„Teściowa na Wielkanoc dumnie szykowała jajka pod pierzynką. Nie wiedziała, co dzieje się pod jej własną”
„Z czasem zaczęliśmy za długo zostawać w kuchni, zbyt cicho rozmawiać przy kawie, zbyt mocno na siebie patrzeć. A ja… zamiast się odsunąć – przysuwałam się coraz bliżej. Zaczęłam się budzić rano i nie myśleć o swoim mężu”.

- Redakcja
Wyszłam za Michała z miłości. Naprawdę. Nie dla mieszkania, nie z braku lepszych opcji, nie dlatego, że byłam już „w odpowiednim wieku”. Michał był spokojny, ułożony, logiczny. W świecie pełnym hałasu i głupoty – on dawał mi poczucie bezpieczeństwa.
Dlatego nie protestowałam, kiedy powiedział, że po ślubie na chwilę wprowadzimy się do jego rodziców. „Na chwilę”, bo czekaliśmy, aż skończy się remont naszego mieszkania. Trzy miesiące, góra cztery – tak mówił. Minął już siódmy.
Nie narzekałam. Przynajmniej nie na głos. W końcu Mariola – moja teściowa – codziennie przypominała mi, że powinnam być wdzięczna. Że nie każda teściowa przyjęłaby synową pod swój dach. I że „na pewno mam inaczej wychowanie niż oni, ale skoro już tu jestem, to może bym pościeliła łóżko, zanim znowu ktoś zobaczy”.
Michał dużo pracował. Delegacje, spotkania, wyjazdy – wiecznie go nie było. A nawet jak był, to jakby go nie było. Kładł się obok mnie do łóżka, ale czułam się, jakbym spała sama.
Teść mnie zauważał
Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może wtedy, gdy teść Dariusz zapytał, jak minął mi dzień – pierwszy raz, kiedy Michał zapomniał zapytać. Albo wtedy, gdy zauważył, że mam nowe kolczyki. Albo jak raz, zupełnie przypadkiem, jego dłoń dotknęła mojej, kiedy oboje sięgaliśmy po kubek.
Z czasem zaczęliśmy za długo zostawać w kuchni, zbyt cicho rozmawiać przy kawie, zbyt mocno na siebie patrzeć. A ja… zamiast się odsunąć – przysuwałam się coraz bliżej. Zaczęłam się budzić rano i nie myśleć o swoim mężu. Tylko o tym, co zrobi dziś jego ojciec. I jak ja zareaguję.
Wszystko się działo pod jednym dachem. Pod dachem Marioli, która z dumą szykowała jajka pod pierzynką na Wielkanoc i była przekonana, że trzyma wszystko pod kontrolą. Nie wiedziała, co się dzieje pod jej własną pierzyną.
Teściowa była w swoim żywiole
– Klaudia, jak już skończysz tę sałatkę, to przełóż jajka do dużej miski. Te pod pierzynką będą na środek stołu – rozkazywała Mariola, wirując po kuchni jak generał podczas wojny. W fartuchu z haftem „Dom to moja świątynia”, z włosami upiętymi w ciasny kok, wyglądała jak kobieta, która nigdy się nie myli.
– Jasne – uśmiechnęłam się sztucznie.
Łyżką mieszałam warzywa, ale myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Dariusz stał przy zlewie, obierając ziemniaki. Spokojny, skupiony, z lekko zmarszczonym czołem. Wiedziałam, że mnie obserwuje. Nie patrzył wprost, ale ja czułam to na skórze. Jak ciepło słońca na karku – niewidzialne, a przecież tak wyraźne.
– A Michał to kiedy wraca? – rzuciła Mariola, nie przerywając nakładania sałatki do plastikowych pojemników. – Znowu go dziś nie będzie?
– Ma jeszcze jeden wywiad, może wróci wieczorem – odpowiedziałam cicho.
– No tak. Zawsze coś – mruknęła Mariola. – Dobrze, że chociaż ty jesteś. Przynajmniej mam z kim pogadać.
Pies, stary jamnik o imieniu Kapsel, leżał pod stołem i tylko leniwie podniósł łeb, kiedy Dariusz przeszedł obok mnie i celowo – jestem pewna, że celowo – musnął moją rękę palcami. Trwało to może sekundę. Ale to była sekunda, po której już nic nie smakowało tak samo.
– Coś się stało? – zapytał półgłosem, tak, że tylko ja to słyszałam.
– Nie. Wszystko w porządku – odpowiedziałam. Głos miałam trochę zbyt miękki, spojrzenie zbyt długie.
Musieliśmy się pilnować
Mariola zniknęła na chwilę do jadalni, sprawdzić serwetki i wazon. W kuchni zostaliśmy sami.
– Nie powinnaś tyle robić – powiedział. – Mariola traktuje cię jak służącą.
– Nie przeszkadza mi. To lepsze niż siedzenie i czekanie, aż Michał zadzwoni, że znowu nie wróci na kolację.
– Wiem, że ci ciężko – powiedział poważnie. – Nie zasługujesz na to.
Oparłam się o blat. Serce mi waliło. Czułam, że zaraz coś powie. Coś, czego nie będzie można cofnąć. Ale zanim zdążył otworzyć usta, wróciła Mariola.
– Kapsel! Zejdź spod nóg, bo zaraz kogoś wywrócisz! – krzyknęła.
Pies zsunął się leniwie pod szafkę, a ja zdążyłam spojrzeć na Dariusza raz jeszcze. On patrzył na mnie jak na kobietę. A ja… czułam, że już dawno przekroczyliśmy granicę.
Atmosfera była sztuczna
Stół uginał się pod ciężarem tradycji: jajka faszerowane, żurek z białą kiełbasą, ćwikła, sałatka jarzynowa, pasztet „jak u babci” i oczywiście Mariolina duma – jajka pod pierzynką, ułożone w okrągłym półmisku jak dzieła sztuki. Wszystko dopracowane do przesady, nawet serwetki miały kształt króliczych uszu.
– Zrobisz zdjęcie? – zapytała Mariola, podając mi telefon. – Chcę wrzucić na grupę rodzinną.
Zrobiłam. Talerze połyskiwały, kieliszki do jajek stały w równym rzędzie jak żołnierze, a Michał w tym wszystkim wyglądał, jakby się tu znalazł przypadkiem. Przesuwał palcem po ekranie telefonu, co chwilę marszcząc brwi.
– Michał, schowaj to chociaż na chwilę – syknęła Mariola. – Rodzina się zebrała, a ty znowu w pracy.
– Przepraszam – mruknął, nie podnosząc wzroku.
Dariusz siedział obok mnie. Pachniał wodą kolońską. Jego kolano co chwilę dotykało mojego pod stołem. Przypadkiem? Nie sądzę. Ale nie cofnęłam się. Nie chciałam.
Kapsel spał przy kaloryferze, rozciągnięty jak dywanik. Nikt się nie odzywał. Słychać było tylko stukot sztućców, delikatne mlaskanie i dźwięk łyżki Marioli, która mieszała żurek z takim zacięciem, jakby od tego zależał pokój na świecie.
– No i co tam u was? – zagaiła w końcu, podnosząc wzrok na nas. – Klaudia, Michał, planujecie coś po świętach? Może jakiś wyjazd?
– Ja mam szkolenie w Poznaniu – rzucił Michał.
– A ja… jeszcze nie wiem – odpowiedziałam, ale tak naprawdę wiedziałam dokładnie, co planuję. Miałam już w głowie każde spojrzenie, każdy gest. Każdy moment, kiedy będziemy sami w kuchni albo w innym miejscu. Każde „nie teraz” , które i tak nic nie znaczyło.
Mariola pokroiła pasztet z takim impetem, że nożem uderzyła o porcelanę.
– Uważaj – syknął Dariusz. – Porysujesz jej zastawę.
– Może i lepiej, przynajmniej będzie powód, żeby kupić nową – prychnęła.
Na moment zapadła cisza. Czułam, jak potrawy tracą smak, jak żurek staje się gorzki. Nikt się nie śmiał, nikt nie żartował. Michał znów spojrzał na telefon. Mariola popijała herbatę, stukając paznokciami w filiżankę. A Dariusz… Dariusz patrzył tylko na mnie.I wtedy to poczułam. Ten zapach zdrady. Poczułam, że się czerwienię. Spojrzałam na Mariolę – miała wzrok wbity w Michała, złość i zmęczenie walczyły na jej twarzy.
Prawie nas przyłapali
Mariola z Michałem poszli na spacer. Mariola chciała „przewietrzyć dzieciaka” Kapsla, Michał zaś oznajmił, że „nie może usiedzieć przy stole”. Zostałam w kuchni, żeby „pozmywać”. Dariusz został „żeby pomóc”. Oczywiście.
Drzwi się zamknęły. Zamilkły głosy. Cisza zadrżała, jakby wiedziała, co się zaraz wydarzy.
– Połowa tych rzeczy i tak trafi do lodówki, nikt tego nie doje – powiedział, podchodząc do mnie od tyłu.
– Jak zawsze. Ale Mariola musi mieć stół jak z folderu – odpowiedziałam, próbując udawać normalność.
Nie dało się. Był zbyt blisko. Czułam ciepło jego ciała za swoimi plecami. Oddech na karku. Rękę, która musnęła moją talię. Odwróciłam się. Stał tak blisko, że wystarczyło drgnąć – i nasze usta się spotkały. Pocałunek był szybki. Jakbyśmy oboje bali się, że zaraz ktoś wejdzie, ale nie mogli się powstrzymać. Moje plecy uderzyły o lodówkę, ręce zacisnęły się na jego koszuli. A potem – dźwięk. Zamek w drzwiach. Odsunęliśmy się gwałtownie. Ja złapałam talerz. On chwycił ręcznik kuchenny. Drzwi się otworzyły.
– A jednak wróciliście – powiedziałam, udając zdziwienie.
Mariola wzięła głęboki wdech. Spojrzała na nas podejrzliwie. Kapsel zaszczekał. Michał zerknął na telefon. Nikt nie powiedział ani słowa. Ale ja czułam jedno – byliśmy o włos. O krok od katastrofy.
Teściowa była miła
Mariola przechadzała się po jadalni jak dyrektorka bankietu. Każdy półmisek ustawiony pod linijkę, serwetki złożone w kształt królików, świeczki pachnące wanilią. Była w swoim żywiole. Wreszcie mogła być tym, kim najbardziej lubiła – **panią domu**.
– No popatrz, Klaudia. Pięknie nam wyszło, prawda? – spytała, układając szklanki. – Twoja sałatka zrobiła furorę. Nawet Darek powiedział, że przypomina mu smaki dzieciństwa.
Uśmiechnęłam się. Tylko tyle. Nic więcej nie potrafiłam z siebie wydusić.
– Michał w tym roku nic nie przygotował, ale chociaż cię ma – dodała Mariola, zadowolona
Zaśmiałam się krótko. Niby z grzeczności. Niby z sympatii. Ale w środku… kipiało. Michał spał jak kamień, pracował jak automat. Nie zauważał mnie. A jego ojciec – **zauważał aż za bardzo**.
– Cieszę się, że jesteś z nami, Klaudia – powiedziała Mariola, stawiając przed mną filiżankę herbaty. – Jesteś jak córka. Naprawdę.
Zachłysnęłam się. Dosłownie. Łzy napłynęły mi do oczu – z herbaty czy z emocji, sama już nie wiedziałam.
– Wszystko dobrze? – zapytała.
– Jasne – odparłam, dusząc się od środka. – To chyba ta mięta.
Mariola nie widziała nic. Nie czuła, jak trzęsą mi się ręce. Nie słyszała, jak bije moje serce. Była zadowolona. Jej rodzina trwała. Idealna. Święta się udały. A ja siedziałam przy stole i wiedziałam, że jestem bombą z opóźnionym zapłonem.
Musimy to skończyć
Wieczór. Wszyscy już spali. Michał chrapał w sypialni jakby nic się nie działo, jakby jego żona nie była o krok od zdrady z jego własnym ojcem. A może już nie o krok. Może właśnie już po. Zeszłam do kuchni napić się wody. Dariusz już tam był. Oparty o blat, jakby na mnie czekał. W świetle lampki wyglądał inaczej – zmęczony, ale skupiony.
– Nie śpisz? – zapytał.
– Ty też nie – odpowiedziałam, stawiając szklankę na blacie.
Przez chwilę milczeliśmy. Czułam, jak drży mi brzuch. Serce waliło, jakby chciało wyjść z klatki.
– Nie powinniśmy – powiedział w końcu. – Ale nie umiem już przestać o tobie myśleć.
– Dariusz... To jest chore. Jesteś moim teściem. Ja jestem żoną twojego syna.
– Tak, i co z tego? – warknął cicho. – Jesteś kobietą, która budzi mnie do życia. Michał cię nie widzi, nie dotyka, nie słucha. Ja… ja nie chcę już dłużej patrzeć z boku.
– Musimy skończyć. Teraz. Bo to się źle skończy. Dla wszystkich – powiedziałam. Ale głos miałam zbyt cichy, zbyt rozedrgany, by zabrzmieć przekonująco.
– Mariola nie jest taka święta, jak ci się wydaje – powiedział po chwili, tonem, który miał być usprawiedliwieniem. – Nie wiesz, jak wyglądało nasze małżeństwo przez ostatnie lata. Ona… ona tylko stwarza pozory. Ja od dawna jestem sam.
– A ja jestem z kimś, kto nawet nie wie, jak pachnę – szepnęłam, nie wiedząc, skąd we mnie te słowa.
Dariusz podszedł bliżej. Za blisko.
– Chcę ciebie. I ty też mnie chcesz. Po co się okłamujemy?
Spojrzałam mu w oczy. I zobaczyłam w nich nie tylko pragnienie, ale… rozpacz. Jakby to nie była namiętność, ale ostatnia deska ratunku. Wyszłam z kuchni, nie mówiąc już ani słowa. Zostawiłam go tam, w półmroku. Ale nie dlatego, że wygrał rozsądek. Po prostu bałam się, że jeśli zostanę jeszcze chwilę, znów pójdziemy na całość.
Klaudia, 32 lata
Czytaj także:
- „Na Wielkanoc nagotowałam żurku dla dzieci, a one nawet nie zadzwoniły. Czekają już tylko na moją trumnę i spadek”
- „Chciałam dostać jajka na Wielkanoc od siostry ze wsi. Kazała mi zapłacić, bo jestem bogatą emerytką z Warszawy”
- „Wielkanocne porządki z teściową skłóciły nas na dobre. Nie podzielimy się w tym roku jajeczkiem”