„Teściowej nie podobało się, że faszeruję jej syna trawą. Nie rozumiała, że nie potrzebujemy schabowego do szczęścia”
„– Kobieta, która nie gotuje mężowi, to żadna żona. Ja dla swojego codziennie obiad robiłam. A ty? Co robisz? Siedzisz przed komputerem i wklejasz obrazki? – powiedziała. Wtedy poczułam pierwszy raz, że jestem oceniana przez kogoś, kto miał być rodziną”.

- Redakcja
– Dla mnie gotowanie to nie kara, tylko wybór – powiedziałam kiedyś w pracy, przekomarzając się z kolegą, który twierdził, że kobieta powinna umieć zrobić chociaż rosół.
Śmialiśmy się wtedy wszyscy, a ja naprawdę czułam się wolna. Niezależna. Kochana. Bo tak to wszystko się zaczęło. Od wolności. Od tego, że poznałam Tomka – faceta, który widział we mnie partnerkę, a nie kucharkę. Studiowaliśmy wtedy w Warszawie – ja marketing, on informatykę. Pobraliśmy się zaraz po studiach. Wynajęliśmy mieszkanie, potem kupiliśmy kawalerkę na kredyt. Praca, weekendowe wypady, seriale, seks, śmiech. Byłam pewna, że trafiłam na kogoś, kto mnie naprawdę rozumie.
Teściowa mi dogryzała
Ale wtedy do naszego życia weszła ona – Halina. Moja teściowa. Najpierw delikatnie, z ciastem i uśmiechem. Pojawiała się raz na dwa tygodnie, potem co tydzień. Aż w końcu, po przejściu na emeryturę, prawie się u nas rozgościła. Nie prosiła o pozwolenie – „wpadała, bo była w pobliżu”. Przynosiła zupy w słoikach, czasem też własnoręcznie upieczony sernik, a razem z nimi... pogardę.
– O, znowu zamówione jedzenie? – mówiła z przekąsem, zaglądając do reklamówki z restauracji. – Tomek, ty tak lubisz schabowe, prawda? A tu tylko jakieś sajgonki...
Na początku próbowałam się śmiać, obracać to w żart. Ale z czasem jej komentarze stały się bardziej kąśliwe. Oskarżycielskie. A potem już tylko bezpośrednie.
– Kobieta, która nie gotuje mężowi, to żadna żona. Ja dla swojego codziennie obiad robiłam. A ty? Co robisz? Siedzisz przed komputerem i wklejasz obrazki?
Wtedy poczułam pierwszy raz, że jestem oceniana przez kogoś, kto miał być rodziną. Najgorsze było to, że Tomek milczał. A ja? Ja zaczęłam tracić grunt pod nogami. Moje małżeństwo, moje zasady, to wszystko powoli się rozsypywało. Jakby Halina otworzyła jakąś szafę, w której dotąd wszystko było poukładane, i zaczęła zrzucać rzeczy na podłogę. A ja nie miałam siły tego zbierać.
Byłam złą synową
– I co tu dzisiaj mamy? – zapytała Halina, rozglądając się po kuchni z miną kontrolera sanepidu. – Aha, pusty garnek. Czyli znów z pudełka.
Stałam przy zlewie i płukałam kubek po kawie. Powoli. Żeby nie wybuchnąć.
– Zamówiliśmy wczoraj kolację. Wracaliśmy późno z pracy – powiedziałam spokojnie, jakbym tłumaczyła coś przedszkolakowi.
– Pracy, mhm... – Halina cmoknęła, jakby właśnie usłyszała, że uprawiam czary w piwnicy. – Za moich czasów kobieta wiedziała, co do niej należy. Najpierw obiad, potem ewentualnie praca, jeśli w ogóle.
– My dzielimy się obowiązkami – odpowiedziałam. – Tomek też gotuje. I sprząta.
– Święty chłopak – przerwała mi. – Tylko szkoda, że z taką... nowoczesną babą się związał. Ja myślałam, że jak pójdzie do żony, to będzie miał ciepły posiłek, pachnący dom i spokój. A nie PowerPointy i sushi z knajpy.
Poczułam, jak w gardle rośnie mi gula. Wzięłam oddech, ale zanim cokolwiek powiedziałam, Halina ruszyła dalej:
– Marketing... – wycedziła. – Co to za praca w ogóle? Wklejasz coś na fejsbuki, Instagramy... Jakby to było ważniejsze niż ugotowanie zupy dla męża.
– Moja praca nas utrzymuje, zarabiam więcej niż Tomek – rzuciłam ostro. – To dzięki niej stać nas było na mieszkanie. To nie jest „wklejanie na fejsbuki”.
– Oj, Natalia, ty byś była świetną singielką. Niezależna taka, wszystko wiesz najlepiej. Tylko czemu się związałaś z moim synem, skoro wcale nie chcesz być żoną?
Wtedy odłożyłam kubek z hukiem. Spojrzałam jej prosto w oczy.
– A pani chce, żebym była kim? Panią domu? Kucharką na pełen etat? Ja mam swoje życie, swoją pracę. I nie zamierzam być kolejną wersją pani. Proszę to wreszcie zrozumieć.
Halina skrzyżowała ramiona, uniosła brwi i powiedziała coś, co uderzyło mnie jak pięść w brzuch:
– Tomek byłby szczęśliwszy z kimś, kto gotuje mu zupę.
Poczułam, jak twarz mi płonie. Chciałam coś powiedzieć, ale nagle... zwątpiłam. A jeśli ona ma rację? Jeśli Tomek też tak myśli, tylko nie ma odwagi mi tego powiedzieć?
Miałam pretensje do męża
– Tomek, możemy pogadać? – zapytałam, gdy zamknął laptopa i rozciągnął się na kanapie, jakby właśnie skończył maraton.
Spojrzał na mnie z lekkim niepokojem. Chyba wyczuł, że to nie będzie pogadanka o nowym serialu.
– Jasne. Co się stało?
Usiadłam obok, ale nie za blisko. Czułam, że muszę zostawić między nami przestrzeń. Dla siebie. Dla swoich emocji. I dla tego, co za chwilę powiem.
– Dlaczego nigdy nic nie mówisz, gdy twoja mama mnie atakuje?
Tomek spojrzał w bok, jakby szukał ratunku na ścianie.
– Natalia... to nie tak... Mama po prostu tak ma. Wiesz, że ona jest... trudna.
– Trudna? – powtórzyłam, czując jak narasta we mnie fala. – Trudne to jest sudoku na poziomie eksperckim. Twoja matka regularnie mnie upokarza w naszym domu. I ty siedzisz cicho. Jakbyś się ze mną nie zgadzał.
– Nie, nie o to chodzi... – zaczął nerwowo drapać się po karku. – Po prostu... nie chcę zaogniać sytuacji. Mama jest emerytką, ma swój światopogląd...
– A ja co? Mam 12 lat i nie umiem się obronić? Potrzebuję ciebie. Partnera. A nie gościa, który milczy, bo tak mu wygodniej.
Nie chciałam tego słuchać
Tomek spuścił głowę. Przez chwilę było tylko słychać nasz oddech i pracującą zmywarkę w tle.
– Wiesz... – zaczął cicho – ja czasem... ja czasem się zastanawiam, czy może faktycznie nie warto by było... no wiesz... ugotować coś w weekend. Żeby ją trochę uciszyć.
Zamknęłam oczy. Nie wierzyłam, że to powiedział.
– Serio? To jest twoje rozwiązanie? Żebym się dostosowała? Żeby było cicho? A może założysz mi fartuch i postawisz gar z rosołem, co? Tylko nie zapomnij, że rosół gotuje się minimum trzy godziny. Tyle twoja mama by chciała. Żebym całe dnie spędzała w kuchni.
– Nie o to mi chodziło... po prostu... może kompromis? – bąknął, coraz bardziej zrezygnowany.
– Kompromis to był wtedy, gdy zamiast trzydaniowego obiadu jedliśmy razem pizzę z kartonu i było nam dobrze. Teraz każesz mi się zamienić w coś, czym nigdy nie chciałam być.
Podniosłam się z kanapy i spojrzałam na niego z góry. Tomek wyglądał, jakby miał ochotę zniknąć.
– Wiesz co, Tomek? Ty nie musisz się sprzeciwiać swojej matce. Ale nie udawaj, że jesteś po mojej stronie, skoro tak naprawdę... nawet nie wiesz, co to znaczy.
Wyszłam z pokoju, czując w sobie ciężar rozczarowania. Byłam w małżeństwie, w którym coraz bardziej czułam się... sama.
