„Teściowa zrobiła z naszego małżeństwa teatr lalek. Poddałam się, kiedy zrozumiałam, że to nie ja jestem reżyserem”
„Wreszcie na mnie spojrzał. W jego oczach nie dostrzegłam jednak poczucia winy, tylko zmęczenie. Jakby to wszystko było dla niego ciężarem. Takim, który najchętniej zrzuciłby jak najprędzej ze swoich barków”.

- Redakcja
Kiedy wychodziłam za Kubę, wydawało mi się, że świat leży u naszych stóp. Zakochani po uszy, snujący mnóstwo planów na przyszłość, śmialiśmy się z problemów, jakbyśmy byli ponad nimi. Nie przyszło mi do głowy, że prawdziwe życie to nie tylko on i ja. Że z nim w pakiecie przyjdzie jeszcze jedna kobieta. I że to właśnie ona stanie się największym zagrożeniem dla naszego małżeństwa.
— Nie smakuje ci to, co ugotowałam? — zapytałam kiedyś Kubę, widząc jego dziwną minę w trakcie obiadu.
— Nie, nie… po prostu mama robiła to trochę inaczej — rzucił szybko.
To była pierwsza chwila, gdy poczułam się jak gość we własnym domu. I niestety tych chwil miało być wkrótce więcej.
Dziś, po trzech latach, wiem już jedno: Helena nigdy nie chciała być moją rodziną. Od początku widziała we mnie rywalkę, choć ja przecież tylko próbowałam być dobrą żoną.
— To jak długo jeszcze będziesz to znosić? — zapytała mnie niedawno Natalia, moja siostra, a zarazem jedyna osoba, która zna mnie naprawdę.
Siedziałyśmy wtedy na ławce pod blokiem, obie owinięte szalikami, z kubkami herbaty w dłoniach. Odwróciłam wzrok, bo nie potrafiłam odpowiedzieć.
— Chyba aż nie oszaleję — wyszeptałam po chwili.
Sama siebie nie poznawałam
— A może byś wreszcie pomyślała o tym, żeby zrezygnować z tej pracy? — rzuciła Helena, poprawiając koc na kolanach. — Kiedyś kobieta wiedziała, gdzie jest jej miejsce.
Zamarłam w pół kroku, z kubkiem kawy w dłoni. Kuba właśnie wszedł do salonu z talerzem, który z brzękiem odstawił na stół. Wiedziałam, że nic nie powie. Nie pierwszy raz.
— Mamo, pracuję, bo lubię. I dlatego, że muszę — powiedziałam spokojnie, chociaż w środku kipiałam z gniewu.
— Musisz? — prychnęła. — A dom? Mąż? Chyba nie po to Kuba się żenił, żeby wiecznie jeść na mieście albo odgrzewane.
— Mamo, daj spokój — mruknął Kuba, ale nawet na nią nie spojrzał.
— Nie, właśnie że nie dam! — Podniosła głos. — Ty siedzisz cicho, a twoja żona robi, co jej się podoba. Ja już nic nie rozumiem z tego małżeństwa.
Odstawiłam kubek na blat, powoli, jakby każdy kolejny gest miał mnie powstrzymywać przed wybuchnięciem. Ale tego nie dało się już powstrzymać.
— Może to ty powinnaś z nim mieszkać, skoro ja robię wszystko źle! — krzyknęłam, a mój głos odbił się echem od ścian.
Helena uniosła brwi. Kuba zamarł, patrząc na mnie bez słowa. A ja sama siebie nie poznawałam.
Wyszłam z salonu, trzaskając drzwiami i poszłam do sypialni, w której osunęłam się na łóżko. Serce waliło mi jak młotem.
„Boże, co ja powiedziałam…?” – jęknęłam w myślach.
Ale zaraz potem przyszła inna myśl: „A może właśnie to powinnam była powiedzieć już dawno?”.
Obrazy wróciły. Wigilia, kiedy przełożyłam karpia na inny półmisek, a Helena wzdychała przez całą kolację. Albo urodziny Kuby, gdy przyniosła własny tort „na wszelki wypadek”.
— A czy wtedy na pewno byłaby szczęśliwa? — zapytałam, gdy Helena rzuciła półgębkiem, że kobieta powinna znać swoje miejsce.
A jej spojrzenie… Jakby chciała mnie wtedy zetrzeć z powierzchni ziemi.
Moje oczy zgasły
— Twoja matka mnie nienawidzi. I ty nic sobie z tego nie robisz — powiedziałam do Kuby, stojąc przy oknie. Dłońmi ściskałam firankę, jakby miała mnie utrzymać w pionie.
Kuba siedział na brzegu łóżka, zgarbiony i milczący. Jak wiele razy wcześniej.
— Nie przesadzaj. Po prostu chce dla nas dobrze — odparł, nie patrząc mi w oczy.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
— Nie. Ona chce tylko, żebyś należał do niej. Cały czas. — Głos mi zadrżał.
W pokoju zapadła cisza, w której słyszałam tylko tykanie zegara. To kojarzyło mi się z bezpieczeństwem, z dzieciństwem, w którym też był taki zegar. A teraz czułam się, jakby odliczał sekundy do kolejnego wybuchu.
— Anka, proszę cię, nie rób z tego wojny — rzucił cicho.
— Ale to jest wojna, Kuba — stwierdziłam poważnie. — Tylko ty w niej nie bierzesz udziału. Stoisz z boku i czekasz, aż któraś z nas padnie pierwsza.
Wreszcie na mnie spojrzał. W jego oczach nie dostrzegłam jednak poczucia winy, tylko zmęczenie. Jakby to wszystko było dla niego ciężarem. Takim, który najchętniej zrzuciłby jak najprędzej ze swoich barków.
— Wiesz, co jest najgorsze? — szepnęłam. — Że ja cię wciąż kocham. A coraz mniej ci ufam.
— Nie chcę wybierać — powiedział w końcu. — Nie chcę stać między wami.
— Ale stoisz. — Spojrzałam mu prosto w oczy. — I dopóki się nie ruszysz, ona będzie wygrywać. Bo ona wie, co robi. A ty… po prostu na to pozwalasz.
Odwróciłam się i wyszłam z pokoju. Drzwi nie zamknęły się z hukiem, tylko delikatnie domknęły.
Poszłam do kuchni i przysiadłam na krześle. Wdziałam swoje odbicie w pustej filiżance po kawie. Moje oczy zgasły, zmęczone i zrezygnowane. Zastanawiałam się, czy naprawdę wyszłam za mężczyznę, który nigdy nie przetnie pępowiny.
Chciałam sobie iść
Drzwi do pokoju były tylko lekko przymknięte. Zatrzymałam się w korytarzu i wtedy usłyszałam jej głos: ten zimny, stanowczy ton, który zawsze wbijał mnie w ziemię.
— Odkąd z nią jesteś, nie mam już syna — mówiła Helena. — Ona cię zmieniła. Już mnie nie potrzebujesz, prawda?
— Mamo, nie przesadzaj… — usłyszałam Kubę. Szkoda tylko, że mówił bez przekonania i tak cicho, jakby ledwie rozchylał usta.
— Gdybyś był szczęśliwy, nie siedziałbyś teraz taki zgaszony — mówiła dalej z przekonaniem. — Ona wyssała z ciebie szczęście. Spójrz na siebie. Przy niej nawet już nie wiesz, kim jesteś.
Zamarłam. Chciałam sobie iść, naprawdę. Coś jednak trzymało mnie na miejscu. Może ciekawość. A może potrzeba dowodów na to, że nie zwariowałam.
— Mamo… — jęknął Kuba. — Proszę cię.
— Będziesz jej bronić? — rzuciła ostrzej. — To ją sobie broń. Ale pamiętaj, kto cię wychował. Kto był przy tobie zawsze. Kto nigdy nie odszedł.
Zamilkli. Wykorzystałam ten moment i pchnęłam drzwi. Powoli. Nie zamierzałam krzyczeć ani robić scen. To nie było w moim stylu. I nie widziałam w tym obecnie większego sensu.
— Dziękuję, mamo — powiedziałam chłodno. — Teraz już wiem, dlaczego nigdy mnie nie zaakceptowałaś.
Helena zamarła. Usiadła sztywno, ręce złożyła na kolanach.
— Bo ty nigdy nie byłaś wystarczająco dobra — odpowiedziała z lodowatym spokojem.
Odwróciłam się do Kuby. Ten patrzył gdzieś ponad moim ramieniem. Jakby nie wiedział, gdzie uciec wzrokiem.
— A ty? — zapytałam cicho. — Uważasz, że ona ma rację?
Nie odpowiedział, a wtedy ja wyszłam. Nie trzaskałam drzwiami. Tym razem już nawet nie miałam siły.
Czułam się dziwnie wolna
Nie spakowałam się jak w filmach – w złości, wrzucając byle co i byle jak do walizki. Złożyłam rzeczy spokojnie, mechanicznie i bardzo dokładnie. Trochę tak, jakbym się wybierała na delegację albo w dawno zaplanowaną podróż. Tyle tylko, że nie wiedziałam kiedy i czy w ogóle wrócę.
Już z klatki schodowej zadzwoniłam do Natalii.
— Możesz mnie przygarnąć na trochę? — zapytałam.
— Co się stało? — rzuciła natychmiast.
— Po prostu… nie chcę być teraz w domu — powiedziałam wymijająco.
— Pewnie — odparła po chwili wyjątkowo spokojnie. — Zrobię herbatę. Albo nalewkę.
Szłam przez miasto z plecakiem. Mijałam śmiejących się ludzi, spieszących gdzieś w nieznanych mi kierunkach. Coraz mocniej pojmowałam, że nigdzie nie należę. Że nikogo nie obchodzę.
Natalia otworzyła drzwi w szlafroku. Przytuliła mnie od razu, mocno, bez pytania. Usiadłyśmy na kanapie, a ona podała mi herbatę. I kawałek ciasta. Jakby nic się nie stało.
— Powiesz mi, o co chodzi? — zapytała po chwili.
Pokręciłam głową. Z trudem przełknęłam łyk.
— Nie wiem, od czego zacząć — szepnęłam.
— Powiedz to, co leży ci na sercu — namawiała.
Spojrzałam na nią i rzuciłam tylko:
— Uciekłam, bo nie chcę już walczyć o miejsce przy własnym mężu.
Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę, nie wypowiadając ani słowa.
— To co dalej? — zapytała w końcu.
Wzruszyłam ramionami.
— Nie wiem — przyznałam. —Ale na pewno nie wrócę tam, gdzie jestem wrogiem, a nie partnerką.
Położyłam się na jej rozkładanej kanapie. Czułam się dziwnie wolna. Z drugiej strony… miałam wrażenie, jakby ktoś mi wyrwał serce i zostawił puste miejsce w mojej klatce piersiowej.
Wstałam i poszłam
Zadzwonił po trzech dniach. Nie chciało mi się płakać, kiedy usłyszałam jego głos. Nie miałam też ochoty, żeby się na niego wydzierać. Spytałam tylko:
— Po co dzwonisz?
— Chcę porozmawiać — mruknął. — Proszę. Tylko chwilę.
Zgodziłam się na spotkanie w parku, tam, gdzie kiedyś zabrał mnie na nasz pierwszy piknik. Teraz między nami były trzy lata rozczarowań.
— Rozmawiałem z mamą — oznajmił, wbijając wzrok w liście na ziemi. — Powiedziałem jej, że musi przestać. Że to my tworzymy to małżeństwo, a nie ona.
Słuchałam go w ciszy. I właściwie nie miałam wtedy nic o powiedzenia.
— Wiem, że zawiodłem — ciągnął. — Nie wiedziałem tylko, że aż tak… Przepraszam, Anka.
— A ja nie wiedziałam, że będę musiała walczyć o swoje miejsce w małżeństwie — przyznałam.
Przysunął się trochę, jakby chciał dotknąć mojej dłoni, ale się zawahał.
— Nie wiem, jak to naprawić — szepnął.
— Może się nie da. — Popatrzyłam mu w oczy. — Może już na to za późno.
Długo na siebie patrzyliśmy. W jego oczach widziałam wtedy coś, czego brakowało mi przez miesiące: lęk. Lęk przed tym, że mnie straci. Problem w tym, że ja… Ja już nie byłam tą samą Anną, która przez trzy lata milczała dla świętego spokoju.
— Nie wiem, Kuba — oświadczyłam. — Naprawdę nie wiem.
Wstałam i poszłam. Nie dlatego, że już go nie kochałam. Po prostu pierwszy raz od dawna postanowiłam wybrać siebie.
Anna, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Zobacz także:
- „Mama płaciła za wszystko, żebym miała lepsze życie. Teraz oczekuje, że ja będę jej bankomatem na starość”
- „Nie wstydzę się tego, że traktuję dziadków jak bankomat. Mają wysokie emerytury, więc mogą mi trochę uszczknąć”
- „Nie marzyłam o księciu, tylko o kimś, kto mnie doceni. Mąż był zapatrzony w siebie, więc odpadł w przedbiegach”

