„Teściowa zamieszkała z nami na czas rekonwalescencji. Zajęła pokój dzieci i rozpanoszyła się jak grzyb na ścianie”
„Mijały tygodnie i coraz trudniej było mi uwierzyć, że to tylko tymczasowe rozwiązanie. Teściowa zaczęła zachowywać się tak, jakby dom należał do niej. Decydowała, co oglądamy w telewizji, co gotuję na obiad”.

- Redakcja
Dom zawsze był dla mnie czymś więcej niż tylko ścianami i dachem. Był miejscem, w którym czułam się bezpiecznie – nawet jeśli z Markiem zdarzało nam się pokłócić o drobiazgi, nawet jeśli dzieciaki czasem roznosiły mieszkanie w pył swoimi zabawkami i wrzaskami.
Lubiłam ten porządek
Nasze cztery kąty miały swój rytm. Kasia i Michał dzielili przestrzeń w swoim pokoju, każde z nich miało swoje miejsce, swoje zabawki i swoje sekrety, które chowało w małych szufladkach i pudełkach pod łóżkiem. A ja miałam poczucie, że kontroluję przestrzeń, że wiem, gdzie co jest i że to moje życie – nieidealne, ale moje. Kiedy teściowa przeszła poważną operację, wszystko nagle się zachwiało.
– Aga… – Marek pewnego wieczoru usiadł na kanapie, obok mnie. Głos miał miękki, jakby chciał mnie czymś udobruchać. – Mama potrzebuje opieki. Na kilka tygodni.
Wiedziałam, że to nie jest błahostka. Jego mama bywa trudna, lubi rządzić. Ale patrzyłam na niego, jak zmartwiony nerwowo pociera dłonie, i nie miałam serca odmówić.
– Na kilka tygodni…? – zapytałam cicho. – Obiecujesz?
– Tylko na czas rekonwalescencji, obiecuję – odpowiedział szybko.
Pokiwałam głową, próbując uciszyć ten ścisk w żołądku. Przecież to tylko starsza kobieta po operacji. Nie będę potworem, który powie „nie”. W końcu i ja kiedyś mogłabym znaleźć się w podobnej sytuacji.
Zgodziłam się
Pierwsze dni po przyjeździe teściowej wyglądały obiecująco. Powtarzała, że nie chce nam przeszkadzać, że jest tylko na chwilę. Siedziała w salonie w swoim szlafroku, piła herbatę i z uśmiechem mówiła:
– Ja się do wszystkiego dostosuję. Nie chcę robić zamieszania, to wasz dom.
Brzmiało to całkiem niewinnie, a ja próbowałam sobie wmówić, że naprawdę tak będzie. Najtrudniejszy moment przyszedł jednak wieczorem, kiedy musiałam wyjaśnić dzieciom, że ich pokój będzie teraz zajęty.
– Ale mamo, dlaczego musimy spać razem? – zapytała Kasia, zerkając na mnie szeroko otwartymi oczami. – Przecież mamy dwa łóżka.
– Babcia musi odpocząć po szpitalu. Potrzebuje ciszy i wygody. To tylko na chwilę – tłumaczyłam, głaszcząc córkę po włosach.
– A ile to jest „chwila”? – dopytywał Michał. – Do wakacji?
– Nie wiem, kochanie. Zobaczymy – odpowiedziałam, choć sama czułam, że to już brzmi podejrzanie.
Mieliśmy jej dość
Wieczorem, kiedy dzieci wreszcie usnęły razem w jednym łóżku, Marek wszedł do kuchni. Ja nalewałam sobie herbatę, a on od razu zaczął mówić:
– No i widzisz, nie jest tak źle. Mama spokojna, dzieci też się przyzwyczają.
– Marek… – spojrzałam na niego ostrożnie. – To dopiero pierwszy dzień, a już jest ciężko. Kasia była bliska płaczu.
– Przecież to tylko na chwilę. Nie rób problemu – odparł z lekkim zniecierpliwieniem.
Zacisnęłam usta, żeby nie powiedzieć nic więcej. Bo co miałam zrobić? Nie chciałam zaczynać kłótni już teraz. Ale w środku czułam, że ta „chwila” będzie miała swoje konsekwencje.
Mijały tygodnie i coraz trudniej było mi uwierzyć, że to tylko tymczasowe rozwiązanie. Teściowa zaczęła zachowywać się tak, jakby dom należał do niej. Decydowała, co oglądamy w telewizji, co gotuję na obiad, a dzieci musiały dostosować się do pór jej drzemek.
– Zrób dzisiaj rosół, Marek zawsze lubił – mówiła, jakby to był jej dom i jej kuchnia.
Mąż był obojętny
Kiedy zwróciłam uwagę mężowi, westchnął i rozłożył ręce.
– Aga, nie mogę jej wyrzucić. Dopiero co wyszła ze szpitala.
– Ale to już nie jest gościnny pobyt – odparłam cicho. – Ja się czuję, jakby to nie był mój dom.
Nie odpowiedział. Odwrócił się i poszedł do pokoju, a ja zostałam z poczuciem, że coraz bardziej kurczy mi się przestrzeń, w której mogę swobodnie oddychać.
Wieczór zaczął się niewinnie, ale wystarczyła mała iskra, żeby wszystko wybuchło. Posprzątałam po kolacji i usiadłam w kuchni, chcąc chwilę odpocząć. Marek wszedł za mną, a ja nie wytrzymałam.
– Marek, ja już tak nie mogę. Czuję się jak gość w swoim domu – powiedziałam.
– Przesadzasz – odpowiedział od razu, jakby miał przygotowaną odpowiedź. – Mama tylko chce pomóc.
– Pomóc? – parsknęłam. – Odkąd tu mieszka, wszystko kręci się wokół niej. Dzieci straciły swój pokój, ja straciłam spokój. Nawet telewizor nie jest mój.
– Ale to moja mama. Co mam zrobić? Powiedzieć jej, żeby poszła pod most? – Marek podniósł głos.
– Nie chodzi o most! Chodzi o to, że my już nie mamy życia. To nie jest tymczasowe. Ona się urządziła, jakby była u siebie.
Rozpanoszyła się
Nagle usłyszeliśmy kroki. Teściowa stała w drzwiach.
– Ja naprawdę nie chcę wam niczego zabierać – powiedziała miękko, ale w jej oczach było coś twardego. – Staram się, jak mogę. Jeśli mam być problemem, to lepiej powiedzcie wprost.
– Mamo, nie słuchaj… – Marek szybko podszedł do niej. – Aga jest zmęczona, to tylko nerwy.
Poczułam, że grunt usuwa mi się spod nóg.
– Może to ja powinnam się wyprowadzić – wyrwało mi się nagle.
Od tej kłótni w domu panowała cisza, ale była to cisza ciężka, jakby każdy krok dudnił w pustce. Zaczęłam coraz częściej wychodzić – do pracy, na dłuższe zakupy, na spacery z dziećmi. Chciałam oddychać. W mieszkaniu miałam wrażenie, że ktoś ciągle patrzy mi na ręce. Dzieci też coraz częściej pytały.
– Mamo, a kiedy odzyskamy swój pokój?
– Niedługo – skłamałam, bo nie miałam odwagi powiedzieć prawdy.
Teściowa z dnia na dzień czuła się lepiej, ale nie mówiła ani słowa o powrocie do siebie. Marek udawał, że tego nie zauważa. Był przy niej, uśmiechał się, nosił jej zakupy, a dla mnie miał coraz mniej czasu.
Siedziała nam na głowie
Pożaliłam się koleżance z pracy.
– Czuję się, jakbym mieszkała w cudzym domu – powiedziałam, a w oczach zakręciły mi się łzy. – Wiesz, najgorsze, że dzieci też to czują.
– Aga, ty się w tym wszystkim zatracasz – odpowiedziała. – Albo postawisz granice, albo ona zostanie na zawsze.
Wracając do domu, powtarzałam jej słowa w głowie. I miałam wrażenie, że to ja jestem zbędnym gościem w mieszkaniu, które kiedyś było moim schronieniem.
Postanowiłam spróbować ostatni raz. Usiadłam przy stole i poprosiłam, żeby Marek i jego mama też usiedli. Ręce trzęsły mi się tak, że ledwo trzymałam kubek z herbatą.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam. – Ta sytuacja nie może trwać w nieskończoność. Dzieci śpią w jednym łóżku, ja nie mam gdzie się schować, a dom… on już nie jest nasz.
Podjęłam decyzję
Marek od razu zareagował.
– Aga, nie zaczynaj. Mama dopiero dochodzi do siebie.
– Dochodzi do siebie od miesięcy – przerwałam ostro. – Marek, to nie jest chwilowe. Musimy coś zmienić.
Teściowa spuściła wzrok. Przez moment milczała, jakby wahała się, czy wtrącić się do rozmowy.
– Może powinnam poszukać mieszkania – powiedziałam wprost. – Albo ty, mamo, mogłabyś…
– Dość – Marek uderzył dłonią w stół. – Nie wyrzucę mamy.
Teściowa wtedy podniosła głowę i spojrzała na niego takim wzrokiem, że zrobiło mi się zimno.
– Synu – powiedziała cicho. – Pamiętaj, że ja zawsze będę twoją rodziną.
W tym jednym zdaniu zamknęła wszystko. Czułam, jakby między mną a Markiem opadła niewidzialna kurtyna, której nie da się podnieść.
Agnieszka, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż pachniał pudrowymi perfumami jak z bazaru. Mały trop wystarczył, by w mojej głowie zrodził się cwany plan”
- „Wspierałem syna i dałem mu pieniądze na start. Nie docenił pomocy i potraktował mnie jak śmiecia”
- „Mój facet to chodząca niespodzianka. Jak dziecko łapie się na każdą promocję i nigdy nie wiem, z czym wróci ze sklepu”

