„Teściowa zastrzegła, że nie będzie niańczyć wnuków. Skoro chciałam mieć dzieci, to sama mam się nimi zajmować”
„– Wiem, że mnie nie lubisz. Może i słusznie. Ale musisz zrozumieć jedno: ja też byłam kiedyś tobą. Miałam dwadzieścia parę lat, dziecko na rękach, męża, który znikał do pracy. I matkę, która mówiła, że dzieci to moja sprawa, nie jej – powiedziała. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem”.

- Redakcja
Zawsze wyobrażałam sobie macierzyństwo inaczej. Miało być trudne, ale pełne bliskości, wzruszeń i wzajemnego wsparcia. Tymczasem nocami spałam sama, z uchem przy dziecięcym łóżeczku, a Paweł coraz częściej zostawał w pracy. Dla mnie każdy dzień był wyzwaniem, bez pomocy, bez pytania: „Jak się czujesz?”. Tylko ja, dzieci i ściany, które coraz bardziej przytłaczały. I ten głos w głowie: „Nie dam rady sama”.
Dzieci go prawie nie znają
– Ja już nie wiem, czy ty mnie w ogóle jeszcze widzisz – powiedziałam cicho, ale drżały mi ręce. Staliśmy w kuchni, jak codziennie po jego powrocie z pracy. Tyle że dziś nie zjadł obiadu. Przebrał się i siadł do laptopa. Nawet nie spojrzał w moją stronę.
– Karolina, robię, co mogę – westchnął, nie podnosząc głowy.
– Co ty możesz, Paweł? Co takiego robisz?! – podniosłam głos. – Przychodzisz, milczysz, jesz i znikasz. Dzieci cię prawie nie znają. Ja też już chyba nie.
– Nie mów tak – burknął, zamykając komputer. – Naprawdę się staram. Pracuję dla nas.
– Tylko że „nas” już chyba nie ma – rzuciłam ostro. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy. Tak naprawdę. Jak para.
– A teraz nie rozmawiamy? – zapytał chłodno.
– Czasem mam ochotę zabrać dzieci i wyjść – powiedziałam powoli, patrząc mu prosto w oczy.
Nie zareagował. Nie zapytał „dokąd?”, nie krzyknął, nie rzucił: „Nie mów tak”. Nic. Cisza. Jego twarz była pusta, jakby właśnie zgasił ostatnie światło, które gdzieś się jeszcze we mnie tliło.
– Słyszałeś, co powiedziałam?
– Tak – odpowiedział. – Ale nie wiem, co mam powiedzieć.
Patrzyłam na niego długo, jakby był kimś obcym. W środku gotowało się we mnie wszystko, a on... jakby już dawno odszedł. Tylko ciałem jeszcze był przy mnie.
Dla niej to odpowiedzialność rodziców
Pojechałam do niej bez zapowiedzi. Miała wolne popołudnie, o czym dobrze wiedziałam, bo sama wcześniej proponowała, żeby „nie wpadać wtedy z dziećmi, bo chce mieć spokój”. Spokój... Ciekawe, kiedy ja miałam spokój po raz ostatni.
Drzwi otworzyła niemal natychmiast.
– Karolina? – zdziwiła się. – Coś się stało?
– Musimy porozmawiać – powiedziałam i weszłam do środka, nie czekając na zaproszenie.
– Kawy? Herbaty?
– Nie. Chciałam zapytać wprost... Naprawdę uważasz, że wnuki to nie twoja sprawa?
Zmarszczyła brwi, ale odpowiedziała bez zawahania:
– W jakim sensie? Ja już swoje zrobiłam. Ty też zrobisz. Dzieci to odpowiedzialność rodziców, nie dziadków.
– Nikt nie mówi, że to pani obowiązek. Ale rodzina chyba jest po to, żeby się wspierać, prawda?
– Rodzina? – Halina prychnęła. – Ty w ogóle wiesz, co to znaczy? Ja wychowywałam Pawła bez żadnej babci czy niani. Sama. I nie narzekałam.
– Może właśnie dlatego jest teraz taki, jaki jest – powiedziałam bez namysłu.
Zamilkła, ale jej wzrok był zimny.
– To nie jest siła, Halino. To obojętność – dodałam już spokojniej. – A obojętność boli najbardziej.
Stała przez chwilę w milczeniu, potem wzruszyła ramionami.
– Chyba lepiej będzie, jak już pójdziesz.
Wyszłam. Ale tym razem to ja nie byłam tą, która spuściła wzrok.
Teraz jest inaczej
Weszłam tylko po torbę z zakupami, którą zostawiłam w przedpokoju. Usłyszałam głosy z salonu. Paweł rozmawiał przez telefon, a głos po drugiej stronie był mi dobrze znany.
– Mamo, proszę cię, nie zaczynaj... – mówił z rezygnacją. – Ja wiem, że ona jest trudna, ale to wszystko się nawarstwiło. Ona naprawdę nie daje rady.
– I co z tego? – padło po drugiej stronie. – Ty też kiedyś byłeś trudny. Płakałeś, nie spałeś, krzyczałeś. I jakoś sobie poradziłam. Bez pomocy, bez histerii.
– Ale to nie są lata osiemdziesiąte. Teraz wszystko wygląda inaczej...
– Nie dramatyzuj. Nie będę niańką. To nie moja bajka. Jak chciała dzieci, to niech się nimi zajmuje.
Zamarłam. Stojąc tam, za ścianą, słyszałam, jak Paweł milczy. Nie broni mnie. Nie próbuje wyjaśnić. Nie mówi ani jednego słowa w mojej obronie.
– Może rzeczywiście... nie wiem, co z tym zrobić – powiedział po chwili.
Weszłam powoli do salonu.
– Już nie muszę nic więcej wiedzieć – powiedziałam spokojnie. – Wszystko usłyszałam.
Paweł zerwał się na równe nogi, ale tylko spojrzałam na niego i przeszłam obok. Weszłam do kuchni, nalałam sobie wody, choć dłonie mi drżały.
Nie chodziło już o to, co mówili. Chodziło o to, czego nie powiedział. Że mu zależy. Że mnie rozumie. Że w ogóle widzi, przez co przechodzę.
Nie chcę, żeby moje dzieci były takie jak ona
Teściowa zadzwoniła wieczorem. Nie chciałam odbierać. W końcu przyszła bez zaproszenia. Stała w drzwiach z wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam odczytać.
– Nie przyszłam się kłócić – powiedziała. – Chciałam coś wyjaśnić. Tylko tyle.
Skinęłam głową i wpuściłam ją do środka. Usiadła sztywno przy stole.
– Wiem, że mnie nie lubisz. Może i słusznie. Ale musisz zrozumieć jedno: ja też byłam kiedyś tobą. Miałam dwadzieścia parę lat, dziecko na rękach, męża, który znikał do pracy. I matkę, która mówiła, że dzieci to moja sprawa, nie jej.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Nigdy wcześniej nie mówiła o swoim życiu w taki sposób.
– Bywały dni, kiedy nie miałam siły wstać z łóżka. Ale nikt nie pytał, jak się czuję. Po prostu robiłam, co trzeba. I wiesz co? Przetrwałam. Bez pomocy. To nauczyło mnie, że w życiu trzeba polegać tylko na sobie.
– A miłość? Wsparcie? To się nie liczy?
– To luksus. Nie wszyscy go mają. Dlatego... nie miej złudzeń. Samodzielność. W życiu nikt ci nie pomoże. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej.
Patrzyłam na nią w milczeniu. Jej oczy były pełne goryczy.
– Ale ja nie chcę być taka jak pani – wyszeptałam. – I nie chcę, żeby moje dzieci musiały być.
Halina nie odpowiedziała. Wyszła w ciszy, jakby sama nie była pewna, po co przyszła.
Musiałam dowiedzieć się konkretów
Unikaliśmy tej rozmowy. Spaliśmy w jednym łóżku, jedliśmy przy jednym stole, ale jak obcy ludzie. Minęło kilka dni od tamtej nocy, kiedy podsłuchałam rozmowę. I od wizyty Haliny. Musiałam z nim porozmawiać. Już nie o emocjach, nie o żalu. O konkretach. O tym, co dalej.
– Musimy pogadać – powiedziałam, gdy dzieci zasnęły.
– Teraz? – mruknął, nie odrywając wzroku od telefonu.
– Teraz. Albo nigdy.
Odłożył telefon powoli. Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Dobrze. Słucham.
– Czy ty w ogóle masz własne zdanie, czy tylko powtarzasz za matką?
Westchnął. Widziałam, że te słowa go trafiły, ale nie zaprzeczył.
– Nie wiem, Karolina. Serio. Nie wiem, co robić. Chciałem jakoś przetrwać. Nie zawracać ci głowy, nie dokładać. Ale chyba się pogubiłem.
– Pogubiłeś się? – prychnęłam. – Bo przestałeś mnie słyszeć? Bo nie powiedziałeś ani razu: „Jestem z tobą, dasz radę”.
– Nie wiem, jak to wszystko naprawić – powiedział cicho. – Może się nie da.
Zamilkłam. Czekałam na inne słowa. Na cokolwiek więcej.
– Ja też już nie wiem, czy w ogóle chcę to naprawiać – odpowiedziałam.
Jego oczy zrobiły się większe. Ze strachu. Dopiero wtedy zrozumiał, że to nie puste gadanie. Że naprawdę mogę odejść. Że gdzieś we mnie ta decyzja już dojrzewa.
Nie chcę żyć tak jak ona
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o teściowej. O jej „poradach”. O tej twardej skorupie, którą zbudowała wokół siebie przez lata. Może naprawdę wierzyła, że tak trzeba żyć. Może tak ją nauczono. Może nikt nigdy nie podał jej ręki i dlatego teraz ona nie potrafi podać swojej.
Tylko że ja nie chcę żyć tak, jak ona. Nie chcę się zamknąć. Nie chcę uczyć moich dzieci, że wszystko muszą dźwigać same. Że prośba o pomoc to słabość. Że miłość kończy się na urodzeniu dziecka.
Jeśli moje dzieci kiedyś poproszą mnie o wsparcie, nie powiem im, że już swoje zrobiłam. Nigdy. Choćby świat się walił, chcę być dla nich. Nawet jeśli sama nie miałam tego szczęścia. Nie jestem tobą, Halino. I nie będę.
Czy będę z Pawłem? Nie wiem. Ale wiem jedno: jeśli mam walczyć o rodzinę, to nie tylko o to, żeby istniała na papierze. Tylko żeby była miejscem, do którego chce się wracać. I którego się nie boi.
Karolina, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zrezygnowałem z marzeń dla rodziny. Ale oni gonili tylko za kasą i karierą, zapominając kto się dla nie poświęcił”
- „Teściowa wiedziała o nas za dużo. Gdy odkryłam, skąd to wszystko wie, byłam w szoku”
- „Poświęciłem życie na opiekę nad matką. Mój brat hulał i miał w nosie nasz los, a teraz żąda spadku”

