„Teściowa odstawiła miłosny taniec na weselu. Nie wiedziałem, gdzie oczy podziać, ale dałbym jej 10 punktów”
„I wtedy zobaczyłem teściową Teresę. Matka Magdy zawsze lubiła być w centrum uwagi, ale dziś przeszła samą siebie. Czerwona, opinająca sukienka, wysoki rozcięty bok, złote kolczyki i szpilki, które aż prosiły się o parkiet. Wchodząc, zebrała więcej spojrzeń niż panna młoda”.

- Redakcja
Nigdy nie sądziłem, że dzień mojego ślubu zapamiętam nie tylko przez ślubną przysięgę czy pierwszy taniec z Magdą, ale przez… moją teściową. Od rana byłem w wirze przygotowań – fryzjer, garnitur, fotograf, orkiestra. Nerwy mieszały się z euforią, a w głowie kołatała mi tylko jedna myśl: „Tylko niczego nie zepsuj”.
Magda wyglądała olśniewająco w swojej prostej, koronkowej sukni. Rodzina i znajomi składali nam życzenia, a sala już pulsowała od muzyki pierwszego setu orkiestry. I wtedy zobaczyłem ją – Teresę. Matka Magdy zawsze lubiła być w centrum uwagi, ale dziś przeszła samą siebie. Czerwona, opinająca sukienka, wysoki rozcięty bok, złote kolczyki i szpilki, które aż prosiły się o parkiet. Wchodząc, zebrała więcej spojrzeń niż panna młoda.
– Twoja mama chyba świetnie się bawi – mruknąłem do Magdy, gdy Teresa, z kieliszkiem w dłoni, już obracała się w takt muzyki.
– Zawsze się świetnie bawi – zaśmiała się żona.
Paweł, mój świadek, trącił mnie łokciem:
– Stary, uważaj, bo jeszcze ci skradnie cały show.
Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to nie był żart.
Jego ręka powędrowała na biodro
Orkiestra dopiero rozkręcała się na dobre, gdy zauważyłem Teresę na parkiecie. Nie tańczyła jednak z kimś z rodziny, tylko z Markiem, moim kolegą ze studiów. Początkowo wyglądało to zabawnie – Teresa obracała się w rytm muzyki, Marek przytupywał, a goście dookoła klaskali i się śmiali. Z minuty na minutę ich ruchy stawały się jednak coraz bliższe, a ręka Marka znalazła się na jej biodrze. Światła odbijały się w czerwieni jej sukienki, a oni wymieniali uśmiechy, jakby na sali nie było nikogo więcej. Poczułem lekki dyskomfort, ale starałem się go zbyć. Przecież to wesele, ludzie bawią się, jak chcą.
Paweł zbliżył się do mnie i nachylił się, żeby mówić tylko do mojego ucha.
– Stary… widzisz, co się tam dzieje?
– Teresa chyba wygra konkurs na królową parkietu – odparłem półżartem, próbując rozluźnić atmosferę.
Kiedy spojrzałem na Magdę, siedziała przy stole i śmiała się, obserwując swoją mamę.
– Twoja mama jest w formie – powiedziałem, siadając obok.
– Zawsze tak tańczy, nie przejmuj się – machnęła ręką.
Nuta zmieniła się na wolniejszą, a Marek z Teresą przeszli do tańca w bliskim objęciu. Kątem oka widziałem, jak kilku gości przestaje rozmawiać, by ich obserwować.
Niemal stykali się policzkami
Muzyka przycichła, a na parkiecie zrobiło się więcej miejsca. Teresa i Marek wykorzystali to od razu. On objął ją w pasie, a ona położyła dłoń na jego ramieniu, pochylając się tak blisko, że niemal stykali się policzkami. Ich ruchy były powolne, ale pełne jakiegoś niepokojącego napięcia. Zauważyłem, że przy kilku stołach zaczęły się szeptane rozmowy, a fotograf, który wcześniej krążył w pobliżu, nagle odwrócił się w inną stronę i zajął innymi gośćmi.
Poczułem, jak rośnie we mnie pytanie, czy to, co widzę, nadal mieści się w granicach weselnej zabawy. Z jednej strony to tylko taniec, z drugiej – patrząc na nich, miałem wrażenie, że jest w tym coś, czego nie powinienem oglądać na własnym weselu. Paweł przysunął się znowu do mnie i rzucił półgłosem:
– Może lepiej zwróć Markowi uwagę, zanim ktoś zacznie gadać więcej, niż trzeba.
– A może niech się bawią, po co robić zamieszanie – odpowiedziałem, chociaż sam nie byłem pewny swoich słów.
Podszedłem do Magdy, która właśnie rozmawiała z ciotką.
– Myślisz, że powinniśmy coś powiedzieć? – zapytałem, patrząc w stronę parkietu.
– To moja mama, wiem, co robi – odparła ostro, jakby temat uważała za zamknięty.
To nie był niewinny taniec
Po kolejnej piosence Marek szepnął coś do Teresy i wyszedł w stronę wyjścia. Zgasił papierosa w popielniczce przy drzwiach, zanim jeszcze zdążyłem się zorientować, że wyszli razem z sali. Po chwili jednak wróciła sama, jak gdyby nic się nie stało. Szła wolnym krokiem między stołami, uśmiechając się do znajomych, jakby właśnie wygrała konkurs na najlepszy taniec wieczoru. Na parkiet już nie wróciła, zajęła swoje miejsce przy stole i nalała sobie wina.
Atmosfera w sali stopniowo wracała do tej sprzed ich występu, ale ja wciąż miałem w głowie obraz jej ręki na jego karku. Może to była przesada z mojej strony, ale czułem, że ten wieczór nabrał dziwnego tonu. Usiadłem z boku, próbując skupić się na rozmowie z gośćmi, jednak mimowolnie śledziłem wzrokiem każde spojrzenie, które Teresa wymieniała z Markiem po jego powrocie.
Kiedy wyszedłem na chwilę do toalety, usłyszałem znajomy głos. Zatrzymałem się, zanim otworzyłem drzwi.
– Nie przesadzaj, to tylko taniec… tak jak wtedy na urodzinach Piotra – szeptała Teresa.
– Mamo, proszę cię… – odpowiedziała Magda, wyraźnie poirytowana.
Stałem w milczeniu, wsłuchując się w te kilka słów, które wpadły mi w ucho. Czułem, jak w głowie zaczynają układać się pytania, na które nie miałem odwagi szukać odpowiedzi.
Musiałem z nią porozmawiać
Wróciłem do sali, ale trudno mi było udawać, że wszystko jest w porządku. Magda siedziała przy stole i rozmawiała z kuzynką, jakby przed chwilą w toalecie nie padły żadne dziwne słowa. Postanowiłem, że muszę z nią porozmawiać. Złapałem moment, kiedy orkiestra zrobiła przerwę, i poprosiłem, żeby wyszła ze mną na zaplecze sali.
– Co się dzieje? – zapytała, marszcząc brwi.
– To było dziwne i wszyscy to widzieli – powiedziałem bez owijania w bawełnę. – Nie chodzi tylko o taniec. Słyszałem waszą rozmowę w toalecie.
– Nie możesz po prostu cieszyć się weselem?! – uniosła głos. – Zamiast się bawić, wymyślasz jakieś historie.
– Nie, jeśli mam poczucie, że ktoś robi ze mnie idiotę – odparłem, patrząc jej prosto w oczy.
Przez chwilę staliśmy w ciszy, słysząc zza ściany śmiechy i brzęk kieliszków. Magda wzięła głęboki oddech, jakby miała coś powiedzieć, ale zaraz odwróciła się i wróciła na salę. Zostałem sam, czując, że między nami właśnie pojawił się mur, którego nie będzie łatwo zburzyć.
Znali się trochę dłużej?
Spotkaliśmy się z Markiem kilka dni po weselu. Umówiliśmy się w małej kawiarni niedaleko jego pracy. Przyszedł spóźniony, z kubkiem na wynos w ręce, i od razu usiadł przy stoliku, jakby chciał szybko załatwić sprawę.
– Adam, stary, to była tylko zabawa… – zaczął, zanim jeszcze zdążyłem coś powiedzieć.
– Tylko zabawa? Bo wyglądało na coś więcej – odparłem spokojnie, ale czułem, że zaciska mi się szczęka.
– No… powiedzmy, że znamy się trochę dłużej – rzucił, unikając mojego spojrzenia.
Podniosłem brwi.
– Jak to „dłużej”?
– Spotkaliśmy się parę razy na różnych imprezach, jeszcze zanim poznałeś Magdę. I tyle – powiedział, mieszając łyżeczką w kawie, chociaż nic w niej nie było.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. On patrzył w bok, ja zastanawiałem się, czy powiedział mi całą prawdę. Wyszedłem stamtąd z jeszcze większym chaosem w głowie, niż miałem przed spotkaniem.
Nie miałem już siły
Wracałem do domu powoli, jakby każdy krok miał mi pomóc uporządkować myśli. Zamiast ulgi po rozmowie z Markiem czułem tylko ciężar. W głowie wciąż miałem obraz parkietu, czerwonej sukienki Teresy i ten półuśmiech, z którym patrzyła na mnie zza stołu. Magda była w salonie, przeglądała zdjęcia z wesela. Kiedy usiadłem obok, podała mi telefon, ale ja tylko zerknąłem i odłożyłem go na stolik. Nie potrafiłem udawać entuzjazmu, gdy każdy kadr wydawał się podszyty czymś, czego nie chciałem dostrzegać.
Nie mieliśmy siły rozmawiać. W powietrzu wisiało napięcie, które rosło od dnia ślubu. Bałem się, że każde moje pytanie znów skończy się kłótnią, a każde jej wyjaśnienie zabrzmi jak wymówka. Tamten dzień miał być początkiem wspólnej drogi. Zamiast tego zostawił rysę, której nie sposób nie zauważyć. Nie wiedziałem, czy z czasem stanie się tylko bladym śladem, czy pęknięciem, które będzie się powiększać z każdym kolejnym krokiem. Ale już wtedy przeczuwałem, że wesele, które miało być najpiękniejszym dniem w naszym życiu, zapamiętam z zupełnie innego powodu.
Adam, 31 lat
Czytaj także:
- „Złapałam męża za rękę, gdy zdradzał mnie z moją przyjaciółką. Spalił buraka, bo nie takiego finału się spodziewał”
- „Po 20 latach spotkaliśmy się na pogrzebie. To przykre, że ktoś musiał umrzeć, by nasza miłość narodziła się na nowo”
- „Karmiłem rodziców bajkami o wielkiej karierze w Madrycie. Gdyby ojciec znał prawdę, nigdy by mi nie wybaczył”

