„Teściowie zasypywali nas złotymi radami na każdy temat. Ulewała mi się ich troska, aż odkryłem, czego chcieli naprawdę”
„– Ewa, nie widzisz tego, że twoi starzy ciągle chcą nami sterować? Cokolwiek postanowimy zrobić, oni od razu to rozkładają na czynniki pierwsze i komentują, nawet kiedy my sami jeszcze nie zdążyliśmy się nad tym dobrze zastanowić”.

- listy do redakcji
– Ewa, pamiętasz nasze pierwsze wyjście do tego kina? – zagadnąłem żonę, przywołując dawne czasy.
Na początku wszystko wydawało się idealne, a wspólne chwile tworzyły fundament naszego związku. Z czasem jednak coś poszło nie tak. Męczyła mnie myśl, czy to my sami kierowaliśmy swoim życiem. Rodzice Ewy, Barbara i Andrzej, mocno ingerowali we wszystkie nasze sprawy.
– No jasne, że tak – odrzekła Ewa, ale jej ton nie miał już tej iskry co kiedyś. – Przecież mama i tata chcą naszego szczęścia.
Mocno w to wątpiłem
Coraz większy niepokój budziło we mnie to, co mówiła Ewa. Przyglądałem się zachowaniu jej rodziców – ich pozornie niewinnym sugestiom i niby przypadkowym wskazówkom, które powoli zamieniały się w twarde zasady, kierujące naszym życiem. Miałem wątpliwości – może to ja przesadzam, a może nie doceniam pomocy ze strony rodziny? Z dnia na dzień czułem się coraz bardziej niepewnie. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie jestem tylko statystą w przedstawieniu, którym za kulisami dyrygują Barbara z Andrzejem.
Dłużej nie dawałem rady tego znosić. Czułem coraz większy niepokój i miałem wrażenie, że wszystko, co tworzymy z Ewą, wymyka nam się z rąk. W końcu zdecydowałem się na szczerą rozmowę, która już od jakiegoś czasu nie dawała mi spokoju.
– Kochanie, czy naprawdę nie widzisz, że twoi rodzice chcą kierować każdym naszym krokiem? Za każdym razem, gdy coś planujemy, oni od razu to rozkładają na czynniki pierwsze i krytykują, nawet zanim my sami dokładnie to przemyślimy – powiedziałem gdy odpoczywaliśmy razem na kanapie w naszym domu.
– To normalne, że moi rodzice się o nas troszczą. Myślą o naszym dobru i po prostu chcą wiedzieć, co u nas słychać – powiedziała łagodnym tonem, choć zauważyłem w jej spojrzeniu gotowość do bronienia swojej rodziny.
– Rozumiem to, ale czy nie masz wrażenia, że odbiera nam to swobodę? Mam poczucie, że każdy nasz krok jest oceniany. To rzutuje na wszystkie nasze wybory i na to, jak funkcjonujemy jako para. Czasami czuję się tak, jakbyśmy nie mogli żyć po swojemu, bo twoi rodzice zawsze są gdzieś w tle – wyznałem, podczas gdy stres coraz bardziej dawał mi się we znaki.
– Masz kłopot z akceptowaniem osób, które są autorytetami. Wiesz, mama i tata dużo przeszli, a ja cenię ich rady i pomoc – powiedziała stanowczo Ewa, podczas gdy rosła między nami bariera niezrozumienia.
Nie udało nam się dogadać, a ja coraz mocniej odczuwałem pustkę i brak zrozumienia. Miałem dość bycia marionetką w rozgrywkach rodziców Ewy, pragnąłem znów decydować o tym, jak będzie wyglądało nasze życie.
Obserwowałem ich czujnie
Kolejne tygodnie upływały, podczas gdy ja próbowałem udawać, że wszystko jest w porządku. W środku jednak czułem niepokój i nieufność wobec otoczenia. Zacząłem bacznie śledzić zachowanie teściów, licząc na to, że znajdę dowody na swoje oskarżenia. Mój umysł bez przerwy analizował sytuację, szukając wyjaśnień na nurtujące mnie kwestie.
Kiedy teściowa wspomniała mimochodem o możliwościach awansu w firmie, Ewa natychmiast zaczęła mnie namawiać do starania się o lepszą posadę. Po wspólnym posiłku z rodziną nie mogłem przestać się zastanawiać – czy to był zwykły zbieg okoliczności? A może ktoś celowo próbował wpływać na rozwój naszego życia?
Ciągle zastanawiam się też, czemu teść jest tak dociekliwy odnośnie do naszych planów urlopowych. Co kryje się za jego uporczywym naleganiem, żebyśmy pojechali tam, gdzie oni byli? Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo chce wpłynąć na nasz wybór miejsca wypoczynku. Takie myśli krążyły mi po głowie, kiedy przeglądałem katalogi z ofertami wycieczek.
Spotkanie za spotkaniem, moja uwaga rosła. Powoli docierały do mnie rzeczy, których wcześniej nie zauważałem albo które bagatelizowałem. Te wszystkie małe gesty, które na pierwszy rzut oka wyglądały jak zwykła rodzicielska opieka, zaczęły układać się w przemyślany plan kontrolowania naszego życia. Gdzieś w środku czułem, że ta sytuacja może nas sporo kosztować.
Po długich rozmyślaniach doszedłem do kilku ważnych wniosków. Musiałem wszystko poukładać w głowie i wymyślić, jak najlepiej przedstawić swoje wątpliwości żonie. Chciałem, żeby dostrzegła to samo co ja – subtelną sieć wpływów, która z każdym dniem zaciskała się wokół nas coraz mocniej.
Wreszcie nie wytrzymałem
Wkrótce trafiła się okazja w postaci rodzinnego spotkania, podczas którego planowałem zmierzyć się z rodzicami zony. Przygotowany merytorycznie i mentalnie, zdecydowałem się wymusić na nich szczerą dyskusję. Wolałem, żeby mojej żony nie było wtedy w pobliżu. Czułem ogromne zdenerwowanie, a moje tętno szalało, gdy zasiadłem do stołu twarzą w twarz z teściami.
– Chcę poruszyć temat tego, jak bardzo ingerujecie w nasze życie – powiedziałem, patrząc im prosto w oczy.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi – odparła teściowa ze zdziwieniem w głosie, choć mogło być ono tylko na pokaz.
– Chodzi mi o te wszystkie rady i wskazówki, które z czasem stają się czymś w rodzaju nakazów. Chcemy sami decydować o swoim życiu, bez ciągłego dostosowywania się do waszych pomysłów – szczerze przyznałem, próbując opanować rosnące zdenerwowanie.
– Nie robimy tego z innych powodów, jak tylko żeby wam pomóc – powiedział teść spokojnym tonem, który jednak wydał mi się podejrzany.
– Kiedy ktoś zbyt mocno ingeruje w czyjeś sprawy, nawet w dobrej wierze, to już nie jest pomoc. Ja z Ewą powinniśmy decydować o własnym życiu – odpowiedziałem stanowczo.
Gdy wymienialiśmy te argumenty, niespodziewanie odezwała się Barbara, wprowadzając do dyskusji zupełnie nowy wątek.
– Posłuchaj, Krzysiu, jest konkretny powód, dlaczego tak bardzo się wami przejmujemy. Tu nie chodzi o żadną kontrolę – naprawdę się martwimy, bo mamy własne doświadczenia, których nigdy z tobą nie dzieliliśmy – wyjaśniła Barbara, a jej spojrzenie było tak autentyczne, że nie mogłem go zlekceważyć.
Okazało się, że rodzice mojej drugiej połówki w czasach swojej młodości musieli radzić sobie całkiem sami. Nikt z rodziny nie wyciągnął do nich pomocnej dłoni, byli kompletnie zdani na siebie. Każdy sukces okupili własnym wysiłkiem, a życiowa szkoła była dla nich wyjątkowo wymagająca i bolesna. Z tego powodu postanowili, że swojemu dziecku zapewnią wszystko to, czego im samym tak bardzo brakowało w młodych latach.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że rzeczywistość różniła się od moich wcześniejszych wyobrażeń. Kiedy teść podzielił się ze mną swoimi wspomnieniami, pokazał mi zupełnie inną perspektywę ich historii, co pomogło mi lepiej zrozumieć, dlaczego postępowali w taki sposób. Musiałem szczerze przyznać, że mogłem ich źle oceniać.
Miałem dość ich nadopiekuńczości
Gdy teściowie zdradzili mi prawdę o swojej przeszłości, wiedziałem, że muszę o tym pogadać z żoną. Później tego dnia ułożyliśmy się razem na naszym wysłużonym tapczanie – tym samym, na którym zawsze rozmawialiśmy o wszystkim, co nas czeka. Wiedziałem, że przyszła pora na otwartą rozmowę.
– Dziś dowiedziałem się od twoich rodziców czegoś, co pomogło mi lepiej pojąć ich postępowanie. Teraz widzę, jak ich własne doświadczenia wpływają na to, w jaki sposób się o nas troszczą... albo jak próbują nas chronić – powiedziałem, uważnie patrząc na jej twarz.
– Tak, wiem o tym, Krzysiu. Przykro mi, że nie wspomniałam o tym wcześniej. Po prostu uznałam, że to stare sprawy, które nie powinny mieć znaczenia dla nas teraz – odpowiedziała Ewa, spuszczając wzrok.
– Niestety mają znaczenie. Nie da się zignorować tego, jak ich historia odbija się na tym, co robimy. Powiedz, czy ty również czujesz ten ciężar? – zapytałem, chcąc poznać jej odczucia w tej sprawie.
– Bywa różnie. Bardzo kocham mamę i tatę, jednak chciałabym, żebyśmy mieli własny kawałek świata i swobodę decydowania. To chyba odpowiedni czas, by wszyscy nauczyli się funkcjonować jako rodzina w nowy sposób – spojrzała na mnie z optymizmem w oczach.
Ta szczera wymiana zdań z Ewą, choć niełatwa, przyniosła nam ulgę. Wspólnie postanowiliśmy wypracować zasady, dzięki którym zarówno my, jak i nasi rodzice będziemy czuli się dobrze. Chcieliśmy tworzyć wspólne jutro, pamiętając o tym, co było, ale nie pozwalając, by przeszłość sterowała każdą naszą decyzją.
Musiałem znaleźć pole do kompromisu
Po tej rozmowie z Ewą przyszła pora, żeby spotkać się z jej rodzicami. Chciałem poznać ich punkt widzenia i zrozumieć, jakie wnioski wyciągnęli ze swoich trudnych przeżyć. Rozmowę prowadziliśmy w ich ciepłej kuchni, która jak zwykle wypełniona była przyjemnym zapachem kawy z młynka.
– Słuchaj, Krzysiu, wiemy że nasze ciągłe rady mogą być dla was męczące – odezwał się Andrzej, patrząc na mnie z powagą.
– Po prostu nie chcieliśmy, żebyście wpadli w te same pułapki, co my kiedyś – wtrąciła Barbara, stawiając przede mną kawę.
– Doceniam to, ale czasami tego wszystkiego jest zbyt wiele. Ja i Ewa musimy mieć możliwość robienia rzeczy po swojemu – odpowiedziałem, czując się trochę nieswojo.
– Masz rację, nie chcieliśmy wam uprzykrzać życia. Postaramy się to zmienić i dać wam oddech – przyznała Barbara, a jej spojrzenie zdradzało zrozumienie.
– Dzięki, że tak do tego podchodzicie. Mam nadzieję, że uda nam się znaleźć złoty środek – żeby być dla siebie wsparciem, ale z zachowaniem osobistej przestrzeni – powiedziałem z nadzieją na lepsze jutro.
Rozmowa z rodzicami żony pomogła mi zrozumieć ich spojrzenie na sprawę. Miałem mieszane odczucia – odczuwałem pewnego rodzaju uspokojenie, ale wciąż towarzyszyły mi wątpliwości co do tego, jak wszystko między nami będzie wyglądać po tych ustaleniach. Mimo to pojawiła się okazja do stworzenia między nami więzi opartej na wzajemnym zrozumieniu.
Teściowie muszą znać swoje miejsce
Dzięki kilku szczerym rozmowom, które przeprowadziłem wspólnie z Ewą i jej rodzicami, powoli naprawialiśmy nasze kontakty, opierając je na lepszych podstawach. Moje przemyślenia dotyczące całej sytuacji z teściami zmieniały się każdego dnia. Przypominałem kogoś, kto po długim sztormie nareszcie widzi zielony brzeg.
Dotarło do mnie, że zarówno Andrzej, jak i Barbara, kierowali się szczerą troską o nas, choć sposób jej okazywania wynikał z ich własnych przeżyć. Z Ewą wypracowaliśmy skuteczniejsze metody mówienia o tym, czego potrzebujemy, a także wyznaczyliśmy jasne granice, dzięki którym udało się znaleźć złoty środek między byciem razem a zachowaniem własnej przestrzeni.
Moje myśli były pełne różnych uczuć – czułem się zdradzony, gdy wydawało mi się, że stoją po przeciwnej stronie, odetchnąłem z ulgą poznając ich rzeczywiste motywy, ale wciąż nie byłem pewien, co przyniesie jutro. Zastanawiałem się, w jaki sposób będziemy kroczyć wspólną drogą i czy zdołam puścić w niepamięć wszystkie te przykrości i manipulacje, które mnie z ich strony spotkały.
Moje uczucia do Ewy – zarówno miłość, jak i szacunek – pozostają tak samo silne jak zawsze. Poznanie perspektywy jej rodziców pomogło mi zrozumieć wiele rzeczy. Wierzę, że dzięki temu z każdym dniem będziemy budować coraz mocniejszą rodzinę, w której każdy może liczyć na innych i darzyć się pełnym zaufaniem. Rozpoczynamy kolejny etap naszego wspólnego życia, przyjmując z otwartością wszystko, co los dla nas przygotował – i te dobre momenty, i te trudniejsze.
Krzysztof, 28 lat
Czytaj także:
„Moja przyszła teściowa to diabeł wcielony. Jędza ciągle szuka okazji, żeby mi skutecznie uprzykrzyć życie”
„Rodzice wybrali mi żonę, żeby mnie usadzić. Dla nich szczęśliwe małżeństwo oznacza gruby portfel i dobre znajomości”
„Żona od stycznia chodzi na siłownię. Naiwnie wierzyłem, że wracała spocona tylko z tego powodu”