„Teściowa nie chciała pójść z nami na cmentarz na Wszystkich Świętych. Uznała, że nie będzie brać udziału w szopce”
„– Ja nie robię scen – odparła teściowa, wycierając ręce w ściereczkę. – Po prostu nie chcę iść. Nie musicie mnie rozumieć, ale nie zamierzam świecić zniczy komuś, kto przez całe życie był tylko świetnym aktorem. – Zatkało mnie”.

- Redakcja
Ojciec nie żyje od sześciu miesięcy. Zmarł wiosną, w nocy, we własnym łóżku. Bez szpitali, bez rurek, bez dramatów. Po prostu... odszedł. Mama mówi, że to był spokojny koniec. Ja nie wiem, czy istnieje coś takiego jak „spokojna śmierć”. Może dla tego, kto odchodzi – ale dla tych, co zostają?
Zbyszek był twardym facetem. Miał swoje wady – porywczość, milczenie zamiast rozmowy, czasem znikanie na pół dnia bez słowa. Ale był moim ojcem. I nie wyobrażałem sobie, że kiedyś go zabraknie. Nie tego typu facet. A jednak.
Teraz zbliżał się listopad. Pierwszy raz mieliśmy się spotkać na cmentarzu bez niego. Mama poprosiła, żebyśmy wszyscy przyszli razem – ja, Anka, dzieciaki i… Barbara. Moja teściowa. Od razu wiedziałem, że coś będzie nie tak. Z nią nigdy nie było łatwo. Zawsze zimna, złośliwa, zamknięta. Ale to, co usłyszałem dzień przed Wszystkimi Świętymi, ścięło mnie z nóg.
Uznała, że to szopka
– Nie pójdę na cmentarz – powiedziała, jakby oznajmiała, że nie ma ochoty na ciasto.
Stała przy kuchennym blacie, kroiła jabłka na szarlotkę, a ja zamarłem z kubkiem kawy w dłoni.
– Co to znaczy, że nie pójdziesz? – zapytałem powoli.
– To znaczy dokładnie to, co powiedziałam – odparła, nie odrywając wzroku od noża. – Nie będę brała udziału w tej szopce.
Szopce. Tak powiedziała o wizycie na grobie mojego ojca. O wspólnym zapaleniu zniczy, o zebraniu się jako rodzina, o wspomnieniu go w ciszy. Szopka?
– Ale to był mój ojciec – warknąłem, nie kryjąc oburzenia. – A dla twojej córki teść. Naprawdę nie możesz choć przez godzinę udawać, że jesteśmy rodziną?
– No właśnie. Nie chcę niczego udawać – spojrzała na mnie z chłodnym uśmiechem. – Wystarczająco długo to robiłam.
Anka, która właśnie weszła do kuchni z herbatą, zamarła w progu.
– Mamo, proszę cię, nie teraz – powiedziała cicho. – Nie rób scen.
– Ja nie robię scen – odparła teściowa, wycierając ręce w ściereczkę. – Po prostu nie chcę iść. Nie musicie mnie rozumieć, ale nie zamierzam świecić zniczy komuś, kto przez całe życie był tylko świetnym aktorem.
– Przestań – syknęła Anka. – Nie dziś.
Teściowa wzruszyła ramionami i wyszła z kuchni. Zostawiła po sobie zapach jabłek i zgnilizny w powietrzu. Czułem, że coś tu śmierdzi. I nie chodziło o owoce. Spojrzałem na żonę. Patrzyła w miejsce, gdzie zniknęła jej matka.
– Marek… nie drąż. Proszę.
Ale właśnie dlatego musiałem drążyć.
Miał coś na sumieniu
– Anka, ja muszę wiedzieć – powiedziałem, kiedy wróciliśmy wieczorem z zakupów. Dzieci biegały gdzieś po piętrze, a w kuchni pachniało bigosem. – Twoja matka nie mówi takich rzeczy bez powodu. O co jej chodziło z tą „szopką”?
Usiadła przy stole i zaczęła poprawiać ściereczkę, jakby nagle była najważniejszą rzeczą na świecie.
– Marek, odpuść. To stara historia. Nie ma sensu jej rozdrapywać.
– Czyli coś było. Powiedz mi prawdę, Anka. Czy ona… miała coś wspólnego z moim ojcem?
Spuściła wzrok. Jej milczenie grzmiało w uszach.
– Anka! – podniosłem głos. – Ja mam prawo wiedzieć.
– Porozmawiaj z twoją mamą – powiedziała tylko. – Może ona ci powie więcej.
Nie czekałem. Poszedłem do mamy jeszcze tego samego wieczoru. Siedziała w swoim pokoju przy oknie, patrząc na znicze mrugające na cmentarzu na horyzoncie.
– Mamo – usiadłem obok niej. – Czy ojciec… był ci wierny?
Odwróciła głowę powoli. Jej twarz była spokojna, ale zmęczona. Jakby zestarzała się jeszcze bardziej od wiosny.
– Nie jestem pewna – powiedziała cicho. – Ale coś przeczuwałam.
– Barbara coś o tym wie?
Zamilkła na dłuższą chwilę. Potem kiwnęła głową.
– Zauważyłam, jak na siebie patrzyli. Zbyt długo, zbyt… dobrze. Ale nigdy go nie zapytałam. Bałam się odpowiedzi.
– Dlaczego nic nie powiedziałaś?
– Bo był twoim ojcem – szepnęła. – I kochałeś go takim, jakim go widziałeś. Nie chciałam ci tego zabierać.
Zrozumiałem, że wszyscy tu coś wiedzieli. Tylko nie ja.
Wreszcie się przyznała
To był wieczór przed Wszystkimi Świętymi. W domu panował półmrok, dzieci już spały, Anka siedziała w salonie z matką. Chciałem wejść, powiedzieć coś zwykłego – że herbata gotowa, że piekarnik piszczy. Ale zatrzymałem się, bo usłyszałem swoje imię.
– Marek i tak nic nie wie – mówiła Barbara.
– Ale zaczyna się domyślać – odparła Anka. Jej głos był stłumiony, nerwowy. – Mamo, trzeba było się zamknąć. Znowu to zaczynasz w najgorszym możliwym momencie.
– Ja już mam dość milczenia – syknęła teściowa. – Całe życie milczałam. Udawałam. Chciałam tylko jeden raz nie kłamać – nawet jeśli to ma być tylko nieobecność przy zniczu.
Zamarłem. Serce mi przyspieszyło. Stałem za ścianą, słyszałem, jak podnoszą głosy.
– Nigdy mu nie powiem, że jego ojciec to… – teściowa urwała, a potem dokończyła niemal szeptem – że spał z kimś, kogo potem widywał co niedziela przy obiedzie.
Zrobiło mi się zimno. Wszedłem do pokoju bez pukania.
– Z kim spał?! – rzuciłem. – Kogo widywał przy obiedzie? Mnie?! Ciebie?!
Obie zamarły. Teściowa pobladła, Anka złapała się za czoło.
– Marek… – zaczęła żona, ale nie dokończyła.
– Powiedzcie mi to teraz. Obie. Bez wymówek. Bez tajemnic. Bo jeśli nie, to przysięgam, że wyjdę i więcej nie przekroczę progu tego domu.
Teściowa spojrzała na mnie tak, jak nigdy wcześniej. Bez pogardy. Bez udawania. Tylko z ciężką, nagą prawdą.
– Twój ojciec i ja... – zaczęła cicho. – To nie była przygoda. To było coś poważnego. Kiedyś.
Ukrywała to latami
– To było poważne uczucie – powtórzyła Barbara, jakby próbowała przekonać samą siebie, że to słowo ma jeszcze jakieś znaczenie.
Usiadła ciężko na fotelu. Jej dłonie lekko się trzęsły. Patrzyła gdzieś w dal, jakby widziała coś, czego my nie mogliśmy.
– Poznałam go niedługo po tym, jak zostałam matką Anki – zaczęła. – Byłam wtedy młoda, świeżo po rozstaniu z moim mężem. Zbyszek był... inny niż wszyscy. Żartował, nosił te swoje swetry z golfem, zawsze pachniał dymem i wodą kolońską. Przyszedł naprawić mi pralkę. Został na kawę. A potem na całe popołudnia.
Spojrzała na mnie z czymś pomiędzy bólem a wyzwoleniem.
– On już wtedy był z Heleną. Ale nie mówił o niej źle. Wręcz przeciwnie – zawsze z szacunkiem. Ale był... zmęczony. Ich relacja przypominała partnerstwo z obowiązku. A ja... ja dawałam mu coś, czego – jak twierdził – brakowało mu w domu. Bliskość. Ciszę. Spokój.
– I co? Tak po prostu to trwało? – zapytałem, choć gardło miałem ściśnięte.
– Lata – skinęła głową. – Zawsze na uboczu. Nigdy razem na święta, nigdy wspólne zdjęcie. Tylko chwile. Ale prawdziwe. Czasem znikał na całe miesiące. A potem wracał i znowu byłam dla niego wszystkim… do czasu aż znowu nie byłam nikim.
Anka siedziała z boku, skulona, jakby to ją dotyczyło najbardziej.
– Dlatego nie poszłaś z nami na cmentarz? – zapytałem już spokojniej.
– Bo ten pomnik, te kwiaty, te znicze – to dla mnie był teatr. Święty Zbyszek. Kochający mąż. Idealny ojciec. A ja... przez te wszystkie lata nie istniałam. Ani przy jego trumnie, ani w waszych wspomnieniach.
Zamilkliśmy. Prawda leżała między nami – lepka, brzydka i ciężka jak nagrobna płyta.
Wszyscy mnie oszukiwali
Nie spałem tej nocy. Przewracałem się z boku na bok, a w głowie tłukło mi się jedno zdanie: „To było uczucie”. Miłość do kogoś, kto nie był moją matką. Miłość mojego ojca. Miłość, o której nikt mi nigdy nie powiedział.
Nazajutrz, zamiast iść od razu na cmentarz, pojechałem do mamy. Siedziała przy kuchennym stole, już ubrana w płaszcz, z apaszką ciasno zawiązaną pod szyją.
– Nie powinniśmy się spóźniać – powiedziała, gdy tylko mnie zobaczyła. – Zbyszek nie lubił, gdy ktoś się spóźniał.
– Mamo, muszę ci coś powiedzieć – usiadłem naprzeciw niej. – Wiem o… Barbarze.
Zastygła. Nawet nie spojrzała mi w oczy.
– Wiedziałaś?
Długo milczała. A potem westchnęła i skinęła głową.
– Nie miałam dowodów. Ale domyślałam się. Czułam.
– I nic nie zrobiłaś?
– A co miałam zrobić? Miałeś wtedy dziesięć lat. Wróciłbyś ze szkoły do pustego domu? Miałam cię zostawić, żeby uciec? Żeby co, Marek? Żeby się mścić?
– Ale dlaczego nic mi nie powiedziałaś przez te wszystkie lata?
– On był twoim ojcem. I kochałeś go. Chciałam, żebyś go pamiętał jako dobrego człowieka. Chciałam, żebyś miał choć jedną stabilną rzecz w życiu. Nie chciałam ci zabierać ojca – nawet jeśli ja go już dawno straciłam.
Patrzyła na mnie bez łez, ale z taką rezygnacją, że aż bolało.
– Myślisz, że on… ją kochał?
– Myślę, że tak – powiedziała cicho. – Ale mnie nigdy nie zostawił. Więc może i ja mu wystarczałam. Albo był za słaby, żeby coś zmienić.
Spojrzałem na tę kobietę, która przez całe życie była podporą naszej rodziny, i po raz pierwszy zobaczyłem, jak wiele musiała udźwignąć, milcząc.
Marek, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Chciałam zapalić mężowi znicz w spokoju, ale była teściowa musiała wylać na mnie swoją nienawiść nawet na cmentarzu”
- „Wydałam 500 zł na znicze i chryzantemy. Siostra uznała, że chwalę się bogactwem, ale chodziło jej o coś więcej”
- „Posprzątałam grób babci na Wszystkich Świętych. Ciotka powiedziała, że pewnie coś knuję, skoro tak się staram”

