Reklama

Od pół roku żyję jak ktoś, kto zapomniał, jak wygląda normalność. Po rozstaniu z Tomkiem moje życie skurczyło się do pracy zdalnej, herbaty w kubku z czasów liceum i udawania, że cisza w mieszkaniu mnie nie dusi. Kinga twierdzi, że żyję tylko przeszłością, więc wczoraj bez pytania umówiła mnie na kawę z Maksem — tym chłopakiem z imprezy, który za długo patrzył mi w oczy. Zadzwoniła rano.

— Lena, idziesz, nie ma dyskusji — oświadczyła.

To tylko kawa… — wymamrotałam.

— Właśnie. Tylko. Kawa. Rusz się.

Sama siebie przekonywałam, że to nic nie znaczy, że nie muszę się otwierać, że nic wielkiego się nie wydarzy. A jednak, idąc przez miasto ozdobione mikołajkowymi lampkami, poczułam dziwne napięcie. Może dlatego, że pamiętałam, jak Maks wtedy powiedział:

— Fajnie byłoby kiedyś pogadać na spokojnie.

Uznałam, że rzuca taki tekst każdej, a jednak teraz szłam na to spotkanie. W śniegu, w grudniowym chłodzie, z sercem bijącym odrobinę za szybko. Powtarzałam sobie: „To tylko kawa”. Nie miałam jednak pojęcia, jak bardzo się mylę.

Siedziałam spięta

Weszłam do kawiarni i od razu zobaczyłam coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Maks stał przy stoliku, trzymając w rękach ogromny bukiet czerwonych róż. Róż. Na pierwszą kawę. Zamarłam.

— Lena! — zawołał z szerokim uśmiechem. — To dla ciebie.

— Ja… ojej… dziękuję… — wydukałam, czując, jak palą mnie policzki. — Ale to naprawdę nie było konieczne.

— Wiem. — Uśmiechnął się jeszcze szerzej. — Ale życie jest za krótkie na półśrodki.

Usiedliśmy przy stoliku, a ja miałam wrażenie, że wszyscy goście gapią się na te róże jak na scenografię do oświadczyn. On mówił swobodnie, jakbyśmy znali się od lat, a ja siedziałam spięta, próbując oddychać normalnie.

— Chciałem, żeby te Mikołajki były dla ciebie wyjątkowe — powiedział. — Mam nawet pewien plan. Ale jeszcze ci go nie zdradzę.

— Plan? — Zmarszczyłam brwi. — Maks, my się prawie nie znamy.

— To się poznamy. Najprościej jak się da.

Zamilkłam. Jego pewność siebie była wręcz oszałamiająca.

— Dlaczego róże? — wyrwało mi się nagle.

— Bo tak poczułem.

Serce zabiło mi dwa razy mocniej. Walczyłam sama ze sobą: jedna część mnie chciała natychmiast uciec, druga… była dziwnie poruszona.

Trzymałam dystans

Kiedy wyszliśmy z kawiarni, śnieg padał drobnymi płatkami, które od razu topniały na moim szaliku. Maks szedł obok mnie energicznym krokiem, jakby dopiero się rozkręcał, a nie kończył spotkanie. Ja natomiast czułam, że mój mózg przegrzał się od nadmiaru wrażeń.

— To co? — spytał nagle Maks. — Idziemy dalej? Mam pomysł na ciąg dalszy.

— Maks… ja nie wiem, czy to dobry pomysł — wydusiłam.

— Chociaż godzinę. Jedną. Obiecuję, że będzie swobodnie.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, telefon w mojej kieszeni zawibrował. Kinga. Oczywiście.

— No i? — usłyszałam jej podekscytowany szept. — Jak było?!

— Nie wiem — syknęłam, odchodząc kawałek, by Maks nie mógł mnie słyszeć. — On przyszedł z różami. Z ROŻAMI.

— O matko, serio?! Ale super!

— Nie super. Przesada. Kompletnie mnie to przeraziło.

— Lena, daj spokój, gość się stara. Idź z nim, zobaczysz, nic ci nie będzie od tych róż.

— Kinga… to wszystko jest za szybko

— Ty od pół roku wszystko masz za szybko! Rusz tyłek i przeżyj coś.

Westchnęłam. Była nieznośnie skuteczna. Rozłączyłam się, ale ona i tak zrobiła swoje.

— Dobra — mruknęłam, wracając do Maksa. — Jedną godzinę. Tylko jedną.

— Umowa stoi. — Uśmiechnął się tak szczerze, że poczułam delikatne ukłucie w brzuchu.

Podświadomie jednak trzymałam dystans. Ciągle miałam w głowie Tomka, jego odejście, tę dziurę, którą po sobie zostawił. Maks był jak otrzeźwiający powiew wiatru w zamkniętym pokoju — świeży, intensywny, niebezpiecznie mocny. A mimo to ruszyłam z nim dalej, choć każdy krok wydawał się jednocześnie i krokiem w przód, i w przepaść.

Serce biło mi jak szalone

Spacerowaliśmy po rynku, a świąteczne światła odbijały się w mokrej od śniegu kostce brukowej. Maks opowiadał coś o dzieciństwie, o swojej babci, która robiła najlepszy makowiec na świecie, a ja nawet zaczynałam się rozluźniać. Dopiero gdy nagle urwał, poczułam znajome napięcie.

— Lena… muszę ci coś powiedzieć — zaczął, a jego głos zrobił się niższy, poważniejszy.

— Okej…? — Zatrzymałam się.

— Ja… zanim cię zaprosiłem na tę kawę… wiedziałem o tobie więcej, niż powinienem.

Poczułam, jak sztywnieję.

— Co to znaczy?

Nie poznałem cię przypadkiem na tamtej imprezie. Znaczy… poznałem, ale… już wcześniej o tobie słyszałem.

Zmrużyłam oczy.

— Od kogo?

Maks wziął głęboki oddech.

— Od Kingi.

Zatkało mnie.

— Czekaj. Co?

— Zanim cię poznałem, ona… sporo mi o tobie opowiadała. O tym, co się stało z Tomkiem. Jak się zamknęłaś w sobie. Jak bardzo jesteś ostrożna. Chciałem… Nie wiem… zrobić coś, żeby cię wyciągnąć z tego marazmu.

— Więc co? — Uniosłam głos. — Zrobiłeś sobie ze mnie projekt ratunkowy?!

— Nie. — Pokręcił głową. — Po prostu… zanim cię poznałem, już cię lubiłem. Chciałem, żebyś wiedziała, że nie jesteś sama.

Serce biło mi jak szalone.

— Maks, to jest chore. Powinieneś mi od razu powiedzieć, że znasz moje życie z drugiej ręki.

— Bałem się, że uciekniesz.

— No i brawo. Bo właśnie mam na to ochotę.

Stałam na środku zimnego rynku, czując jednocześnie złość, strach i tę okropną, wstydliwą cząstkę wzruszenia, która nie powinna się teraz odzywać.

— Lena, proszę… — Zrobił krok w moją stronę. — Nie miałem złych intencji.

— Ale miałeś tajemnice.

Odwróciłam się, próbując złapać oddech, który nagle uciekł mi jak para z ust w zimne powietrze.

Odebrała od razu

Odeszłam kilka kroków dalej, aż światła rynku zamieniły się w rozmazane plamy. Czułam, jak zbiera mi się na szloch. Oparłam się o zimną barierkę przy fontannie i zacisnęłam powieki.
„Znowu ktoś wiedział o mnie więcej, niż chciałam. Znowu ktoś się zbliżył, zanim ja zdecydowałam”. Wyciągnęłam telefon i drżącymi palcami zadzwoniłam do Kingi. Odebrała od razu.

— Halo? Lena?

— Ty…! — wysyczałam. — Mogłaś mi powiedzieć!

— O czym?

— Że nagadałaś Maksowi o moim życiu!

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Lena… ja tylko mu wspomniałam, że jesteś po trudnym okresie. Chciałam dobrze.

— Ty ZAWSZE „chcesz dobrze”! — warknęłam. — A ja potem muszę sobie radzić z własnymi emocjami!

— Proszę, wróć do niego i pogadaj. On naprawdę…

— Kinga, ja nawet nie wiem, co czuję! — przerwałam jej. — To za dużo, za szybko.

— Lena… nie uciekaj znów przed wszystkim.

Nie odpowiedziałam. Rozłączyłam się i wzięłam kilka głębokich oddechów, ale to nic nie dało — łzy i tak spłynęły po policzkach. Złość mieszała się z lękiem, a z nim… coś jeszcze. Coś miękkiego, irytującego, ciepłego. Wróciłam do Maksa powoli, jak osoba idąca na własną egzekucję. Stał w tym samym miejscu, patrząc w ziemię. Gdy wyczuł moją obecność, podniósł głowę.

— Lena…

— Nie wiem, co mam z tym zrobić — przerwałam mu. — Serio. To dla mnie za dużo. Za szybko.

— Rozumiem. — Skinął powoli głową. — Ale nie chciałem cię zranić.

— A jednak to zrobiłeś. Nawet jeśli niechcący.

Spuściłam wzrok, bo widok jego miny poruszał coś we mnie. Stałam tam chwiejna jak płomień świecy przy przeciągu, próbując poskładać w całość to, co rozpadło się we mnie w kilka minut.

Poczułam, że żyję

Usiedliśmy na ławce w parku, kilka metrów od rynku. Śnieg cicho chrzęścił pod butami, a cisza między nami wydawała się gęstsza niż zimowe powietrze. Maks opierał łokcie na kolanach, dłonie splótł jak ktoś, kto zbiera się na odwagę.

Mogę coś wyjaśnić? — zapytał cicho.

— Słucham.

— Kiedy Kinga o tobie mówiła… nie chodziło o żadne szczegóły. Po prostu… brzmiałaś jak ktoś, kto zasługuje na wszystko, czego nie ma — urwał. — I pomyślałem, że jeśli kiedyś cię poznam, to spróbuję być dla ciebie dobry.

— Ale ja nie potrzebuję wybawcy.

— Wiem. — Westchnął. — I . nie chciałem nim być. Ale kiedy cię zobaczyłem na tej imprezie… Nie umiem ci tego wytłumaczyć, Lena. Coś mnie do ciebie przyciągnęło. A potem bałem się, że gdy powiem ci prawdę, od razu mnie skreślisz.

— Może powinnam. – Spojrzałam mu prosto w oczy. — Ale… nie wiem. Wszystko mi się miesza.

Maks kiwnął głową, jakby jego myśli też były poszarpane.

— Chciałem zrobić dobrze, ale wyszło… inaczej. Przepraszam. Jeśli chcesz, zniknę. Serio. Tylko powiedz.

— Nie chcę, żebyś znikał. — Słowa wymknęły się, zanim zdążyłam je zatrzymać. — Ja tylko… mam swoje granice. I lęki. Dużo lęków.

— Mogę je uszanować. — Jego głos zadrżał. — Tylko powiedz, czego potrzebujesz.

Śnieg osiadał na jego włosach, na mojej kurtce, na ławce. Nagle zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz od dawna ktoś pyta, czego ja chcę — nie, co powinnam czuć, nie, jak mam żyć.

Potrzebuję czasu — powiedziałam w końcu. — I szczerości. Zawsze. Bez ukrywania czegokolwiek.

— Masz to. Obiecuję.

W jego spojrzeniu pojawiło się ciepło: nie nachalne, nie wdzierające się na siłę. Delikatne. A ja, mimo całego strachu, poczułam, że żyję. Moje serce zdradziło mnie zresztą szybciej.

Lena, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama