„Teściowa żąda, bym poszła do ołtarza w sukni po jej babci. Wściekła się, gdy zobaczyła, co zrobiłam z tym łachmanem”
„Wyciągnęła suknię, delikatnie wygładzając materiał. Była żółtawa, z koronką, którą ktoś musiał szydełkować sto lat temu, i ze sztywnym stanikiem, który już na sam widok wydawał mi się zbyt ciasny”.

- Redakcja
Od ślubu minęły dopiero trzy tygodnie, a ja już zaczynałam wątpić, czy podjęłam dobrą decyzję. Nie o Marka chodziło – jego kochałam, choć bywał irytujący. Ale jego rodzina… zwłaszcza teściowa… O Boże. Teściowa była jak ten głaz, który zawsze stał na środku drogi, a ja musiałam go omijać. Ślub miał być wydarzeniem mojego życia. Marzyłam o stworzeniu rodziny, bo moi rodzice zmarli, kiedy byłam dzieckiem, i wychowywała mnie babcia, która też już odeszła.
Któregoś dnia przeglądałam katalogi ślubne, a tu nagle dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam moją przyszłą teściową, trzymającą w rękach dużą torbę. Uśmiechała się, ale jej oczy patrzyły na mnie twardo. Wsunęła się do środka, rozejrzała po mieszkaniu, po czym postawiła torbę na stole, z lekkim westchnieniem.
– To suknia ślubna – powiedziała, otwierając torbę teatralnym gestem. – Moja mama w niej brała ślub, jej mama także, teraz twoja kolej. To tradycja w naszej rodzinie.
Wyciągnęła suknię, delikatnie wygładzając materiał, a ja patrzyłam na nią, czując, jak serce bije mi mocniej. Była żółtawa, z koronką, którą ktoś musiał szydełkować sto lat temu, i ze sztywnym stanikiem, który już na sam widok wydawał mi się zbyt ciasny. Spróbowałam coś powiedzieć, choć głos mi drżał.
– Ale… fason jest trochę staromodny, a materiał taki szorstki…
– To nie materiał, to historia – przerwała mi ostro. – Nie każdemu dane jest ją nosić. W naszej rodzinie to symbol – jej spojrzenie było chłodne, a uśmiech zniknął. Poczułam, jak moje słowa rozpływają się w powietrzu, nieważne, jakby nic nie znaczyły.
Wpadłam na pomysł
Marek wszedł wtedy do kuchni, popatrzył na nas, uniósł brwi, a potem powiedział takim tonem, jakby to wszystko było drobiazgiem.
– Kochanie, nie rób z tego problemu. To dla mamy ważne.
Nie odpowiedziałam. Siedziałam tylko, patrząc na tę suknię, a w środku czułam, jak wszystko we mnie się kurczy. Wiedziałam, że powinnam powiedzieć „nie”, że powinnam stanąć po swojej stronie, ale zamiast tego kiwnęłam głową i powiedziałam cicho:
– Dobrze. Przymierzę.
Długo biłam się z myślami. Każde spojrzenie na suknię, wiszącą na szafie, sprawiało, że robiło mi się duszno. Nie chciałam jej zakładać. Nie chciałam być częścią tej historii, która do mnie nie należała. Ale strach, poczucie obowiązku i winy wbijały mnie w ziemię. Powtarzałam sobie: jeszcze kilka dni, potem ślub, potem spokój. Ale każda minuta z tą suknią była jak tortury. W końcu nie wytrzymałam.
Wyszukałam w internecie numer do krawcowej. Starsza pani z niewielkiej pracowni w bocznej uliczce. Zadzwoniłam i usłyszałam spokojny głos. Umówiłyśmy się na popołudnie.
Miałam wyrzuty sumienia
Poszłam do jej małego zakładu. Suknia leżała złożona w torbie. Położyłam ją na stole, nie mówiąc nic przez chwilę. W końcu westchnęłam.
– Myśli pani, że to w porządku? Że tak zmieniam coś, co dla kogoś jest świętością?
Krawcowa spojrzała na mnie przez okulary, zsunęła je na czubek nosa, jakby lepiej chciała mi się przyjrzeć.
– To pani życie, pani wspomnienia. Suknia powinna być dla pani, nie dla innych.
Dzień ślubu miał być tym najpiękniejszym, tak wszyscy mówili. Wstałam wcześnie, długo patrzyłam w lustro, jakbym chciała się upewnić, że to naprawdę ja. Suknia leżała na krześle. Ubrałam się powoli, ostrożnie, dotykając zmienionych miejsc – delikatniejsze ramiączka, inny dekolt, mniej koronki. Niby drobiazgi, ale dla mnie to było wszystko.
Marek uśmiechał się, kiedy mnie zobaczył.
– Wyglądasz pięknie – powiedział cicho.
Zbezcześciłam tradycję
W kościele było duszno. Świece migotały, ksiądz mówił coś o miłości i wierności, a ja czułam, jak moje serce wali. W pewnym momencie odwróciłam głowę i spojrzałam na teściową. Patrzyła na mnie tak, że nogi zrobiły mi się miękkie.
W jej oczach nie było radości. Było coś innego – zawód, chłód, coś, co mówiło: zawiodłaś mnie. Nie musiała nic mówić. To spojrzenie mówiło wszystko. Po ceremonii podeszła do mnie, nachyliła się i powiedziała szeptem:
– Nie każdemu pasuje elegancja.
Jej słowa były ciche, ale wystarczająco głośne, żebym je dobrze zapamiętała. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Chciałam coś odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Marek szedł obok mnie, uśmiechał się do gości, odbierał gratulacje, jakby wszystko było w porządku.
– Nie wiem, o co jej chodzi – powiedział cicho, kiedy byliśmy na moment sami. – Daj spokój, to tylko sukienka.
Po ślubie w domu zapanowała dziwna cisza, której nie potrafiłam rozgryźć. Na zdjęciach wszyscy się uśmiechali, goście wspominali, że było pięknie, a ja czułam, że pod tym wszystkim coś pulsuje, coś cichego i groźnego, jak przed burzą.
Obraziła się
Teściowa milczała. Odpowiadała na moje pytania krótko, czasem tylko skinęła głową. Nie patrzyła na mnie tak jak dawniej, kiedy jeszcze starałam się zgadywać jej myśli i spełniać każde życzenie. Teraz jej spojrzenie prześlizgiwało się po mnie jak po ścianie.
Na rodzinnych spotkaniach siedziała przy stole sztywna, chłodna, z zaciśniętymi ustami, a kiedy już coś mówiła, jej słowa były jak ukłucia.
– Czy ona kiedyś przestanie? – spytałam Marka po jednej z takich kolacji, kiedy wyszliśmy z mieszkania jego rodziców i szliśmy cicho przez ciemną ulicę.
– Po prostu ją ignoruj – powiedział, spuszczając wzrok i chowając ręce w kieszeniach.
Patrzyłam na niego i nagle poczułam się jak ktoś, kto siedzi przy stole, ale tak naprawdę nie ma tam dla niego miejsca. Miałam wrażenie, że stałam się dla tej rodziny obcym ciałem, kimś, kto nie pasuje, kto nie spełnił oczekiwań. A przecież chciałam tylko być sobą. Tylko że tu, w tej rodzinie, bycie sobą nie wystarczało.
Karolina, 29 lat
Czytaj także:
- „Matka na emeryturze została królową zdrowego stylu życia. Nie sądziłam, że jej joga i tofu będą dla mnie przełomowe”
- „W wieku 60 lat pierwszy raz wyszłam za mąż. Rodzina się śmieje, ale co oni wiedzą o prawdziwej miłości”
- „Matka chciała mnie wychować na świętą, ale się zbuntowałam. Teraz kropi mnie wodą święconą, bo uważa, że noszę diabła”

