„Teściowa zatrudniła nam gospodynię domową do pomocy jako prezent. To był gwóźdź do trumny naszego małżeństwa”
„Grażyna stała przy kuchennym blacie. W moim szlafroku. Zastygłam w progu. W rękach trzymała moją ulubioną filiżankę, a na stole stał dzbanek z zaparzoną kawą – taką, jaką zawsze pijam rano. Wyglądało to, jakby to ona była gospodynią tego domu”.

- Redakcja
Byłam już na granicy wyczerpania. Codzienne obowiązki, niekończące się pranie, obiady, zakupy, opieka nad dziećmi – wszystko spadało na mnie. Mój mąż, Daniel, znikał rano do pracy i wracał wieczorem, zmęczony i rozdrażniony. Oczekiwał spokoju i obiadu na stole. Ja nie miałam już siły. Kiedy jego matka, Irena, zaproponowała pomoc domową, byłam tak zmęczona, że nie miałam siły się sprzeciwić. Tak w naszym domu pojawiła się Grażyna. Miała być wybawieniem. Okazała się początkiem końca wszystkiego, co znałam.
Z początku byłam wdzięczna
Grażyna pojawiła się u nas w piątek rano. Przyszła punktualnie, ubrana schludnie, z włosami związanymi w ciasny koczek. Od razu zyskała sympatię dzieci, które przywitała szerokim uśmiechem i kilkoma żartobliwymi pytaniami. Miałam wrażenie, że zna je od lat. Pomogła mi z praniem, ugotowała obiad, wyszorowała łazienkę. Była nie tylko dokładna, ale też niemal bezgłośna. Po raz pierwszy od miesięcy mogłam usiąść z kubkiem kawy, nie czując się winna, że czegoś znowu nie zrobiłam.
Daniel wrócił wcześniej z pracy i od razu ją zauważył. Grażyna podeszła do niego z uśmiechem, wyciągnęła rękę i powiedziała:
– Dzień dobry, panie Danielu. Jestem Grażyna. Mam nadzieję, że posmakuje panu obiad. Lubi pan curry?
Zdziwiło mnie to pytanie, bo ja nigdy nie gotowałam curry – mąż nie przepadał za egzotycznymi smakami. Ale Grażyna jakimś cudem trafiła idealnie. Daniel był zachwycony.
– Aż nie wierzę, że to ty gotowałaś – powiedział, patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem.
– To Grażyna. Ja tylko odgrzałam – odparłam.
Wtedy uśmiechnął się do niej. Był to jeden z tych uśmiechów, które kiedyś były zarezerwowane dla mnie. Mały, niepozorny gest. Ale coś we mnie drgnęło.
Od tego dnia Grażyna przychodziła regularnie. Z każdym tygodniem robiła coraz więcej. A ja, zamiast czuć ulgę, zaczynałam odczuwać coś zupełnie innego – niepokój.
Budziła moje podejrzenia
Nigdy nie byłam szczególnie blisko z teściową, Ireną. Od początku naszego związku z Danielem wiedziałam, że ona mnie nie akceptuje. Zawsze poprawiała mój sposób wychowywania dzieci, komentowała obiad, nawet to, jaką mam fryzurę. Ale odkąd pojawiła się Grażyna, Irena jakby złagodniała. Nagle przestała się mnie czepiać, a rozmowy telefoniczne z Danielem stały się dłuższe, częstsze. I zawsze kończyły się jej nieśmiałym:
– Pamiętaj, synku, że ja tylko dobrze ci życzę.
Zaczęłam podejrzewać, że ta darmowa pomoc domowa nie była przypadkiem. Grażyna znała zbyt wiele szczegółów z naszego życia. Wiedziała, że córka nie lubi rozdrobnionych warzyw, że Daniel od lat nie je pieczywa po osiemnastej, że nasz młodszy syn ma uczulenie na orzechy. Nawet ja nie zawsze o tym pamiętałam. Grażyna – nigdy nie zapominała.
Pewnego dnia, kiedy myślała, że jej nie słyszę, rozmawiała przez telefon w kuchni:
– Tak, tak, wszystko pod kontrolą. Gotuję mu dzisiaj jego ulubione. A ona? Znowu chodzi w tym rozciągniętym swetrze. Jakby chciała go specjalnie zniechęcić…
Zamarłam. Stałam za ścianą i słuchałam, jak mówiła o mnie. Bez żadnego skrępowania. Jakby raportowała komuś dzień z mojego życia.
Wieczorem nie wytrzymałam.
– Daniel, dlaczego twoja matka tak nalegała na Grażynę? Bo przecież to ona ją znalazła, prawda?
– Chciała ci pomóc. I chyba miała rację – powiedział, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
Czy to była ich wspólna decyzja? Moja pomoc domowa była prezentem od teściowej. I coraz trudniej było mi w to wierzyć, że tylko z dobrego serca.
Komuś o mnie opowiadała
Zaczęłam mieć trudności ze snem. Budziłam się nad ranem z bijącym sercem i niepokojem, który nie miał konkretnego źródła, ale czułam go we wszystkim – w odgłosie skrzypiących schodów, w ciszy po zgaszeniu świateł. Daniel spał jak kamień. Ja przewracałam się z boku na bok, aż pewnej nocy usłyszałam stłumiony głos. Szept. Wysunęłam się z łóżka i bezszelestnie ruszyłam w stronę salonu.
Grażyna została wtedy na noc. Miała pilnować chorej córki. Ale siedziała w fotelu z telefonem przy uchu. Rozmawiała cicho, ale słyszałam wyraźnie:
– Już niedługo. Ona nie ma pojęcia. Nawet się nie domyśla.
Zrobiło mi się słabo. Cofnęłam się, zanim mnie zauważyła, i wróciłam do łóżka, udając, że śpię. Przez całą noc miałam w głowie jedno pytanie: z kim ona rozmawiała? I o czym?
Rano zachowywała się jak zwykle – serdeczna, pomocna, z uśmiechem od ucha do ucha. Przygotowała śniadanie, podała dzieciom płatki, a Danielowi kawę z odrobiną mleka sojowego – dokładnie tak, jak lubił. Usiedli razem w kuchni i zaczęli rozmawiać. Śmiał się. Nie słyszałam jego śmiechu od tygodni.
– O czym tak gadacie? – zapytałam, stając w drzwiach.
– Grażyna opowiadała, jak jej brat przez przypadek wszedł do damskiej przebieralni. Przecież znałaś tę historię – odpowiedział Daniel i uśmiechnął się do niej porozumiewawczo.
Nie, nie znałam. Nigdy jej nie opowiadała. Ale on to wiedział. To nie była pierwsza taka rozmowa.
Tej nocy już nie spałam. Leżałam i zastanawiałam się, ile razy rozmawiali beze mnie. I o mnie.
To nie moje miejsce
W sobotę obudziłam się przed wszystkimi. Dom był cichy, dzieci spały, a Daniel chrapał lekko, jak zwykle po piątkowym wieczorze z winem. Zeszłam na dół, żeby zrobić sobie kawę i odetchnąć chwilą spokoju. Ale nie byłam sama.
Grażyna stała przy kuchennym blacie. W moim szlafroku. Zastygłam w progu. W rękach trzymała moją ulubioną filiżankę, a na stole stał dzbanek z zaparzoną kawą – taką, jaką zawsze pijam rano. Przez sekundę wyglądało to, jakby to ona była gospodynią tego domu. A ja – przypadkowym gościem.
– Co ty robisz? – spytałam cicho.
– Zaparzyłam kawę – odpowiedziała spokojnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Widziałam, że ostatnio jesteś bardzo zmęczona. Pomyślałam, że cię wyręczę.
– I dlatego jesteś w moim szlafroku?
– Było mi zimno. Leżał na fotelu – uśmiechnęła się, jakby to było zupełnie naturalne. – Nie chciałam cię budzić.
Weszłam do kuchni powoli, starając się nie pokazać, jak bardzo mną zatrzęsło.
– Posłuchaj, Grażyna… – zaczęłam, ale przerwała mi.
– Justyna, nie wiem, dlaczego tak bardzo ci przeszkadzam. Przecież sama mówiłaś, że nie dajesz sobie rady. Ja tylko pomagam. A to, że ludzie mnie lubią… Cóż, nie mam na to wpływu.
– Może to ja powinnam ci przypomnieć, że to jest mój dom – syknęłam.
