„Trafił mi się teść z piekła rodem. Wiedziałam, że mną gardzi, ale to, co zrobił, było poniżej wszelkiej godności”
„– Kamil – wtrąciłam drżącym głosem – chyba nie pozwolisz na to, prawda? Mąż w końcu na mnie spojrzał. Widziałam w jego oczach coś, czego się nie spodziewałam. Wahanie. – Może po prostu… chcę to mieć czarno na białym. Wtedy wszystko będzie jasne”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może jeszcze zanim Tosia przyszła na świat. Może już wtedy teść wiedział dobrze, że nigdy mnie nie zaakceptuje.
Na początku udawał. W dniu naszego ślubu uścisnął mi rękę i powiedział, że cieszy się, że Kamil mnie znalazł. Uśmiechnął się nawet, choć jego spojrzenie było chłodne. Z czasem maska zaczęła opadać. Słyszałam jego złośliwe uwagi, widziałam, jak marszczy brwi, gdy Kamil mnie przytulał. Ale to było nic. Wszystko stało się jasne dopiero po narodzinach Tosi.
Gdy pierwszy raz wziął ją na ręce, spojrzał na mnie z czymś, co mogłam określić jedynie jako niechęć.
– Nie widzę tu podobieństwa do Kamila – mruknął, obracając niemowlę w ramionach, jakby szukał dowodów.
Udawałam, że nie słyszę. Chciałam wierzyć, że to tylko gadanie, że wymyślam sobie problemy. Próbowałam rozmawiać o tym z Kamilem, ale on machnął ręką.
– Tata tak ma, nie przejmuj się.
Przymknęłam oko na jedno takie zachowanie, potem na drugie, inne. Aż w końcu zostałam z zamkniętymi oczami w świecie, który zaczynał się rozpadać. Teść nie odpuścił. Jego podejrzenia sączyły się jak trucizna, aż w końcu zatruły nie tylko mnie, ale i mojego męża.
A potem padły te słowa:
– Myślę, że trzeba zrobić testy DNA.
Wtedy wiedziałam, że to początek końca.
Teść ciągle naciskał
– Kamil, przejrzyj na oczy! – Jerzy trzepnął dłonią w stół tak mocno, że aż podskoczyły filiżanki. – To dziecko nie ma z tobą nic wspólnego!
Siedziałam naprzeciwko niego, ściskając dłońmi kubek z herbatą, choć nawet nie próbowałam jej pić. Była zimna, jak atmosfera w tym domu. Miałam łzy w oczach.
– Tato, przestań – Kamil westchnął ciężko, ale widziałam, że nie patrzy mi w oczy.
– Jak mam przestać, skoro twój honor jest na szali? – Teść nachylił się w jego stronę. – Mówię ci, Kamil, chcesz być jeleniem, który wychowuje nie swoje dziecko? Testy DNA. Natychmiast.
– Kamil – wtrąciłam drżącym głosem – chyba nie pozwolisz na to, prawda?
Mąż w końcu na mnie spojrzał. Widziałam w jego oczach coś, czego się nie spodziewałam. Wahanie.
– Może po prostu… chciałbym to mieć czarno na białym. Wtedy wszystko będzie jasne.
Nagle coś we mnie pękło. Poczułam, jak ogarnia mnie zimno, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody.
– Serio? – wyszeptałam. – Naprawdę myślisz, że mogłabym cię zdradzić?
– Nie, ja… – Kamil potarł twarz dłońmi. – Chodzi o to, że jeśli to zrobimy, ojciec wreszcie da nam spokój.
Teść uśmiechnął się pod nosem. Wygrał. Nie wiedziałam jeszcze, że prawda nie ma tu żadnego znaczenia. Że to nie ja będę musiała coś udowodnić, ale los udowodni mi, jak bardzo jestem naiwna.
Nie mogłam w to uwierzyć
Po kilku tygodniach siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w kopertę. Moje ręce były lodowate, a serce waliło tak mocno, że niemal je słyszałam. Kamil stał obok, milczący, spięty. Teść też z nami siedział i uśmiechał się cynicznie.
– No dalej – rzucił z satysfakcją. – Otwórz to.
Nie chciałam. Nie mogłam. Jedyne, co chciałam, to rzucić tę kopertę w ogień, spalić ją i udawać, że nic się nie wydarzyło. Ale to już się stało. Drżącymi palcami rozerwałam papier. Przez chwilę nie mogłam skupić wzroku na literach. Kiedy wreszcie odczytałam wynik, świat przestał istnieć: „Prawdopodobieństwo ojcostwa: 0%”.
– Nie… – szepnęłam. – To niemożliwe. To pomyłka.
Spojrzałam na Kamila, ale on patrzył w podłogę. Teść za to uniósł brwi, jakby właśnie wygrał największą bitwę swojego życia.
– A nie mówiłem? – rzucił z triumfem. – Co ty, Kamil, jeszcze tu robisz? Powinieneś spakować jej walizki!
– Kamil, to przecież niemożliwe! – chwyciłam męża za rękę. – Wiesz, że nigdy cię nie zdradziłam!
On wciąż milczał.
– Kamil…?
Wtedy spojrzał na mnie. I w tych oczach, które kiedyś były pełne miłości, zobaczyłam tylko jedno. Zwątpienie.
– Nie wiem, co mam o tym myśleć, Magda – powiedział cicho.
To było gorsze niż jakiekolwiek oskarżenie. Mój własny mąż przestał mi ufać.
To był cios poniżej pasa
Nazajutrz Kamil wyszedł z domu wcześnie, nawet się ze mną nie pożegnał. Teść został. Kręcił się po kuchni, głośno mieszając łyżeczką w filiżance. Ja siedziałam w salonie, próbując zebrać myśli, ale nic nie miało sensu. Jak to możliwe, że testy wykazały, że Kamil nie jest ojcem? Przecież w moim życiu nie ma nikogo innego.
Wtedy usłyszałam rozmowę telefoniczną teścia. Cicho rozmawiał z kimś w kuchni.
– Tak, wszystko poszło gładko – powiedział niskim, pewnym głosem. – Kamil się złamał, dokładnie tak, jak przewidziałem.
Zamarłam.
– Nie, nie, laboratorium nie stanowiło problemu. Wystarczyło, że dobrze zapłaciłem. Podmienili próbki, a reszta to formalność.
Zrobiło mi się zimno. Poczułam dreszcze. To chyba niemożliwe…?
– Oczywiście, że nie mają pojęcia. Ona? Głupia jest. Płacze i myśli, że to prawda. Kamil? Słabeusz. Jeszcze trochę i sam wyniesie jej walizki.
Zaschło mi w gardle. Wiedziałam, że Jerzy mnie nie lubi, ale żeby posunąć się do czegoś takiego? Jak można zrobić coś tak podłego? Zacisnęłam pięści. Nie byłam głupia. I nie zamierzałam płakać. Zamierzałam walczyć.
Nie mogłam milczeć
Czekałam, aż skończy rozmowę. Siedziałam w salonie, ale czułam, jak serce wali mi w piersi. Ręce mi się trzęsły, ale to nie był strach. To była wściekłość.
Gdy usłyszałam dźwięk odkładanej filiżanki, weszłam do kuchni.
– Dobrze się bawiłeś? – zapytałam spokojnie.
Spojrzał na mnie zdziwiony, ale szybko się opanował.
– O czym ty mówisz, Magda?
– O tym, że opłaciłeś laboratorium i sfałszowałeś wyniki testów DNA mojego dziecka.
Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu. Potem uśmiechnął się krzywo i odsunął krzesło, siadając z powrotem.
– A jeśli nawet tak, to co? – mruknął, bawiąc się łyżeczką.
– Jak możesz być takim potworem?! – krzyknęłam. – To twoja wnuczka!
– Wcale nie moja – wzruszył ramionami. – I mam nadzieję, że już niedługo nie będzie twojego męża.
Zakręciło mi się w głowie.
– Chciałeś nas zniszczyć… – wyszeptałam.
– Chciałem uratować Kamila – przerwał mi ostro. – Przed kimś takim jak ty.
Czułam, jak oczy pieką mnie od łez, ale nie mogłam się teraz dać złamać.
– Pożałujesz tego – warknęłam.
Teść roześmiał się gardłowo.
– A co mi zrobisz, dziewczynko?
Już wiedziałam, co. Udowodnię prawdę.
Najgorsze było to milczenie
Nie miałam wyboru. Musiałam działać szybko. Jeszcze tego samego dnia pojechałam do innego laboratorium. Z nowymi próbkami, z nową nadzieją, że to nie ja oszalałam, tylko ktoś celowo niszczy moje życie.
Czekałam tydzień. Siedem długich dni w pustym mieszkaniu, w którym Kamil pojawiał się coraz rzadziej. Ostatnio nocował u swoich rodziców. Pewnie jego ojciec cieszył się jak nigdy.
Aż w końcu przyszły wyniki: „Prawdopodobieństwo ojcostwa: 99%”. Ręce mi się trzęsły, kiedy trzymałam dokument. Tosia była córką Kamila. Oczywiście, że była. Ale to jeszcze niczego nie naprawiało. Musiałam stanąć z tym twarzą w twarz z mężem.
Kiedy wreszcie wrócił do mieszkania, rzuciłam kopertę na stół.
– Przeczytaj.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale otworzył ją i wyciągnął kartkę. Widziałam, jak jego twarz blednie, a ręce zaciskają się na papierze.
– To… niemożliwe – wyszeptał.
– Niemożliwe? – prychnęłam. – Tak jak to, że uwierzyłeś w tamte wyniki?
Podniósł na mnie wzrok. Widziałam w nim strach. I wstyd.
– Magda, ja…
– Nie kończ – przerwałam. – Nie chcę twoich przeprosin. Chcę wiedzieć jedno: czy to koniec? Koniec sprawdzania mnie, testów?
Milczał. To było gorsze niż jakakolwiek odpowiedź.
Niektórych rzeczy nie da się cofnąć
Kamil wciąż milczał. Trzymał w rękach dowód na to, że mnie skrzywdził, że dał się zmanipulować, ale nie potrafił powiedzieć nic. Ani „przepraszam”, ani „zostań”.
– A więc to koniec – wyszeptałam bardziej do siebie niż do niego.
– Magda… – Zacisnął powieki, jakby chciał cofnąć czas. – Ja… nie wiem, jak to naprawić.
Roześmiałam się gorzko.
– Bo tego się nie da naprawić, Kamil. Ty nawet nie próbowałeś mi wierzyć.
Podniosłam się z kanapy i zaczęłam pakować walizkę. Nie protestował. Nie błagał. To bolało jeszcze bardziej.
Tosia spała w swoim łóżeczku, a ja patrzyłam na nią, walcząc z łzami. To dla niej chciałam walczyć. Ale walczyć można tylko wtedy, gdy ma się dla kogo. Kiedy wychodziłam, teść stał na klatce, oparty o ścianę, z tym swoim zwycięskim uśmieszkiem.
– A jednak cię pogonił – rzucił cicho.
Nie odpowiedziałam. Minęłam go bez słowa, ale tuż przy schodach zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam mu prosto w oczy.
– Ona kiedyś dorośnie – powiedziałam spokojnie. – I dowie się, co jej zrobiłeś.
Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach coś innego niż pewność siebie. A potem odeszłam. Ja nie miałam już wątpliwości.
Magdalena, 34 lata
Czytaj także:
„Relacja z teściową wiąże bardziej niż święty sakrament. Chciała zmusić nas do małżeństwa, bo rozwód to przecież grzech”
„Na Dzień Kobiet wysłałem ukochaną do SPA, a ona tam odwdzięczała się komuś innemu. Jeden telefon otworzył mi oczy”
„Złożyłem teściowej życzenia na Dzień Teściowej i żałuję. Potraktowała mnie jak najgorszego śmiecia”