„Teściowa znalazła kochanka przez internet i nasze życie runęło jak domek z kart. Słono zapłaciła za starczą naiwność”
„Uśmiechnęłam się, ale w środku poczułam ukłucie niepokoju. Kiedy wspomniała o mężczyźnie, którego poznała przez internet, serce zabiło mi szybciej. A kiedy dodała, że facet jest zza granicy – jakiś amerykański elegancik – zapaliła mi się czerwona lampka. Czułam, że w tej bajce czai się cień”.

- Redakcja
Śmierć teścia przyszła nagle, jak grom z jasnego nieba. Pamiętam tamten dzień, kiedy Paweł wrócił ze szpitala blady jak ściana. Mój mąż nigdy nie był wylewny, ale wtedy nawet nie musiał nic mówić. Spojrzał tylko na mnie, a ja już wiedziałam, że jego świat właśnie runął. Została mu już tylko matka, Maria.
Przez pierwsze miesiące po pogrzebie teściowa chodziła jak cień samej siebie. Niewysoka, zawsze zadbana kobieta nagle posiwiała w oczach, a jej krok stał się ciężki, jakby niosła na plecach cały ból tego świata. Była dumna – nigdy nie chciała, żeby ktoś jej współczuł, nawet my. Powtarzała, że da sobie radę, że „nie takie rzeczy już przeżyła”. A jednak w jej oczach widziałam pustkę, której nie potrafiłam wypełnić ani ja, ani Paweł.
I wtedy coś się zmieniło. Nagle Maria zaczęła kwitnąć. Z dnia na dzień w jej życiu pojawiły się kolorowe sukienki, pomalowane paznokcie, nowe fryzury. Zaczęła uśmiechać się częściej, a w jej głosie znów zabrzmiała dawna energia.
– Mamo, kwitnie mama ostatnio! – powiedziałam któregoś dnia, kiedy przyszła do nas na obiad z błyskiem w oku i czerwonym szalem na ramionach.
– Miłość, Aniu, miłość dodaje skrzydeł – odparła, a jej policzki zaróżowiły się jak u nastolatki.
Uśmiechnęłam się, ale w środku poczułam ukłucie niepokoju. Kiedy wspomniała o mężczyźnie, którego poznała przez internet, serce zabiło mi szybciej. A kiedy dodała, że facet jest zza granicy, zapaliła mi się czerwona lampka. Chciałam wierzyć, że los wreszcie się do niej uśmiechnął, że po tylu samotnych nocach przyszła pora na szczęście. A jednak coś w tej historii brzmiało zbyt pięknie, żeby było prawdziwe. Czułam, że w tej bajce czai się cień.
Czułam się rozdarta
Paweł od początku miał wątpliwości. Gdy tylko usłyszał, że jego matka poznała kogoś w internecie, zmarszczył brwi i odłożył widelec z takim hukiem, że aż podskoczyłam.
– Mamo, on chce tylko twoich pieniędzy! – wyrzucił z siebie bez owijania w bawełnę.
Siedzieliśmy wtedy w kuchni Marii. Na stole pachniała świeża szarlotka, którą piekła z widocznym ożywieniem. Patrzyła na nas z roziskrzonymi oczami, jakby Paweł właśnie splunął na jej największy skarb.
– Jak możesz tak mówić? – uniosła głos, co rzadko jej się zdarzało. – Andrew to dobry człowiek! Rozumie mnie, słucha, interesuje się każdym szczegółem mojego dnia. Kiedy ostatni raz ty spytałeś mnie, jak się czuję?
– Nie porównuj mnie do jakiegoś obcego faceta z internetu! – Paweł aż się zaczerwienił. – Ty go w ogóle nie znasz! Nie spotkaliście się nawet raz.
– Bo nie miał jeszcze okazji przylecieć do Polski! – Maria odparła gwałtownie, a w jej głosie zabrzmiała nuta pretensji. – Ale przyjedzie. Mówił, że jak tylko uporządkuje swoje sprawy…
Słuchałam tej wymiany zdań i czułam, jak moje serce bije szybciej. Z jednej strony rozumiałam Pawła – bał się, że jego matka daje się nabrać. Z drugiej patrzyłam na Marię i widziałam kobietę, która po raz pierwszy od dawna wyglądała na szczęśliwą.
– Może nie oceniajmy tak od razu – wtrąciłam ostrożnie, chcąc przerwać kłótnię. – Najważniejsze, że mama się cieszy.
Paweł spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jakby nie rozumiał, dlaczego nie staję po jego stronie. A Maria nagle złagodniała, podziękowała mi spojrzeniem i podała mi kawałek ciasta. W tamtej chwili poczułam się rozdarta pomiędzy lojalnością wobec męża a współczuciem dla teściowej, która wreszcie znalazła coś, co wypełniało jej pustkę. Nie wiedziałam jeszcze, że ta różnica zdań wkrótce przerodzi się w otwartą wojnę.
Mój niepokój narastał
Z każdym tygodniem Maria coraz bardziej żyła tym „Andrew”. Czasem miałam wrażenie, że w jej mieszkaniu nie ma już miejsca na nic innego. W salonie na stoliku leżał wydrukowany jego portret – zdjęcie z internetu, które przysłał jej mailem. Uśmiechnięty mężczyzna, włosy przyprószone siwizną, spojrzenie pełne powagi i… czegoś, co w Marii budziło zachwyt.
– Aniu, wiesz, że on marzy o wspólnym domu na południu Francji? – mówiła do mnie z błyskiem w oku, podając mi kawę w porcelanowej filiżance, którą kiedyś trzymała na specjalne okazje. – Mówi, że już widzi nas spacerujących po plaży o zachodzie słońca.
– A… rozmawialiście chociaż raz na żywo? Na kamerce? – zapytałam, starając się, żeby mój głos brzmiał spokojnie, choć w środku już pulsowała mi krew.
Maria zmarszczyła brwi i odłożyła łyżeczkę na spodek.
– Aniu, uczucia nie potrzebują dowodów. – Jej ton był ostry. – Ty myślisz, że tylko to, co można dotknąć, zobaczyć, jest prawdziwe? On daje mi więcej niż ktokolwiek inny przez ostatnie lata!
Poczułam się, jakbym nadepnęła na minę. Upiłam łyk kawy i nie odważyłam się dopytywać. Ale niepokój narastał. Zauważyłam, że Maria zaczęła pozbywać się różnych rzeczy – najpierw kilku bibelotów, potem drogocennego serwisu, który zawsze był jej dumą.
– Sprzedaję starocie, i tak tylko się kurzą – tłumaczyła, machając ręką, gdy Paweł zapytał, dlaczego z konta znikają kolejne pieniądze. – A Andrew ma kłopoty w interesach, muszę mu pomóc, zanim wszystko uporządkuje.
Paweł zareagował furią, ja zaś milczałam, bojąc się dolać oliwy do ognia. Widziałam jednak, jak Maria chudnie, jak jej życie kręci się już tylko wokół wiadomości na ekranie telefonu.
„To już nie jest niewinne zauroczenie” – pomyślałam wtedy. „To obsesja”.
Nie mogłam na to pozwolić
To był wieczór, kiedy Paweł został dłużej w pracy, a ja zajrzałam do teściowej z miską rosołu. Ostatnio prawie nie jadła, a ja miałam wrażenie, że chudnie z dnia na dzień. Drzwi do jej pokoju były uchylone. Już miałam zapukać, kiedy usłyszałam jej głos – miękki, pełen czułości, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałam. Rozmawiała z kimś przez telefon łamaną angielszczyzną. Pierwszy raz słyszałam, jak mówi w obcym języku.
– Tak, kochanie… wiem, że niedługo… – mówiła, robiąc dłuższe przerwy, a jej ton drżał z przejęcia. – Oczywiście, że ci pomogę, Andrew…
Serce podskoczyło mi do gardła. Zamarłam w korytarzu, słuchając, jak dorosła kobieta, matka mojego męża obiecuje komuś po drugiej stronie telefonu pieniądze i wsparcie.
– Tak, przelew zrobiłam… wszystko, co miałam… Ale nie martw się, znajdę jeszcze… – Jej głos załamał się, a potem dodała szeptem: – Najważniejsze, żebyśmy byli razem.
Nie wytrzymałam. Wparowałam do pokoju, odkładając miskę na komodę.
– Mamo, ja to wszystko słyszałam – powiedziałam drżącym głosem. – On cię oszukuje!
Maria poderwała się, jakby zobaczyła ducha. W oczach miała gniew i panikę.
– Jak śmiesz podsłuchiwać moje rozmowy?! – wrzasnęła. – To moje życie, moje sprawy!
– Nie, mamo! – zrobiłam krok do przodu. – To nie jest miłość, to manipulacja. On wyciąga z ciebie pieniądze, a ty mu je dajesz jak zaczarowana!
– Dosyć! – Maria uniosła ręce, jakby chciała mnie uciszyć. – Wtrącasz się we wszystko! Zazdrościsz, bo sama masz nudne życie, a ja wreszcie czuję się kochana!
Jej słowa uderzyły mnie jak policzek. Stałyśmy naprzeciwko siebie, obie czerwone z emocji. W pokoju pachniało rosołem i goryczą, a w powietrzu zawisło coś, czego już nie dało się odwrócić.
Grunt usunął nam się spod nóg
Kilka dni później Paweł wpadł do domu zdenerwowany. Trzasnął drzwiami tak mocno, że aż drgnęłam.
– Anka, słuchaj tego – powiedział, rzucając na stół wyciąg z konta. – Sprawdzałem rachunki mamy. Zostały marne grosze.
Serce mi zamarło. Wiedziałam, że źle się dzieje, ale nie przypuszczałam, że aż tak. Zanim zdążyliśmy ochłonąć, Maria weszła do kuchni z uśmiechem, jakby nic się nie stało.
– Co to ma znaczyć?! – Paweł uniósł kartki w powietrze. – Mamo, konto jest puste!
Jej twarz w jednej chwili pobladła.
– To… to chwilowe – zaczęła niepewnie. – Andrew obiecał, że odda wszystko, z nawiązką.
– Obiecał?! – Paweł niemal krzyknął. – Ty wysłałaś mu wszystkie pieniądze! Spadek po tacie, oszczędności z całego życia… Zostawiłaś sobie tylko dom!
Maria zacisnęła dłonie na oparciu krzesła. Widziałam, jak drżą jej palce.
– On mnie potrzebował… – wyszeptała, a po chwili z oczu popłynęły jej łzy. – Chciałam być dla kogoś ważna.
– A my co?! – Paweł walnął pięścią w stół. – My się dla ciebie nie liczymy? Twoje wnuki? Oddałaś obcemu człowiekowi wszystko, co miałaś!
– Przestań ją tak osaczać! – wtrąciłam się, choć w środku czułam gniew nie mniejszy od Pawła. – To nie czas na krzyki, tylko na działanie.
Ale Paweł już płonął złością, a Maria załamywała się coraz bardziej. W końcu opadła na krzesło i zakryła twarz dłońmi.
– Tak, wysłałam mu wszystko – powiedziała zdławionym głosem. – Wszystko, co miałam. I nic mi nie zostało.
W kuchni zapanowała cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Patrzyłam na teściową, która postarzała się w jednej chwili o dziesięć lat, i miałam wrażenie, że grunt usuwa nam się spod nóg.
Nic już nie będzie takie samo
Kilka dni później poszliśmy razem do banku. Maria szła obok nas ze spuszczoną głową, jak dziecko prowadzone na dywanik. W dłoniach ściskała torebkę, jakby miała ją ochronić przed całym światem.
Doradca spojrzał na dokumenty i tylko pokręcił głową.
– Przelewy były autoryzowane, wszystko zgodnie z procedurą – powiedział spokojnym, niemal obojętnym tonem. – Bank nie ponosi odpowiedzialności.
