„Test ptaka z internetu miał jasno pokazać, czy mój związek ma sens. Ale wynik zaskoczył mnie i mojego męża podwójnie”
„Następnego dnia temat nie dawał mi spokoju. Ta reakcja… była przesadzona. Normalny człowiek, słysząc o tym wszystkim, uśmiechnąłby się, może rzucił jakiś żart. Ale Artur? On jakby… spanikował. Postanowiłam podrążyć temat”.

- Redakcja
Jestem żoną Artura od sześciu lat. Mamy wspólne konto, kredyt hipoteczny i kota, który lubi tylko jego. W teorii wszystko gra: mieszkamy w ładnym bloku, oboje pracujemy, nie mamy dramatów. Ale od jakiegoś czasu coś mi zgrzyta. Coraz częściej wieczory spędzamy obok siebie, nie ze sobą. On przewija coś na telefonie albo przegląda fora motoryzacyjne, a ja siedzę pod kocem z książką, udając, że wcale nie czekam, aż mnie przytuli. Zaczynam czuć się jak element wystroju salonu – niby pasuję do całości, ale nie pełnię żadnej funkcji.
Zaczęłam szukać. Czytać. Grzebać w internecie. I wtedy trafiłam na coś, co mnie rozbawiło, a jednocześnie… zaintrygowało. „Test ptaka”. Teoria była prosta: mówisz partnerowi, że widziałaś ptaka. Jeśli on zapyta o szczegóły – interesuje się tobą. Jeśli zignoruje – może czas się pakować.
Brzmi idiotycznie? Pewnie. Ale nie potrafiłam się powstrzymać. Potraktowałam to jak zabawę. Albo może jak ostatnią deskę ratunku. Chciałam się przekonać, czy on jeszcze mnie widzi. Czy reaguje. Czy coś go obchodzę.
„Hej, Aga” – napisała mi Ula, moja przyjaciółka – „A ty byś się odważyła?”.
„I serio mam powiedzieć: widziałam dzisiaj ptaka?” – zapytałam.
Ale przełamałam się i powiedziałam. A Artur… zareagował. Tylko że nie tak, jak się spodziewałam.
Wiedziałem, że to głupota
– Widziałam dzisiaj ptaka – rzuciłam niby od niechcenia, z kubkiem herbaty w dłoni. Artur właśnie siedział przy stole i grzebał w swoim telefonie. Nie podniosłam wzroku, czekałam na jego reakcję. Byłam pewna, że mruknie coś w stylu: „Aha” i tyle.
Ale nie. Uniósł głowę. Spojrzał na mnie uważnie.
– Jakiego? – zapytał. – Gdzie?
Zaskoczył mnie. Szybko musiałam coś wymyślić. Coś mi się przypomniało.
– Srokę. Siedziała na naszym balkonie. Miała coś w dziobie.
– Na naszym balkonie?! Kiedy? – głos mu się napiął.
– No… jak wróciłam z pracy. Przez chwilę siedziała i potem odleciała. Zostawiła coś błyszczącego.
– Co?! – Artur wstał, jakby nagle go coś poraziło. – Co zostawiła?
– Nie wiem… – zaczęłam się śmiać, trochę nerwowo. – Jakiś pierścionek czy coś.
W jego oczach pojawiło się napięcie. Prawdziwe, nieprzesadzone.
– Pierścionek? Masz go?
– Nie… chyba spadł z balkonu. Nie przywiązywałam do tego wagi, przecież sroki lubią błyskotki, prawda?
Artur zamilkł. Patrzył przez okno z takim skupieniem, jakby próbował coś odtworzyć w głowie. Potem wypalił:
– Jesteś pewna, że to była sroka?
– A co innego?
Nie odpowiedział. Tylko westchnął i wrócił do telefonu, ale nie przeglądał już ekranu. Patrzył w pustkę. I wtedy po raz pierwszy poczułam niepokój. Ten test miał być żartem. A wyglądało na to, że trafiłam w coś, co lepiej było zostawić w spokoju. Co to w ogóle była za dziwna rozmowa?
Zachowywał się podejrzanie
Następnego dnia temat nie dawał mi spokoju. Ta reakcja… była przesadzona. Normalny człowiek, słysząc o ptaku z pierścionkiem, uśmiechnąłby się, może rzucił jakiś żart. Ale Artur? On jakby… spanikował. Postanowiłam podrążyć. Usiadłam obok niego na kanapie, kiedy oglądał jakiś film.
