„Teściowa wybierała nam meble i płytki do domu. Miałem dość życia w toksycznym trójkącie i zostało mi tylko jedno”
„– Julia… czy my kiedykolwiek podjęliśmy decyzję bez zdania twojej mamy? – zapytałem zmęczony. Zamarła na moment, jakby zaskoczona. – Nie przesadzaj. Po prostu zna się na życiu. Nie wszystko trzeba robić po twojemu – słyszałem to w kółko”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie zacząłem czuć się jak statysta w życiu własnej żony. Może to było już wtedy, gdy Barbara zaczęła codziennie dzwonić do Julii z „dobrymi radami”, a może gdy Julia po raz pierwszy powiedziała „Mama mówiła, że…” i potraktowała to jak argument nie do podważenia. Na początku próbowałem to zignorować. Wmawiałem sobie, że każda matka chce dla córki dobrze, że po prostu chce jej doradzić, że może jeszcze nie przywykła do myśli, że jej dziecko ma teraz inne życie, inne priorytety, inną rodzinę. Ale to nie było takie proste.
Nie chodziło o to, że jej nie lubiłem. Teściowa była elokwentna, pewna siebie, zawsze uśmiechnięta. Tyle że miała ten uśmiech, który nie zapraszał – on dominował. Czułem, jakby jej obecność przy stole odejmowała mi głos. Każda nasza decyzja, od koloru zasłon po wybór konta bankowego, była jakby... zatwierdzana przez nią. Z czasem zacząłem mieć wrażenie, że żyję w trójkącie, w którym tylko ja nie mam prawa głosu. Julia niby była ze mną, a jednak ciągle słyszałem echa cudzych opinii. Jakby nasze życie było scenariuszem, a teściowa reżyserem, który wrzuca do niego poprawki przy każdej okazji.
Z dnia na dzień rosła we mnie duszna frustracja. Nie jestem specjalnie impulsywny. Z natury wolę przemilczeć, przeczekać, przecierpieć. Ale gdy widzisz, jak ktoś zabiera ci przestrzeń do życia – zaczynasz się dusić. Pojawiają się pytania, które nie powinny paść w szczęśliwym związku. Kim właściwie jestem dla Julii? Partnerem? Czy tylko dodatkiem do decyzji podejmowanych wspólnie z jej matką?
Wybierała nam każdy mebel
– Te? – zdziwiłem się, patrząc na ekran Julii. – Przecież one są trzy razy droższe od tych, które oglądaliśmy wczoraj. I które, przypomnę, już prawie zamówiliśmy.
Julia wzruszyła ramionami, jakby to była drobnostka.
– Mama mówiła, że nie warto kupować tanio. Że dobre meble są inwestycją na lata.
Westchnąłem ciężko i usiadłem przy stole. To „mama mówiła” wybrzmiewało w naszym domu zdecydowanie za często.
– Julia… czy my kiedykolwiek podjęliśmy decyzję bez zdania twojej mamy?
Zamarła na moment, jakby zaskoczona pytaniem.
– Nie przesadzaj. Po prostu zna się na życiu. Nie wszystko trzeba robić po twojemu.
– Nie po mojemu. Po naszemu. Tylko że z tego równania ja coraz częściej znikam – podniosłem głos, zanim zdążyłem się powstrzymać. – Planowaliśmy, że zrobimy to razem. Że będzie nasze mieszkanie. A ty w kółko zasięgasz porady kogoś, kto nie będzie w nim mieszkał!
Julia spojrzała na mnie z chłodem.
– Moja mama chce dla nas dobrze. A ty? Czemu wszystko musisz traktować jak atak?
– Bo jestem zmęczony byciem piątym kołem u wozu. Wiesz, że twoja mama przesłała mi wczoraj link do kredytów hipotecznych? Od siebie na maila? Już nawet nie przez ciebie. Ona się nie wtrąca, Julia. Ona urządza nam życie.
Julia milczała. Patrzyła gdzieś poza mną, jakby chciała wyjść z tej rozmowy bez ruszania się z miejsca.
Chciałem być szczery
Zadzwoniłem do niej sam. Pierwszy raz. Głos mi drżał, choć w słuchawce byłem opanowany.
– Mamo, moglibyśmy się spotkać? Bez Julii.
– Tak bez niej? – zaśmiała się krótko. – To coś poważnego?
– Myślę, że tak.
Umówiliśmy się w jej ulubionej kawiarni, tej z modnymi stolikami i ciastem „bez cukru, bez glutenu, bez sensu”. Przyszła w jasnym płaszczu, pachnąca jak zawsze za mocno. Usiadła naprzeciwko mnie i uniosła brwi.
– No to słucham, Kamilu.
Wziąłem łyk kawy, żeby coś robić z rękami.
– Chciałbym cię prosić, żebyś dała nam trochę przestrzeni. Mnie i Julii.
Parsknęła.
– Przestrzeni? Dziecko, ja tylko pomagam. Przecież Julia się ze mną konsultuje, bo wie, że mam doświadczenie. Ty jesteś… zbyt emocjonalny, czasem nieprzewidywalny. Martwię się o nią, to wszystko.
– Ale to nie twoja rola – powiedziałem twardo. – Ona ma męża. Mnie. A ja nie chcę, żeby nasze decyzje były podejmowane z pani aprobatą albo według pani planu. Nawet jeśli są „rozsądne”.
Barbara spojrzała na mnie jak na niesfornego ucznia.
– Z całym szacunkiem, Kamilu, ale… ty sobie nie radzisz. Julia dzwoni do mnie ze łzami w oczach, bo znowu się pokłóciliście. Mam siedzieć i patrzeć, jak robicie sobie krzywdę?
– A może to przez twoje ingerencje się kłócimy?
Zapadła cisza.
– Zobaczymy – rzuciła chłodno. – Zobaczymy, czy dasz radę to udźwignąć bez moich rad.
Kredyt też załatwiała z matką
– Byłam dziś u doradcy – powiedziała Julia, gdy tylko przekroczyłem próg mieszkania.
Odstawiłem torbę z zakupami. Było już późno, byłem zmęczony, ale coś w jej tonie postawiło mnie na baczność.
– U jakiego doradcy?
– Doradcy kredytowego. U tego, którego poleciła mi mama. Znasz go, Michał S., pracuje z nią od lat. Bardzo konkretny facet.
– Czekaj, co? Przecież mieliśmy usiąść razem w weekend i wszystko przeanalizować!
– Ale mama mówiła, że nie warto czekać. Mówiła, że teraz są dobre warunki, że trzeba działać. Więc… byłam. I on już przygotował wstępną ofertę.
Stałem w kuchni jak sparaliżowany. Patrzyłem, jak Julia wkłada do zmywarki kubek, jakby właśnie nie przekroczyła granicy, której nie da się cofnąć.
– Nawet mnie nie zapytałaś.
– Bo mama zna tego doradcę. I mówiła, że...
– Ile jeszcze decyzji mamy podejmować przez pośrednika?
– Kamil, nie przesadzaj. To tylko kredyt. Chcę, żebyśmy mieli dobre warunki.
– Nie chodzi o warunki, Julia. Chodzi o to, że znów zrobiłaś coś z nią, a nie ze mną. Czy ty widzisz, co się dzieje?
Julia westchnęła i odwróciła się do mnie plecami. Nie odpowiedziała. Zaczęło mi być wszystko jedno. Jakbyśmy nie byli już parą. Tylko dwiema osobami dzielącymi kredyt i sypialnię, nadzorowanymi przez trzecią.
Nie widziałem dla siebie miejsca
Nie pakowałem się w pośpiechu. Po prostu brałem rzeczy, które były naprawdę moje. Dwie koszule, kilka T-shirtów, ładowarkę, szczoteczkę. Julia siedziała na kanapie i patrzyła na mnie z tą mieszaniną złości i bezradności, której nienawidziłem.
– To co? Uciekasz? – zapytała chłodno.
– Nie uciekam. Po prostu… wychodzę z tego, w czym i tak jestem sam od dawna.
Zamilkła. Przez chwilę myślałem, że już nic nie powie, ale w końcu wstała.
– Możemy to naprawić – powiedziała cicho. – Porozmawiam z mamą.
– Julia, to nie tylko jej wina – spojrzałem jej prosto w oczy. – Ty ją wpuściłaś między nas. Każdą decyzję konsultowałaś z nią. Zamiast ze mną.
– Ale ja ją kocham.
– A ja kocham ciebie. Ale czasem miłość to za mało, gdy nie ma przestrzeni do życia.
Stała w korytarzu w mojej bluzie, tej szarej, której nigdy nie chciała oddać. I wyglądała na przerażoną, jakby dopiero teraz zrozumiała, że naprawdę wychodzę. Że to nie awantura, która skończy się przeprosinami i seksem na zgodę.
– Gdzie pójdziesz?
– Na razie do Kuby. Potem coś wynajmę.
– Zostawiasz mnie?
Zamknąłem oczy na ułamek sekundy.
– Zostawiam nas. Bo nas już nie ma. Jest tylko twoja mama, ty – i ja, który się z tego wycofuję.
Wyszedłem, nie oglądając się za siebie.
Miałem dość toksycznego trójkąta
– No i jak się czujesz? – zapytał Kuba, kiedy nalał mi drugą herbatę z cytryną. Zawsze robił herbatę w ogromnym kubku z pękniętym uchem i zawsze dodawał za dużo cytryny. Jakby wiedział, że im bardziej kwaśna, tym lepiej przywraca do życia.
– Jakbym się rozwiódł, mimo że nikt nie wnosił papierów do sądu – uśmiechnąłem się krzywo.
Kuba nie komentował. Był z tych, co nie spieszą się z opinią. Poczekał.
– Chciałem dać jej dom. Wspólne wybory, wspólne kłótnie, wspólne rachunki. A miałem... teściową w roli producenta i reżysera filmu o naszym życiu. My byliśmy tylko wykonawcami.
Kuba pokiwał głową i w końcu powiedział:
– Czasem lepiej być samemu niż we trójkę w dwuosobowym łóżku.
Spojrzałem na niego z zaskoczeniem.
– Brzmi, jakbyś to sam przeżył.
– Nie muszę. Wystarczy, że ciebie widzę.
Milczeliśmy przez chwilę. W tle leciało radio – jakiś niszowy jazz, którego Kuba słuchał od lat, udając, że go rozumie.
– Zastanów się – odezwał się znów – czy chcesz walczyć o nią, czy o prawo do życia bez nadzoru. Bo to różne rzeczy. I tylko jedno z nich możesz odzyskać.
Nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób. Może naprawdę nie chodziło już o Julię. Może chodziło o mnie. O moje prawo, by czuć się mężem, a nie chłopcem prowadzonym za rękę.
Może kiedyś dam jej szansę
Mieszkanie, które wynająłem, miało 36 metrów i skrzypiącą podłogę. Lodówka brzęczała, jakby bała się, że o niej zapomnę, a kran w łazience kapał złośliwie każdej nocy. Ale to było moje miejsce. Moje dźwięki, moje decyzje. Pierwszy raz od miesięcy nikt nie doradzał mi, jakie płytki będą bardziej „uniwersalne” i czy warto płacić za ekspres do kawy, skoro są tańsze modele „polecone przez eksperta”.
Julia pisała. Rzadko. Czasem wysyłała krótkie wiadomości w stylu: „Mama pyta, czy wszystko w porządku” – co brzmiało ironicznie, nawet jeśli nie miało być. Kilka razy próbowała zadzwonić. Nie odebrałem.
Po trzech tygodniach przyszła pod blok. Nie wiedziałem, skąd znała adres – może powiedział jej Kuba. Może matka się dowiedziała i kazała sprawdzić.
– Kamil… możemy porozmawiać?
– Teraz nie – odpowiedziałem spokojnie. – Ale może kiedyś.
Stała tam jeszcze chwilę, zanim zniknęła za rogiem. Bez scen, bez łez. Po prostu... odeszła.
Nie wiem, czy straciłem Julię na zawsze. Ale wiem, że odzyskałem siebie. I że nie chcę już nigdy żyć w cieniu cudzego scenariusza.
Usiadłem na balkonie z kubkiem gorzkiej herbaty. Nad miastem wisiało ciężkie lato, pachniało kurzem i początkiem czegoś nowego. Byłem sam. I było w tym coś przerażającego, ale też – cholernie wyzwalającego.
Kamil, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowie żyją na moim garnuszku i wyjadają mi lodówkę. Najchętniej pozbyłbym się problemu, ale coś stoi mi na drodze”
- „Utrzymuję leniwą żonę i jej matkę. Jestem ich bankomatem, a w zamian nie mam nawet ciepłego obiadu”
- „Chciałam mieć brzoskwiniową cerę, więc posłuchałam teściowej. Jej rady wyszły mi bokiem jak robak z zepsutego owocu”

