Reklama

Nie jesteśmy rodziną z reklamy – nie mamy marmurów w kuchni ani auta z salonu. Ale mamy siebie. A przede wszystkim mamy Kacpra i Lenę, nasze dzieciaki, które sprawiają, że życie ma sens. Zwłaszcza gdy się śmieją. A najbardziej śmieją się w Halloween.

Halloween to nasza mała tradycja

Dynie, kostiumy, cukierkowe wyprawy po osiedlu. Dzieci czekają na to przez cały październik, ja też – bo kocham widzieć ich radość. W tym roku miało być wyjątkowo. Kacper – wampir z peleryną, Lena – czarodziejka z tiarą, którą robiłyśmy razem. Stroje czekały w szafie, plan był gotowy.

Tylko że trzy dni przed Halloween wydarzyło się coś, co zmiotło wszystkie nasze plany jak podmuch wiatru świeczkę w dyni. Teściowa. Nagle, bez zapowiedzi, stanęła w drzwiach z walizką. Bo „w jej bloku znów remont”. Michał – jak zwykle – nic mi nie powiedział. I tak oto Irena wprowadziła się do nas na „chwilę”. A razem z nią – kontrola, fochy, wieczne pretensje i chłodny wzrok, który potrafi zabić każdą radość.

Dzieci bardzo czekały

Kiedy dzień przed Halloween wyjęłam z szafy kostiumy, dzieci aż podskoczyły z radości. Lena zakręciła się w sukience i pisnęła:

Mamusiu, jestem najprawdziwszą czarodziejką! A Kacper? Patrz, jaki z niego wampir!

– No, tylko nie gryź siostry – zaśmiałam się, poprawiając mu pelerynę.

Wtedy w drzwiach stanęła ona. Irena.

– Co to ma być? – zapytała lodowato. – Przebieranki?

Zamieniliśmy się w posągi. Lena powoli zsunęła z głowy diadem.

– Na Halloween… – odezwałam się cicho. – Dzieci chodzą po domach, zbierają cukierki, takie… takie nasze małe święto.

– Nasze? To nie jest nasze święto, tylko jakiś żenujący amerykański wymysł. Żebractwo! Uczycie dzieci, że można łazić po ludziach i coś wyciągać.

– To tylko zabawa – próbowałam się uśmiechnąć.

– Za moich czasów dzieci miały godność. A nie latały jak dzikusy.

Kacper stał z pochyloną głową. Lena wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Michał… Michał udawał, że go nie ma. Siedział w kuchni z telefonem i nagle bardzo zafascynowało go mycie kubka.

Zacisnęłam zęby.

Mamo, to naprawdę nic złego. My to robimy co roku, dzieci czekają…

– I przez to są roszczeniowe. Później będziecie się dziwić, że nikt nie chce pracować. Już teraz widać. Te wasze metody wychowawcze to kpina.

Zrobiło się cicho. Dzieci wyszły z pokoju. Michał jak zwykle milczał. A ja? Czułam, jak we mnie buzuje. Gniew. Bezsilność. I coś jeszcze – wstyd. Że daję sobą tak pomiatać.

Byłam zła na męża

Dzieci spały. Lena przytulona do misia, Kacper z peleryną pod poduszką – jakby bał się, że ktoś mu ją zabierze. Zamknęłam cicho drzwi ich pokoju i zeszłam na dół. Michał siedział na kanapie, z telefonem w ręku, jakby nic się nie stało. W tle leciał jakiś program, którego nikt nie oglądał.

– Możemy porozmawiać? – zapytałam chłodno.

– Teraz? – westchnął, jakbym go prosiła o przestawienie lodówki.

– Tak, teraz. Michał… czemu zawsze jej na wszystko pozwalasz? Czemu milczysz, kiedy ona krytykuje nasze dzieci?

Wzruszył ramionami.

– Daj spokój, przecież ona tylko gada. Taki charakter. Po co się spinać o jeden wieczór?

– Jeden wieczór?! – nie poznawałam własnego głosu. – Ty w ogóle słyszałeś, co ona dziś wygadywała? Jak patrzyły nasze dzieci, gdy nazwała je żebrakami?

– No ale przecież nie powiedziała tego wprost…

– Michał, przestań! Zawsze ją tłumaczysz. Zawsze. Czy ty w ogóle wiesz, jak ja się czuję we własnym domu? Jak intruz!

– Nie przesadzaj. Po prostu jej się to nie podoba, trzeba to przeczekać…

Zacisnęłam pięści.

– Nie chcę tego przeczekiwać! Chcę, żebyś w końcu powiedział jej, że to jest nasz dom. Nasze dzieci. I nasze zasady.

Spojrzał na mnie bez słowa. Jakby miał powiedzieć coś ważnego, ale wybrał milczenie.

Obiecałeś, że porozmawiasz z nią – szepnęłam. – Ale nie robisz nic. Zawsze stoisz z boku, jakby cię to nie dotyczyło.

Michał spuścił głowę. Przez chwilę miałam nadzieję, że się ocknie. Że wstanie, pójdzie do niej, powie, żeby przestała. Ale on tylko powiedział:

– Nie chcę robić awantury przy dzieciach.

Zrozumiałam jedno. W tej walce jestem sama.

Teściowa próbowała rządzić

Dzień Halloween zaczął się tak cicho, jakby ktoś wyciął z niego dźwięk. Zamiast radości i podniecenia – szeptane pytania i niepewność.

– Mamusiu… a dziś możemy się przebrać? – zapytała Lena, siadając przy stole.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, do kuchni weszła Irena.

– Nie. Żadnych głupich kostiumów. I nie ma mowy o chodzeniu po sąsiadach – oznajmiła, jakby mówiła o godzinie ciszy nocnej. – To wstyd.

Zamarłam. Michał, siedzący obok, nawet nie podniósł wzroku znad gazety.

– Ale babciu… ja miałam być czarodziejką – Lena spuściła głowę. – A Kacper… już miał pelerynę…

– Nie róbcie scen – burknęła Irena. – Będziecie dziękować, że ktoś was uczy szacunku do siebie.

Z trudem połknęłam gulę w gardle. Pocałowałam dzieci w czoło.

– Nie martwcie się. Coś wymyślimy.

Zamiast wyprawy po cukierki, zorganizowałam „domowy tor przeszkód” z miseczkami pełnymi słodyczy, zagadkami i latarkami. Udawałam, że to świetna zabawa. Ale dzieci tylko się uśmiechały, trochę na siłę.

– Fajne… – mruknął Kacper.

Lena nagle spojrzała na mnie poważnie.

– Babcia powiedziała, że jesteśmy śmieszni.

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

– Co takiego?

– Że żebrzemy i wyglądamy głupio. I że wstyd tak chodzić po domach.

Wyszłam do salonu. Michał siedział obok Ireny, jak zawsze – cicho, niewidzialny.

– Irena, dość. – Moje słowa były stanowcze. – Zabrałaś dzieciom coś, na co czekały cały rok. Bo masz swoje poglądy. Ale to nie jest twój dom. Nie masz prawa niszczyć im dzieciństwa.

– Uważaj, jak się do mnie odzywasz – zmrużyła oczy.

– Nie. Ty uważaj. Bo dzisiaj przesadziłaś. A Michał? – spojrzałam na męża. – Ty tylko patrzysz. Jak zawsze.

Wstałam. Drżałam. Ze złości, smutku, bezsilności. A dzieci patrzyły zza framugi. I widziały wszystko.

Pokłóciłam się z mężem

Po moich słowach w salonie zapadła cisza, tak gęsta, że aż bolała.

Irena teatralnie uniosła brodę, jakby miała właśnie zejść ze sceny.

– W takim razie nie będę się narzucać – oświadczyła lodowato. – Skoro nie szanujecie mnie w tym domu, nie będę uczestniczyć w tej farsie.

Zabrała swoją gazetę i wyszła do pokoju, z trzaskiem zamykając drzwi. Michał zerwał się z kanapy.

– Musiałaś? Naprawdę musiałaś robić scenę przy dzieciach?

– Scenę? Michał, ona właśnie sprawiła, że nasze dzieci poczuły się jak gorsze! A ty... Ty nawet nie kiwnąłeś palcem!

– Bo nie chcę wojny w domu. Trzeba było to załatwić spokojnie.

– To może powinnam zaprosić ją na herbatkę i zapytać, czy łaskawie pozwoli naszym dzieciom być dziećmi?

Nie odpowiedział. Wzruszył ramionami, jakby problem sam się miał rozwiązać. Zamknęłam oczy. Nie chciałam płakać przy nim.

– Zostaję z dziećmi – rzucił w końcu. – Ty sobie ochłoń.

Ale ja już wiedziałam, co muszę zrobić. Bez słowa poszłam do pokoju dzieci. Lena siedziała na łóżku z opuszczoną różdżką, Kacper leżał w kurtce, jakby miał nadzieję, że może jednak…

Ubierajcie się – powiedziałam cicho. – Jedziemy.

– Gdzie? – zapytał Kacper.

– Na Halloween. Prawdziwe.

W aucie było cicho. Dopiero po chwili Lena zapytała:

– Mamusiu… jesteś zła?

– Nie na was, kochanie. Nigdy na was.

Zatrzymałam się pod centrum handlowym. W środku trwała impreza – dzieci w kostiumach, muzyka, konkursy. Kiedy patrzyłam, jak się śmieją, jak biegają za balonami i tańczą z innymi dziećmi…, poczułam, że mają prawo być szczęśliwe.

Było niezręcznie

Wróciliśmy późno. Dzieci zasnęły w aucie, przytulone do reklamówek z cukierkami. Przeniosłam ich do łóżek i przykryłam kocem. Pocałowałam w czoło. I po cichu zamknęłam drzwi. W salonie było ciemno. Tylko światło z kuchni rzucało mdły blask na twarz Michała. Siedział przy stole. Nie spojrzał na mnie. I dobrze – ja też nie miałam ochoty patrzeć na niego.

– Wszystko w porządku? – zapytał chłodno, bez przekonania.

– Z dziećmi? Tak. Miały Halloween, mimo wszystko.

Nie odpowiedział.

– Twoja mama nic nie powiedziała?

– Śpi – rzucił. – Ale chyba się domyśla, że masz jej dość.

– Michał, to nie chodzi o „mam dość”. Ona upokorzyła nasze dzieci. A ty byłeś... cicho. Jak zwykle.

Zostawiłam go przy stole i poszłam do sypialni. Nie czekałam, aż przyjdzie. Nie liczyłam na nic.

Dzieci dużo rozumieją

Rano było jeszcze bardziej sztywno. Irena nie powiedziała ani słowa. Michał też nie. Jedliśmy śniadanie w trójkę, jak obcy ludzie. Dzieci przyszły z rysunkami.

– Patrz, mamo! To ja i Kacper w kostiumach! A tu jesteś ty, i inne dzieci, i balony!

Uśmiechnęłam się, wzruszona. Wzięłam rysunki do ręki. Na jednym Lena narysowała coś... dziwnego.

– A to kto? – zapytałam.

To potwór. Ma twarz babci. Bo ona krzyczała, i zabrała Halloween.

Zatkało mnie. Michał spojrzał, otworzył usta, ale nic nie powiedział. Zaczęłam się śmiać ze łzami w oczach.

Magdalena, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama