Reklama

Nie jesteśmy rodziną, która w każde wakacje wyjeżdża. Preferujemy wypoczynek w domowym zaciszu z dala od tłumów i zgiełku. Jednakże w tym roku postanowiliśmy wybrać się nad polskie morze, a wybór padł na Kołobrzeg. Pieniądze na ten cel odkładaliśmy kilka miesięcy – zorganizowanie urlopu dla czterech osób to nie lada wyzwanie.

Reklama

Długo to planowaliśmy

Wcale nie jest łatwo wyrwać się gdzieś, gdy się ma dwójkę dzieci, kredyt hipoteczny na głowie i pensje, których wysokość pozostawia wiele do życzenia. Inna sprawa, że ja i Marek jesteśmy domatorami i średnio pociąga nas spędzanie wolnego czasu w zatłoczonych miejscach. Długo zastanawialiśmy się nad wyjazdem i uznaliśmy, że świat się nie zawału, jeśli raz na jakiś czas ruszymy się gdzieś.

W Kołobrzegu byliśmy ostatnio za czasów narzeczeńskich, więc już parę ładnych lat upłynęło – małżeństwem jesteśmy od 15. lat. Zebrało nam się chyba na sentymenty, dzieciaki też się ucieszyły. Wszyscy czuliśmy ekscytację i radość. W najśmielszych myślach nie przypuszczaliśmy, że los okrutnie z nas zakpi i pokrzyżuje plany.

Rozważaliśmy wyprawę pociągiem ze względu na koszty, ale ostatecznie padło na samochód. Wyjdzie co prawda drożej, ale na pewno będzie wygodniej. Poza tym auto zapewnia ten komfort, że można samodzielnie wyznaczyć trasę i zatrzymywać się po drodze, jeśli tylko zachodzi takowa potrzeba. W dniu wyjazdu całą nasza czwórka była w świetnych nastrojach. Wyruszyliśmy bardzo wczesnym rankiem, co wyjątkowo nikomu nie przeszkadzało. Czym innym jest zrywanie się do pracy czy szkoły, jak w przypadku Ani i Michała, a czym innym pobudka spowodowana wakacyjną wycieczką. Człowiek ma wtedy zupełnie inne nastawienie do wszystkiego.

Nawet tam nie dojechaliśmy

Nic zapowiadało tego, co już wkrótce miało się wydarzyć. Wiadomo, że zawsze zakładamy najlepsze scenariusze, a tych mniej optymistycznych staramy się w ogóle nie brać pod uwagę. Uważam takie podejście za zupełnie naturalne, bo gdybyśmy mieli postrzegać świat wyłącznie w czarnych barwach, to najzwyklejsze czynności byłyby źródłem niewyobrażalnego stresu.

Droga upływała w przyjemnej atmosferze. Do Kołobrzegu zostało zaledwie około 60 kilometrów. Rozmawialiśmy o tym, co będziemy robić po przyjeździe, gdy już zameldujemy się w hotelu. Nagle poczuliśmy bardzo silne uderzenie. Marek rozpaczliwie usiłował zahamować, ale nie pomimo usilnych starań nie był w stanie zapanować nad pojazdem. Samochód zakręcił piruet na jezdni.

W jednej sekundzie zrozumieliśmy, że uderzyło w nas inne auto. Krzyczałam z przerażenia. Dzieci były tak wystraszone, że nie wydały z siebie żadnego dźwięku. Trwało to kilkanaście sekund, ale mogłabym przysiąc, że była to cała wieczność. Wylądowaliśmy na poboczu i dopiero wtedy Marek jako tako opanował samochód, unikają dachowania. Potem nastała ciemność, a gdy się obudziłam, byłam w szpitalu. To było niczym koszmarny sen, z którego bardzo pragnęłam się wybudzić. Niestety, dział się na jawie i był gorszy niż najstraszniejszy horror.

Do prawdziwej tragedii niewiele zabrakło

Pierwszych dwóch dni w szpitalu praktycznie nie kojarzę. Na przemian budziłam się i zasypiałam.

– Co się stało? Co z dziećmi? Gdzie mój mąż? – to były pierwsze pytania, jakie padły z moich ust, gdy zaczęłam bardziej kontaktować.

– Mieliście wypadek – odpowiedziała pielęgniarka łagodnym głosem.

– A dzieci? Czy im coś się stało?

– Proszę się uspokoić. Nic im nie jest. One i pani mąż wyszli z tego prawie bez szwanku.

– Jak to prawie? Co im jest?

– Są poobijani, a mąż ma złamaną rękę.

– Chcę się z nimi zobaczyć – miałam łzy w oczach.

– Oczywiście, ale najpierw pójdę po lekarza. Musi panią obejrzeć.

Nie miałam siły podnieść się z poduszki. Lekarz wyjaśnił, że miałam sporo szczęścia. Przeszłam operację. Na stole operacyjnym wylądowałam w ostatniej chwili. Miałam wewnętrzny krwotok. Czekał mnie dłuższy pobyt w szpitalu. Dopiero po rozmowie z lekarzem zobaczyłam rodzinę. Widok bliskich rozgrzał moje serce. Nie byłam w stanie się nawet do nich przytulić. Czułam się okropnie. Bolało mnie całe ciało, a głowę miałam niczym z ołowiu.

Dochodziłam do siebie dosyć szybko. Z dnia na dzień było coraz lepiej. Nie mogłam uwierzyć, że coś takiego się nam przytrafiło. Okazało się, że kierowca auta, które uderzyło w nasz wóz, był pod wpływem alkoholu. Takim ludziom powinno się dożywotnio zabierać prawo jazdy. To, że sobie robią krzywdę, to najmniejszy problem, ale przez ich pijaństwo i brak odpowiedzialności cierpią niewinne osoby.

Warto być wdzięcznym za to, co się ma

Do tej pory żadne z nas nie zdawało sobie sprawy z tego, jak kruche jest życie. Otarłam się o śmierć. Nie potrafię sobie wyobrazić, że moje dzieci mogły stracić matkę.

Leżąc w szpitalu, sporo rozmyślałam o tym, co nas spotkało. Doszłam do wniosku, że w codziennym pędzie straciłam umiejętność doceniania tego, co naprawdę ważne. Zawsze utożsamiałam szczęście z pieniędzmi i innymi materialnymi dobrami, a tymczasem jest ono czymś zupełnie innym. Należy szukać go nade wszystko w sobie.

Niefortunna wycieczka do Kołobrzegu była cenną lekcją nie tylko dla mnie, ale i dla Marka, Ani i Michała. Zdarzenie te bardzo nas do siebie zbliżyło i zacieśniło więzi pomiędzy nami. Powoli wracaliśmy do swego domowego rytmu, ale nietrudno było dostrzec, że coś się zmieniło.

– Mamo, jak dobrze, że jesteś – takie słowa padające z ust syna były niczym miód, zwłaszcza że Michał raczej zbyt wylewny nie jest.

Na ten moment nie mamy w planach żadnych wyjazdów. Zraziłam się do tego stopnia, że mam problem z tym, aby wsiąść do samochodu. Wiem, że w tym przypadku zawinił ktoś inny, ale na razie nie umiem się przełamać. Przyjaciółka poradziła, żebym poszła na terapię, to łatwiej będzie mi przepracować traumatyczne doświadczenie.

Poważnie się nad tym zastanawiam. Marek twierdzi, że to świetny pomysł. Magda dała mi namiary do zaufanej specjalistki – sama korzysta z jej usług. Może faktycznie dzięki temu uporam się z tym, co się stało i odzyskam wewnętrzny spokój, którego mi brakuje?

Kasia, 39 lat

Reklama

Czytaj także:
„Marzyłam o dużej rodzinie i mam 5 dzieci. Sąsiedzi śmieją się ze mnie za plecami, że przewijanie to moje hobby”
„To 1 zdanie zmieniło całe moje życie. Przez bezmyślność straciłem szansę na miłość i rodzinę”
„Miałam męża za świętego, aż wpadł mi w ręce jego telefon. Teraz wiem, czemu godzinami siedział w łazience”

Reklama
Reklama
Reklama