Spiskowali przeciwko mnie
Tego wieczoru nie rozmawialiśmy. Tomek siedział przy komputerze z założonymi słuchawkami, a ja udawałam, że nadrabiam seriale. W rzeczywistości nie słyszałam ani słowa – każda scena, każdy dialog ginął pod natłokiem moich myśli. W nocy długo nie mogłam zasnąć. Gdy w końcu odpłynęłam, obudził mnie szmer. Drzwi do kuchni. Głos Tomka. Podniosłam się z łóżka i bezszelestnie podeszłam do drzwi. Lekko je uchyliłam. Usłyszałam znajomy głos Haliny. Szeptali, ale zbyt głośno, bym nie usłyszała.
– Kochanie, ty wiesz, że ja się martwię o ciebie... – zaczęła Halina. – Ta dziewczyna nie myśli o waszym domu. Tylko praca, praca i praca. A ty co? Wrócisz z roboty i jeszcze sam robisz sobie kanapki.
– Mamo, proszę... – Tomek westchnął.
– Ty jesteś mężczyzną! Powinieneś być otoczony troską, domowym ciepłem. A nie zamawiać chińszczyznę z plastikowego pojemnika. Ona cię nie kocha, tylko karierę. Taka baba nigdy nie będzie dobrą matką.
I wtedy coś we mnie pękło. Weszłam do kuchni. Powoli. W ciszy. Jak w filmach, gdzie bohaterka wreszcie przestaje się bać.
– Skoro uważasz, że nie nadaję się na żonę, powiedz mi to prosto w oczy – powiedziałam, patrząc Tomkowi w twarz.
Zamarli. Halina napięła się jak sprężyna, ale to Tomek był blady jak ściana.
– Natalia, to nie tak...
– Nie tak? To może ja źle usłyszałam? Może nie słyszałam, jak twoja matka stwierdza, że nie kocham cię wystarczająco, bo nie stoję przy garach?
– Ja tylko...
– Milcz – przerwałam mu. – Ty słuchasz, jak ktoś mnie obraża. W twojej obecności. I nie robisz nic.
– Tomek nie chciał cię zranić – wtrąciła Halina, unosząc brodę. – Ale nie wszystko da się przemilczeć. Prawda jest taka, że kobieta powinna dbać o rodzinę, a nie tylko o pracę.
– A ja sądziłam, że rodzina to coś więcej niż schabowy i czyste skarpetki – powiedziałam cicho. – Myślałam, że to wzajemny szacunek. Partnerstwo. Ale widzę, że jestem w tym sama.
Halina syknęła z irytacją, a Tomek tylko stał. Bez słowa. Bezwładny.
– Dziękuję za wszystko – powiedziałam, odwracając się do wyjścia. – Ja już podjęłam decyzję.
Zamknęłam się w sypialni i zaczęłam pakować rzeczy. Nie miałam jeszcze planu, gdzie pójdę. Ale wiedziałam jedno – stąd muszę wyjść. Bo tu nie ma dla mnie miejsca.
Byłam wściekła
– No i co, ty tak po prostu wyszłaś? – Kinga patrzyła na mnie z niedowierzaniem, gdy opowiadałam jej wszystko, siedząc w jej kuchni z kubkiem gorącej herbaty.
– Tak – przytaknęłam. – Spakowałam się w pół godziny. Dwa plecaki, kosmetyczka i laptop. To wszystko, co zabrałam z tego... naszego wspólnego życia.
– Boże, Natalia... – Kinga złapała mnie za rękę. – I co teraz?
– Nie wiem – westchnęłam, czując jak oczy znowu zaczynają mi się szklić. – Przenocuję dziś u ciebie, potem coś wymyślę. Może wynajmę pokój. Może wrócę do rodziców. Może... – urwałam.
Kinga długo milczała. W końcu pokiwała głową.
– Ty zawsze byłaś silna – powiedziała cicho. – Już w liceum, kiedy wszyscy chodziliśmy z głowami spuszczonymi, ty mówiłaś, że nie będziesz żyć jak twoja ciotka, która całe życie gotowała mężowi zupę ogórkową, a potem wylądowała z depresją i kręgosłupem do wymiany.
Parsknęłam przez łzy.
– No tak... tylko że ja teraz jestem trochę jak ta ciotka. Tylko bez zupy i z walizką na plecach.
– Nie jesteś. Jesteś kobietą, która odważyła się odejść, kiedy czuła się niekochana. A to wymaga więcej siły, niż zniesienie tysiąca obiadów z komentarzem „trochę za mało soli”.
Siedziałyśmy w ciszy, aż w końcu Kinga dodała:
– Wiesz, Natalia... Gdybyś teraz wróciła do Tomka, nic się nie zmieni. On cię nie chroni. On nie rozumie. Może nie chce zrozumieć. I jak myślisz... co będzie dalej? Dziecko? Z matką Tomka w pokoju obok? Krzycząca, że źle je przewijasz?
Zacisnęłam powieki. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Ale czułam też ulgę.
– Ja już podjęłam decyzję – powiedziałam w końcu. – Nie wracam. Choćby nie wiem co. Dopóki on jest jej synkiem, nie może być moim mężem.
Kinga objęła mnie mocno.
– To będzie cholernie trudne. Ale przetrwasz.
I pierwszy raz od miesięcy poczułam, że naprawdę wiem, kim jestem.
Pokłóciłyśmy się ostatni raz
Wróciłam do mieszkania tylko po dokumenty. Nie planowałam rozmów, nie chciałam krzyków. Klucze do drzwi jeszcze pasowały, choć w mojej głowie ten dom już dawno przestał być „nasz”.
Nie spodziewałam się jej tu zastać. Ale była. Siedziała przy stole w kuchni, jakby to ona tu mieszkała, jakby to ona miała do czegoś prawo.
– No i wróciłaś – powiedziała, nie podnosząc wzroku znad kubka z kawą. – Dobrze, że chociaż masz trochę rozumu.
– Przyszłam po swoje rzeczy – odpowiedziałam chłodno. – Nie mam ochoty na rozmowę.
– A ja mam. Bo ktoś tu musi w końcu powiedzieć ci prawdę – Halina wstała, z furią poprawiając obrus. – Myślałaś, że uciekniesz jak gówniara i że wszystko się ułoży? Że Tomek rzuci wszystko, matkę, dom, swoje życie, dla kobiety, która nie potrafi ugotować ziemniaków?
Podeszłam do niej wolno. Spojrzałam jej prosto w twarz. Te same zaciśnięte usta, ten sam triumfalny błysk w oczach.
– Nie rzuci – powiedziałam spokojnie. – Bo on już to zrobił. Sam. Kiedy pozwolił ci mnie codziennie obrażać. Kiedy patrzył, jak traktujesz mnie jak służącą i nie pisnął ani słowa.
– To ja się o niego martwię! – Halina podniosła głos. – Ty nawet nie wiesz, ile razy go przyłapałam smutnego! On cierpi przez ciebie! Ty chcesz tylko kariery i wygód. A on chce normalnej rodziny!
– Normalnej?! – wybuchłam. – Dla pani „normalność” to kobieta przy garach i facet przed telewizorem?! To pani świat! Mój wygląda inaczej. I właśnie dlatego pani nigdy nie powinna się wtrącać!
– On mnie potrzebuje! – krzyknęła, już bez maski łagodności. – Bo przynajmniej ja wiem, co dla niego dobre!
– Nie – powiedziałam, cicho, ale z siłą, której sama się po sobie nie spodziewałam. – Pani potrzebuje kontroli. I używa swojego syna, żeby ją mieć. Ja się na to nie zgadzam. Nie jestem dekoracją. Ani służącą.
Halina milczała. Po raz pierwszy. Widziałam, że nie miała już gotowej odpowiedzi.
– I wie pani co? Pani wygrała. Synuś zostaje, ale mnie już tu nie ma. I nie będzie. Bo ja mam jeszcze życie przed sobą. I nie zamierzam go zmarnować.
Zabrałam dokumenty ze stolika. Przed wyjściem spojrzałam na nią raz jeszcze.
– Niech pani wie, że można być kobietą bez zupy na gazie. I być szczęśliwą.
Trzasnęłam drzwiami. Tym razem z siłą, z jaką zamyka się za sobą całe piekło.
Natalia, 32 lata
Czytaj także:
- „Bogata emerytka z Warszawy była dla mnie jak wygrany los na loterii. Niestety, szybko przejrzała moje zamiary”
- „Mój mąż dba o mnie jak o królewnę, a ja tylko leżę i pachnę. Nie będę chodziła do pracy za jakieś marne grosze”
- „Myślałam, że mąż naprawia altankę. Odgłosy, które dochodziły ze środka, brzmiały jednak inaczej niż remont”

