Reklama

Nigdy nie lubiłam sylwestra. Zawsze kojarzył mi się z nadmiarem oczekiwań, gorączkową bieganiną i poczuciem, że muszę wyglądać idealnie, a potem jeszcze udawać, że świetnie się bawię. W tym roku miałam zupełnie inny plan – domówka u nas, kilkoro przyjaciół, pizza, gry planszowe i spokój. Miałam nadzieję, że taka atmosfera pozwoli mi odetchnąć po trudnym roku. Gdy nagle zadzwoniła Krystyna, moja teściowa, nie spodziewałam się, że ta rozmowa obróci całe moje plany w pył i wciągnie mnie w najbardziej absurdalny sylwestrowy spektakl w moim życiu.

Nie tak miało być

Gdy wzięłam telefon do ręki, już po głosie wiedziałam, co się szykuje.

– Jak to, znów nie spędzimy sylwestra razem? – usłyszałam w słuchawce zirytowany ton Krystyny.

– Mamo, w tym roku robimy coś małego i kameralnego – próbowałam wskazać granicę spokojnym głosem. – Tylko nasi znajomi.

Na mojej kanapie leżały pudełka z przekąskami, a playlisty były dobrane tak, żeby pasowały do bezstresowej imprezy. Myśl o zmianie planów sprawiła, że poczułam ścisk w żołądku, którego nie dało się zignorować.

– Czyli rodzina się nie liczy? – prychnęła. – Nawet własnej matki nie zaprasza się na sylwestra. Gdzie ja mam niby iść? Samotna wdowa w sylwestrową noc

Przez sekundę poczułam się zraniona. W mojej głowie kłębiły się sprzeczne myśli – z jednej strony chciałam być uprzejma, z drugiej wiedziałam, jak bardzo moja teściowa potrafi namieszać.

– Może wpadniesz na chwilę przed północą? – zaproponowałam ostrożnie. – Złożymy sobie życzenia i wypijemy szampana.

– Na chwilę? – prychnęła z niedowierzaniem. – To już wolę siedzieć sama!

Rozmowa zakończyła się z jej strony twardym „do widzenia”. Po odłożeniu słuchawki spojrzałam na Wojtka, który właśnie wchodził do kuchni z tacą pełną mini burgerów.

– Myślisz, że to koniec tematu? – zapytałam półgłosem.

– Hm… nie wiem – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Może lepiej dołóżmy dodatkowe nakrycie.

I miał rację, bo o 20:10 zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie. Goście mieli przyjść dopiero około 21:30.

– Kto to może być o tej porze? – zapytał Wojtek, jeszcze w kapciach, z miską chipsów w ręku.

Otworzyłam drzwi. Stała tam teściowa – uśmiechnięta, pewna siebie, z ogromną walizką na kółkach, która wyglądała, jakby była gotowa na tygodniowy pobyt na Karaibach, a nie na domówkę.

– No hej, kochani! – zawołała, jakby właśnie wyszła z wybiegowego pokazu mody. – A mówiłam, że nie dam rady być sama. Przyniosłam też sałatkę jarzynową!

W tej chwili wiedziałam, że nasz sylwester miał się zmienić na zawsze.

Teściowa psuła atmosferę

Goście zaczęłi się schodzić, a teściowa gdzieś zniknęła. W końcu weszła do salonu, a wszyscy zaniemówili. Sukienka z cekinami odbijała światło tak mocno, że przez chwilę myślałam, iż zapomnieliśmy zgasić lampy. Miała sztuczne rzęsy i długie tipsy. Buty na wysokich obcasach wyglądały jak dekoracja sklepu jubilerskiego, a nie obuwie imprezowe do salonu.

Co ty masz na sobie? – zapytałam, próbując nie wybuchnąć śmiechem.

– Coś nie tak? – odparła, poprawiając włosy. – Przecież to sylwester!

– Mamo, może zdejmiesz buty? – zaproponował nieśmiało Wojtek.

– Nie ma mowy! – odpowiedziała z dumą. – Po to je założyłam!

Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać, więc stałam jak kołek. Krystyna rozsiadła się na kanapie.

– Wiecie… – zaczęła donośnie – Sylwester kiedyś wyglądał zupełnie inaczej. Kiedyś była muzyka, taniec, śmiech!

Goście siedzieli z uśmiechem, który był bliższy grymasowi niż radości.

– Monika, kochanie – usłyszałam szept Wojtka – może usiądziemy do kolacji.

Spojrzałam na stół – jedzenie zaczynało stygnąć, a atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. Krystyna wzięła pilot od telewizora i zaczęła przeglądać kanały.

– Powinniśmy puścić lepszą muzykę! – powiedziała z werwą.

Goście spojrzeli po sobie. Próbowałam uratować sytuację, wrzucając muzykę z playlisty – cichą, przyjazną, normalną.

– O, to lepsze! – skomentowała.

W momencie, kiedy usiadła z kieliszkiem w dłoni, zdałam sobie sprawę, że ten wieczór może być gorszy, niż kiedykolwiek przypuszczałam.

Nie mogliśmy opanować sytuacji

Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Goście zaczęli rozglądać się po pokoju, patrząc na siebie z mieszaniną politowania i konsternacji. Krystyna złapała za mój telefon i zaczęła przeglądać zdjęcia z wakacji, opowiadając każdą historię z niespotykaną intensywnością.

– O, tu w Grecji… – zaczęła, chociaż nikt nie wydawał się zainteresowany.

Wcisnęłam się między kanapę a fotel, starając się zmniejszyć do rozmiaru muchy. Czułam, jak wzrok gości przeszywa mnie na wskroś, a moja twarz się rumieni. Przez chwilę pomyślałam, że już lepiej byłoby, gdybym sama stanęła przed nimi w cekinowej sukience.

– Na wakacjach poznałam męża… – stwierdziła Krystyna nagle – Przez trzy dni nie wychodziliśmy z pokoju!

– Może wrócimy do mniej… intymnych tematów? – spróbowała moja przyjaciółka, Iwona.

– Ach, dobrze sobie powspominać! – odparła Krystyna, jakby w ogóle nie zrozumiała sugestii.

Wojtek próbował ratować sytuację, napełniając kieliszki, proponując gry planszowe. Jednak rozgrywki planszówek zostały szybko porzucone, bo Krystyna zażądała muzyki disco polo.

– To muzyka radości! – argumentowała.

Niektórzy zaczęli nucić pod nosem, inni wymieniali spojrzenia pełne żalu. Wtem Krystyna wstała i zaprosiła wszystkich do tańca.

Nie bądźcie tacy sztywni! – krzyknęła, jakby mówiła do publiczności na stadionie.

Po chwili salon opustoszał, a ja stałam jak zaklęta, obserwując, jak moja wymarzona domówka zamienia się w koszmar.

– Monika… może zrobimy sobie zdjęcie? – zapytała z błyskiem w oku.

Nie wierzyłam własnym uszom. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że opanowanie sytuacji graniczy z cudem.

Zawsze musi postawić na swoim

Po tym, jak większość gości wyszła, uprzejmie żegnając się z nami, zostałam sama z Wojtkiem i jego matką. Było cicho, za cicho.

– Wiesz… – zaczęła Krystyna, patrząc na mnie swoimi dużymi oczami – ja tylko chciałam dobrze.

Spojrzałam na nią bez słowa.

– Nie chcę się kłócić – dodała – – ale czasem ludzie za bardzo wszystko planują.

– Wiem – odpowiedziałam, starając się znaleźć właściwe słowa. – Tylko… to miała być nasza domówka. Nie jakaś taneczna rewia z gwiazdą wieczoru.

Taka jestem i się nie zmienię – powiedziała z przekonaniem. – Jak się bawię, to pełną parą!

– Nie chodzi o zabawę – próbowałam powiedzieć spokojnie – chodzi o szacunek i respektowanie granic.

Krystyna spojrzała na mnie przez chwilę ciszy, jakby próbowała zrozumieć, co tak naprawdę mówię.

– Może masz rację – mruknęła w końcu. – Ale to przecież sylwester.

Powietrze stało się ciężkie, jakby każde słowo było cięższe od poprzedniego.

– Wiem, że trudno cię zmienić – powiedziałam – – ale chciałam tylko jednej nocy, w której będziemy cieszyć się sobą i rozmawiać normalnie, bez zgiełku.

– Rozmowy są dobre – odparła – ale tańczyć też trzeba.

Wojtek patrzył na nas z wyraźnym zrezygnowaniem. W końcu Krystyna wzięła swój kieliszek, piżamę i poszła do pokoju gościnnego. Zostałam na kanapie, zastanawiając się, czy ona zawsze musi postawić na swoim.

Więcej na to nie pozwolę

Krystyna zniknęła w pokoju gościnnym, a my z Wojtkiem zostaliśmy w salonie. W ciszy. Jakby ktoś nagle wyłączył dźwięk w filmie, który jeszcze godzinę temu był musicalem pełnym krzyku, błysku i pretensji. Siedziałam na kanapie, podciągając nogi pod siebie. W rękach trzymałam kieliszek z niedopitym trunkiem. Nikt z nas nie miał już ochoty na toast. Północ dawno minęła, ale nikt nie poczuł tej magicznej zmiany, o której mówią reklamy i posty w mediach społecznościowych.

– Jak się czujesz? – zapytał cicho Wojtek, siadając obok.

– Jakbym przebiegła maraton w szpilkach i cekinowej sukience. Emocjonalny maraton – dodałam po chwili.

Uśmiechnął się blado, zmęczony. Spojrzał na mnie jak ktoś, kto wie, że zawiódł, ale nie bardzo wie, jak to naprawić.

– Wiem, że to był twój wieczór… i że zepsuła go na swój sposób.

– To nie tylko o wieczór chodzi – powiedziałam, przesuwając palec po brzegu kieliszka. – Tylko o to, że ona zawsze robi, co chce. Wchodzi tu, błyszczy, dominuje. A ja… Znikam w tle.

Wojtek odwrócił wzrok, jakby musiał chwilę pomyśleć.

– Wiem. I już nie chcę, żeby tak było – powiedział po chwili. – Następnym razem ja jej powiem, że ma się dostosować albo nie przychodzić. Obiecuję.

Pokiwałam głową. Po raz pierwszy tej nocy poczułam, że może być inaczej. Nie dlatego, że Krystyna się zmieni. Tylko dlatego, że ja już na to nie pozwolę. A to coś znaczyło.

Zrobię z tym porządek

Rano obudził mnie dźwięk sztućców uderzających o patelnię. Wysunęłam się z łóżka, z zamgloną głową i niechęcią do nowego dnia, który miał być czysty i pełen nadziei, a zaczął się od bałaganu w kuchni. Krystyna krzątała się przy kuchence, ubrana w satynowy szlafrok z nadrukiem tygrysów.

– Zrobiłam jajecznicę! – zawołała pogodnie. – Trzeba zacząć rok porządnie, od śniadania mistrzów!

– Dzięki… – wymamrotałam i usiadłam przy stole, zerkając na zegarek. Ósma trzydzieści.

Wojtek dołączył chwilę później, z tym samym wyrazem twarzy, co ja – pełnym powściągliwej rezygnacji. Jedliśmy w ciszy, a Krystyna opowiadała, jak to kiedyś Nowy Rok witała na dachu wieżowca, w szpilkach, z szampanem i „jakimś Władkiem z technikum”. Po śniadaniu zwinęła swoje rzeczy, poprawiła włosy w lustrze i rzuciła:

To był cudowny wieczór. Taka zabawa zdarza się raz na kilka lat. Dziękuję wam, kochani.

Gdy drzwi się zamknęły, odetchnęłam głęboko. Usiadłam na kanapie, zwinęłam nogi pod siebie i spojrzałam na Wojtka.

– W tym roku robię porządek. W relacjach, w życiu, w granicach.

– Masz moje wsparcie – odpowiedział.

– I nigdy więcej cekinowej apokalipsy w naszym salonie – dodałam z przekąsem.

Wojtek się uśmiechnął, po raz pierwszy od wczoraj. Spojrzałam w okno. Nowy rok był szary, zimny i cichy. Ale w mojej głowie pierwszy raz od dawna było naprawdę jasno.

Monika, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama