Reklama

Gdy zamykam za sobą drzwi po ciężkim dniu pracy, chcę tylko jednego – świętego spokoju. Mój dom to moja twierdza, miejsce, gdzie mogę usiąść w ciszy, włączyć konsolę albo poczytać w samotności. Niestety, moja żona Magda ma na ten temat inne zdanie. Dla niej dom to miejsce spotkań, rodzinnego ciepła i – co najgorsze – pomocy dla potrzebujących. A w tym momencie osobą „potrzebującą” okazała się jej matka.

– Kochanie, mam dla ciebie małą niespodziankę! – oznajmiła mi radośnie, a ja już wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyniknie. – Mama wprowadza się do nas na kilka tygodni, bo robi remont!

Kilka tygodni. Te dwa słowa odbijały mi się echem w głowie, gdy do naszego domu wjeżdżały kolejne walizki Teresy. Jeszcze nie wiedziałem, że to dopiero początek koszmaru, który zamieni mój spokojny dom w najgłośniejsze sanatorium w mieście.

Od razu mnie zirytowała

– Kamilek! No chodź tu, przytul mamusię! – usłyszałem, gdy tylko przekroczyłem próg.

Zamarłem. W salonie, na mojej kanapie, rozłożona jak królowa, siedziała Teresa. Obok niej stała gigantyczna walizka, jakby zamierzała nie tylko się u nas zatrzymać, ale też otworzyć butik z odzieżą dla dojrzałych kobiet.

– Cześć, Tereso – mruknąłem, patrząc na Magdę, która posyłała mi spojrzenie typu „proszę, bądź miły”.

Kamilku, kochanie, przestań z tym oficjalnym tonem! – Teresa klasnęła w dłonie. – Skoro mamy mieszkać razem, musimy się czuć jak rodzina!

„Kilka tygodni” – powtórzyłem w myślach, modląc się, by nie zamieniło się to w „na zawsze”.

– Mamo, tylko proszę, żebyśmy ustalili pewne zasady… – zacząłem ostrożnie.

– Oczywiście, oczywiście! – przerwała mi radośnie. – Na przykład taka: zaprosiłam Wieśka na kawkę.

– Kto to, do cholery, jest Wiesiek?! – wyrwało mi się.

– Mój nowy znajomy. Przesympatyczny człowiek, wprowadzi trochę życia do tego domu!

Z życia, które sobie ceniłem, właśnie nie zostało nic.

Sprowadziła jakiegoś gacha

Nie minęło pięć minut, a w moim własnym domu rozległo się pierwsze „hop-siup” i gromki śmiech. Wiesiek, lat sześćdziesiąt dwa, człowiek o wąsie godnym Janusza z reklamy piwa, wparował do salonu jak do siebie. Ubrany w sportową marynarkę i mokasyny bez skarpet, emanował energią, której ja nie miałem nawet w najlepsze dni.

– No to jak, Kamilek, stukniemy się czymś mocniejszym? – Zanim zdążyłem odmówić, Wiesiek wyciągnął z reklamówki butelkę domowej nalewki.

– Dzięki, ale nie piję w tygodniu – odburknąłem, patrząc na Magdę, która najwyraźniej uznała to wszystko za cudowną rodzinną integrację.

– Oj, to szkoda! – Teresa poklepała mnie po ramieniu. – Wiesiek robi najlepszą malinówkę w województwie!

Wieczorem, gdy wreszcie udało mi się zaciągnąć Magdę do sypialni, postanowiłem jasno postawić sprawę.

– Magda, to miało być kilka tygodni, nie domowe sanatorium dla seniorów!

– Kamil, przesadzasz… Mama się dobrze bawi, nie możemy jej tego zabronić.

Mogłem. I zamierzałem. Tylko że następnego dnia w salonie pojawiło się jeszcze więcej emerytów.

Bawili się w najlepsze

Wracałem z pracy, marząc o chwili ciszy. Otworzyłem drzwi… i od razu pożałowałem. Z salonu dudniło disco polo, a ktoś z całych sił fałszował refren „Jesteś szalona”. Przeszedłem przez korytarz i stanąłem w miejscu, nie dowierzając. Mój dom przypominał salę weselną. Wiesiek i Teresa wirowali w tańcu, a wokół nich pląsała grupka seniorów. Na stole piętrzyły się półmiski z koreczkami i kieliszki po nalewce.

– Co tu się dzieje?! – próbowałem przekrzyczeć muzykę.

Teresa klasnęła w dłonie.

– Kamilek, kochanie! Wracasz akurat na najlepszą zabawę! – oznajmiła radośnie.

Magda siedziała w kącie, nieco zawstydzona, ale wyraźnie rozbawiona. Podszedłem do niej i ściszyłem głos.

– Magda… czy to jest nasz dom czy dom seniora? A może sanatorium miłości?

– Oj, Kamil, przesadzasz – machnęła ręką. – Mama zaprosiła tylko parę znajomych.

Rzuciłem okiem na tę „parę znajomych” – było ich co najmniej dziesięcioro, w tym pan w kraciastej marynarce i pani w ogromnym turbanie. Wiesiek podszedł do mnie z butelką.

No, młody, teraz już nie odmówisz!

Zacisnąłem zęby.

– Wiesiek, to jest mój dom!

W odpowiedzi dostałem tylko gromkie „No weeeź!”. Wtedy zrozumiałem, że jeśli czegoś nie zrobię, za tydzień zorganizują tu potańcówkę dla całego osiedla.

To miał być odwet

Nie mogłem dłużej znosić zapachu nalewki, śmiechów emerytów i dźwięków akordeonu w moim salonie. Wczoraj Wiesiek nauczył mojego sąsiada tańczyć do „Miłości w Zakopanem”, a dziś rano na balkonie suszyły się rajstopy pani Ireny, nowej koleżanki Teresy. Gdy Magda wróciła z pracy, oznajmiłem jej niewinnie:

Zaprosiłem dziś chłopaków z firmy. Tylko kilku, zagramy na konsoli, wypijemy piwko.

– Okej, ale nie za długo, bo mama chciała się wyspać – powiedziała, nawet na mnie nie patrząc.

O 19:00 w drzwiach stanęło sześciu kumpli, każdy z kartonem piwa. Przytaszczyli też głośnik, który mógłby spokojnie nagłaśniać koncert rockowy. Odpaliliśmy grę i zaczęło się.

– No nie, czemu mnie zastrzeliłeś? – wrzeszczał Krystian, a ja wiedziałem, że Teresa to słyszy.

O 21:00 drzwi sypialni teściowej uchyliły się i w salonie pojawiła się jej głowa.

Kamilku… moglibyście trochę ściszyć?

Wyszczerzyłem zęby.

– Oj, Teresko, wyluzuj! – rzuciłem, powtarzając jej własne słowa.

Punkt dla mnie. Tylko że Teresa nie byłaby sobą, gdyby tak łatwo się poddała.

– No dobrze – powiedziała po chwili, uśmiechając się chytrze. – To jutro moja kolej.

Poczułem dziwny niepokój.

Tego się nie spodziewałem

Obudził mnie hałas. Dochodził z salonu. Otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek. Szósta rano. Kto, do diabła, o tej porze...?! Wyskoczyłem z łóżka i zszedłem na dół. To, co zobaczyłem, zmroziło mi krew w żyłach.

Salon przypominał salę fitness. Wiesiek, Teresa i grupa seniorów w dresach rozgrzewali się do energetycznej muzyki. Na środku stał stepper, a obok dwóch panów pompowało wielkie piłki gimnastyczne.

– Co tu się dzieje?! – ryknąłem, ale nikt mnie nie usłyszał, bo Zenek Martyniuk z głośnika ryczał na cały regulator.

Teresa uśmiechnęła się promiennie.

– Kamilku, kochanie! Mówiłeś, że za mało się ruszamy, więc otworzyłam poranne zajęcia fitness dla seniorów!

Złapałem się za głowę.

– W moim salonie?!

Oj, synku, nie przesadzaj! – Wiesiek poklepał mnie po plecach. – Chcesz się porozciągać? To dobrze robi na kręgosłup!

Musiałem coś zrobić

– Dość! – wrzasnąłem. – Nie obchodzi mnie, co sobie wymyśliliście, ale to jest MÓJ DOM i nie będę tu mieszkał jak na turnusie rehabilitacyjnym!

Teresa wyprostowała się i spojrzała na mnie z kamienną twarzą.

– No proszę… Magda, słyszysz, jak on się do mnie odnosi? – zwróciła się do mojej żony, która właśnie zeszła na dół. – Po tylu latach… a ja go traktowałam jak syna!

– Kamil, mogłeś to powiedzieć inaczej – westchnęła Magda.

– Inaczej?! Magda, ja mam dość! Albo twoja matka się wynosi, albo ja się wynoszę!

Teściowa się obraziła

W salonie panowała napięta cisza. Seniorzy wstrzymali oddech, Wiesiek poprawił adidasy, a Teresa… wbiła we mnie wzrok, jakbym właśnie zakazał jej wstępu do kościoła.

Mamo… chyba trochę przesadziłaś – zaczęła ostrożnie Magda.

Teresa sapnęła oburzona.

– Ja? Ja przesadziłam?! – chwyciła się za serce, jakby właśnie ją postrzelili. – Chciałam tylko trochę życia w tym domu! Trochę radości!

– Mamo… – Magda chwyciła ją za rękę. – Może faktycznie czas wrócić do siebie?

Nastała cisza.

Trzy godziny później Teresa stała w drzwiach z walizką.

– To nie koniec, Kamilku – rzuciła mi lodowate spojrzenie. – Wrócę na święta.

Zatrzasnąłem drzwi i westchnąłem. Cisza. Wreszcie.

Kamil, 35 lat

Czytaj także: „Bogaty mąż z Warszawy był spełnieniem marzeń. Nikt nie wie, jaką cenę za życie z nim płacę każdego dnia”
„Czułam, że mąż jeździ do Wrocławia nie tylko w delegację. Nie sądziłam, że ukrywa tam taką tajemnicę”
„Odchodziłam od zmysłów, bo mój narzeczony rozpłynął się w powietrzu. Gdy go znalazłam, wreszcie przejrzałam na oczy”

Reklama
Reklama
Reklama