Reklama

Pracuję zdalnie jako graficzka, więc w mieszkaniu spędzam zdecydowaną większość czasu. Dlatego tak ważne jest dla mnie, by to miejsce mnie nie przytłaczało. Nie lubię chaosu, krzyków, przypadkowości. Michał, mój mąż, jest zupełnie inny. Nie przeszkadza mu, że krzesło nie pasuje do stołu. Jest pogodny, spokojny, i trochę zbyt ustępliwy.

Była bogobojna

Zanim postanowiliśmy zbudować dom, mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu w bloku, które coraz bardziej przestawało nam wystarczać. Marzyliśmy o czymś własnym: o tarasie, hamaku, kominku. Wiedzieliśmy jednak, że bez pomocy się nie uda. Michał zaproponował, by zwrócić się do jego mamy. Od początku miałam złe przeczucia.

Teściowa to kobieta z silnym charakterem i jeszcze silniejszą wiarą. W jej słowniku nie ma słowa „kompromis”. Zawsze wie lepiej. I nie chodzi tylko o to, że jest wierząca – to najmniejszy problem. Ona czuje się ambasadorką Boga we własnej rodzinie. Modlitwy przed kolacją, procesje w salonie, święte obrazy nad łóżkiem i kropielnica przy drzwiach.

Początkowo sądziłam, że wystarczy zachować pewne granice. Dom, choć w dużej części sfinansowany przez nią, miał być nasz. My wybieraliśmy projekt, kafelki i kolor dachu. Ale jeszcze zanim położono ostatnią deskę podłogi, teściowa zaczęła przynosić prezenty. Szafka na Pismo Święte, obrazek Jezusa z gorejącym sercem.

Miała swoje zdanie

Któregoś dnia wróciłam z zakupów i zamierzałam zająć się rozpakowywaniem kuchennych szafek z Ikei, które tego dnia przywieźli kurierzy. Zatrzymałam się jednak w progu. Po lewej stronie, przy ścianie, stała witryna, której trzy godziny wcześniej nie było. Stara, ciemna, ciężka, zupełnie niepasująca do naszej jasnej koncepcji.

Obok niej stał, oparty o ścianę, ogromny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej w pozłacanej ramie, a obok niego krzyż. Nie żaden symboliczny, tylko drewniany, solidny, niemal jak z kościoła.

Stanęłam jak wryta. Wiedziałam, że nie zostawiła tego firma wożąca meble. Teściowa, bez pytania, bez zapowiedzi, po prostu urządziła sobie miejsce dla swojej wersji sacrum w naszym salonie.

– Michał – powiedziałam cicho. – Czy ty to widzisz?

Mój mąż siedział przy stole, czytając coś w telefonie. Uniósł wzrok, nieco zmieszany.

– Mama przywiozła to rano. Mówiła, że to z jej dawnego mieszkania, że nie chciała wyrzucać.

– I pomyślała, że to świetny moment, żeby wstawić nam tu własny ołtarzyk? – zapytałam lodowato.

– Może można to jakoś… pogodzić?

– Pogodzić? Ustaliliśmy, że to będzie nasz dom. To miało być miejsce, gdzie się oboje czujemy dobrze. Pytałeś mnie, czy chcę mieć Matkę Boską nad głową, kiedy piję kawę?

– Nie chciałem się z nią kłócić. I tak dużo nam pomogła…

Bronił jej

Nie odpowiedziałam. Wyszłam na ganek, żeby się uspokoić. Gdy wróciłam, teściowa akurat przyszła zobaczyć, czy zawiesiliśmy obraz od niej.

– Mamo, nie uzgadniałyśmy tego. To nasz dom.

– To dom rodzinny, nie hotel. Nie po to dałam wam pieniądze, byście urządzali go bez Boga.

Chciałam odpowiedzieć coś, co postawi granicę, ale tylko kiwnęłam głową i wyszłam. Tej nocy nie spałam prawie wcale. Patrzyłam w sufit i zastanawiałam się, czy ten dom naprawdę jest mój, skoro ktoś inny decyduje, co się dzieje w naszych ścianach.

Tego dnia poszłam popracować w kawiarni i wróciłam późno. Celowo przeciągałam powrót, kręciłam się po sklepach, zjadłam coś w barze. Nie chciało mi się wracać do domu. Zanim przekroczyłam próg, złożyłam sobie obietnicę, że spróbuję porozmawiać spokojnie z mężem.

Michał siedział w salonie, oglądał mecz. Matka Boska patrzyła na mnie, wciąż oparta o ścianę. Zdjęłam płaszcz, przeszłam do kuchni, nalałam sobie herbaty i usiadłam przy stole. Długo milczałam. Mąż udawał, że nie widzi. W końcu nie wytrzymałam.

– Michał, ja nie chcę tej witryny. Nie chcę obrazu, nie chcę krzyża w salonie. To miało być nasze miejsce, a ja nie mam na to żadnego wpływu. O wszystkim decydujecie beze mnie, ty i twoja mama.

Miałam tego dość

Wyłączył telewizor. Zaskoczony spojrzał na mnie, jakby dopiero teraz usłyszał, co mówię.

– Nie sądziłem, że to dla ciebie aż tak ważne… Nie mogę przecież jej zabronić, skoro tyle dała…

– Czyli za pieniądze można kupić władzę nad naszym życiem?

– Nie mów tak, ona chce dobrze. To jej sposób okazywania troski.

– To nie jest troska, tylko kontrola. Powiedziała mi, że skoro zapłaciła, to będzie po jej myśli. Rozumiesz, co to znaczy? Że nie mam prawa urządzać domu, bo nie jest mój. Ty jesteś między nami, ale to mi jest ciasno w tym układzie.

Nic nie powiedział. Potem wstał i wyszedł. Zostawił mnie samą z myślą, że jeśli naprawdę miałabym się wyprowadzić, to nikt nie zaprotestuje. Wobec tego podjęłam decyzję. Nie będę żyć na łasce teściowej.

Podjęłam decyzję

Michał wrócił późno wieczorem. W przedpokoju już stały moje spakowane torby. Popatrzył na nie, a potem na mnie.

– Wyprowadzasz się?

– Tak. Do mamy. Nie jestem w stanie tu zostać. Wszędzie święte obrazy, meble, których nie chcę. To nie jest mój dom. Czuję się tu jak gość w przestrzeni twojej matki.

– Nie chciałem wybierać między tobą a mamą.

– Nie chodzi już nawet o tę witrynę czy o obraz, ale o to, że kiedy mówiłam, że coś mi nie pasuje, nikt mnie nie słuchał.

Nie odpowiedział. Zabrałam torby i wyszłam. Na schodach odwróciłam się jeszcze raz, ale on już zamknął za mną drzwi.

Sylwia, 33 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama