„Teściowa zepsuła nam romantyczne walentynki. Nie mogłam patrzeć na jej różowy sweterek i w końcu pękłam”
„Bartek wyglądał na rozdartego. Ja za to miałam ochotę walić głową w ścianę. Wiedziałam, że jeśli teraz nie postawię sprawy jasno, wieczór, który miał być romantyczny, zamieni się w rodzinne spotkanie z zapiekanką na stole”.

Nie przepadałam za Walentynkami. Cała ta komercyjna otoczka – czerwone serduszka, pluszowe misie i przepełnione restauracje – działała mi na nerwy. Ale w tym roku postanowiłam się postarać. Bartek, mój mąż, uwielbiał takie rzeczy. Twierdził, że każda okazja do świętowania naszej miłości jest dobra.
Dlatego obiecałam sobie, że zrobię dla niego coś wyjątkowego. Romantyczna kolacja w domu, świece, dobre wino i film, który oglądaliśmy na naszej pierwszej randce. Już od rana krzątałam się w kuchni, dopracowując każdy szczegół. Chciałam, żeby było idealnie. I wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Zatkało mnie
Przez chwilę udawałam, że go nie słyszę. Może ktoś się pomylił? Może to kurier? Ale dzwonek zabrzmiał ponownie, tym razem dłużej i natarczywiej. Wytarłam ręce w kuchenny ręcznik i podeszłam do drzwi. I wtedy zobaczyłam ją.
— Mama?! – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Teściowa stała w progu, promieniejąc radością. W jednej ręce trzymała plastikowy pojemnik, a w drugiej torbę z zakupami.
— Kochanie! Niespodzianka! – oznajmiła wesoło. — Pomyślałam, że skoro Bartek ma taką zapracowaną żonę, to pewnie nie miałaś czasu przygotować porządnej kolacji! I przyjechałam ci pomóc!
Otworzyłam usta, ale zanim cokolwiek powiedziałam, mama Bartka wepchnęła się do środka, jakby od zawsze tu mieszkała.
— Ooo, widzę, że coś gotujesz! Ale po co się tak męczyć? Zrobiłam swoją słynną zapiekankę! Twój mąż ją uwielbia! – oznajmiła, stawiając pojemnik na blacie.
Serce podeszło mi do gardła. Nie chodziło nawet o zapiekankę – choć nienawidziłam tej gęstej, ciężkiej mieszanki makaronu, sera i tłustego sosu. Po prostu miałam plan. Miałam wizję. A teraz wszystko zaczynało walić się w gruzy. W tym właśnie momencie w drzwiach pojawił się Bartek.
Mąż też był zdziwiony
Bartek spojrzał na mnie, potem na swoją mamę, potem znów na mnie.
– Mamo? Co ty tutaj robisz?
– Przyniosłam wam kolację! – odpowiedziała radośnie teściowa. –Wiem, że Zuzia jest zapracowana, więc pomyślałam, że wam trochę pomogę. No i przy okazji… spędzimy razem trochę czasu!
Nie wierzyłam własnym uszom. Rzuciłam Bartkowi spojrzenie, które miało krzyczeć: „Zrób coś!”, ale on tylko stał jak wmurowany.
– To… bardzo miło z twojej strony, mamo, ale…
– Ale? – uniosła brwi.
– Ale mieliśmy plany walentynkowe – dokończyłam za niego, krzyżując ręce na piersi.
– Plany? – Teściowa zmarszczyła czoło, a potem klasnęła w dłonie. – No to świetnie się składa! Zjemy razem, a potem może obejrzymy jakiś film?
Bartek wyglądał na rozdartego. Ja za to miałam ochotę walić głową w ścianę. Wiedziałam, że jeśli teraz nie postawię sprawy jasno, wieczór, który miał być romantyczny, zamieni się w rodzinne spotkanie z zapiekanką na stole.
– Naprawdę doceniam twoje dobre chęci – zaczęłam powoli – ale my…
– Oj, nie marudź, Zuzieńko – przerwała mi, rozpakowując torbę. – O, kupiłam jeszcze wino. Nie wiem, jakie lubicie, więc wzięłam półsłodkie. A co tu tak dymi?
Byłam wściekła
Poderwałam się do kuchenki. Mój sos! W zamieszaniu zupełnie zapomniałam, że zostawiłam go na ogniu. Zdjęłam garnek i wymamrotałam pod nosem przekleństwo. Bartek podszedł do mnie i ścisnął mnie za ramię.
– Kochanie, może po prostu… no wiesz, zjemy razem? – zapytał cicho.
Przez chwilę patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Naprawdę zamierzał poddać się tak łatwo? Wzięłam głęboki oddech. To nie był jeszcze koniec.
– Mamo – zwróciłam się do teściowej jak najspokojniej. – Doceniam, że chciałaś nam zrobić niespodziankę, ale my naprawdę mieliśmy już zaplanowaną kolację.
– No to świetnie! – oznajmiła z uśmiechem. – Zjemy razem to, co przygotowałaś. I moją zapiekankę.
– Właśnie – dodał Bartek, jakby to było jakieś rozwiązanie.
Miałam ochotę go udusić.
Miałam zepsuty humor
Teściowa zachwycona moją „zgodą” zaczęła nakładać swoją zapiekankę na talerze. Stałam w kuchni, zaciskając pięści, gdy Bartek nachylił się do mnie i szepnął:
– Kochanie, to tylko kolacja. Przeżyjemy, okej?
Miałam ochotę wrzasnąć, że to nie chodzi o kolację. To chodziło o nasz wieczór, o romantyczny nastrój, który właśnie został stratowany przez jego mamę w różowym sweterku. Ale nie powiedziałam nic, bo i tak by mnie nie zrozumiał.
Usiedliśmy do stołu. Moja elegancka, starannie przygotowana kolacja wyglądała teraz jak dodatek do góry makaronu ociekającego tłustym serem. Teściowa patrzyła na nas z zadowoleniem.
– No, jedzcie! Bartek, kochanie, wiesz, że zawsze lubiłeś moją zapiekankę!
Bartek posłusznie nabrał porcję na widelec i włożył do ust.
– Mmm, pyszna, mamo – wymamrotał, przeżuwając.
Ja tymczasem pchnęłam widelec po talerzu, próbując nie wyglądać na obrażoną.
– A co tam u twojej pracy, Bartusiu? – Teściowa odwróciła się do niego, całkowicie ignorując mnie.
Westchnęłam i sięgnęłam po kieliszek wina. Półsłodkie. Oczywiście. Nie znosiłam półsłodkiego. Przez następne pół godziny teściowa trajkotała o swoich znajomych, sąsiadach i tym, jak ostatnio wypróbowała nowy przepis na pierogi. Bartek kiwał głową, w pełni zaangażowany w rozmowę, a ja siedziałam tam, czując, jak cała miłość i romantyzm wyparowują z mojego serca.
W końcu nie wytrzymałam
– No dobrze – wstałam od stołu. – To było… bardzo miłe, ale mieliśmy z Bartkiem plany na wieczór.
Teściowa spojrzała na mnie z niewinnym uśmiechem.
– Ojej, a jakie to plany?
Bartek zaczął coś mamrotać, ale już mnie nie obchodziło, co powie.
– Chcieliśmy spędzić ten wieczór we dwoje. Wiesz, romantycznie, przy filmie.
Teściowa zrobiła minę, jakby właśnie powiedziałam jej, że wyrzucam ją za drzwi.
– Ale… ale przecież możemy obejrzeć coś razem! – zaśmiała się nerwowo. – Lubię romantyczne filmy!
I w tym momencie Bartek, ten mój cudowny, naiwny mąż, wypalił:
– W sumie… czemu nie?
Miałam ochotę cisnąć w niego widelcem.
Chciałam zrobić teściowej na złość
Przysięgam, w tym momencie naprawdę rozważałam, czy nie podnieść się z krzesła, nie wziąć kluczy i nie zostawić ich tu samych. Ale nie. To był mój wieczór. Mój romantyczny plan. Nie zamierzałam pozwolić, żeby teściowa zrobiła sobie z niego rodzinny seans filmowy.
– Naprawdę chcecie oglądać film? – powiedziałam powoli, z uśmiechem, który bardziej przypominał grymas groźnego kota niż wyraz radości. – To może wybierzemy coś… wyjątkowego?
Bartek uniósł brwi. Teściowa się ożywiła.
– O, tak, kochanie, wybierz coś miłego! Może faktycznie jakaś komedia romantyczna? – pokiwała głową z entuzjazmem. – Może ten, co leciał w święta… o tej zakochanej parze…
– Nie – przerwałam jej słodko. – Myślę, że powinniśmy obejrzeć coś… głębszego. Coś, co skłania do refleksji.
I zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować, odpaliłam „Lśnienie”. Bartek spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a teściowa aż się cofnęła na kanapie.
– Ale… ale to horror! – jęknęła.
– No co ty, mamo – Bartek uśmiechnął się krzywo. – To klasyka. Zuzka to uwielbia.
– Cudownie – powiedziałam z lodowatą uprzejmością. – To na pewno będzie niezapomniany wieczór.
W końcu ją wykurzyłam
Zaczęło się niewinnie, ale im dłużej trwał film, tym bardziej teściowa się kurczyła. Z każdą kolejną upiorną sceną jej ręka coraz mocniej zaciskała dłonie.
– Może… może jednak zmienimy? – wyszeptała w połowie, gdy Jack Nicholson zaczął walić siekierą w drzwi.
– Ależ mamo – uśmiechnęłam się słodko. – Myślałam, że lubisz romantyczne historie. To przecież o rodzinie!
Po piętnastu minutach teściowa nie wytrzymała.
– No dobrze, dzieci, ja już będę się zbierać! – powiedziała nerwowo, podnosząc się z kanapy.
– Już? – zapytał Bartek, ale miałam wrażenie, że wcale nie był tak rozczarowany, jak próbował udawać.
– Tak, tak! – wymamrotała, chwytając swoją torbę. – Ojej, zrobiło się późno! I ten film… no… to nie mój klimat!
– Naprawdę? – zapytałam niewinnie, odprowadzając ją do drzwi. – Tak mi przykro. Może innym razem obejrzymy coś weselszego.
Czułam satysfakcję
Teściowa spojrzała na mnie podejrzliwie, ale nic nie powiedziała. Po chwili wyszła, a ja zamknęłam drzwi z satysfakcją. Gdy odwróciłam się do Bartka, stał z założonymi rękami i patrzył na mnie z rozbawieniem.
– Zrobiłaś to specjalnie – stwierdził.
– Nie wiem, o czym mówisz – wzruszyłam ramionami.
– Zuzka, serio? „Lśnienie”?
– No dobrze – uśmiechnęłam się niewinnie. – Może trochę.
Bartek pokręcił głową, ale nagle przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
– I za to cię kocham – mruknął.– Jesteś trochę złośliwa, wiesz?
– Jestem skuteczna – poprawiłam go, podchodząc do stołu.
Skończyliśmy wieczór we dwoje
Spojrzałam na pobojowisko, jakie po sobie zostawiła teściowa. Moja starannie przygotowana kolacja wyglądała teraz jak resztki po uczcie dla trojga. Bartek podszedł do mnie i objął mnie od tyłu.
– Wiesz co? – mruknął. – Zróbmy coś szalonego.
– Szalonego?
– Tak. Zjedzmy ten deser na zimno. Bez odgrzewania, bez dodatków, po prostu usiądźmy na podłodze i zjedzmy go prosto z miski.
Parsknęłam śmiechem.
– Brzmi jak desperacka próba uratowania romantycznego wieczoru.
– Bo to dokładnie to – przyznał z rozbrajającą szczerością.
I tak właśnie skończyliśmy, siedząc na podłodze w salonie, jedząc moje czekoladowe fondanty prosto z miseczek i popijając je winem, które, o dziwo, z każdym łykiem smakowało mi coraz bardziej.
Na ekranie wciąż leciało „Lśnienie”, ale już nikt nie zwracał na to uwagi.
– Wiesz co, Zuzka? – powiedział Bartek, kiedy skończyliśmy jeść i po prostu leżeliśmy obok siebie na dywanie. – To był najbardziej szalony, ale też chyba najśmieszniejszy wieczór walentynkowy w naszym życiu.
Zaśmiałam się, wtulając się w jego ramię.
– I miejmy nadzieję, że na długo ostatni taki z udziałem twojej mamy.
– No cóż… – Bartek westchnął. – Nie składałbym takich deklaracji.
– To następnym razem puszczę jej „Egzorcystę”.
Zachichotał i pocałował mnie w czoło.
Zuzanna, 32 lata
Czytaj także: „Teściowa wparowała na naszą kolację walentynkową. Macała moje bicepsy i mizdrzyła się, bo liczyła na coś więcej”
„Mąż od 30 lat robi mi romantyczną niespodziankę w walentynki. Koleżanki kpią, że to nie wypada w tym wieku”
„W Walentynki mąż dał mi tylko bukiet róż. Wściekłam się, bo liczyłam na perfumy i błyskotki, a nie na tanie badyle”

