Reklama

Od początku wiedziałam, że z moją teściową łatwo nie będzie. Była kobietą stanowczą, wymagającą i bardzo krytyczną. Nigdy nie byłam dla niej wystarczająco dobra dla jej syna. Zawsze miała coś do powiedzenia – a to, że za słabo gotuję, a to, że źle wychowuję dzieci, a to, że Piotr ma za mało wyprasowane koszule. Przez lata nasze relacje były napięte, a każda wizyta teściowej kończyła się moją frustracją. Nikt nie wierzył, że to się zmieni. Ja też nie. Aż w końcu postanowiłam zrobić coś, czego nikt się nie spodziewał. Wystarczyło trochę się postarać… i stało się coś, czego nikt nie przewidział.

Reklama

Zawsze się czepiała

Z teściową było jak z burzą – kiedy już się pojawiała, lepiej było przeczekać, aż minie. Jej wizyty zawsze oznaczały kontrolę, krytykę i dobre rady, o które nikt nie prosił. Piotr próbował mnie uspokajać, ale sam również czuł się spięty w jej obecności.

– Kochanie, ona już taka jest – powtarzał. – I nie zmieni się, więc nie ma sensu się denerwować.

Nie miałam siły dyskutować. Za każdym razem, gdy teściowa przekraczała próg naszego domu, zaczynało się od sprawdzania porządku.

– Nie masz wrażenia, że w salonie jest trochę kurzu? – zapytała ostatnio, przejeżdżając palcem po komodzie.

– Może powinnam zatrudnić pomoc domową? – zapytałam, zaciskając zęby.

– To by nie zaszkodziło – skwitowała z uśmiechem.

Wiedziałam, że nic jej nie zadowoli. Zawsze znajdzie coś, co zrobiłabym źle. Ale wtedy wpadłam na pewien pomysł. Zamiast unikać starcia – postanowiłam zawalczyć inaczej. Nie przez kłótnie. Nie przez obrażanie się.
Tylko przez… zupełnie niespodziewane podejście.

Nic na nią nie działało

Do tej pory starałam się ignorować złośliwości teściowej, ale to nie działało. Czułam się coraz bardziej sfrustrowana, a ona wciąż znajdowała nowe powody do krytyki. Postanowiłam więc zrobić coś, co wydawało się absurdalne – zaczęłam ją traktować jak najważniejszą osobę w moim życiu.
Zaczęło się od małych rzeczy.

Kiedy następnym razem przyszła z wizytą i zaczęła oceniać porządek, uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam:

– Masz oko do szczegółów! Mogłabyś mi doradzić, jak najlepiej zorganizować przestrzeń?

Zaskoczyło ją to. Spojrzała na mnie podejrzliwie, ale po chwili zaczęła mówić, jak powinnam przestawić meble, żeby było „bardziej praktycznie”. Kiwałam głową, robiłam notatki, a ona – po raz pierwszy od dawna – nie patrzyła na mnie z wyższością, tylko jak na osobę, której może przekazać swoją wiedzę.

Potem przyszła pora na kuchnię.

– Zrobiłam twój ulubiony rosół, mam nadzieję, że wyszedł dobrze – powiedziałam, stawiając przed nią talerz.

Oczywiście, spróbowała i zmarszczyła brwi, jakby chciała znaleźć wadę.

– Ciekawe… może odrobinkę więcej soli? – mruknęła.

– Wspaniała rada! – uśmiechnęłam się. – Następnym razem dodam więcej.

Zamiast się sprzeczać, zaczęłam traktować jej uwagi jak cenne wskazówki. I wtedy zaczęło dziać się coś dziwnego. Teściowa… jakby złagodniała. Nie przestała komentować, ale zaczęła mówić mniej złośliwie. Jakby moja zmiana postawy zmusiła ją do zmiany podejścia.

Dziwiło ją moje zachowanie

Teściowa nie wiedziała, jak reagować na moje nowe podejście. Zawsze była przyzwyczajona do tego, że albo się broniłam, albo unikałam konfrontacji. A teraz? Zaczęłam traktować ją jak mentorkę, jak kogoś, kogo zdanie naprawdę mnie interesuje. Podczas kolejnej wizyty postanowiłam pójść o krok dalej.

– Mamo – zaczęłam, podając jej filiżankę herbaty – chciałabym nauczyć się twojego sposobu na pieczeń. Piotr zawsze mówi, że to najlepsza rzecz, jaką jadł.

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

Chcesz, żebym cię nauczyła? – zapytała podejrzliwie.

– Oczywiście! – odpowiedziałam z entuzjazmem. – Nikt nie gotuje tak jak ty, a chciałabym, żeby Piotr czasem czuł ten smak w naszym domu.

Zawahała się, ale po chwili uśmiechnęła się lekko.

– No dobrze… ale musisz słuchać dokładnie.

Przez kolejne dwie godziny krzątałyśmy się po kuchni, a ja naprawdę starałam się uważnie słuchać jej wskazówek. Widziałam, że coś się w niej zmienia – zamiast krytykować, zaczęła tłumaczyć, jak coś robić lepiej.
Kiedy pieczeń w końcu wylądowała na stole, Piotr nie mógł uwierzyć własnym oczom.

– Wy… gotowałyście razem? – zapytał z niedowierzaniem.

Teściowa spojrzała na mnie i wzruszyła ramionami.

– Cóż… może jednak coś z niej będzie – powiedziała z udawaną powagą.

To był pierwszy raz, kiedy w jej głosie usłyszałam nutę uznania.

Widziałam światełko w tunelu

Zmiana w zachowaniu teściowej była subtelna, ale zauważalna. Już nie szukała na siłę powodów do krytyki. Oczywiście, wciąż zdarzało jej się coś skomentować, ale ton jej głosu był inny – mniej surowy, bardziej… życzliwy.
Postanowiłam pójść za ciosem. Następnego dnia zadzwoniłam do niej pierwsza.

– Mamo, potrzebuję twojej rady – powiedziałam z rozbrajającą szczerością. – Planuję zrobić sernik na święta, ale wiem, że twój jest najlepszy. Mogłabyś zdradzić mi swój sekret?

Po drugiej stronie zapadła cisza. Przez chwilę myślałam, że się rozłączyła.

– Mój… sernik? – zapytała w końcu, jakby nie wierzyła w to, co słyszy.

– Tak, Piotr zawsze mówi, że twój smakuje jak żaden inny. Chciałabym spróbować zrobić taki sam.

Po chwili usłyszałam coś, czego nigdy wcześniej nie słyszałam w jej głosie. Miękkość.

– No dobrze – powiedziała, a jej ton nie miał w sobie ani krzty wyższości. – Ale to nie jest takie proste. Musisz wszystko robić dokładnie.

Zaczęła opowiadać mi przepis krok po kroku, a ja skrupulatnie wszystko notowałam. Po raz pierwszy czułam, że nasza rozmowa nie jest pełna napięcia, tylko… zwyczajnie przyjemna. Wieczorem opowiedziałam o tym Piotrowi.

– Nie wierzę – zaśmiał się. – Moja mama dobrowolnie podzieliła się sekretem swojego sernika?

– A widzisz? Wystarczyło trochę się postarać – uśmiechnęłam się.

Nie wierzyłam, że to powiem, ale zaczynałam naprawdę lubić moją teściową.

Wiele się zmieniło

W kolejnych tygodniach relacja między mną a teściową zmieniała się coraz bardziej. Już nie traktowała mnie jak intruza, który „ukradł” jej syna. Coraz częściej sama dzwoniła, czasem nawet bez konkretnego powodu. Po prostu, żeby zapytać, jak się czuję.

Zbliżały się święta i pierwszy raz nie czułam stresu na myśl o jej wizycie. Wręcz przeciwnie – cieszyłam się. Chciałam jej pokazać, że naprawdę doceniam to, czego mnie nauczyła. W dzień Wigilii przyjechała wcześniej, żeby „sprawdzić, czy wszystko jest gotowe”. Ale zamiast krytycznych uwag, po prostu zdjęła płaszcz i weszła do kuchni.

Pachnie jak u mnie w domu – powiedziała, wciągając zapach sernika, który piekłam według jej przepisu.

– Mam nadzieję, że wyszedł dobrze – odparłam z lekkim niepokojem.

Spróbowała kawałek. Przeżuwała powoli, a potem spojrzała na mnie z czymś, co mogłam już śmiało nazwać dumą.

– Prawie jak mój – powiedziała i uśmiechnęła się lekko.

Piotr spojrzał na nią i na mnie, jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Po kolacji, kiedy zbierałam naczynia, teściowa podeszła do mnie i ścisnęła lekko moją dłoń.

– Wiesz, Paulina… cieszę się, że Piotr ma ciebie.

Zamurowało mnie. To była pierwsza szczera pochwała, jaką od niej usłyszałam. I wtedy zrozumiałam, że naprawdę się zmieniła.

Tamte święta były inne niż wszystkie

Po raz pierwszy nie czułam napięcia w obecności teściowej. Nie analizowałam każdego jej słowa w poszukiwaniu ukrytej krytyki. Siedziałyśmy razem przy stole, rozmawiając o wszystkim i o niczym, jakbyśmy naprawdę były rodziną, a nie dwoma kobietami rywalizującymi o uwagę Piotra.

Po kolacji usiedliśmy w salonie. Piotr rozlewał wino, a ja czułam, że to dobry moment, by powiedzieć coś, co leżało mi na sercu.

– Mamo – zaczęłam, spoglądając na nią. – Chciałam ci podziękować.

Zmarszczyła brwi.

– Za co?

Za to, że mi zaufałaś. I że mnie nauczyłaś tylu rzeczy.

Widziałam, jak jej oczy lekko się zaszkliły.

– Paulina, ja… chyba długo myślałam, że nikt nie będzie dość dobry dla Piotra. Ale ty… – zawahała się, a potem uśmiechnęła się lekko. – Ty naprawdę go kochasz. I jesteś dla niego najlepsza.

Piotr objął mnie ramieniem i spojrzał na swoją matkę z ciepłym uśmiechem.

– A mówiłem, że Paulina jest wyjątkowa?

Teściowa przewróciła oczami, ale tym razem bez złośliwości.

– No dobrze, dobrze – westchnęła. – Może faktycznie czas przyznać, że się myliłam.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nikt nie wierzył, że teściowa może się zmienić. Ja też nie. A jednak – wystarczyło trochę się postarać, a wszystko się zmieniło.

Paulina, 29 lat

Reklama

Czytaj także:
„Chciałem mieć najpiękniejsze róże na osiedlu, więc nie szczędziłem kasy. Ale ludzka zazdrość nie zna granic”
„Ciężko pracowałam na awans, wyrabiając nadgodziny z szefem. Teraz zamiast na wymarzoną premię czekam na 800 plus”
„W pracy spotkałam moją dawną prześladowczynię ze szkoły. Miałam ją w garści, ale złożyła mi zaskakującą propozycję”

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...