Reklama

– Kiedyś to dzieci się bawiły na podwórku. Wyobraźnię miały! A teraz? – teściowa powtarzała cały czas.

Przełknęłam ślinę i spojrzałam na męża. Siedział niewzruszony, wlepiony w telefon.

– To tylko jedna bajka – spróbowałam się uśmiechnąć. – Edukacyjna. O tym, jak dbać o środowisko.

Bajka edukacyjna! – prychnęła, jakby właśnie usłyszała, że uczę dzieci życia na Marsie. – Kiedyś to człowiek edukował się, rozmawiając z dorosłymi, a nie gapiąc się w ekran!

Nie wiem, czy bardziej irytowała mnie litania złotych myśli teściowej, czy to najwyraźniej nie telewizor był problemem. Tylko ja.

Czułam się jak idiotka

– Wyłączcie to, ile razy mam powtarzać?! – teściowa stała w progu salonu, z rękami opartymi o biodra, jakby miała zaraz przeprowadzić egzorcyzmy.

Dzieci siedziały na dywanie, zapatrzone w bajkę o misiu, który ratował lasy. Głośnik delikatnie sączył piosenkę o segregacji śmieci.

– Przecież mówiłam ci, że to szkodliwe! – zawołała z wyrzutem. – Patrz, patrz na nich! Oni są jak zahipnotyzowani. I co, będziesz się potem dziwić, że mają kłopoty z koncentracją?

– To bajka edukacyjna. Uczą się z niej więcej niż z rysowania kółek na papierze.

– Oczywiście, że tak mówisz – fuknęła. – Bo łatwiej puścić telewizor niż pobawić się z dziećmi.

Zamknęłam oczy. Policzyłam do trzech. Dwa dni później wróciłam wcześniej z pracy. Zostawiłam klucze w zamku, zdjęłam buty, weszłam do salonu i zobaczyłam teściową na kanapie, z pilotem w dłoni. Hania przytulona do jej boku, Staś na poduszce pod nogami. Ekran świecił kolorami – leciał program o życiu dzikich zwierząt.

– Babciu, a gepardy są szybsze od koni? – zapytał Staś z ekscytacją.

– Oj, są, są – odparła z uśmiechem teściowa.

Weszłam. Spojrzała na mnie tylko kątem oka.

– No, przecież to nie to samo. Ja z nimi siedzę, rozmawiam, tłumaczę. To się liczy.

Uśmiechnęła się słodko. A ja? Stałam jak słup soli, z mokrym parasolem w ręku.

Byłam wściekła

– Możemy porozmawiać? – zapytałam wieczorem, kiedy dzieci już spały, a on zasiadł przed komputerem, udając, że coś pracuje.

– Jasne, tylko zerknę jeszcze na maila od szefa…

– Nie, teraz. Serio. Bo jak tego nie powiem, to mi głowa wybuchnie.

Odwrócił się z niechęcią. Czuł, że to nie będzie o tym, czy kupić nową suszarkę.

– Twoja mama. – Zaczęłam spokojnie, ale w środku już mnie skręcało. – Wiem, że ją kochasz. Też się staram ją szanować. Jednak mam dość jej oceniania. Przychodzi, krytykuje, a potem robi dokładnie to samo. I niby wszystko jest w porządku. Michał westchnął i potarł twarz dłonią.

– Wiesz, że ona taka już jest. Zawsze miała swoje zdanie.

– A ja to co?

– Anka…

Ona traktuje mnie jak idiotkę – podniosłam głos. – Gdzie ty jesteś, jak ona wbija mi szpilę za szpilą? W łazience, w piwnicy, na innej planecie? Bo tu cię nie ma.

Przesadzasz.

– Mam dość bycia jedyną dorosłą w tym domu – powiedziałam ciszej. – Chcę, żeby ktoś wreszcie stanął po mojej stronie. Najlepiej mój mąż.

Odwrócił się z powrotem do komputera.

– Pogadam z nią… – rzucił.

Przyłapałam ją

Tego dnia zostawała z dziećmi, bo żłobek i przedszkole miały jakąś awarię. Plan był prosty: udaję, że wychodzę do pracy, a potem wracam po dwudziestu minutach. Ciekawość zżerała mnie od środka. Podjechałam pod dom cicho jak kot. Uchyliłam drzwi i usłyszałam muzykę.

– …i teraz tańczą z partnerem! O, jak pięknie wiruje sukienka pani Elżbiety! – rozbrzmiewał głos z telewizora.

W salonie – scena niczym z komedii obyczajowej. Teściowa z pieluchą na głowie jako turban, Staś w mojej sukience, która ciągnęła się za nim jak welon. A Hania wykonywała coś, co miało być obrotem w stylu samby.

– Tańcz, Stasiu, tańcz! To rozwija twoją wrażliwość artystyczną! – krzyknęła, nie zauważając, że stoję w drzwiach.

Babcia włączyła nam telewizję! – wrzasnęła Hania radośnie, machając rękami jak skrzydłami.

Teściowa zamarła.

– Nie sądziłam, że wrócisz tak wcześnie.

– Czyli edukacyjne bajki to zło, ale roztańczone gwiazdy są w porządku?

– Przesadzasz. To było dla zabawy! Zresztą… – poprawiła sweter i podniosła głowę – …dzieci nie były same. Oglądaliśmy razem. A to zupełnie coś innego.

– Oczywiście. Bo jak babcia pozwala – to rozwój artystyczny. A jak matka – to ogłupianie.

Nie odpowiedziała. Tylko podniosła z ziemi moją sukienkę i zaczęła ją składać. Starannie. Milcząco. A ja stałam i patrzyłam, jak po raz kolejny rozgrywa ten sam teatrzyk. I wiedziałam już jedno: to nie o bajki chodzi. To o kontrolę.

Dłonie mi drżały

Wiedziałam, że dłużej tego nie wytrzymam. Poprosiłam Michała, żeby wrócił z pracy wcześniej. Teściowa, jak co wtorek, siedziała już u nas od rana.

– Możemy porozmawiać, mamo? – zapytałam, stając w progu kuchni.

Ton głosu miałam spokojny, ale dłonie drżały.

– Michał, ty też – spojrzałam na niego. – Chciałabym, żebyście oboje tego wysłuchali.

Usiedli.

Mam już dość twoich komentarzy. Dość tego, że wszystko, co robię jako matka, jest źle. A potem robisz to samo i to już jest „mądre wychowanie”.

– Przesadzasz… – zaczęła, ale ją przerwałam.

– Naprawdę? Przesadzam, że ciągle mnie krytykujesz? Że dzieciom nie wolno oglądać bajek, ale mogą oglądać twoje programy? To nie jest przesada. To hipokryzja. I mam jej serdecznie dość.

To nie to samo! – Halina podniosła głos. – Ty włączasz im bajki, żeby mieć spokój! A ja z nimi jestem, tłumaczę, rozmawiam…

Nie jesteś lepszą matką – powiedziałam cicho, ale wyraźnie. – I przestań się tak zachowywać. To, że kiedyś wychowałaś dziecko, nie daje ci prawa wchodzić z butami w moje życie i udawać, że jesteś autorytetem.

Zamilkła. Po raz pierwszy od dawna. Michał patrzył gdzieś w bok.

– Może w końcu coś powiesz? – spojrzałam na niego.

Zacisnął usta.

– Może… powinniście się uspokoić.

Prychnęłam. Nic nowego.

– Świetnie. Czyli znowu mam być sama w tym wszystkim.

Teściowa wstała, poprawiając torebkę.

– To ja już pójdę. Widać, jestem ty niemile widziana.

Nie o to chodzi – odpowiedziałam. – Tylko o to, że masz być gościem. A nie nadzorcą.

I wyszła. Trzasnęła drzwiami.

Postawiłam granicę

Zeszłam do piwnicy niby po ziemniaki, ale tak naprawdę chciałam się przewietrzyć i... po prostu uciec. Sąsiadka akurat wracała z psem.

Wszystko dobrze? Wyglądasz, jakbyś miała zaraz eksplodować – powiedziała, patrząc na mnie spod czapki.

– A może właśnie wybuchłam – przyznałam i westchnęłam. – Pokłóciłam się z teściową. W końcu.

– Czyli wszystko po staremu?

– Tym razem nie. Tym razem Michał siedział jak kołek. A ja mam już dość bycia workiem treningowym dla jego matki.

Kasia skinęła głową.

– Wiesz… u mnie też nie było łatwo. Moja matka do tej pory uważa, że nie umiem nawet dobrze przebrać dziecka. A Antoś ma dziewięć lat.

Parsknęłam śmiechem.

– Serio?

– Serio. I wiesz co? Przestałam ją zapraszać. Przyjeżdża, jak ją zaproszę. Nie wpada bez uprzedzenia. I nie siedzi godzinami, komentując wszystko od obiadu po kurz na półce.

– Ale jak to zrobiłaś?

– Powiedziałam wprost. Że ją kocham, ale to mój dom i moje zasady. I że jak nie będzie ich szanować, to będzie widywała wnuki raz w miesiącu. Na placu zabaw. Pod nadzorem.

– I zadziałało?

– Zaskakująco dobrze. Babcie mają jedną słabość: wnuki. Nie chcą ich stracić. A ty musisz w końcu przestać być „tą grzeczną”. Postaw granice.

Zamilkłam. Spojrzałam na Kasię, która mówiła to z takim spokojem, jakby opowiadała przepis na rosół.

– Może wcale nie jestem złą matką. Może po prostu nie jestem jej kopią – powiedziałam cicho.

Uśmiechnęłam się pierwszy raz od tygodnia. I poczułam, że coś się we mnie przestawia.

Anna, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama