Reklama

Nie wiem, czy to tylko ja mam takie wrażenie, czy może więcej kobiet w mojej sytuacji, ale czasem czuję się jak widz bez biletu – niby jestem w tej rodzinie, a jednak nie do końca do niej należę.

Pracuję jako nauczycielka w przedszkolu. Lubię swoją pracę, choć zarobki są, delikatnie mówiąc, umiarkowane. Razem z Tomkiem, moim mężem, żyjemy skromnie, ale uczciwie. Nigdy nie prosiliśmy nikogo o pomoc, a już na pewno nie jego matki, Ireny.

Irena... Trudno ją opisać w jednym zdaniu. To typ kobiety, która zawsze wie lepiej, zawsze ma rację i nigdy się nie myli. Ma klasę, szyk, pieniądze – i wyraźne przekonanie, że nie wszyscy w rodzinie zasługują na jej względy. Tomek jest jej oczkiem w głowie, ale od kiedy pamiętam, to jego siostra, Kinga, była tą „lepszą”. Mądrzejsza, bardziej zaradna, z lepszym gustem i pracą. W oczach Ireny – idealna. W moich – przebojowa i egocentryczna.

Nigdy nie mówiło się tego głośno, ale wystarczyło spojrzenie, ton głosu, jedno słowo rzucone przy stole, by poczuć, kto w tej rodzinie stoi wyżej w hierarchii. A ja? Zawsze byłam z zewnątrz. Grzeczna, cicha Klaudia, która nie oczekuje zbyt wiele, bo przecież wie, że na więcej nie zasłużyła.

Nie walczyłam z tym. Na początku sądziłam, że z czasem wszystko się ułoży. Że jeśli będę uprzejma, cierpliwa, wdzięczna, to Irena mnie zaakceptuje. Myliłam się. Jeden prezent, jeden gest wystarczył, by wszystko pękło. Na zawsze.

„Symboliczny prezent wystarczy”

Wesele Kingi odbyło się z takim rozmachem, że przez chwilę poczułam się jak statystka w filmie o milionerach. Wszystko było dopracowane do ostatniego szczegółu: sala z widokiem na jezioro, biały fortepian przy wejściu, kelnerzy w rękawiczkach, suto zastawione stoły, a w roli prowadzącego wieczór – znany konferansjer z telewizji. Goście zjechali się z całej Polski, niektórzy nawet z zagranicy. Suknia Kingi była jak z katalogu, a ona sama wyglądała jak wyjęta z żurnala. Irena promieniała dumą, nie spuszczając wzroku z córki. Siedziałam przy stole obok Tomka i czułam się coraz mniejsza.

Wszystko przeszłoby do porządku dziennego, nawet te spojrzenia niektórych ciotek, które miały w oczach coś w rodzaju politowania, ale kiedy Irena wyszła na środek, żeby złożyć młodej parze życzenia, zaczęłam rozumieć, co się dzieje naprawdę. Podała Kindze elegancką kopertę. Kinga się roześmiała, a po chwili wszyscy wokół niej również. Ktoś rzucił głośno: „No, Irenka jak zwykle nie żałuje na dzieci”, a Kinga tylko powiedziała: „Mama wie, że nam się przyda”. Później zauważyłam, że Marek chowa coś do marynarki. Pieniądze. Sporo pieniędzy.

Za jakiś czas Irena podeszła do mnie i Tomka z uśmiechem, który wydawał się zbyt oficjalny. Podała nam zgrabnie zapakowaną książkę. „To coś wartościowego. Małżeństwo to sztuka, a tę książkę polecam każdemu na początku drogi”. Przez chwilę myślałam, że to jakiś dodatek. Ale to było wszystko. Tyle. Książka o tradycyjnych wartościach małżeńskich i kartka z kilkoma uprzejmymi zdaniami.

W drodze powrotnej jechaliśmy w ciszy. Przez pierwsze kilometry nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Dopiero kiedy minęliśmy stację benzynową, powiedziałam:

– Tomek, powiedz mi tylko jedno. Co to miało być?

– Klaudia, proszę cię, nie zaczynaj...

– Nie zaczynaj? Widziałeś, co twoja mama dała Kindze, a co dała nam?

– Ale to był jej ślub... Kinga teraz zaczyna nowy etap, Marek też...

– A my nie zaczynaliśmy? My mieliśmy ślub trzy lata temu. Twoja mama powiedziała wtedy, że „symboliczny prezent wystarczy”, bo „wszyscy teraz mają ciężko”. Pamiętasz?

Tomek zamilkł. Przez chwilę tylko słychać było wycieraczki przesuwające się po szybie.

– To przecież nie chodzi o pieniądze – dodałam ciszej. – Chodzi o to, co one znaczą. O sposób. O różnicę. Czy ty naprawdę tego nie widzisz?

– Może nie widzę, bo nie chcę widzieć. Nie chcę być między tobą a mamą.

– Ale już jesteś. Właśnie jesteś.

Nie odpowiedział. Odwrócił głowę w stronę okna. Poczułam się tak, jakbyśmy w tym samochodzie jechali każdy w swoją stronę. A ja nie wiedziałam już, w którą naprawdę chcę.

Postanowiłam powiedzieć to teściowej

Po kilku dniach zdecydowałam się zadzwonić do Ireny. Poprosiłam, żebyśmy się spotkały, tylko we dwie. Zgodziła się bez oporu. Spotkałyśmy się u niej w kuchni, przy herbacie. Siedziała w swoim kremowym sweterku, z idealnie ułożonymi włosami, jak zawsze. Mnie trzęsły się ręce, chociaż próbowałam tego nie okazywać.

– Chciałam porozmawiać o... prezencie – zaczęłam. – O tej książce. I o kopercie dla Kingi.

Uśmiechnęła się, jakby właśnie powiedziałam coś dziecinnego.

– Klaudio, książka, którą wam dałam, ma ogromną wartość. To nie przypadek. Tradycja to coś, czego dziś młodzi bardzo potrzebują.

– Ale Kinga dostała coś zupełnie innego. Przepraszam, ale nie da się tego porównać. I nie chodzi o samą sumę. Tylko o to, jak to wygląda. Jakbyśmy byli mniej ważni.

Wzięła łyk herbaty, spojrzała mi prosto w oczy.

– Kinga ma inne potrzeby. Prowadzi inny tryb życia. Wasza sytuacja jest bardziej ugruntowana. Poza tym nie wszystko w życiu da się przeliczyć na pieniądze.

– A uczucia da się? – zapytałam cicho.

– Nie dramatyzuj, proszę. Nikt nikogo nie skrzywdził. Po prostu... każdy dostaje to, co w danym momencie najbardziej mu się przyda.

Wstałam od stołu, nie dopiłam herbaty. Miałyśmy jeszcze chwilę uprzejmego pożegnania, ale w głowie huczało mi od słów, których nie powiedziałam. Wracając do domu, miałam wrażenie, że nie rozmawiałam z człowiekiem, tylko z chłodnym głosem zasad.

Tomek nic nie powiedział, gdy wróciłam. A ja czułam się jak ktoś, kto bezskutecznie próbował zrozumieć reguły gry, w której nigdy nie miał szans wygrać.

Teściowa chce rozbić moje małżeństwo

To był niedzielny obiad u Ireny. Z pozoru zwykły. Rosół, pieczeń, ciasto z bitą śmietaną. Siedzieliśmy wszyscy przy stole, śmiechy, uprzejmości. Ja głównie milczałam, kiwając głową, gdy ktoś na mnie spojrzał. Gdy poszłam do łazienki, minęłam uchylone drzwi do sypialni. Usłyszałam swoje imię. Przystanęłam. Nie dlatego, że chciałam podsłuchiwać. Po prostu... nie mogłam się ruszyć.

– Klaudia? – mówiła Irena. – Ona nie pasuje do naszej rodziny. Tomek jest zbyt uległy, to ciągnie ich w dół.

– Ale nie możesz go zmusić, żeby to zakończył – odpowiedziała Kinga. – To jego żona, czy ci się to podoba, czy nie.

– Nie chodzi o przymus. Chodzi o to, gdzie warto inwestować. Ty i Marek macie cele, ambicje, rozwijacie się. A oni... cóż, Klaudia siedzi w przedszkolu i liczy kredki.

Zrobiło mi się słabo. Cofnęłam się cicho na korytarz. Po chwili weszłam do pokoju z herbatą w dłoniach. Obie zamilkły, jakby wiedziały. Patrzyły na mnie z napięciem. Odstawiłam filiżankę na stół.

– Słyszałam was. I już wszystko rozumiem.

Irena nie udawała zaskoczenia.

– Klaudio, nie każdy musi być traktowany tak samo.

– Ale każdy powinien być traktowany z szacunkiem – odpowiedziałam, patrząc jej w oczy. – A ja od początku byłam dla ciebie kimś gorszym. Dziś to tylko potwierdziłaś głośno.

Wyszłam bez pożegnania. Nie czekałam na Tomka. Wracałam sama. Zimno szczypało w policzki, ale pierwszy raz od dawna czułam, że powiedziałam coś, czego nie będę żałować.

Z mamą się nie dyskutuje

Tomek wrócił wieczorem. Siedziałam już wtedy w kuchni, przy zgaszonym świetle, z kubkiem zimnej herbaty, której nawet nie tknęłam. Zobaczył mnie i od razu poczuł, że coś się stało.

– Co jest? – zapytał niepewnie, zdejmując buty. – Wyszłaś bez słowa.

– Słyszałam rozmowę twojej mamy z Kingą. W sypialni. Mówiła, że nie pasuję do tej rodziny. Że nie warto we mnie inwestować. Że liczę kredki. Że jestem nikim, Tomek.

Zamilkł. Nie potrafił spojrzeć mi w oczy.

– I co teraz powiesz? – podniosłam głos. – Że źle usłyszałam? Że ona tak nie myślała?

– Nie wiem, co mam powiedzieć...

– A może w końcu staniesz po mojej stronie. Może po raz pierwszy w życiu powiesz swojej matce, że to, jak mnie traktuje, jest nie w porządku. Że nie jestem twoją służącą, tylko żoną. Że nie zasługuję na pogardę, tylko dlatego, że nie robię kariery w banku.

– Klaudia, ona już się nie zmieni...

– A ty? Ty się kiedykolwiek zmienisz? Bo wiesz co, ja już nie potrafię udawać. Nie potrafię siedzieć przy tym stole i uśmiechać się do kobiety, która mnie niszczy, a ty to widzisz i milczysz.

– Nie chcę wybierać...

– Ale już wybrałeś. Od lat. Stoisz po jej stronie. Tylko nigdy nie miałeś odwagi mi tego powiedzieć.

Odwrócił się, jakby chciał wyjść z kuchni, ale zatrzymał się w drzwiach.

– Z mamą się nie dyskutuje. Taka już jest.

– A ja? Ja już nie wiem, jaka jestem przy tobie. I czy jeszcze chcę tu być.

Nie odpowiedział. Oparł się o framugę i tylko wzdychał. Ja siedziałam w ciszy i czułam, jak pęka coś, co przez lata próbowałam trzymać w całości. Może to była miłość. A może tylko złudzenie, że jesteśmy drużyną.

On na to pozwolił

Minęło kilka tygodni. Żadnych wspólnych obiadów, żadnych telefonów od Ireny. A może były, tylko Tomek ich nie odbierał przy mnie. Nie pytałam. Nie miałam już siły walczyć o coś, co nigdy nie było moje.

W domu było cicho. Tak cicho, że słychać było dźwięk otwieranej lodówki, szum suszarki, oddech drugiej osoby po drugiej stronie mieszkania. Nie kłóciliśmy się. Ale też już prawie nie rozmawialiśmy. Wszystko, co najważniejsze, zostało powiedziane tamtej nocy w kuchni. A może i wcześniej.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem, tak jak kiedyś. Bez planu. Po prostu usiedliśmy.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Nie umiem tego wszystkiego naprawić.

– Ja już nawet nie wiem, czy da się to naprawić – odpowiedziałam. – Bo to nie jest tylko o niej. To też o tobie. O nas. O tym, jak bardzo byłam sama przez te wszystkie lata.

– Ale jesteśmy razem.

– Jesteśmy, ale czy naprawdę?

Spojrzał na mnie i milczał. Jakby sam nie znał odpowiedzi.

– Wiesz, Tomek, nie dzieli się rodziny pieniędzmi. Dzieli się uwagą, wsparciem, obecnością. Twoja mama nigdy mnie nie zaakceptowała, ale to ty pozwoliłeś jej na to, żeby mnie zepchnęła na margines.

Wstałam od stołu.

– Nie wiem, co dalej. Naprawdę nie wiem. Ale wiem, że już nigdy nie będzie jak dawniej.

Tomek pokiwał głową. Nie powiedział nic więcej. A ja poszłam spać z uczuciem, że ta cisza, która nas otacza, nie jest już tylko chwilą. To stan, z którego trudno się wydostać.

Klaudia, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama