„Teściowa wciskała swoje 3 grosze do każdego aspektu mojego życia. Według niej nawet plasterki szynki źle układałam”
„Zostawiała nam owoce na biurku, zmieniała pościel bez pytania. Zdarzało się, że znajdowałam przestawione rzeczy w prywatnej apteczce w łazience. Kiedy zapytałam Olka, czy może z nią porozmawiać, wzruszył ramionami”.

- Listy do redakcji
Po ślubie postanowiliśmy z Olkiem wprowadzić się tymczasowo do jego rodziców. Teściowie, Lucyna i Marian byli otwarci, zaproponowali nam dwa pokoje na piętrze z osobną łazienką. Wszystko brzmiało rozsądnie — do czasu aż postawimy dom. Działka była od nich, więc naturalnie temat tymczasowego zamieszkania pojawił się sam.
To miał być nasz dom
– Czujcie się jak u siebie! – powiedziała teściowa, ściskając mnie za rękę. – Pokój po Olku jest jasny, słoneczny. Będzie wam tam dobrze. W łazience położyłam świeże ręczniki!
– Dziękujemy, mamo – uśmiechnął się Olek.
Byłam wdzięczna, naprawdę. Moja mama miała tylko kawalerkę. Teściowie oferowali przestrzeń i pomoc. I na początku naprawdę tak było. Przez pierwszy tydzień było wręcz idyllicznie: wspólne śniadania, rozmowy o planach budowy, wieczorne herbatki. Nie przeczuwałam wtedy, że już wkrótce teściowa będzie wiedzieć więcej o moim życiu niż ja sama.
Z czasem zaczęłam dostrzegać drobne sygnały. Wpadała do naszego pokoju bez pukania. Niby „tylko na chwilę”, żeby zapytać, czy nie chcemy ciasteczek.
– Karolinko, myślałam, że może napijemy się kawy? – mówiła, już stojąc z filiżankami.
– Pewnie, ale… może następnym razem zapukaj?
– Oj, wy młodzi, tacy chcecie być sztywni – zaśmiała się.
Zostawiała nam owoce na biurku, zmieniała pościel bez pytania. Zdarzało się, że znajdowałam przestawione rzeczy w prywatnej apteczce w łazience. Kiedy zapytałam Olka, czy może z nią porozmawiać, wzruszył ramionami.
– Mama po prostu się troszczy. Przez całe życie rządziła domem. Daj jej chwilę, musi się przyzwyczaić, że ma pod dachem nową panią domu.
Chwilę. Minęły trzy tygodnie, a ja czułam się jak gość, nie jak żona.
Chciałam się uniezależnić
Pomyśleliśmy, że będzie lepiej, jeśli zrobimy sobie własny kącik kuchenny. Mała lodówka, czajnik, trochę półek. Cieszyłam się na tę namiastkę samodzielności. Niestety — Lucyna traktowała to jak kolejne miejsce, do którego ma pełen dostęp.
– Kochana, przecież nie tak się przechowuje wędliny – powiedziała pewnego dnia, wyciągając szynkę z naszej lodówki. – Połóż papierowy ręcznik na spód, inaczej spleśnieje!
– Ale ja ją kupiłam wczoraj – próbowałam protestować.
– Nic nie szkodzi. U mnie nic się nie marnuje i ciebie też tego nauczę.
Położyła mi na blacie nowe plasterki szynki i zniknęła. Innego dnia z mojej kuchni zniknęło awokado. Pojawiły się za to buraki.
– Mój syn kocha buraki – stwierdziła z uśmiechem. – A te twoje dziwactwa… no wiesz, nie wszystko co modne jest zdrowe.
– Ale Olek też lubi awokado – odpowiedziałam.
– Bo nie zna lepszych rzeczy – puściła mi oko.
Spojrzałam na Olka, który udawał, że nie słyszy. Zaczęłam rozumieć, że muszę działać.
Grzebała mi w majtkach
Nie prosiłam o pomoc przy praniu, ale teściowa postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Zaczęło się od jednorazowego „wrzuciłam kilka rzeczy przy okazji”, a skończyło na tym, że sortowała nasze ubrania i wieszała je bez pytania.
– Karolinko, masz tyle na głowie, że aż żal patrzeć. Wyprałam ci bluzki – oznajmiła, rozkładając je na suszarce.
– Ale ja specjalnie je oddzieliłam… jedną chciałam wyprać ręcznie.
– Oj, nie przesadzaj. Ja używam takiego programu, że z pralki wszystko wychodzi jak nowe!
Nie wychodziło. Biała koszula zrobiła się szarawa, koronkowe figi rozciągnęły się jak żagiel. Olek nie rozumiał, czemu jestem zła.
– Przecież mama chce dobrze – wzruszał ramionami.
– Ale ja nie chcę, żeby ktoś dotykał mojej bielizny. Czy to naprawdę takie trudne?
Poczułam się jak dziecko. Bez kontroli nad własną szafą i lodówką. A przecież miałam się tam czuć jak we własnym domu! JEdnak wszystko przebiła sytuacja z łazienką. Zaczęło się od szczoteczki do zębów. Bez pytania mi ją wymieniła. Kupiła nową, zupełnie inną niż do tej pory używałam.
– Wyrzuciłam, bo włoski były już zużyte i wypadały – wyjaśniła Lucyna.
– Ale to była moja szczoteczka…
– No właśnie. Zrobiłam to z troski o ciebie.
Innego dnia zauważyłam, że moja maszynka do golenia leży w innym miejscu. Później zorientowałam się, że ktoś czyścił lustro i przełożył moją szczotkę do włosów.
– Mamo, proszę, nie sprzątaj nam łazienki – powiedział w końcu Olek.
– A kto, jak nie ja? Wy przecież pracujecie. Co mi szkodzi umyć sedes?
– Chodzi o to, że to nasza intymna przestrzeń – wtrąciłam się.
Teściowa patrzyła na nas jak na parę dziwaków. Żyła w przekonaniu, że w swoim domu może wyznaczać swoje zasady. Ale zapomniała najwyraźniej, że pozwoliła nam się czuć jak u siebie. A ja zamierzałam walczyć o ten swój kawałek podłogi. I prawo do mycia własnej toalety.
Jej pies też mnie nienawidził
Gdyby jeszcze nie było Dory – miniaturowej suczki teściowej – może byłoby łatwiej. Ale Dora była jak jej dziecko. Spała na poduszkach, dostawała lepsze jedzenie niż my i traktowała nasze pokoje jak swoją strefę rekreacyjną.
– Mamo, ona znów była w naszej pościeli – powiedział Olek.
– No i co z tego? Taka jest cieplutka!
Raz Dora zjadła kabanosa z naszej lodówki.
– Od takiej przekąski jeszcze nigdy nic jej się nie stało. Dorunia zasługuje na luksusy – stwierdziła Lucyna.
Najgorszy był moment, gdy znalazłam ją w szufladzie z bielizną. Leżała na moich koronkach jak na tronie. Wybiegłam z pokoju z okrzykiem.
– Przesadzasz – machnęła ręką teściowa. – To tylko pies.
Olek próbował się śmiać. Ja – miałam ochotę płakać. Ta sytuacja nie była już śmieszna. Była tragiczna. Usiedliśmy z Olkiem wieczorem, po cichu, kiedy teściowie poszli spać. Było mi przykro, że muszę tak mówić o jego mamie, ale już nie dawałam rady.
– Kochanie, musimy się stąd wyprowadzić. Zaczynam wariować – powiedziałam.
– Wiem – westchnął. – Ale co mam jej powiedzieć? Że jest zbyt pomocna?
– Powiedz jej, że potrzebujemy przestrzeni. Że jesteśmy dorosłymi ludźmi.
Następnego dnia Olek poszedł z nią porozmawiać. Słyszałam tylko fragmenty z dołu.
– Mamo, Karolina źle się czuje z tym, że wchodzisz bez pytania.
– Jak to źle? Przecież robię, co mogę. Mam patrzeć, jak wszystko leży?
Kiedy wrócił, pokręcił głową. Miałam dość. Musiałam wymyślić coś radykalnego. Coś, co nas wyciągnie z tego bagna uprzejmości.
Pomysł przyszedł sam
Od dawna marzyłam o psie. Takim prawdziwym, dużym. Teściowa, jak wiadomo, kochała tylko małe pieski. Takie, żeby zmieściły się na kolanach. Więc postanowiłam to wykorzystać.
– Olek, chcę dużego psa. Takiego… dobermana albo owczarka – rzuciłam pewnego dnia przy śniadaniu.
– Serio? – zdziwił się. – Wiesz, że to moje marzenie?
– Wiem. I właśnie dlatego czas je spełnić.
Gdy powiedzieliśmy o tym teściom, mama Olka Lucyna podniosła głowę znad kawy z niedowierzaniem.
– Dużego psa? Po co wam taki potwór?
– Bo planujemy dom. A dom trzeba pilnować – odpowiedziałam spokojnie.
– A Dora? Jak się dogadają? Ona jest delikatna…
– Pewnie się zaprzyjaźnią – uśmiechnęłam się słodko.
Wiedziałam, że jest przerażona. Ale jeszcze nie rozumiała, że horror dopiero nadejdzie. Kilka dni później wzięłam się do realizacji planu. Zorganizowałam wszystko perfekcyjnie. Znajomi mieli dobermana – Barry’ego. Poprosiłam ich, by odwiedzili nas z psem. Chciałam, żeby teściowa zobaczyła z bliska, co nas czeka.
– Mamo, poznaj Barry’ego. To pies, którego chcemy – oznajmiłam, gdy stanęła w progu salonu.
Barry od razu zaszczekał. Dora zniknęła w panice pod kanapą. Tesciowa pobladła.
– On… on jest dziki!
– Tylko okazuje zainteresowanie. Jest jeszcze młody – rzucił Olek.
– Ale przecież to niebezpieczne! Dora dostanie zawału!
Barry chodził po domu jak po swoim terytorium. Warczał, szarpał smycz. Ja udawałam, że jestem zauroczona. Lucyna nie odezwała się ani słowem przez resztę dnia. Wiedziałam, że plan zadziałał. Następnego ranka zaprosiła nas na herbatę. Jej ton był zbyt pogodny jak na poranną porę.
– Mam dla was świetną wiadomość! – powiedziała.
– Tak? – Olek spojrzał podejrzliwie.
– Moja kuzynka z Wrocławia wyjeżdża na pół roku do Niemiec. Zostawia pusty dom i trzeba go przypilnować. Od zaraz.
Zerknęła na mnie z lekkim uśmiechem.
– Spokojnie zdążycie dokończyć budowę. A pies? Tam będzie miał ogród.
– Mamo, jesteś aniołem – odpowiedział Olek.
Ja tylko skinęłam głową. Byłam wolna. Wszystko dzięki Barry`emu.
Karolina, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe
Czytaj także:
- „W pracy robię najwięcej, a awanse dostają inni. Może byłoby inaczej, gdybym zrobiła szefowi śniadanie do łóżka”
- „Moja mama ma bardzo wysoką emeryturę, a ciągle brakuje jej pieniędzy. Na co kobieta po 60. może wydawać fortunę?”
- „Syn wiedział, że dalibyśmy mu wszystko i wykorzystał to. Zostawił nas w biedzie i z jego kredytem do spłacenia”