– Ty, a tak serio… czemu wczoraj tak się spiąłeś? To był tylko ptak. Wiesz, że to był żart?
– Jaki żart?
– Ten pierścionek. Przecież to absurdalne. Sroka na balkonie, błyskotki… Brzmi jak bajka.
– No nie wiem – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu. – Mówiłaś, że błyszczało. Może coś rzeczywiście tam było.
– A co? Zgubiłeś coś? – zapytałam, próbując utrzymać lekki ton.
– Nie, ale… kiedyś sroka ukradła mojej babci kolczyki, serio. Może stąd to skojarzenie.
Kłamie. Wiedziałam to. Artur nie miał babci, która nosiłaby kolczyki. Jego babcia całe życie przechodziła w kapciach i fartuchu, nosząc jedynie obrączkę. Czułam, jak w moim brzuchu zaczyna się coś zaciskać.
– Ale powiedz szczerze, myślałeś o czymś konkretnym, jak to powiedziałam? Bo wyglądałeś, jakbyś ducha zobaczył.
– Przesadzasz – burknął. – Po prostu… zaskoczyłaś mnie.
Nie dawało mi to spokoju. Wróciłam na balkon, jakby tam jeszcze miało leżeć jakieś „coś”. Oczywiście nie było nic. Tylko pranie i pustka. W głowie zaczęłam układać scenariusze. Czy zgubił coś cennego? Dla kogo? Dlaczego pierścionek? I czemu jego reakcja wyglądała jak… panika? Zaczęłam się bać własnych domysłów.
Na to bym nie wpadła
To miała być zwykła środa. Pracowałam zdalnie, w dresie i koczku, z kubkiem kawy przy laptopie. Artur wyszedł, mówiąc, że „ma kilka rzeczy do załatwienia”. Niby nic dziwnego. Ale zostawił telefon. A że był bez hasła… No cóż. Nie jestem dumna z tego, co zrobiłam, ale po prostu… musiałam wiedzieć.
Nie znalazłam nic sensownego. Przeglądałam wiadomości, zdjęcia, skrzynki mailowe – wszystko czyste. Aż nagle telefon zadzwonił. Numer nieznany. Włączyłam i odebrałam, nie mówiąc nic. Usłyszałam głos kobiety.
– Artur? I co z tym pierścionkiem? Mam już dość tej niepewności…
Zamarłam. Ona mówiła dalej, nieświadoma, że nie rozmawia z Arturem. Chrząknęłam tylko.
– Naprawdę go zgubiłeś? Bo jeśli ona go znalazła i coś podejrzewa, to… – westchnęła. – Nie wiem, czy powinnam jeszcze czekać.
Rozłączyłam się. Ręce mi się trzęsły. Nie wiem, jakim cudem nie upuściłam telefonu. To, co chwilę później poczułam, nie da się opisać. Jakby ktoś wlał mi do żołądka wiadro lodu.
Wieczorem, gdy Artur wrócił, czekałam już na niego przy drzwiach. Spojrzał na mnie i od razu wiedział.
– Ktoś dzisiaj dzwonił – powiedziałam chłodno.
Zbladł.
– Słyszałam coś dziwnego… o pierścionku – dodałam, zanim zdążył coś wymyślić.
Milczał. Potem spuścił głowę.
– To nie miało tak wyjść – powiedział cicho. – To miał być prezent. Dla… kogoś innego. Zgubiłem go.
– Dla kogoś innego? – powtórzyłam jak idiotka.
– Aga… ja…
Nie chciałam już słuchać. Wiedziałam wszystko. I już nienawidziłam ptaków. I testów.
To nie mieściło mi się w głowie
Nie wiem, jak długo siedziałam w kuchni po tej rozmowie. Może godzinę, może pięć. Światło przygasło, herbata wystygła, kot uciekł pod kanapę. W głowie pustka. Żadnej myśli. Żadnej łzy. Tylko jedno słowo: zdrada.
Artur próbował tłumaczyć. Mówił, że to był impuls, że „nic się jeszcze nie wydarzyło”, że to tylko zauroczenie, że on sam nie wie, co mu odbiło. Że to wszystko przypadek, głupota. Że nie chciał mnie skrzywdzić.
– Tylko… pierścionek? Serio? – spytałam. – Zauroczenie z pierścionkiem?
– Nie dramatyzuj, Aga… To tylko prezent – próbował tonować.
– Ja nie dramatyzuję. Ja próbuję się nie rozpaść, Artur!
Krzyczałam. Nie na niego, nawet nie do końca dla siebie. Krzyczałam, bo cisza bolała bardziej niż wrzask. Nagle cały ten „test ptaka” przestał być zabawną historyjką. Stał się początkiem końca.
Wyszłam nagle bez słowa. W płaszczu, z telefonem w ręce. Przeszłam przez pół miasta, nie wiedząc, dokąd idę. Usiadłam na ławce przy fontannie, gdzie kiedyś mi się oświadczył. Pamiętam, jak wtedy się trząsł. Jak wypadał mu ten pierścionek z pudełka. Jak płakałam ze szczęścia.
Ile ja rzeczy nie chciałam widzieć? Jak często coś mnie kłuło, a ja mówiłam sobie, że to tylko przypadek? Ile razy tłumaczyłam jego obojętność stresem, zmęczeniem, zmartwieniami?
Zadzwoniłam do Uli. Na koniec powiedziałam tylko jedno zdanie:
– On naprawdę miał pierścionek. Ale nie dla mnie.
I się rozpłakałam.
Jak się tu znalazłam?
Do domu wróciłam nad ranem. W palcach miałam plastikową torebkę z drożdżówką. Nie zjadłam jej. Położyłam się na kanapie, okryłam kurtką i gapiłam się w sufit. Sufit wyglądał dokładnie tak samo, jak dzień wcześniej. Tylko ja byłam już kimś innym.
Patrzyłam na balkon. Na tę samą barierkę, gdzie usiadła sroka. Przypomniałam sobie swój głupi tekst: „Widziałam dzisiaj ptaka”. I zrobiło mi się wstyd. Że to była tylko zabawa. Że nie spodziewałam się niczego. Że byłam aż tak ślepa.
W głowie kłębiły się pytania: czy to moja wina? Czy byłam zbyt bierna? Czy zgasłam? Czy przestałam go interesować? Potem przyszły wspomnienia. Nasze wakacje w Pradze. Wieczór z pizzą w łóżku. Jak zasypiał z głową na moim brzuchu. Jak mówił, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. I ta ja – śmiejąca się, zakochana, bezpieczna. Co się z nią stało?
Wyszłam na balkon. Spojrzałam na ulice. Miasto już żyło. Ludzie spieszyli się do pracy, dzieci do szkół. A ja stałam z gołymi stopami na zimnych płytkach i zastanawiałam się, co dalej. Nie miałam planu. Nie wiedziałam, czy chcę go zostawić. Czy to jeszcze związek, który można skleić. Czy to, co się rozpadło, można posklejać jak filiżankę na kropelkę. A może już lepiej rzucić nią o ścianę?
Wtedy zobaczyłam ją. Srokę. Usiadła na barierce, przekrzywiła łebek. Spojrzałam na nią przez chwilę, potem opuściłam wzrok. Już nie chciałam wiedzieć.
Test miał nietypowe zakończenie
Spakowałam torbę. Niewiele – kilka ubrań, kosmetyczkę, ładowarkę. Rzuciłam do środka książkę, którą kiedyś zaczęłam, ale nigdy nie skończyłam. Zastanawiałam się, czy zabrać obrączkę. Zostawiłam ją na szafce nocnej. Nie chciałam scen. Nie chciałam krzyków. Po prostu… wyszłam. Zostawiłam na stole kartkę: „Potrzebuję czasu”. Tylko tyle. Co więcej można napisać, kiedy wszystko się nagle przewartościowuje?
Pojechałam do siostry. Przyjęła mnie bez pytań, tylko otworzyła drzwi i powiedziała:
– Chodź. Wstawiam wodę na kawę.
W jej mieszkaniu pachniało cynamonem i ciepłem. Usiadłam na kanapie i przez długi czas nie powiedziałam ani słowa. Potem zaczęłam opowiadać. Powoli, bez szczegółów. I znów pojawiły się pytania: czy zdrada to koniec? Czy można odbudować coś tak kruchego jak zaufanie? Czy to, że boli, znaczy, że jeszcze mi zależy? Nie znałam odpowiedzi. Może z czasem przyjdą.
Agnieszka, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Podejrzewałam, że mój mąż ma romans i zapragnęłam zemsty. Nie spodziewałam się, że jest sprytniejszy ode mnie”
- „Od 6 miesięcy robię moją rodzinę w balona. Dziecko zostawiam babci, mąż myśli, że pracuję, a ja korzystam z życia”
- „Mąż wypisał się z roli tatusia, a ja nie będę błagać o litość. Mam gdzieś męskie humorki, bo mam dziecko do wykarmienia”