Paweł wściekł się natychmiast.
– Czyli co? Złodziej z internetu wyczyścił konto mojej matki, a wy mówicie, że „procedury zachowane”? To ma być pomoc?!
– Rozumiem państwa sytuację, ale… – urzędnik rozłożył ręce. – Trzeba zgłosić sprawę na policję.
W komisariacie czekaliśmy godzinę, aż ktoś nas przyjął. Policjant, młody chłopak z cieniami pod oczami, wysłuchał historii i wypełnił formularze.
– Niestety – westchnął – w takich przypadkach odzyskanie pieniędzy graniczy z cudem. Te osoby działają z zagranicy, konta są fikcyjne, ślady zacierają błyskawicznie.
Maria siedziała obok i szeptała tylko:
– Ale on przecież… on obiecał, że przyjedzie…
Paweł nie wytrzymał.
– Mamo, przestań! To był oszust! Zostałaś wykorzystana!
– Ja tylko chciałam jeszcze raz poczuć się kochana… – wyszeptała, a jej głos się załamał.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam gniew i rozpacz jednocześnie. Patrzyłam na kobietę, która kiedyś była silna i niezależna, a teraz siedziała skulona, rozbita na drobne kawałki. Gdy wracaliśmy do domu, w samochodzie panowała cisza. Tylko Maria raz po raz ocierała łzy. Wiedziałam, że nawet jeśli spróbujemy, nic już nie będzie takie samo.
Tego nie da się zapomnieć
Siedzieliśmy we trójkę przy stole – ja, Paweł i Maria. Cisza była cięższa niż kiedykolwiek. Przed nami stały niedopite herbaty, dawno wystygłe, jakby nawet one straciły sens. Maria patrzyła w blat, błądząc wzrokiem po słojach drewna. Wyglądała tak, jakby postarzała się o dziesięć lat w kilka tygodni.
Pamiętam, jaka była kiedyś – dumna, zawsze elegancka, oszczędna, z głową pełną planów. Potrafiła odmawiać sobie wszystkiego, byle odkładać na przyszłość. Teraz ta przyszłość nie istniała. Było tylko puste konto i gorycz, której nie da się przeliczyć na żadne pieniądze.
Patrzyłam na nią i nie wiedziałam, co czuję bardziej – gniew czy współczucie. Z jednej strony chciałam krzyknąć: „Jak mogłaś dać się tak ograć?!”. Z drugiej – widziałam w niej kobietę, którą samotność doprowadziła na skraj rozpaczy. Wystarczyło kilka czułych słów, by oddała całe swoje życie w ręce obcego.
– Mamo, poradzimy sobie – powiedziałam w końcu, choć sama nie wierzyłam w te słowa. Paweł tylko milczał, zaciśnięte usta zdradzały, że w środku wrze.
Maria spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem.
– Chciałam tylko… jeszcze raz poczuć, że jestem dla kogoś najważniejsza – wyszeptała.
Te słowa wryły mi się w pamięć. Bo właśnie wtedy dotarło do mnie, jak bardzo samotność potrafi oślepić. Jak łatwo można stracić wszystko – nie tylko pieniądze, ale i resztki godności. Nie było happy endu. Pieniądze przepadły, rodzina została rozdarta, a między nami zawisła niewidzialna przepaść. Patrzyłam na Marię i wiedziałam, że już nigdy nie spojrzę na nią tak samo. Bo tej zdrady – nie wobec nas, ale wobec samej siebie – nie da się zapomnieć.
Anna, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Z Ciechocinka zamiast pamiątki przywiozłam narzeczonego. Jak mała dziewczynka bałam się, co powiedzą moje dzieci”
- „Późno wyszłam za mąż i żałuję. Byłam sobie sterem, żeglarzem i okrętem, a teraz jakiś facet mówi mi, jak mam żyć”
- „Wrzesień przyniósł mi nową pracę i zakazany romans z szefem. Kiedy zobaczyłam jego żonę, od razu spakowałam walizkę”

