Reklama

Byłem ambitny. Chciałem być najlepszy na roku, wygrywać konkursy, zdobywać stypendia. Wiedziałem, że mam przed sobą świetlaną przyszłość, i nie chciałem, żeby cokolwiek mnie zatrzymywało. Monika była moim przeciwieństwem. Kochałem ją, ale coraz częściej miałem wrażenie, że mnie ogranicza. Kiedy się kłóciliśmy, czułem, że nie rozumie moich ambicji. Aż pewnego dnia, w przypływie złości, powiedziałem coś, czego nigdy nie powinienem był powiedzieć. Nie wiedziałem wtedy, że to zdanie na zawsze zmieni moje życie.

Kłótnia, która zmieniła wszystko

Wszystko zaczęło się od błahostki. Wracałem z zajęć zmęczony i poddenerwowany, bo profesor dosadnie skrytykował moją analizę prawną. W mieszkaniu czekała Monika. Miała na sobie moją bluzę, siedziała na kanapie z kubkiem herbaty i książką. Była taka spokojna, jakby świat poza jej stronami nie istniał.

– Jak poszło? – zapytała z uśmiechem.

– Beznadziejnie – burknąłem, rzucając torbę na podłogę. – Ten idiota się na mnie uwziął.

Monika westchnęła i zamknęła książkę.

– Może po prostu popełniłeś błąd?

Zacisnąłem szczękę. Nie znosiłem, gdy to robiła – próbowała sprowadzić mnie na ziemię, kiedy potrzebowałem wsparcia.

– Super, dzięki za wsparcie – powiedziałem sarkastycznie.

– Karol, ale przecież nie chodzi o to, żeby zawsze wygrywać. Może warto czasem...

– Czasem co?! – przerwałem jej ostro. – Odpuścić? Być przeciętnym? Jak ty?

Widziałem, jak zamarła. W jej oczach pojawił się ból. Ale ja nie umiałem przestać.

– Wiesz co? Może miałem rację. Żałuję, że cię poznałem. Byłoby mi lepiej bez ciebie.

Cisza była ogłuszająca. Monika patrzyła na mnie przez kilka sekund, po czym wstała, założyła buty i wyszła. Nie zatrzymałem jej. Jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo będę tego żałował.

Przestała się do mnie odzywać

Rano obudziłem się z bólem głowy i dziwnym niepokojem. Moniki nie było w łóżku. Wstałem i zajrzałem do kuchni – pusto. W salonie na kanapie leżał koc, którym często się przykrywała. Drzwi do łazienki były otwarte. Monika zniknęła. Sięgnąłem po telefon. Zero wiadomości, żadnego nieodebranego połączenia. Zadzwoniłem. Jeden sygnał, drugi, trzeci... Po chwili automatyczna sekretarka.

– Monika, możemy pogadać? Nie chciałem... – urwałem, bo nawet ja nie wiedziałem, co chciałem powiedzieć.

Spróbowałem jeszcze kilka razy, ale za każdym razem odrzucała połączenie.
Czekałem cały dzień, aż wróci. Wmawiałem sobie, że wyszła się przewietrzyć, że potrzebuje czasu. Ale kiedy zrobiło się ciemno, dotarło do mnie, że to coś więcej niż chwilowa obraza. Wysłałem jej wiadomość: „Monika, odezwij się, proszę”. Nie odpisała. Po dwóch dniach zadzwoniłem do Mateusza.

– Stary, Monika zniknęła – powiedziałem bez wstępu.

– Zniknęła? Co zrobiłeś?

Zacisnąłem usta. Mateusz znał mnie za dobrze.

– Pokłóciliśmy się. Powiedziałem coś głupiego...

– Jak bardzo głupiego?

Nie odpowiedziałem. Mateusz westchnął.

– Karol, ty naprawdę nie rozumiesz, że mogłeś ją zranić? Jeśli Monika nie chce cię widzieć, to znaczy, że przegiąłeś.

Jego słowa zaczęły do mnie docierać. Może naprawdę posunąłem się za daleko.A może było już za późno, żeby to naprawić.

Prawda wychodzi na jaw

Minął tydzień. Monika wciąż milczała. Nie odbierała telefonów, nie odpowiadała na wiadomości. Zacząłem szukać jej w miejscach, do których zwykle chodziła – w kawiarni, bibliotece, parku, ale nigdzie jej nie było. W końcu zadzwoniłem do jej matki.

– Dzień dobry, pani Ewo. Monika jest u pani? – zapytałem, choć już znałem odpowiedź.

– Nie twój interes – ucięła chłodno. – Nie chcę, żebyś się z nią kontaktował.

– Ale...

– Nie. Po tym, co jej zrobiłeś, zostaw ją w spokoju.

Rozłączyła się. Czułem coraz większy niepokój. Co właściwie zrobiłem? Powiedziałem kilka ostrych słów, ale czy to powód, żeby znikać bez słowa?
W końcu przypadkiem usłyszałem rozmowę Moniki z jej matką. Byłem w pobliżu ich mieszkania, kiedy zobaczyłem ją na balkonie. Trzymała telefon i mówiła ściszonym głosem.

– Nie, mamo, nie powiem mu – usłyszałem. – Nie ma sensu.

– Ale to jego dziecko – głos Ewy był twardy.

Serce podeszło mi do gardła. Dziecko. Monika była w ciąży. Zamknąłem oczy. Przez sekundę miałem nadzieję, że to jakaś pomyłka, ale przecież słyszałem wszystko wyraźnie. Nagle zrozumiałem, jak wielki błąd popełniłem. Słowa, które rzuciłem w złości, nie tylko zraniły Monikę – sprawiły, że postanowiła zniknąć. I zabrać ze sobą moje dziecko.

Próbowałem naprawić swój błąd

Nie pamiętam, jak znalazłem się pod drzwiami Moniki. Serce waliło mi w piersi, ręce drżały, ale zapukałem zdecydowanie. Otworzyła po dłuższej chwili. Była bledsza, jakby schudła. Jej spojrzenie było puste.

– Musimy porozmawiać – powiedziałem.

– Nie mamy o czym – odpowiedziała, ale nie zamknęła drzwi.

– Wiem. Wiem o wszystkim. O dziecku.

Jej twarz nawet nie drgnęła.

– Podsłuchiwałeś? – zapytała cicho.

– Przypadkiem usłyszałem. Monika, dlaczego mi nie powiedziałaś?

Zaśmiała się krótko, gorzko.

– A po co? Żebyś mógł powiedzieć kolejne, piękne słowa? Może tym razem coś w stylu „żałuję, że się urodzisz”?

Zabolało. Ale miała rację.

– Nie wiedziałem, co mówię... – zacząłem, ale uniosła rękę.

– Właśnie w tym problem. Zawsze musisz wygrać, mieć rację, być najsilniejszy. Nie liczysz się z ludźmi. A teraz nagle chcesz być ojcem?

Zacisnąłem pięści.

– Chcę to naprawić.

– Nie da się – odpowiedziała chłodno. – Może kiedyś pozwolę ci zobaczyć dziecko. Ale w naszym życiu już cię nie chcę.

Patrzyłem, jak zamyka przede mną drzwi. Wiedziałem, że mówi prawdę.
Tym razem nic nie mogłem wygrać.

Straciłem ich oboje

Mijały miesiące. Żyłem jak w letargu – chodziłem na zajęcia, spotykałem się z Mateuszem, ale nic nie miało znaczenia. Monika zniknęła z mojego życia, a ja nie miałem odwagi próbować ponownie. Czasami chciałem do niej napisać, ale bałem się, że nie odpowie. Albo gorzej – że odpowie i potwierdzi, że nic już mnie z nią nie łączy.

Pewnego dnia, idąc ulicą, zobaczyłem ją przypadkiem. Szła powoli, ubrana w luźną, jasną sukienkę. Była w zaawansowanej ciąży. Trzymała dłoń na brzuchu i uśmiechała się do kobiety obok – swojej matki. Zatrzymałem się jak rażony piorunem. Mój oddech przyspieszył. Monika mnie nie zauważyła. A może zauważyła, ale postanowiła mnie zignorować.

Chciałem podejść, powiedzieć coś, cokolwiek. Ale wtedy jej matka spojrzała na mnie chłodno, po czym szepnęła coś Monice. Nie odwróciła się nawet na sekundę. Patrzyłem, jak odchodzi. Moja Monika. Moje dziecko. Moja przyszłość. Tylko że już nie moja. Zrozumiałem, że straciłem ich na zawsze.
Nie da się cofnąć słów, które zostały wypowiedziane. Niektóre błędy są nie do naprawienia.

Praca to nie wszystko

Minął rok. Skończyłem studia, odbyłem staż w kancelarii, dostałem dobrą pracę. Na papierze wszystko wyglądało idealnie, ale w środku czułem pustkę. Nigdy więcej nie widziałem Moniki. Nie wiedziałem nawet, czy nasze dziecko to chłopiec czy dziewczynka. Nie miałem odwagi pytać Mateusza, a tym bardziej jej matki.

Czasami mijałem na ulicy kobiety z wózkami i zastanawiałem się, jak wygląda moje dziecko. Może miało moje oczy. Może nawet zaczęło już mówić. Ale nigdy się tego nie dowiem. Jedno zdanie. Siedem słów, wypowiedzianych w gniewie.

Żałuję, że cię poznałem, byłoby mi lepiej bez ciebie.

Ironia losu polegała na tym, że to była najgorsza możliwa prawda. Bez Moniki nie byłem szczęśliwy. I nie miałem już nikogo, kto by mnie przed tym uratował.

Karol, 27 lat

Czytaj także:
„Siostra zawsze żyła na garnuszku rodziców. Gdy potrzebowali opieki, zostawiła wszystko na mojej głowie”
„Mąż nie potrafił mnie rozpieszczać. Zamiast bielizny lub perfum dostawałam od niego kolejny zestaw garnków”
„Chciałam mieć dziecko, ale żaden facet nie chciał zostać tatą. Postanowiłam znaleźć sobie dobre nasionko”

Reklama
Reklama
Reklama