Reklama

Nie przepadam za niespodziewanymi zaproszeniami od teściowej. Zazwyczaj kończą się albo „delikatnymi” sugestiami na temat mojego gotowania, albo wspominkami o byłej dziewczynie jej syna. A jednak, kiedy zadzwoniła i zaprosiła mnie na kawę i rogale świętomarcińskie, zgodziłam się niemal bez zastanowienia.

W kuchni unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy i cynamonu. Siedziałyśmy przy stole, a ona z typową dla siebie nonszalancją kroiła rogalika, zerkając na mnie spod rzęs.

– Chciałabym ci coś powiedzieć... – zaczęła, odkładając nóż.

Uśmiechnęłam się uprzejmie, ale serce mi się ścisnęło, jakby przeczuwając, że to nie będzie kolejna dygresja o tym, jak mój mąż lubił, jak mama smarowała mu kanapki. Myliłam się. I to bardzo.

Skłamałam

– Rogalik? – zapytała teściowa, podsuwając mi talerzyk.

– Dziękuję, mamo – odpowiedziałam grzecznie, choć mój apetyt gdzieś się ulotnił.

Patrzyła na mnie inaczej niż zwykle. Nie było w niej tej nuty wyższości, jaką zwykle rezerwowała dla mnie przy rodzinnych obiadach.

Sama piekłam – dodała z dumą.

– Naprawdę? Są świetne – skłamałam. Były przeciętne, ale nie o rogale przecież tu chodziło.

Usiadła naprzeciwko mnie, poprawiła mankiet bluzki i przez chwilę milczała. Zbyt długo jak na osobę, która zazwyczaj mówiła, zanim zdążyło się przywitać.

– Wiesz, całe życie robiłam wszystko, jak trzeba. Żoną byłam porządną, matką też. Zupa na stole, firanki uprasowane, dzieci czyste. A w środku?

Zamilkła. Uniosłam brwi, bo ta rozmowa zaczynała iść w dziwnym kierunku.

– Mamo?

– W środku byłam… pusta. Rozumiesz? Pusta.

Spojrzałam na nią uważnie, a ona mówiła dalej, coraz ciszej:

– Aż w końcu… spotkałam kogoś. Kogoś, kto spojrzał na mnie inaczej. Kto sprawił, że znowu poczułam się kobietą.

Wbiłam wzrok w rogalika, który nagle wydał mi się ogromny i trudny do przełknięcia.

Chcesz powiedzieć, że… masz kogoś?

– Tak. Mam kochanka – powiedziała spokojnie, jakby oznajmiała, że zmieniła proszek do prania.

Mamo?!

Uśmiechnęła się delikatnie i sięgnęła po swój rogalik.

– Wreszcie jestem szczęśliwa. Po prostu szczęśliwa.

Zamarłam

– Chyba żartujesz… – wydusiłam w końcu.

Chciałam się roześmiać, bo to przecież jakiś żart musiał być. Teściowa i kochanek? To się nie sklejało.

A dlaczego miałabym żartować? – zapytała spokojnie, patrząc mi prosto w oczy. – Mam sześćdziesiąt dwa lata, a nie siedemdziesiąt dziewięć i pół na łożu śmierci.

– Masz męża! – przypomniałam jej, jakby nie wiedziała.

– No i co z tego? – Wzruszyła ramionami, biorąc łyk kawy. – Od trzydziestu lat śpi po lewej stronie łóżka, chrapie, je mielone i rozwiązuje krzyżówki. Myślisz, że to miłość?

– Myślę, że to lojalność. Przysięgałaś mu przed Bogiem...

– Przysięgałam też sobie, że nie zmarnuję życia do końca. Że choć raz zrobię coś tylko dla siebie.

Zamarłam. Nagle nie wiedziałam, czy bardziej mnie szokuje to, co mówi, czy to, że mówi to do mnie.

Dlaczego mi to mówisz?

– Bo wiem, że mnie nie oceniasz. Nie jesteś taka jak oni – machnęła ręką, mając pewnie na myśli swojego syna i resztę rodziny. – Ty też nie masz łatwo z moim Michałem, prawda?

Zacisnęłam usta. Tego tematu nie chciałam ruszać.

–Nie wiem, co powiedzieć.

– Nie musisz nic mówić. Po prostu dobrze mi było z kimś o tym porozmawiać. Wiesz, jak cudownie jest usłyszeć, że ktoś się za tobą stęsknił?

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

– A on… wie, że masz męża?

– Oczywiście, że wie.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem

– Mamo, przecież to… to jest chore – powiedziałam ciszej, niż zamierzałam.

Teściowa tylko się uśmiechnęła.

– Kochanie, ty masz dwadzieścia osiem lat, a mówisz jak siedemdziesięcioletnia zakonnica.

– Przecież teściu ci ufa!

– Ufa, że nadal będę się do niego uśmiechać przy obiedzie i kupować mu jego ulubione kiszone ogórki. I to się nie zmieniło. On nadal dostaje wszystko, co zawsze – tylko już nie moje serce.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Czułam się, jakbym oglądała telenowelę.

Jak długo to trwa? – zapytałam w końcu, drżącą ręką odkładając filiżankę.

– Dwa lata – odparła bez wahania. – A poznałam go w bibliotece. Pracuje tam, wyobrażasz sobie? Mężczyzna w bibliotece… To mnie od razu rozczuliło.

– Mamo, to znaczy, że przez dwa lata… przez całe te święta, urodziny, spotkania rodzinne – ty… oszukiwałaś go?

– Tak. I ani razu nie miałam wyrzutów sumienia. Co więcej, nawet zaczęłam go trochę żałować. On nawet nie zauważył, że coś się zmieniło. Wiesz, jaki to policzek? Że człowiek może zniknąć z własnego związku i nikt tego nie zauważy?

Patrzyłam na nią, czując, jak powoli opada mi szczęka.

Nie wiem, co powiedzieć.

– To nie mów, tylko słuchaj. Bo może kiedyś też będziesz miała sześćdziesiąt dwa lata i stwierdzisz, że masz dosyć życia na pół gwizdka.

Coś we mnie pękło

– A Michał? – zapytałam ostrożnie. – Czy on o tym wszystkim wie?

Teściowa parsknęła śmiechem.

– On jest zbyt zajęty sobą, żeby cokolwiek zauważyć. Od lat żyje w przekonaniu, że jestem święta i zawsze posprząta, poda rosół i nie zada trudnych pytań.

– Jakby się dowiedział…

– No właśnie. Jakby się dowiedział – spojrzała na mnie z iskrą w oku. – A ty mu powiesz?

Zawahałam się.

– Mamo, to nie jest moja rola… – szepnęłam.

– Dokładnie. I dobrze, że to rozumiesz. Ja też się nie wtrącam w wasze sprawy.

– Ale ty… – zająknęłam się – jesteś jej filarem, przynajmniej tak cię wszyscy widzą.

– A ja mam już dość bycia filarem. Chcę być człowiekiem. Kobietą, która może poczuć motyle w brzuchu i chichotać przez telefon o drugiej w nocy. Po sześćdziesiątce też można.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Coś, co próbowałam trzymać w ryzach. Może złość, może zazdrość. A może byłam zmęczona udawaniem, że wszystko w życiu powinno być takie, jak w instrukcji obsługi. Przewidywalne.

– I co, mamo? Myślisz, że się rozwiedziesz?

Uśmiechnęła się, jakby właśnie na to pytanie czekała.

Popatrzyłam na nią długo

– A czemu nie? – powtórzyła z lekkością, jakby mówiła o zakupie nowej torebki, a nie o zostawieniu męża po czterdziestu latach.

– Mamo… przecież to byłoby… okrutne – powiedziałam cicho. – On ci ufa. On cię kocha.

A skąd wiesz? – spojrzała na mnie ostro. – Bo mówi „kocham” na rocznicę, jakby czytał z kartki? Bo pamięta o moich imieninach, bo mu kalendarz przypomni?

Zamilkłam. Wiedziałam, że teraz nie wygram tej rozmowy.

– Poza tym… on już nie jest dla mnie mężczyzną. Jest współlokatorem. Dobrze zorganizowanym, cichym współlokatorem, z którym dzielę szafkę na przyprawy.

Westchnęłam, podpierając się łokciem o stół.

– A ten… nowy. Jest od ciebie młodszy?

– Dziewięć lat. Umie słuchać. I patrzeć. A patrzy tak, że czuję się jak dziewczyna, a nie jak stara baba.

– Nie chcę być między wami.

– I nie będziesz – zapewniła szybko. – Ja ci to mówię nie dlatego, żebyś coś z tym zrobiła. Tylko żebyś pamiętała: że życie nie kończy się na byciu żoną. Albo matką. Nawet nie na byciu teściową.

Popatrzyłam na nią długo, a potem nieoczekiwanie wybuchłam śmiechem.

– Mamo… ty jesteś kompletnie szalona.

– I dobrze mi z tym – odpowiedziała, łapiąc mnie za rękę. – Może czasem warto być trochę szaloną.

Pogubiłam się

Po tej rozmowie wróciłam do domu w ciszy. Nie włączyłam radia w aucie, nie odebrałam telefonu od Michała. Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Że jego mama piecze rogale i zdradza męża z bibliotekarzem? Usiadłam w kuchni i długo patrzyłam w okno. Zastanawiałam się, dlaczego właściwie to wszystko tak mną wstrząsnęło. Czy to dlatego, że byłam w szoku? Czy może… bo poczułam się zazdrosna? Bo ja też wiedziałam, jak to jest, kiedy rozmowy z mężem sprowadzają się do „kup mleko” i „widziałaś pilot?”. Kiedy dotyk zamienia się w przypadkowe muśnięcia podczas podawania talerza, a bliskość – w logistykę. Dwa dni później teściowa zadzwoniła.

– Cześć, kochanie. Nie jesteś na mnie zła?

– Mamo… nie jestem. Jestem zmęczona. I pogubiona.

– Wiem. Ale wiesz co? Cieszę się, że ci powiedziałam. Nawet jeśli teraz patrzysz na mnie inaczej, to pierwszy raz od dawna czuję się… prawdziwa.

– Może to właśnie mnie w tym wszystkim najbardziej poruszyło – powiedziałam szczerze. – Że miałaś odwagę zrobić coś dla siebie. Ja takiej odwagi chyba nie mam.

– Jeszcze – odpowiedziała z czułością.

Spojrzałam na lustro w kuchni. Ta kobieta, którą tam zobaczyłam, była zmęczona. Jednak zaczynała rozumieć coś, czego wcześniej nie chciała widzieć. I to nie była wina rogalików.

Natalia, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama