„Teściowie żyją na moim garnuszku i wyjadają mi lodówkę. Najchętniej pozbyłbym się problemu, ale coś stoi mi na drodze”
„– Natalia! Ile razy jeszcze będę słyszał, że nie mają? To może przestaną włączać telewizor o siódmej rano i niech wyłączą światło, jak wychodzą z łazienki! Do kuchni weszła Grażyna, z głośnym sapnięciem. – Słyszałam. Znowu ci przeszkadzamy, tak? Może mamy się wynieść na bruk? Bo pan informatyk nie wytrzymuje napięcia?”.

- Redakcja
Czasem mam wrażenie, że nie mieszkam we własnym domu. Że jestem tylko najemcą, który opłaca rachunki, ale nie ma nic do powiedzenia. Kuchnia? Królestwo Grażyny. Salon? Andrzej rozsiada się tam z pilotem i gazetą jak w jakimś prywatnym klubie. A ja? Ja siedzę przy laptopie w sypialni, udając, że mam ważny call z klientem, tylko po to, żeby uniknąć kolejnej rozmowy o „ciepłym mleku do kawy” albo „długo gotujących się ziemniakach”.
Nie podobało mi się to
Wszystko zaczęło się od tego, że Natalia – moja żona – zaproponowała, by jej rodzice wprowadzili się „na chwilę”. Było to cztery lata temu. Do dziś ta „chwila” nie minęła, za to przeszła w wieczność. Oni nie płacą za prąd, za gaz, nie dorzucają się nawet do papieru toaletowego. A kiedy próbuję coś powiedzieć, Natalia tylko wzdycha:
– Kamil, to przecież moi rodzice… mają ciężko…
A ja mam lekko?
Wczoraj przy kolacji, próbowałem choć odrobinę ironii wrzucić w rozmowę:
– Ciekawe, kto znów nabił 300 zł za gaz – powiedziałem z uśmiechem.
– Oj, Kamilku, może byś się czymś w końcu pochwalił, a nie tylko rachunki rozliczasz – wtrąciła się Grażyna, nie podnosząc wzroku znad zupy. – Dzisiejsi faceci to tylko umieją narzekać.
Spojrzałem na Natalię. Udawała, że nie słyszy. A ja po raz kolejny poczułem się jak mebel.
Pokłóciłem się z żoną
Zaczęło się od rachunku za prąd na 500 zł. Wpatrywałem się w kwotę, jakbym pierwszy raz zobaczył takie cyfry. Westchnąłem ciężko i wróciłem do salonu, gdzie Andrzej spał z otwartymi ustami przy włączonym telewizorze. Trzeci raz tego dnia. Złapałem pilot, wyłączyłem go i wróciłem do kuchni. Natalia właśnie odcedzała ziemniaki.
– Możemy porozmawiać? – zapytałem cicho.
– Tylko nie teraz, Kamil. Za chwilę kolacja.
– Teraz. Bo zaraz coś powiem, czego będę żałował.
Spojrzała na mnie zdziwiona. Odłożyła łyżkę i usiadła przy stole.
– Co się stało?
– Rachunek za prąd. 500 zł. Zapłacone z mojego konta. I co? Ile dorzucili się twoi rodzice?
– No przecież wiesz, że nie mają...
– Natalia! Ile razy jeszcze będę słyszał, że nie mają? To może przestaną włączać telewizor o siódmej rano i niech wyłączą światło, jak wychodzą z łazienki!
Do kuchni weszła Grażyna, z głośnym sapnięciem.
– Słyszałam. Znowu ci przeszkadzamy, tak? Może mamy się wynieść na bruk? Bo pan informatyk nie wytrzymuje napięcia?
– Nie powiedziałem nic o bruku. Mówię o zwykłej uczciwości.
– Ty w ogóle coś wiesz o uczciwości? Przypomnę, że ten dach nad głową to spadek po dziadkach Natalii. Ty tylko dołożyłeś się do remontu.
– Grażyna, błagam cię...
– Nie, teraz ja mówię! – podniosła głos. – Masz święty obowiązek troszczyć się o rodzinę. Ale widać, że chłód emocjonalny wyssałeś z mlekiem matki.
– Mamo! – krzyknęła Natalia. – Przestań!
– Nie, niech sobie Kamil pogada. Zrobił się taki ważny, bo ma pensję. Ale serca to ty, chłopie, nie masz. Nic dziwnego, żeś się zmienił od ślubu.
Wstałem. Drżały mi dłonie.
– To już nie jest nasze wspólne życie, Natalia. To jest teatr z widownią w kuchni.
Nic do niej nie docierało
Następnego dnia wróciłem z pracy trochę wcześniej. Miałem wszystko przemyślane – bez krzyków, bez wybuchów. Tylko spokojna rozmowa. Chciałem, żebyśmy usiedli jak kiedyś. Jak partnerzy. Wszedłem do kuchni, Natalia siedziała przy stole z herbatą, scrollując coś na telefonie.
– Możemy teraz? – zapytałem cicho.
Skinęła głową, nie patrząc na mnie.
– Nie chcę się kłócić. Naprawdę. Po prostu... musimy ustalić jakieś zasady. Ja nie dam rady ciągnąć wszystkiego sam. I nie chodzi tylko o pieniądze.
– No to o co?
– O granice. O prywatność. O to, że nie mogę rano korzystać z łazienki, bo twoja mama siedzi tam z gazetą przez pół godziny. O to, że Andrzej śpi na kanapie, gdzie ja chciałem chwilę odpocząć. O to, że nie wiem już, gdzie się kończymy my, a zaczynają oni.
– Przesadzasz – rzuciła sucho. – Serio, Kamil. Robisz z igły widły. Inni mieszkają z całą rodziną w jednym pokoju i żyją.
– Tylko że my nie jesteśmy „inni”! Mamy dom. Byliśmy tu sami. I nagle mieszkają z nami dwie dorosłe osoby, które się nie dokładają do rachunków, nie pytają o nic, tylko żyją, jakby to był ich hotel.
– Ty tylko liczysz pieniądze – warknęła. – Jakby wszystko sprowadzało się do rachunków i lodówki. Może od razu wystaw im fakturę?
– A ty niczego nie liczysz. Nawet siebie w tym wszystkim nie liczysz. Jakbyś żyła na autopilocie. Nie czujesz, że coś się nam rozpada?
Nie odpowiedziała. Spojrzała przez okno, jakby mnie tam w ogóle nie było. A ja poczułem, że mówię do ściany. I do ściany właśnie skończyłem mówić:
– Czy to jeszcze ma sens?
Kpiły ze mnie
Wróciłem wcześniej. Tylko po ładowarkę. W pracy padł mi telefon, więc wpadłem na moment do domu. W przedpokoju zdjąłem buty i już miałem wejść do sypialni, kiedy usłyszałem śmiech z kuchni. Głos Natalii i Grażyny.
– On serio tak się przejął tym prądem? – prychnęła Grażyna.
– A jak! Chodził wczoraj po domu jak smród po gaciach. Jakbyśmy mu tysiąc złotych z portfela wyjęli.
– Taka już jego natura. Zawsze szuka problemów tam, gdzie ich nie ma. No cóż… może nie jest stworzony do życia w rodzinie. Tacy są ci... samotni programiści.
– Mówiłam ci, że Kamil to słaby facet – powiedziała Natalia, tonem jakby mówiła o kimś obcym. – Nie radzi sobie z presją, ze stresem. Chce ciszy, spokoju, ale życie tak nie działa.
– I jeszcze śmie mieć pretensje, że mieszkamy tu bez opłat. A kto robi zakupy? Kto gotuje?
– No na pewno nie on – zaśmiała się Natalia. – Jego to chyba nawet własny obiad przerasta.
Poczułem, jak robi mi się słabo. Nie chodziło o samą rozmowę. Chodziło o ton. O to, że nie było w tym żadnej lojalności. Żadnej obrony. Była tylko beztroska kpina. I obgadywanie męża jak znajomego z pracy, którego nie cierpisz, ale musisz z nim siedzieć przy biurku.
Wszedłem do kuchni.
– Nie chciałem przeszkadzać. Po prostu wszystko słyszałem.
Cisza. Natalia odłożyła łyżeczkę. Grażyna się nie odezwała.
– Skoro jestem słabym facetem… To może czas, żebym przestał być mężem, albo żywicielem.
Wyszedłem. Po raz pierwszy od dawna nie miałem ochoty wracać.
Wyprowadziłem się na kilka dni
Spakowałem torbę w pięć minut. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy: laptop, ładowarka, parę koszulek, dżinsy. Cisza w domu była gęsta, jakby coś wisi w powietrzu i czeka, aż pęknie. Natalia nie zapytała, gdzie idę. Grażyna nawet nie wyszła z pokoju. Andrzej… jak zwykle zniknął.
Zadzwoniłem do Michała. Przyjaciel od liceum. Bez pytania, bez ocen.
– Przyjedź. Mam wolny pokój. I zimne piwo – powiedział tylko.
U niego było... inaczej. Cisza, ale taka zdrowa. Żadnych głupich komentarzy, żadnych wzdychnięć zza ściany. Usiadłem na kanapie, Michał rzucił mi puszkę piwa.
– No. To mów.
– Wszystko się rozpadło. Chyba już nie ma czego sklejać. Natalia wybrała rodziców. Ja tam tylko przeszkadzam.
– Wyprowadziłaś się?
– Tylko na chwilę. Potrzebowałem przestrzeni, bo już się dusiłem.
– I co dalej?
– Nie wiem. Ale pierwszy raz od miesięcy czuję się... spokojny. Sam wiesz, jak było na początku. Natalia gotowała kolacje, śmialiśmy się z byle czego. Teraz czuję się jak intruz w jej życiu.
– I co? Myślisz o rozwodzie?
– A co innego mi zostało? Nie jestem priorytetem. Jestem przeszkodą.
Michał milczał chwilę, po czym kiwnął głową.
– Jeśli masz być nieszczęśliwy przez kolejne lata, to czasem trzeba się zatrzymać i zadać jedno pytanie: „czy to jeszcze miłość, czy tylko przyzwyczajenie?”.
Wieczorem leżałem w gościnnym pokoju, patrząc w sufit. I pierwszy raz od dawna nie bałem się jutra. Nie tęskniłem. Czułem tylko ulgę. Jakby coś się skończyło, a ja wreszcie mogłem zacząć oddychać.
Nie dojdziemy do porozumienia
Natalia zadzwoniła po trzech dniach. Sucho, rzeczowo.
– Możemy się spotkać? Porozmawiać?
Umówiliśmy się w parku, niedaleko naszego domu. Usiadła na ławce, owinięta szalem, bez makijażu. Wyglądała na zmęczoną.
– Mama się trochę uspokoiła – zaczęła, nie patrząc mi w oczy. – Powiedziałam jej, że przegięła. Przeprosiła… na swój sposób.
– Natalia, ja nie chcę przeprosin. Nie od niej. Tylko chcę wiedzieć jedno: czy coś się zmieni?
Milczała dłuższą chwilę.
– Nie wiem. Oni nie mają się gdzie podziać…
– Czyli nie. Nadal mają mieszkać z nami. Bez dorzucania się do rachunków, bez rozmów. A ja mam siedzieć cicho, bo są rodziną.
– Nie chodzi o to. Po prostu… nie potrafię ich zostawić. Wiesz, jacy są. Mama zawsze była trudna, ale… to moja mama. A tata... on nie da sobie rady sam.
– A ja? Ja sobie mam radzić sam, tak?
– Kamil… – szepnęła.
– Nie, powiedz mi. Oni cię potrzebują. A ja? Mnie już nie potrzebujesz?
Znowu ta cisza. Przeszywająca. Prawdziwa odpowiedź była właśnie w niej.
– Chciałabym, żebyś wrócił. Naprawdę. Ale nie mogę ci obiecać, że coś się zmieni – powiedziała w końcu.
Wstałem.
– A ja nie mogę już wrócić do życia, w którym tak się mnie traktuje. Przemyśl to jeszcze raz.
Zostawiłem ją na tej ławce. I nie obejrzałem się ani razu.
Kamil, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż poszedł na grzyby do lasu i już nigdy nie wrócił. Po 10 latach zobaczyłam go z nową rodziną”
- „Wydałam ostatnie pieniądze na wyprawkę szkolną, a córka powiedziała, że nigdzie nie idzie. Byłam zła, aż poznałam powód”
- „Przepisaliśmy mieszkanie na wnuczka, bo obiecał się nami zająć na starość. Tydzień później nie mieliśmy dachu nad głową”