Patrzyła na mnie chwilę, po czym powiedziała cicho:
– Masz rację. Ale mam wrażenie, że coraz mniej tu twojego miejsca.
Znalazłam ślady na koszuli
W niedzielę rano Daniel szykował się na trening. Odkąd Grażyna pojawiła się w naszym domu, zaczął częściej „dbać o formę”. Wcześniej siłownia interesowała go tyle, co mnie piłka nożna. Ale teraz? Nowe buty do biegania, białko, poranne rozciąganie. I nagły zapał do bycia fit. Tyle że w tę niedzielę zrobił coś jeszcze.
Zostawił koszulę na krześle. Gdy ją chwyciłam, zauważyłam coś na kołnierzyku. Jasny ślad. Puder? Podkład? Na pewno nie mój. Nie używałam takiego koloru. Spojrzałam bliżej. Zapach też nie mój. Był lekko cytrusowy, ciepły, kobiecy.
Wyszłam z łazienki, ściskając koszulę w dłoni. Znalazłam go w przedpokoju, wkładał buty.
– Daniel – powiedziałam cicho.
– Co jest? – spojrzał na mnie zniecierpliwiony.
Podniosłam koszulę.
– Co to jest?
Zawahał się. Dosłownie przez ułamek sekundy. Ale wystarczyło.
– To pewnie od dzieci. Może się przytulały po przedszkolu… – mruknął.
– Dzieci nie używają perfum i nie noszą podkładu.
Milczał.
– Daniel, czy to Grażyna?
Zamiast odpowiedzi podniósł torbę i wyszedł. Nawet nie zamknął drzwi.
Wróciłam do kuchni. Grażyna myła naczynia jak gdyby nigdy nic. Obróciła głowę, spojrzała mi prosto w oczy.
– Coś się stało?
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam już wszystko. Ona też wiedziała, że wiem. Uśmiechnęła się. Delikatnie. Triumfalnie.
Dom znowu wrócił do mnie
Minęły trzy tygodnie. Grażyna już z nami nie mieszka. Spakowała się w jedno popołudnie, bez słowa. Nie protestowała, gdy wyrzucałam jej rzeczy na schody. Daniel próbował wtedy coś powiedzieć, ale wystarczyło jedno spojrzenie. Wiedział, że przegrał. Nawet się nie tłumaczył. Może myślał, że mu wybaczę. Ale ja tylko obserwowałam, jak obca kobieta wychodzi z mojego domu z moją filiżanką wystającą z torby.
Wróciła teściowa. Nie z pomocą – z oceną. Przyjechała z walizką i całym bagażem zgryźliwych uwag. Oczywiście „nie mogła patrzeć, jak jej wnuki są wychowywane bez odpowiedniego wzorca”, więc przez kilka dni udawała, że sprząta, gotuje, że wszystko naprawi. Nie powiedziała ani razu: „Przepraszam”. Nie zapytała: „Jak się czujesz?”. Nie zaproponowała żadnej rozmowy. W jej oczach to nadal była moja wina. Że nie doceniłam pomocy. Że nie utrzymałam męża. Że pozwoliłam Grażynie zawładnąć domem.
Ale nie pozwoliłam. W końcu nie. To prawda, byłam słaba. Przemęczona. Zastraszona. Ale nie głupia.
Dziś dzieci bawiły się w salonie, a ja patrzyłam, jak znów potrafią się śmiać. Na obiad zrobiliśmy naleśniki – razem. Bez idealnie czystej kuchni, bez wyprasowanych koszulek. Ale z radością. I wtedy poczułam spokój. Taki prawdziwy.
Daniel nie wrócił. Przynajmniej na razie. I może już nie wróci. Nie wiem. Ale jedno wiem na pewno: to był mój dom. I znowu nim będzie. Po swojemu. Bez nich.
Justyna, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pracuję na 2 etaty, a moja żona wciąż mówi, że mamy za mało pieniędzy. Już nie wiem, jak jej dogodzić”
- „Teściowie żyją na moim garnuszku i wyjadają mi lodówkę. Najchętniej pozbyłbym się problemu, ale coś stoi mi na drodze”
- „Rodzice narzeczonego byli bogaci i mieli firmę, a moi żyli z renty. Długo bałam się pokazać mu, jak naprawdę żyję”

