„Teściowa sponsorowała nam wesele, ale to nie był dar niebios, tylko cyrk. Wybrała mi nawet suknię ślubną”
„– Mam dość, Magda. Po prostu dość – wyrzuciłam z siebie. – Czuję się, jakbym była dodatkiem do własnego życia. Wszystko dzieje się beze mnie. Decyzje zapadają gdzieś obok. A ja... po prostu mam się uśmiechać i dziękować”.

- Redakcja
Czasem sobie myślę, że wszystko zaczęło się od tej jednej rozmowy. Od tego jednego, z pozoru niewinnego „Chcecie, to wam wyprawię wesele”. I choć wtedy miałam łzy wzruszenia w oczach, dziś... dziś czuję się jak marionetka w cudzym teatrze.
Michała poznałam cztery lata temu, w najmniej spodziewanym momencie. Po ciężkim rozstaniu z poprzednim chłopakiem przysięgłam sobie, że przez jakiś czas skupię się na sobie. Ale los miał inne plany. Wpadliśmy na siebie na stacji benzynowej, dosłownie – wylał na mnie kawę. Przeprosił trzy razy, zaproponował, że wypierze mi kurtkę. A potem jakoś tak wyszło, że zaprosił mnie na pizzę. I tak to się zaczęło.
Od razu mnie oczarował. Był spokojny, cierpliwy, ciepły. Zupełne przeciwieństwo mojego byłego. Planowaliśmy wspólną przyszłość, marzyliśmy o własnym mieszkaniu, dzieciach, podróżach. Nie byliśmy bogaci – pracowaliśmy oboje, odkładaliśmy, jak się dało – ale kochaliśmy się naprawdę.
Nie podobało mi się to
I wtedy weszła ona. Grażyna. Mama Michała. Już na początku wiedziałam, że jest silna, zorganizowana, konkretna. Trochę zbyt konkretna. Ale starałam się nie oceniać. Michał mówił, że to po prostu troska. Że zawsze była taka. Że chce dobrze.
– Kochanie – powiedział pewnego wieczoru, kiedy przeglądaliśmy w Internecie sale weselne – mama mówiła dzisiaj, że jeśli chcemy, to ona może sfinansować całe wesele. Wszystko. Od A do Z.
Zamilkłam. Bo to brzmiało jak dar z niebios… i jak pułapka.
– Serio? – zapytałam. – To bardzo miłe. Ale nie wiem, czy to dobry pomysł.
– Czemu? – Michał uniósł brwi. – Przecież i tak byśmy się zadłużyli, a tak… no wiesz, to duża pomoc.
– Tak, tylko… – zawahałam się. – Twoja mama ma swoje zdanie na każdy temat. Co jeśli będzie chciała wszystko ustalać sama?
– Julka, nie przesadzaj – zaśmiał się lekko. – Mama po prostu chce nam pomóc. Nie bądź taka podejrzliwa.
Patrzyłam na niego w milczeniu. I w głowie zapaliła mi się pierwsza czerwona lampka. Nie wiedziałam jeszcze, że to dopiero początek.
Teściowa nie próżnowała
– Julka, niespodzianka! – zawołał Michał, gdy wrócił z pracy. – Mama zarezerwowała dla nas salę weselną! Tę w pałacu. Podobno ostatni wolny termin.
Zamarłam.
– Zarezerwowała? – powtórzyłam powoli. – A my… my o tym rozmawialiśmy?
– No nie, ale przecież to piękna sala! I cholernie droga, więc... skarbku, powinniśmy się cieszyć.
– A może powinniśmy najpierw ją zobaczyć? Albo... wybrać razem?
– Julka, nie dramatyzuj – westchnął. – Mama się zaangażowała, to wszystko. Chce dobrze.
Nie odpowiedziałam. Już wtedy czułam, że coś się wymyka spod kontroli.
Kilka dni później miałam przymiarkę sukni. Weszłam do salonu i zamarłam – Grażyna już czekała z dwiema ekspedientkami i... suknią. Białą, ciężką, haftowaną jak dla królowej.
– O nie – szepnęłam.
– Julia, ta będzie idealna – uśmiechnęła się chłodno. – Skromna, elegancka. W sam raz dla ciebie.
– Ale ja chciałam coś lżejszego... z delikatną koronką i odkrytymi plecami...
– Nie wypada. – Jej ton był ostry. – To ślub, a nie pokaz mody.
Wtedy pękłam.
– To nie jest pani ślub, pani Grażyno. To mój. I chyba już wiem, dlaczego go tak nie czuję...
Zaczęłam mieć wątpliwości
– Ja już nie wiem, czy to w ogóle ma sens... – westchnęłam, mieszając łyżeczką kawę.
– Rzucasz Michała? – Ola uniosła brwi. – Czy tylko jego mamusię?
– Chciałabym móc jedno bez drugiego – mruknęłam. – Wszystko jest po jej myśli. Menu, kwiaty, zaproszenia. Dopisała czterdzieści osób, których nawet nie znam.
– I Michał nic nie powiedział?
– Mówi, że to "tylko jeden dzień", że "po co robić aferę".
– No to niech on sobie bierze ślub z mamusią – Ola wybuchła. – Julka, przecież to chore.
Patrzyłam na nią z bólem w oczach. Wiedziałam, że ma rację. Ale jednocześnie... miałam wyrzuty sumienia. Grażyna płaciła, organizowała, "pomagała". Tylko że ja czułam się coraz bardziej jak gość na własnym ślubie. Wieczorem próbowałam jeszcze raz pogadać z Michałem.
– Kochanie... ja się duszę w tym wszystkim – powiedziałam cicho. – Mam wrażenie, że znikam.
– Ale przecież wszystko będzie dobrze – odparł, obejmując mnie. – Po ślubie się uspokoi. Teraz po prostu... dajmy jej to ogarnąć.
– Nie chcę jej ślubu, Michał. Chcę naszego.
Zamilkł. I to bolało bardziej niż jakiekolwiek słowa.
Usłyszałam, co o mnie myśli
Kilka dni później weszłam po coś do kuchni, a wtedy usłyszałam głos Grażyny z salonu.
– No przecież gdybym nie wkroczyła, to ten ślub wyglądałby jak wiejska potańcówka. Ta dziewczyna... ona nie ma ani gustu, ani klasy.
Zamarłam. Druga kobieta zachichotała.
– Michał zawsze miał dobre serce. Ale biedny chłopak, aż żal patrzeć, w co się pakuje.
Serce mi waliło. Stałam bez ruchu, wbijając paznokcie w dłonie.
Wieczorem postanowiłam znów pogadać z Michałem.
– Co się stało?
– Słyszałam, co twoja matka mówiła o mnie. Że nie mam gustu. Że ten ślub to byłaby wiocha.
Zbladł.
– Ona... ona nie miała tego na myśli...
– A ty? Masz coś do powiedzenia, czy znowu będziesz mnie uciszał?
Milczał. To milczenie bolało bardziej niż każde słowo.
– Albo stawiasz jej granicę, albo ja stawiam swoją. I zrywam zaręczyny.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem. A ja... wyszłam.
P0jechałam do siostry
Wsiadłam w autobus i pojechałam do Magdy. Nie mówiłam, że przyjadę. Po prostu musiałam się wyrwać. Choćby na chwilę.
– Julka? Co się stało? – otworzyła w drzwiach z dzieckiem na biodrze i zmartwieniem w oczach.
– Mogę wejść?
– No jasne.
Usiadłyśmy w kuchni. Mała bawiła się na dywaniku, a ja trzymałam w dłoni kubek herbaty, którego nawet nie tknęłam.
– Mam dość, Magda. Po prostu dość – wyrzuciłam z siebie. – Czuję się, jakbym była dodatkiem do własnego życia. Wszystko dzieje się beze mnie. Decyzje zapadają gdzieś obok. A ja... po prostu mam się uśmiechać i dziękować.
Magda spojrzała na mnie spokojnie.
– A Michał? Co mówi?
– Nic. Albo raczej: „Nie przesadzaj”. Albo: „Mama się postarała”. I jeszcze: „To tylko jeden dzień”. Tylko że dla mnie to nie jest „jeden dzień”. To początek.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Magda nalała mi świeżej herbaty.
– Wiesz, czasem trzeba coś stracić, żeby zrozumieć, ile jesteśmy warte – powiedziała cicho. – Ale ty nie musisz wszystkiego stracić. Po prostu musisz się odezwać. Przestać grzecznie czekać.
Późnym popołudniem wróciłam do siebie. W mieszkaniu było cicho. Usiadłam w kuchni i napisałam wiadomość do teściowej: „Musimy poważnie porozmawiać. Jutro. Tylko my.” I wreszcie zasnęłam bez łez.
Byłam stanowcza
Spotkałyśmy się w kawiarni. Bez Michała. Bez świadków. Grażyna przyszła punktualnie, elegancka jak zawsze. Usiadła naprzeciwko mnie i złożyła dłonie na stole.
– Słucham cię, Julio.
– Chciałam, żebyśmy porozmawiały szczerze – zaczęłam. – Bo mam wrażenie, że od początku nie chodziło pani o pomoc, tylko o kontrolę.
Uniosła brwi.
– Przesadzasz.
– Czyżby? Pani wybrała salę, suknię, menu. Dopisała gości, których nie znam. A ostatnio... powiedziała pani, że nie mam gustu i klasy. Michał tego nie słyszał. Ja – tak.
Jej twarz stężała.
– Ja tylko chciałam, żeby wszystko wyglądało porządnie.
– Nie. Pani chciała, żeby wyglądało tak, jak pani chce. A ja nie jestem dodatkiem do tego ślubu. Nie jestem tłem.
Grażyna milczała. Patrzyła na mnie twardo, ale już bez tej wcześniejszej pewności.
– Jeśli ten ślub ma się odbyć, musi być nasz. Mój i Michała. Nie pani.
Wstałam. Ręce mi się trzęsły, ale głos miałam spokojny. Grażyna została przy stoliku. Nie powiedziała ani słowa.
Było tak, jak chciałam
Ślub odbył się trzy miesiące później. W niewielkim ogrodzie, z muzyką na żywo i tylko najbliższymi. Bez sali w pałacu, bez pokazu fajerwerków. Bez Grażyny. Nie przyszła. Michał próbował z nią rozmawiać. Tłumaczył, prosił. Ale ona powiedziała, że „skoro jej pomoc nie była mile widziana, to nie widzi sensu w uczestniczeniu w tym cyrku”. I tyle. Było mi przykro. Bardziej, niż się spodziewałam. Bo wbrew wszystkiemu – chciałam, żeby była. Dla Michała. Dla nas. Ale pierwszy raz od dawna to my podjęliśmy decyzję. Naszą.
Staliśmy pod pergolą z kwiatami, trzymając się za ręce. Michał patrzył mi w oczy z tą samą czułością, co kiedyś, gdy zalał mnie kawą na stacji benzynowej. Przysięgał miłość. Gdzieś z tyłu głowy miałam jednak świadomość, że Grażyna nie powiedziała ostatniego słowa. A ja nie wiedziałam, czy Michał – choć dziś był po mojej stronie – będzie potrafił wytrwać przy mnie, gdy mama znów wkroczy z butami.
Julia, 28 lat