Reklama

Od zawsze marzyłam o tym, żeby być wychowawczynią w domu dziecka. Pragnęłam nieść wsparcie dzieciom osieroconym i poszkodowanym przez los. I moje ambicje się ziściły.

Nie było łatwo zdobyć tę posadę, ponieważ w naszym mieście istnieje tylko jedno takie miejsce, a konkurencja jest całkiem spora. Na moje szczęście dyrektorem okazał się być stary przyjaciel mojego taty, pan Waldek. Mój ojciec odwiedził go z butelką, porozmawiali, powspominali stare czasy i kiedy jedna z pracownic przeszła na emeryturę, ja zająłem jej miejsce.

Nie uwierzyłam mu

Pierwszy dzień w nowym miejscu pracy zaczęłam z energią i zapałem. Wyobrażałam sobie, że spotkam tam ludzi pełnych serdeczności i zrozumienia, dla których dobro i szczęście sierot to priorytet. I że wszyscy razem mamy ważne zadanie do wykonania. Niestety, szybko zdałam sobie sprawę, że prawda jest zupełnie inna. Okazało się, że ci, którzy powinni troszczyć się o dzieci, bez skrupułów je wykorzystują.

Po dwóch tygodniach zdałam sobie z tego sprawę. Szykowałam się do wyjścia do kina ze swoją grupą, kiedy pod dom dziecka podjechał bus zapakowany po sufit pudłami. Dwóch mężczyzn zaczęło przenosić je do magazynu.

– Wiesz, co może być w tych pudełkach? – zapytałam Maćka, najbardziej rozmownego trzynastolatka z mojej grupy.

– Jasne, że wiem. To prezenty z Niemiec. Odzież, zabawki, sprzęt sportowy. Wszystko świeżutkie, z metkami. Co pół roku takie paczki wysyłają.

– Serio? To cudownie. Nowe ciuchy na pewno się wam przydadzą. Te, które teraz macie, już się wysłużyły – uśmiechnęłam się z melancholią, a chłopiec spojrzał na mnie zdziwiony.

– A pani z kosmosu się urwała? Będziemy mieli farta, jeśli choć jedna rzecz z tych pudeł do nas trafi.

– Ale jak to? – zareagowałam z niedowierzaniem.

– Ech, normalnie... – przewrócił oczami. – Kierownictwo i opiekunowie wszystko konfiskują. Dla swoich dzieci, na sprzedaż... Zawsze tak robią, kiedy trafia się coś ciekawego. Niech się pani nie martwi. Jak pani tu trochę dłużej posiedzi, to i z panią się podzielą. Przywileje trzeba sobie wypracować.

– Słuchaj, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz? To poważny zarzut! To jest niedopuszczalne! – podniosłam głos.

– Mówię, jak jest. Jak mi pani nie wierzy, to niech sama sprawdzi. W nocy pewnie będą wynosić te rzeczy z magazynu. Tak koło dziesiątej, kiedy już pójdziemy spać – mruknął Maciek i wyraźnie obrażony, powrócił do swoich przyjaciół.

Nie dałam wiary jego słowom. Kiedy usłyszałam te szokujące informacje, pomyślałam, że chłopak zmyśla albo próbuje zemścić się na pracownikach za jakąś doznaną niesprawiedliwość. Zdecydowałam nawet, że kiedy przestanie się fochać, to z nim na ten temat pogadam. Chciałam mu uświadomić, że to nie w porządku oskarżać dobrych ludzi. Dla własnego spokoju postanowiłam jednak sprawdzić tę sprawę i przed dziesiątą udałam się pod magazyn. Ukryłam się za kontenerem na śmieci i czekałam.

Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam

Dyrektor jako pierwszy podjechał autem. Niedługo po nim pojawili się wychowawcy oraz sekretarka. Wszyscy razem weszli do budynku i zaczęli rozpakowywać paczki. Byłam na tyle blisko, że mogłam zobaczyć, co się w nich znajduje. Było to dokładnie to, o czym mówił Maciek: ubrania zapakowane w folię, kosztowne elektroniczne gadżety w pudełkach, kilka konsoli do gier, trzy laptopy.

Dyrektor i reszta osób wręcz tryskali z radości. Podzielili między siebie prawie całą zawartość paczek i spakowali do bagażników swoich samochodów. W magazynie pozostało jedynie kilka ubrań i najmniej wartościowe zabawki.

– Dzieciaki są w naprawdę dobrej sytuacji. Świetnie na tym wyjdą – roześmiał się dyrektor, pokazując na te mizerne resztki.

Reszta grupy entuzjastycznie poparła jego słowa. Następnie pożegnali się ciepło i każdy skierował się w inną stronę.

Byłam w szoku. Upłynęło sporo czasu, zanim zdołałam wydostać się spod śmietnika. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie zobaczyłam. Okazało się, że Maciek mówił prawdę. Tak mnie to poruszyło, że natychmiast pojechałam do taty. Przez kolejną godzinę relacjonowałam mu to, co zobaczyłam. Byłam tak rozzłoszczona, że momentami głos mi się łamał.

– Co planujesz z tym zrobić? – zapytał tata, kiedy skończyłam opowiadać.

– No jak to co? Jutro zgłaszam to na policję! Nie można tak tego po prostu zignorować! – powiedziałam zdecydowanie.

– Nawet nie próbuj! – przerwał mi.

– Słucham?

– Na nic się to zda. Waldek ma wszędzie znajomości. Wszyscy z nim wódkę piją. Zarówno burmistrz, jak i oczywiście szef policji. Żaden mundurowy nie przyjmie twojego zgłoszenia. Co więcej, zaraz zgłosi to swojemu przełożonemu, a ten Waldkowi. A potem możesz się domyślać, co się stanie. Nie tylko wywalą cię z roboty, ale jeszcze z miasta będziesz musiała wyjechać. Bo on ci tego nie popuści... Nagada ludziom i nastawi ich przeciwko tobie...

– No to, co mam robić? – zapytałam z udręką.

– Szczerze? Najlepiej nic nie mów i po prostu wykonuj swoje obowiązki. Przynajmniej te dzieciaki będą miały jedną opiekunkę z ciepłym sercem. Jeśli nie możesz znosić takich niesprawiedliwości, po prostu zamknij oczy lub odwróć głowę.

– Ale tato…

– Rozumiem cię, też jestem oburzony. Ale na pewne rzeczy nie ma sposobu. Nie jesteś w stanie zmienić świata. I proszę, nie wracajmy już do tego tematu. To chyba najlepsze rozwiązanie. Zarówno dla ciebie, jak i dla mnie – przerwał.

Z przyjemnością, pani Basiu

Po rozmowie z tatą, przez długi czas nie mogłam zasnąć. Kręciłam się w łóżku i rozmyślałam, co powinnam zrobić. Nie miałam zamiaru posłuchać ojca. To było niezgodne z moim sumieniem. Nie mogłam się pogodzić z myślą, że ci okrutni ludzie bezkarnie wykorzystują sieroty. Byłam pewna, że muszę podjąć jakieś działania, aby to się w końcu skończyło. Tylko jakie? Myślałam i myślałam, aż wreszcie wymyśliłam. Kiedy w końcu udało mi się zasnąć, mój plan był już gotowy.

Następnego dnia przyszłam do pracy, jak gdyby nigdy nic. Zauważyłam Maćka w tłumie i wzięłam go na bok.

– I jak, przyszła pani wczoraj pod magazyn? – zapytał z niechęcią.

– Tak.

– I co zobaczyła pani?

– Zobaczyłam. Miałeś rację. Przepraszam, że ci nie wierzyłam. Ale to wszystko było dla mnie niepojęte – zaczęłam wyjaśniać.

– Przyjmuję przeprosiny – przerwał mi. – Będzie pani z nimi?

– Absolutnie nie. Wręcz przeciwnie, chcę, żeby dostali to, na co zasłużyli.

– Naprawdę?

– Przyrzekam. I na pewno tak się stanie. Ale tylko jeśli mi pomożesz.

– Z przyjemnością, pani Basiu – jego oczy pojaśniały.

– Okej. Ale nie piśniesz ani słowa?

– To, że moja matka to alkoholiczka, a ojciec siedzi w więzieniu, nie oznacza, że nie mam honoru – odpowiedział oburzony.

– W porządku, w porządku – próbowałam go uspokoić.

– Więc co mam robić?

– Z tego co zauważyłam, doskonale orientujesz się w przekrętach kierownictwa. Wytłumacz mi więc, jak to wszystko działa, a ja zajmę się resztą.

– I co pani zrobi?

– A zamierzam trochę pobawić się w szpiega. Nagram to wszystko z ukrycia, a potem wyślę materiał do jednego dziennikarza z Warszawy. Widziałam kilka jego reportaży w telewizji i jestem pewna, że nie zostawi takiego tematu. Tylko wiesz... – rzuciłam mu znaczące spojrzenie.

– O Boże, nie musi pani przypominać. Powiem wszystko, co wiem, a potem zapomnę o całej sprawie – zaśmiał się.

W pojedynkę świata nie zmienię

Od tamtego dnia zaczęłam dokumentować każdą kradzież dokonywaną przez personel domu dziecka. Nagrywałam filmy, robiłam zdjęcia, prowadziłam notatki... Moje zadanie nie było trudne, ponieważ zbytnio nie ukrywali swoich działań. Byli przekonani, że żadne konsekwencje ich nie spotkają.

Traktowali ośrodek jak bezpłatny sklep. Kiedy przychodził czas na dostawę jedzenia? Połowa trafiała do bagażników personelu. Detergenty? Te również znikały. I tak ciągle, bez końca. Po pół roku zgromadziłam już całkiem sporo solidnych dowodów. Spakowałam wszystko do koperty i wraz z listem wysłałam kurierem do Warszawy.

Kilka dni temu skontaktował się ze mną reporter. Rozmawialiśmy przez telefon ponad godzinę. Zapewnił mnie, że nie boi się lokalnej kliki, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby dopaść dyrektora i resztę oszustów. Nie pozwoli, by takie łajzy swobodnie spacerowały po świecie.

– Bardzo dobrze, ale kiedy pan się tym zajmie? U nas wymiar sprawiedliwości nie działa zbyt szybko – westchnęłam.

– Proszę się nie przejmować. Mam swoje kontakty tutaj, w stolicy. Wszystko pójdzie jak po maśle – odpowiedział.

Trzeba przyznać, że facet dotrzymał obietnicy. Kontrola w naszym domu dziecka trwa od świtu. Przyjechał prokurator z Warszawy, a z nim kilku innych ważnych urzędników. Przeglądają dokumenty, szperają, dopytują. Dyrektor jest blady jak kreda, podobnie jak wychowawcy.

A co ze mną? Czuję się przeszczęśliwa! Tata miał rację. Nie mogę sama zmienić całego świata, ale z odrobiną pomocy od innych to już możliwe!

Czytaj także:
„Koleżanka z pracy uwodziła mnie dekoltem i zalotnym spojrzeniem. Chciała zrobić karierę przez łóżko”
„Matka zabroniła pochowania jej w jednym grobie z ojcem, bo miała powód. Szukała sobie miejsca na innym cmentarzu”
„Matka twierdzi, że ślub kościelny to chrześcijański obowiązek. Na klęczkach błaga Boga, bym się opamiętał”

Reklama
Reklama
Reklama