Reklama

Czasem nie chodzi o wielkie gesty, ale o małe decyzje. Takie, które z pozoru nic nie znaczą – kolor bombek, obrus na stole, sposób, w jaki łamiemy się opłatkiem, ale właśnie z takich drobiazgów buduje się rodzina. Albo… rozpada.

Miała inny gust

Zawsze starałam się być dyplomatyczna. Ustępować. Uśmiechać się nawet wtedy, kiedy wewnątrz wszystko we mnie wrzało. Teściowa nie lubi, gdy mówi się do niej po imieniu – mówię do niej „mamo”. Teściowa nie jada pierogów z grzybami – robię ruskie. I tak co roku od dziesięciu lat. Święta u nas w domu, ale według jej zasad. Niby nasze, ale nie moje. I właśnie tego roku coś we mnie pękło.

Kupiliśmy białą choinkę. Nie żywą, pachnącą lasem, tylko sztuczną, elegancką. Do tego srebrne i złote bombki, minimalistyczne ozdoby. Wszystko w jednej tonacji, harmonijne, jak w magazynach wnętrzarskich. Michał tylko westchnął.

– A co, jak się mamie nie spodoba? – spytał, wieszając białą, matową bombkę.

– To może niech przestanie traktować nasze mieszkanie jak swoją własność – odparłam, nie podnosząc głosu, ale w środku trzęsłam się cała.

Nie chodziło o pokaz. Chciałam tylko raz w życiu przeżyć święta, które będą moje. Ciche, estetyczne, pełne spokoju. Bez tekturowych aniołków z lat 80., bez stołu uginającego się od wszystkiego naraz. Miało być inaczej. Miałam nadzieję, że będzie pięknie. Nie przewidziałam tylko jednego – że piękno, które dla mnie znaczyło harmonię i elegancję, dla teściowej będzie oznaczało bunt, zdradę, atak na wszystko, co dla niej święte.

Wtrącała się

Otworzyłam drzwi w wigilijny wieczór, a teściowa stała w progu w granatowym płaszczu, z plastikową torbą w ręku. Uśmiechnęłam się delikatnie i cofnęłam się, żeby mogła wejść. Jeszcze nie widziała choinki. Zdjęła buty, poprawiła włosy i skierowała się w stronę salonu. Szła powoli, jakby celowo zwlekała. Michał stał przy stole i poprawiał talerze, które właśnie ustawialiśmy. Z kuchni dobiegał zapach korzennej herbaty. Chciałam, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik.

– No nie… – usłyszałam jej głos, niski i zaskakująco zimny. – Co to ma być?

Zamilkłam, stojąc za nią, z ręcznikiem kuchennym w dłoni. Teściowa podeszła bliżej choinki, która stała w kącie pokoju – biała, delikatnie oświetlona drobnymi lampkami, ozdobiona złotymi i perłowymi bombkami. Żadnych łańcuchów, żadnych ręcznie malowanych figurek. Żadnych ozdób z dzieciństwa Michała.

– To profanacja świąt – powiedziała wolno, nie odrywając wzroku od drzewka. – Plastik i moda zamiast tradycji. I jeszcze ta biel… Jak w prosektorium.

Byłam wściekła

Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Michał spojrzał na mnie, ale milczał. Jak zwykle. Wzięłam głęboki oddech i próbowałam się uśmiechnąć.

– Chciałam, żeby w tym roku było trochę inaczej – powiedziałam. – Spokojnie, czysto, nowocześnie…

– Nowocześnie? – przerwała mi. – Święta to nie katalog z meblami. To nie jest ładne. To jest zimne. Pusto tu.

Przez chwilę panowała cisza. Michał zajął się świeczkami. Dzieci biegały po przedpokoju, podekscytowane prezentami. Ja stałam w miejscu, jakby ktoś mnie przygwoździł do podłogi.

– Pomożesz mi z opłatkiem? – zapytałam ją, cicho, prawie niepewnie.

– Nie czuję się częścią tego… przedstawienia – odpowiedziała, poprawiając talerzyk. – Święta to nie Instagram.

Zamknęłam oczy na chwilę i powoli wypuściłam powietrze. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Kolacja zaczęła się w milczeniu. Teściowa nie usiadła z nami, tylko kręciła się po kuchni, nie odzywając się do nikogo. Dzieci patrzyły z niepokojem. Michał był spięty, ale milczał. Jak zawsze. Święta nie miały smaku, choć jedzenie było wspaniałe. Nawet makowiec, który piekłam przez pół dnia, wydawał się nijaki. Siedzieliśmy przy pięknym, chłodnym stole, z piękną, chłodną choinką, w pięknej, chłodnej ciszy.

Obraziła się

Gdy teściowa zamknęła za sobą drzwi, usiadłam na sofie i przez chwilę patrzyłam na choinkę. Wciąż świeciła ciepłym światłem, ale w tym świetle nie było już ani spokoju, ani satysfakcji. Miałam wrażenie, że ktoś zostawił mi ją na pamiątkę porażki. Następnego dnia Michał pojechał z dziećmi do lasu na spacer. Ja zostałam w domu i po cichu zbierałam dekoracje ze stołu. W głowie mi brzęczało. Z pozoru było spokojnie, ale czułam, że coś się rozpędza – jak fala, która dopiero ma uderzyć.

I uderzyła. Najpierw brat Michała, który zadzwonił, żeby zapytać, co się wydarzyło, bo mama była roztrzęsiona. Potem wiadomość od kuzynki: „Ciocia Tereska mówiła, że u ciebie w ogóle nie było świąt, tylko zimna wystawa”. W końcu Michał, który powiedział, że nie chce się wtrącać.

– Powiesz jej w końcu, że to nasz dom? Że ja też mam prawo do decyzji? – Zapytałam.

– Nie chcę robić afery… Ona już jest starsza…

Pokiwałam głową, ale nie odpowiedziałam. Nie dlatego, że nie miałam nic do powiedzenia. Po prostu wiedziałam, że nie chcę już go przekonywać. Jeśli trzeba tłumaczyć, komu należy się miejsce przy własnym stole, to może problem nie leży w choince.

Cierpliwość się skończyła

Nie miałam ochoty jechać na obiad do teściowej. Powiedziałam to Michałowi, ale tylko westchnął i odparł, że „przecież nie możemy się teraz obrażać”. Jechaliśmy w milczeniu. Dzieci gadały coś z tyłu, ale nie słuchałam. Usiedzieliśmy przy stole. Zupa jarzynowa, mielone, buraczki. Teściowa nakładała wszystkim z dokładnością aptekarki. Nagle spojrzała na Michała i powiedziała:

– A ta twoja biała choinka… Żal było patrzeć. Jak z laboratorium, nie z domu. Jak można dzieciom takie coś fundować?

Michał spuścił wzrok. Nikt się nie odezwał. Wtedy wstałam.

– Dość – powiedziałam spokojnie, choć czułam, jak drży mi głos. – Nie będę przepraszać za to, że chcę mieć święta, w których nie muszę udawać kogoś innego. To mój dom. I mam prawo, by wyglądał tak, jak chcę. Choinka to nie twoje wspomnienia, to moja teraźniejszość.

Teściowa spojrzała na mnie bez słowa. Michał powoli podniósł głowę.

– Mamo, proszę… – powiedział cicho. – Nie oceniaj Marty. Zrobiła wszystko, żeby te święta były dobre.

Po raz pierwszy mnie obronił. Po raz pierwszy powiedział coś, co brzmiało jak opowiedzenie się po jednej stronie. Tyle że nie wiedziałam już, czy to coś zmienia. Wyszłam z pokoju i wyszłam z domu. Bez słowa. Za mną zapadła cisza.

Nie przeprosiłam jej

Od tego obiadu teściowa przestała się do mnie odzywać, ale nie zniknęła. Była obecna codziennie, tylko pośrednio – przez Michała. Dawała mu słoiki z zupą, wpadała, kiedy mnie nie było, mówiła o mnie do Michała jak o kimś trzecim, jakby mnie nie było, jakbyśmy się nie znały od dziesięciu lat.

– Mama pytała, czy może wpaść z sernikiem na niedzielę – rzucił Michał, mieszając kawę. – Ale wolała, żebym to ja tobie powiedział.

– Czyli teraz będziemy się komunikować przez ciebie? – zapytałam. – Może powiedz jej, że nie przyjmuję gości, którzy mnie ignorują.

Zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle chcę brać udział w kolejnych świętach. Po co mi te kompromisy, ten teatr? Przez chwilę miałam wyrzuty sumienia. Przez chwilę myślałam, że może przesadziłam, a potem zrozumiałam, że ona nie obraziła się na kolor choinki. Ona obraziła się, że to nie ona decydowała.

Marta, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama