłem wolniej niż zwykle, jakbym odwlekał to, co mnie czeka. Weronika siedziała w salonie z kubkiem herbaty i od razu dostrzegła moją minę.

– I co? – zapytała. – Odzyskałeś?

– Nie – odpowiedziałem krótko, zdejmując płaszcz. – Znalazł go facet, który kupił książkę. Wie, że wygrał. Nie chce oddać.

Weronika odłożyła kubek, patrząc na mnie z mieszaniną irytacji i niedowierzania.

– Oskar, ty naprawdę… Jak można być tak lekkomyślnym?

– A może zamiast mnie oceniać, spróbowałabyś mnie wesprzeć? – odburknąłem. – To nie jest tak, że chciałem go zgubić.

– Ale to ty go schowałeś w książce i oddałeś! – podniosła głos. – Zamiast trzymać w portfelu czy gdziekolwiek bezpiecznie, ty traktujesz kupon za miliony jak zakładkę!

– Myślisz, że mi jest łatwo? – krzyknąłem. – Cały dzień biegam, błagam ludzi, a ty tylko powtarzasz, jaki jestem głupi!

– Bo to prawda! – jej głos drżał. – I boję się, że przez takie rzeczy zmarnujesz nie tylko szansę na wygraną, ale wszystko, co mamy.

Poczułem, jak te słowa uderzają we mnie mocniej niż odmowa nieznajomego. Wstałem, odwróciłem się i poszedłem do sypialni, trzaskając drzwiami.

Leżałem na łóżku i gapiłem się w sufit. W głowie miałem obraz kuponu schowanego między stronami i myśl, że może to nie jest tylko kwestia pecha. Może całe moje życie to jeden wielki zgubiony kupon – coś, co mogło zmienić wszystko, ale wymknęło się w ostatniej chwili.

Został mi tylko żal

Kuponu nigdy nie odzyskałem. Mijały tygodnie, a ja wciąż budziłem się z tą samą myślą – co by było, gdybym wtedy sprawdził książki, zanim wyszedłem z domu? W radiu mówili o zwycięzcy, który zgarnął rekordową wygraną. Nie podawali jego nazwiska, ale wiedziałem, że to on. Ten wysoki w skórzanej kurtce.

Weronika przestała wracać do tematu, ale między nami została cisza, cięższa niż jakiekolwiek słowa. Rozmawialiśmy o codziennych sprawach, rachunkach, zakupach, ale unikaliśmy spojrzeń, które mogłyby przypomnieć tamten dzień. Ja z kolei coraz częściej uciekałem w pracę, żeby nie myśleć.

Pewnego popołudnia, siedząc w biurze, Patryk podsunął mi kubek kawy.

– Wiesz, może to i lepiej – powiedział pół żartem, pół serio. – Kasa potrafi ludzi zepsuć szybciej, niż myślisz.

– Może – odpowiedziałem, starając się uśmiechnąć.

W środku wiedziałem, że to nie do końca prawda. Pieniądze same w sobie nie są złe. To poczucie straty, świadomość, że miało się w ręku szansę, która mogła zmienić całe życie – i że pozwoliło się jej odejść – to właśnie potrafi zatruć człowieka od środka.

Wieczorami wciąż przechodziłem obok antykwariatu. Światło w środku było przytłumione, a pan Leon siedział za ladą jakby nigdy nic. Zastanawiałem się, czy pamięta tamtą książkę, czy może był to dla niego tylko zwyczajny dzień w pracy. Dla mnie – był to dzień, który podzielił moje życie na „przed” i „po”.

Oskar, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama