„Teściowa uważa, że nie jestem prawdziwą matką, bo nie rodziłam naturalnie. Gdyby tylko mogła, odebrałaby mi dziecko”
„– Wiesz, że jesteś moją cudowną wnusią? – w pierwszej chwili myślałam, że teściowa zwraca się do maluszka, ale w rzeczywistości jej słowa były adresowane do mnie. – Mamusia zrobiła ci wielką krzywdę, bo nie zasłużyłaś na to, żeby się pojawić na tym świecie jak jakiś odmieniec”.

- Listy do redakcji
Moja teściowa to – mówiąc delikatnie – bardzo specyficzna osoba. Niby miła, ale tak nie do końca. Nie jest sobą, jeśli komuś szpileczki nie wbije. Nie przepada za mną i daje mi to jasno do zrozumienia. Powód? Moja córeczka przyszła na świat poprzez cesarskie cięcie, co zdaniem Janiny jest policzkiem wymierzonym kobiecości.
O dziecko staraliśmy się dwa lata. Zrobiliśmy wszelkie możliwe badania, które kosztowały mnóstwo pieniędzy, i odwiedzili niejednego lekarza. Byłam już bliska załamania, tak bardzo pragnęłam zostać mamą. Godzinami płakałam, zwracając się do Boga, czym takim zawiniłam, że nie mogę mieć dziecka. I wtedy niespodziewanie modlitwy moje i Łukasza zostały wysłuchane. Nie posiadaliśmy się ze szczęścia, widząc upragnione dwie kreski na teście ciążowym.
Ciąża nie była łatwa, pojawiały się rozmaite komplikacje. Dostałam cukrzycy ciążowej i zatrucia. Kiedy byłam w ósmym miesiącu, ginekolog zasugerował cesarkę. Na wieść o tym teściowa się tylko skrzywiła.
– Ja syna rodziłam siłami natury i dałam radę, a zimno było wtedy w szpitalu jak diabli.
Poczułam się wówczas bardzo niekomfortowo, a to był dopiero początek. Bardzo się bałam cesarskiego cięcia, ale lekarze zapewniali, że nie ma czego i że w mojej sytuacji jest to najlepsze rozwiązanie – zarówno dla mnie, jak i dla malucha. Za nic w świecie nie chciałam, żeby dziecku coś się stało, więc zaufałam. Wszystko poszło zgodnie z planem, Agatka była cała i zdrowa. Nie potrafiłam powstrzymać łez wzruszenia, podobnie zresztą jak mój mąż.
– Szkoda, że nie wiesz, jak to jest, gdy poród jest naturalny – westchnęła teściowa podczas odwiedzin w szpitalu, a mnie zrobiło się strasznie przykro.
Jakie to ma znaczenie?
Mijały kolejne tygodnie, mała rosła niczym na drożdżach, a teściowa przechodziła samą siebie. Czepiała się dosłownie o wszystko, nawet o to, że na pewno mam nieodpowiednie mleko i że w ogóle źle karmię.
– Matki, które rodzą normalnie, mają to we krwi, to instynkt – mówiła.
Kładąc ogromny nacisk na słowo „normalnie”, dała jasno do zrozumienia, co sądzi o kobietach takich jak ja – czyli rodzących przez cesarkę. Dla niej byłam kobietą drugiej kategorii i nie miałam prawa postrzegać siebie w kategoriach pełnowartościowej matki. Byłam wybrakowana i niekompletna, ponieważ jedyny słuszny i prawdziwy poród to ten odbywający się siłami natury. Kiedyś przez przypadek usłyszałam, jak żaliła się jakiejś koleżance przez telefon, że pokroili mnie niczym kawałek mięsa.
– No i powiedz, moja droga, co to ma wspólnego z rodzeniem?
Wysłuchiwanie takich rzeczy było istnym koszmarem. Skarżyłam się Łukaszowi, a on prosił, żebym się nie przejmowała.
– Przecież wiesz, jaka ona jest, plecie trzy po trzy, nie bierz tych bredni do siebie.
Tymczasem ja czułam się bagatelizowana. Staram się być jak najlepszą mamą, pomimo zmęczenia i notorycznego niewyspania. Agatka jest moim oczkiem w głowie, najukochańszą córeczką i małą księżniczką. Nic nie jest w stanie tego zmienić. Dla mnie i męża nie ma kompletnie żadnego znaczenia to, że pojawiła się na świecie przez cesarskie cięcie. Najważniejsze jest to, że zdrowie jej dopisuje i że jest bardzo kochana – tyle na nią czekaliśmy.
Zbyt długo byłam cierpliwa
Stanowczo za długo znosiłam odżywki teściowej, które wpędzały mnie w poczucie winy i sprawiały, że czułam się po prostu źle. Czara goryczy przelała się pewnego dnia, kiedy to musiałam wybrać się do dentysty. Agatka została pod opieką teściowej, bo Łukasz akurat był w pracy. Po powrocie zastałam Janinę siedzącą na kanapie i trzymającą dziecko na rękach. Mała spała.
– Wiesz, że jesteś moją cudowną wnusią? – w pierwszej chwili myślałam, że teściowa zwraca się do maluszka, ale w rzeczywistości jej słowa były adresowane do mnie. – Mamusia zrobiła ci wielką krzywdę, bo nie zasłużyłaś na to, żeby się pojawić na tym świecie jak jakiś odmieniec.
Żałowałam, że nie jesteśmy same, dałabym jej ostro popalić. W środku dosłownie się gotowałam, ale na zewnątrz nie dałam tego po sobie poznać. Zacisnęłam zęby i ostrożnie zabrałam od teściowej dziecko. Zaniosłam je do łóżeczka. Agatka na szczęście się nie obudziła.
– Dziękuję za opiekę i będę wdzięczna, jeśli jak najszybciej opuścisz moje mieszkanie – starałam się zachować spokój, co wymagało ode mnie nadludzkiego wysiłku.
– A co ty taka drażliwa? – obruszyła się, podnosząc głos.
– Ciszej, bo ją zbudzisz. Po prostu idź.
Wyszła, mamrocząc coś pod nosem. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, poruszałam się jak głupia. Łukasz przyszedł do domu wczesnym wieczorem. Opowiedziałam mu, co się stało.
– Albo ona przestanie tu przychodzić, albo ja się wyprowadzę razem z córką.
Nie chcę jej więcej widzieć
Mąż nawet nie śmiał dyskutować. Tu nie chodziło już o idiotyczne teksty, ale o moją godność. Miałam serdecznie dość poniżania mnie i Agatki. Uszczypliwości teściowej wyszły mi bokiem. Nie miałam ochoty na nią patrzeć. Łukasz poważnie podszedł do tematu. Chociaż był wyczerpany, pojechał się z nią rozmówić. Potem jedynie oznajmił, że mam się nie martwić, będzie spokój.
Od tamtej pory ograniczyliśmy kontakt z Janiną. W dalszym ciągu do nas przychodzi, ale znacznie rzadziej niż kiedyś. Staram się jak najmniej z nią rozmawiać i trzymam ją na dystans. Przestała mnie krytykować i rzucać uwagami dotyczącymi rodzenia przez cesarkę. Oczywiście nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że sposób jej myślenia nie uległ zmianie i nie ma co się łudzić, że kiedykolwiek ulegnie. Grunt, że nie muszę tego wysłuchiwać.
Łukasz jej jasno zakomunikował, że jeśli tylko z czymś wyskoczy, to może zapomnieć o widywaniu się z wnuczką – a to jedyna wnuczka, jaką ma. Łukasz jest jedynakiem, więc tylko na nas może w tej kwestii liczyć. Z trudem przyjęła to do wiadomości, lecz nie miała wyjścia. Stawianie granic członkom najbliższej rodziny nie jest łatwe, ale czasami konieczne. Bywa, że to jedyna metoda, żeby komuś pokazać, że nie pozwolimy wchodzić sobie na głowę oraz nie będziemy tolerować braku szacunku. Oby Janina wyciągnęła odpowiednie wnioski z tej lekcji.
Dominika, 35 lat
Czytaj także:
- „Bałam się teściowej jak ognia. Pewnego dnia udzieliła mi zaskakującej rady, która odmieniła moje życie”
- „Musiałam udawać dorosłą, ale w środku byłam wciąż dzieckiem. 1 czerwca nikt nie zapytał nawet, jak się czuję”
- „Sprzedałam złote kolczyki po babci, żeby kupić córce wymarzony prezent na Dzień Dziecka. Choć raz była szczęśliwa”

