„Teściowa wyznała mi miłość. Myślałem, że to żart, aż spróbowała mnie pocałować. Potem było tylko gorzej”
„– Jeśli powiesz coś Ani… Nikt ci nie uwierzy, Paweł – stwierdziła. – Ja jestem wdową, która się pogubiła. Ty? Ty możesz wyglądać jak facet, który próbował mnie wykorzystać. A moja córka... raczej nie zaryzykuje swojej relacji z matką dla takiej opowieści”.

- Redakcja
Gdyby ktoś zapytał mnie rok temu, czy jestem szczęśliwy, odpowiedziałbym bez wahania, że tak. Miałem cudowną żonę, stabilną pracę jako grafik freelancer i spokój – przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Mieszkaliśmy razem z Anią w domu jej matki, Barbary. Na początku miało być tymczasowo, dopóki nie uzbieramy na własne M. Wyszło inaczej. Barbara po śmierci męża zaczęła mieć problemy z ciśnieniem, sercem, coś tam jeszcze… No i stanęło na tym, że my będziemy u niej. Dla niej, dla Ani – tak miało być lepiej.
Pozornie wszystko grało
Barbara była miła, gościnna, nawet gotowała specjalnie dla mnie. A że czasem mówiła mi, że jestem „najlepszym, co spotkało Anię”, to raczej brałem za jej sposób wyrażania wdzięczności. Ale z czasem coś zaczęło zgrzytać. Najpierw były tylko spojrzenia. Takie... zbyt długie. Człowiek aż czuje, że ktoś mu zagląda w głąb duszy – albo spodni. A potem te jej niby niewinne komentarze:
– Ojej, Paweł, jak ty dobrze wyglądasz w tej koszuli… Masz świetną klatkę piersiową, naprawdę, taką męską...
Niby żart, niby komplement – ale coś mi w tym nie grało. Raz, gdy robiła ciasto, złapała mnie za rękę i nie puściła przez kilka sekund. Uśmiechnęła się wtedy tak… jakoś dwuznacznie. Ale nie mówiłem o tym Ani. Nie chciałem, żeby pomyślała, że jestem przewrażliwiony. Albo, co gorsza, że mam jakieś chore fantazje na temat jej matki. Z czasem takich sytuacji było więcej. Przytulenie, które trwało o trzy sekundy za długo. Opowieści o tym, że kobieta po pięćdziesiątce też może być atrakcyjna. I wciąż to jedno spojrzenie, które mówiło zbyt wiele.
Pewnego wieczoru, gdy Barbara nalała nam wszystkim wina, powiedziała:
– Wiecie, jak dobrze mieć mężczyznę w domu. Takiego… silnego, stabilnego… Odpowiedzialnego.
Patrzyła wtedy tylko na mnie. Ania nawet nie zauważyła. Ja się tylko nerwowo uśmiechnąłem. Wtedy jeszcze tłumaczyłem to sobie w głowie: „Paweł, przestań, może jesteś przewrażliwiony. Przecież to twoja teściowa. Co by nie mówić – starsza kobieta, owdowiała, samotna. Potrzebuje bliskości. Ale nie… nie w ten sposób. To tylko w twojej głowie.” Tylko że… nie było.
Czułem się nieswojo
Zeszło się jakoś tak późnym wieczorem. Ania poszła się kąpać, a ja zszedłem na dół po herbatę. Barbara siedziała już w kuchni, opatulona w miękki szlafrok. W rękach trzymała kieliszek czerwonego wina.
– O, nie śpisz jeszcze – rzuciła z uśmiechem. – To dobrze. Usiądź, naleję ci trochę. Tylko jeden kieliszek, nie zaszkodzi, co?
Nie chciałem, ale nie umiałem odmówić. Wziąłem kieliszek i usiadłem naprzeciwko niej. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Czułem się dziwnie. Jakby coś wisiało w powietrzu.
– Paweł... – odezwała się cicho. – Wiesz, czasem mam wrażenie, że Ania cię nie docenia.
Uniósłem brwi, zaskoczony.
– Skąd ten pomysł?
– No bo... jesteś dobrym mężem. Pracujesz, pomagasz, jesteś obecny. A ona... Czasem traktuje cię, jakbyś był przezroczysty. Wiesz, gdybym była młodsza...
Zamilkła. Ale ja już wiedziałem, co chciała powiedzieć. Poczułem, jak mi puls skacze.
– Przepraszam? – zapytałem, udając, że nie zrozumiałem.
– Nic, głupoty gadam... To tylko wino.
Uśmiechnęła się delikatnie. Zbyt delikatnie. Wstałem jak oparzony.
– Dzięki za wino, pójdę już do Ani.
– Dobranoc, Pawełku – powiedziała miękko, a ja prawie słyszałem, jak to "Pawełku" ślizga się po moim karku jak coś tłustego.
Zamknąłem za sobą drzwi sypialni i przez chwilę stałem, wpatrując się w śpiącą Anię. Serce waliło mi jak młotem. Czy ja sobie coś uroiłem?
Żona nie widziała problemu
Następnego dnia nie wytrzymałem. Musiałem pogadać z Anią. Cokolwiek. Upewnić się, że nie wariuję. Zastałem ją w kuchni, obierała jabłka dla siebie i matki, słuchała jakiegoś podcastu o relacjach w rodzinie.
– Ania… mogę z tobą chwilę pogadać?
– Jasne, tylko poczekaj, bo jak przerwę w połowie zdania, to potem nie pamiętam, gdzie byłam… – zatrzymała nagranie i spojrzała na mnie z uśmiechem. – Co się stało?
– Chodzi o twoją mamę – powiedziałem powoli. – Zauważyłaś, że… trochę się dziwnie ostatnio zachowuje?
– Dziwnie? – zaśmiała się. – Mama zawsze była ekspresyjna. To normalne. A co zrobiła?
Zawahałem się.
– No nie wiem... mówi rzeczy, które są... trochę zbyt osobiste. Jakby... flirtowała?
Ania spojrzała na mnie z niedowierzaniem, po czym… wybuchnęła śmiechem.
– Ty tak na serio?
– Po prostu… ona mi mówi rzeczy typu: „gdybym była młodsza…”, i patrzy na mnie w sposób, który... no nie wiem, Anka, to nie jest normalne.
– Paweł, przestań. Mama po prostu cię lubi. Zawsze powtarzała, że mam szczęście, że cię mam. To źle?
– Nie wiem. Po prostu czuję się nieswojo. Jakby... coś było nie tak.
Ania pokręciła głową i wróciła do jabłek.
– Przesadzasz.
Zostałem sam przy stole. Poczułem się głupio. Jakbym to ja miał problem. Jakbym zwariował. Ale nie… coś tu naprawdę było nie tak.
Byłem w szoku
Był piątek wieczór. Ania pojechała do koleżanki na „babskie kino”. Ja zostałem w domu – zmęczony, nie w nastroju. Próbowałem coś obejrzeć, ale nie mogłem się skupić. Wyszedłem do kuchni po wodę i wtedy to usłyszałem. Barbara rozmawiała przez telefon. Siedziała w swoim pokoju, drzwi były lekko uchylone. Mówiła półgłosem, ale słowa niosły się wyraźnie.
– Ja już nie mogę tak dłużej… Wiesz, jak on na mnie patrzy… A ja tylko czekam, aż mnie dotknie… Żebym mogła poczuć go przy sobie… – jej głos drżał, pełen napięcia.
Zamarłem. Serce zaczęło mi walić jak szalone. Odsunąłem się na palcach i wróciłem do salonu, jakby od tych słów parzyła mnie podłoga. Minęło może dwadzieścia minut. Siedziałem w półmroku, kiedy usłyszałem kroki. Barbara weszła do pokoju. Miała na sobie miękki sweter i spodnie dresowe, ale w oczach błyszczało coś... niepokojącego.
– Paweł... – powiedziała cicho. – Możemy porozmawiać?
Usiadła tuż obok mnie. Zbyt blisko. Poczułem jej zapach – kwiatowy, ciężki, duszny.
– Co się dzieje? – spytałem, napięty jak struna.
– Zakochałam się w tobie – powiedziała bez wahania. – Wiem, jak to brzmi. Ale nie mogę tego dłużej ukrywać.
Chciałem coś powiedzieć, ale ona nagle się pochyliła i próbowała mnie pocałować. Odruchowo ją odepchnąłem.
– Co ty robisz?! – wstałem, jakby mnie poparzyło.
– Paweł, poczekaj, ja… – zaczęła, ale już jej nie słuchałem.
Wyszedłem z domu, rzucając tylko przez ramię:
– Idę na spacer.
Na zewnątrz było chłodno, ale nie czułem zimna. Ręce mi się trzęsły. W głowie miałem mętlik, serce waliło jak młotem. Złość. Obrzydzenie. Niedowierzanie. I jedno pytanie: co ja mam teraz, do cholery, zrobić?
Nie miała wyrzutów sumienia
Wróciłem późno, gdy w domu było już cicho. Całą noc przewracałem się z boku na bok. Wiedziałem, że muszę z nią porozmawiać. Wyjaśnić. Zrozumieć, czy to jakiś pijacki wybryk, czy coś więcej. Rano zastałem ją w kuchni. Siedziała przy stole i piła kawę jak gdyby nigdy nic.
– Możemy pogadać? – zapytałem.
Spojrzała na mnie uważnie, z lekkim, znużonym uśmiechem. Milczała chwilę, po czym skinęła głową. Przeszliśmy do salonu.
– Wczoraj… – zacząłem, ale przerwała mi:
– Nie żałuję, że to powiedziałam.
Zatkało mnie.
– Basiu, ty jesteś moją teściową. Matką mojej żony. Co ty w ogóle…?
– Po śmierci Zbyszka czułam się martwa w środku – powiedziała spokojnie. – A potem pojawiłeś się ty. Opiekowałeś się mną, dbałeś, byłeś obecny. I nagle… znów poczułam się kobietą.
– Ale ja mam żonę – rzuciłem twardo. – Twoją córkę.
– Wiem. I nie oczekuję niczego… już nie – dodała, odwracając wzrok.
Chciałem wstać, ale dokończyła, z chłodem w głosie:
– Jeśli powiesz coś Ani… Nikt ci nie uwierzy, Paweł. Ja jestem wdową, która się pogubiła. Ty? Ty możesz wyglądać jak facet, który próbował mnie wykorzystać. A moja córka... raczej nie zaryzykuje swojej relacji z matką dla takiej opowieści.
Poczułem, jak robi mi się słabo. Przez chwilę nie mogłem złapać tchu.
– Ty mi grozisz? – zapytałem cicho.
– Po prostu mówię, jak będzie wyglądać twoje słowo przeciwko mojemu.
Wstałem, nie odzywając się już ani słowem. Wyszła z salonu chwilę po mnie, zostawiając za sobą tylko zapach perfum i duszne napięcie. Czułem się, jakbym siedział w potrzasku. Byłem kompletnie sam.
Żona mi nie wierzyła
W poniedziałek wróciłem z pracy i zastałem Anię w salonie, owiniętą kocem, z kubkiem kakao. Przez chwilę obserwowałem ją w milczeniu. Była taka spokojna, taka ufna. A ja miałem zaraz zburzyć cały jej świat. Usiadłem obok niej i powiedziałem cicho:
– Anka, muszę ci coś powiedzieć. I wiem, że to zabrzmi absurdalnie, ale… proszę, nie przerywaj mi.
Spojrzała na mnie z troską.
– Paweł… coś się stało?
– Tak – powiedziałem i od razu zrobiło mi się gorąco. – Chodzi o twoją mamę. W weekend... ona próbowała mnie pocałować.
– Co? – rzuciła, wybuchając nerwowym śmiechem. – Paweł, co ty gadasz?
– Słyszałem, jak mówiła przez telefon, że nie może wytrzymać „bez dotyku”. A potem przyszła do salonu i powiedziała mi, że się we mnie zakochała. Próbowała mnie pocałować. Odepchnąłem ją, wyszedłem. Nie wiedziałem, co robić. Ale musisz to wiedzieć.
Twarz Ani stopniowo tężała. Z uśmiechu nie zostało nic. Jej oczy zrobiły się szerokie, zamglone.
– Ty... chyba sobie kpisz. To jakiś chory żart?
– Anka, przysięgam ci, ja nie…
– Jak śmiesz?! – wybuchła, zrywając się z miejsca. – To moja matka! Chcesz mi wmówić, że ona się na ciebie rzuciła? Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?!
– Ania, proszę… Ja cię nie okłamuję.
– Nie? To jak to wszystko wygląda? Może sam coś zainicjowałeś? Może to ty ją sprowokowałeś, a teraz chcesz się wybielić?!
– Zwariowałaś?! – rzuciłem z bólem. – Jak możesz?!
– Bo mi się to w głowie nie mieści! – krzyknęła. – Nie wierzę ci, Paweł. Nie wierzę!
Stała chwilę nieruchomo, potem jej głos się załamał:
– Wiesz co… może powinieneś się wynieść. Tak będzie lepiej.
Zaniemówiłem. Próbowałem coś powiedzieć, ale nie umiałem wykrztusić ani słowa. Wyszedłem do przedpokoju, sięgnąłem po kurtkę.
– Gdzie pójdziesz? – zapytała cicho.
– Do Radka. Zawsze ma wolną kanapę – burknąłem i zatrzasnąłem za sobą drzwi.
A kiedy szedłem ulicą, czułem, jak wali się wszystko, co miałem. I że zrobiłem dobrze. Tylko dlaczego to tak bardzo boli?
Teściowa zniszczyła mi małżeństwo
Minął tydzień, odkąd się wyprowadziłem. Mieszkam u Radka na kanapie. Pracuję, wracam, nie śpię. Zasypiam dopiero nad ranem, kiedy głowa wreszcie się poddaje. Ania nie dzwoni. Nie pisze. A ja – mimo że obiecałem sobie, że dam jej czas – co wieczór odruchowo sprawdzam telefon.
Barbara za to... wysyłała wiadomości. Najpierw „Przepraszam, nie chciałam, żeby tak to się potoczyło.” Potem: „To ty wszystko zepsułeś.” W końcu: „Ania ci nigdy nie uwierzy. Pogódź się z tym.”
Nie odpisałem na żadną.
Z Radkiem nie gadamy o sytuacji. Dał mi pokój, dostęp do lodówki i święty spokój. Za to jestem mu wdzięczny. Nie potrzebuję współczucia. Potrzebuję tylko… nie wiem, czego właściwie potrzebuję. Może tego, żeby ktoś mi w końcu powiedział, że zrobiłem dobrze. Że wybrałem uczciwość, nie wygodę.
Wczoraj widziałem Anię. Przypadkiem. Stała w kolejce w aptece. Zobaczyła mnie. Przez ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotkały. Potem odwróciła wzrok. Jakbym był nikim. Nie wiem, czy kiedyś mi wybaczy. Czy w ogóle uzna, że miała powód, by mi ufać. Ale wiem jedno – nie żałuję. Bo są granice, których nie można przekraczać. Nawet jeśli ci, którzy je przekraczają, są najbliższą rodziną. Nawet jeśli przez to wszystko się traci.
Paweł, 33 lata
Czytaj także:
- „Byłam samotną staruszką. Potem wygrałam w totolotka i rodzina nagle mnie pokochała. Wiedziałam, o co im chodzi”
- „Wiele poświęciłam, żeby opiekować się chorym ojcem. Po jego śmierci rodzeństwo uznało, że robiłam to tylko po jedno”
- „Prasowałam prześcieradło w kancik, a mąż szedł spać brudny. Nie mogłam ścierpieć, że tak ma wyglądać moje życie”

