„Teściowa na Black Friday kupiła mi luksusowy zestaw garnków. Dała mi drogi prezent tylko po to, żeby mnie upokorzyć”
„W środku znajdował się elegancki zestaw garnków i patelni – nowiutkie, drogie, błyszczące. I ta nieszczęsna karteczka. Stałam przez chwilę w ciszy. Serce waliło mi jak oszalałe. Wzięłam głęboki oddech i z całej siły kopnęłam karton. Przesunął się o pół metra, uderzył o szafkę. Poczułam ulgę, przez sekundę”.

- Redakcja
Zakochałam się w Piotrze, nie w jego rodzinie – a zwłaszcza nie w jego matce. Jadwiga od początku dawała mi do zrozumienia, że nie jestem jej wymarzoną synową. „Ty to chyba w pracy ciągle siedzisz, a Piotrek pewnie codziennie zamawia pizzę?” – potrafiła rzucić z uśmiechem. Taki urok. Z pozoru uprzejma, w rzeczywistości mistrzyni biernej agresji.
Przez pierwsze miesiące starałam się być cierpliwa. Wierzyłam, że mnie zaakceptuje. Ale im bardziej się starałam, tym więcej ciosów otrzymywałam w białych rękawiczkach. Książka kucharska pod choinkę, fartuszek z napisem „Królową kuchni się nie rodzi – trzeba nią zostać”, komentarze o jej „poprzednich kandydatkach”, które „lepiej gotowały i nie były takie nerwowe”. Zamknęłam się w sobie. A Piotr? On próbował udawać, że nic się nie dzieje.
– Kamila, nie bierz tego do siebie. Mama ma specyficzne poczucie humoru – mówił.
– Oczywiście, przecież to takie śmieszne, że mam gotować lepiej, rodzić dzieci i mniej mówić – rzucałam sarkastycznie.
– No weź…
Wiedziałam jedno – długo już nie wytrzymam. Czułam, że granica się zbliża. I wtedy przyszła paczka z Black Friday. Zestaw garnków z liścikiem, który odpalił bombę.
Teściowa mnie upokorzyła
Kurier zadzwonił w piątek przed południem. Zdziwiłam się – nic nie zamawiałam. Na kartonie widniało znajome pismo: „Jadwiga”. Poczułam nieprzyjemny ścisk w żołądku. Otworzyłam powoli, jakby pudełko miało wybuchnąć. I, w pewnym sensie, tak właśnie było. W środku znajdował się elegancki zestaw garnków i patelni – nowiutkie, drogie, błyszczące. I ta nieszczęsna karteczka. „Może teraz w końcu nauczysz się gotować jak trzeba. Pozdrawiam, Mama.”
Stałam przez chwilę w ciszy. Serce waliło mi jak oszalałe. Wzięłam głęboki oddech, odłożyłam paczkę na blat. Potem usiadłam. A potem wstałam i z całej siły kopnęłam karton. Przesunął się o pół metra, uderzył o szafkę. Poczułam ulgę, przez sekundę. Zadzwoniłam do Piotra, odebrał po drugim sygnale.
– Hej, wszystko dobrze? – zapytał beztrosko.
– Twoja matka przysłała mi prezencik. Garnki. I liścik, że mam się nauczyć gotować.
Zapadła cisza.
– To pewnie taki żart... – rzucił w końcu niepewnie.
– Żart? Serio, Piotr? Twoja matka mnie jawnie upokarza, a ty mówisz, że to żart?!
– Kamila, nie nakręcaj się tak. Ona po prostu...
– Ona po prostu mnie nienawidzi i robi to coraz śmielej, a ty stoisz z boku i udajesz, że nie widzisz.
W nocy, po kilku godzinach myślenia, zapakowałam garnki z powrotem. Włożyłam karteczkę z jednym zdaniem: „Może Pani skorzysta – podobno nigdy nie jest za późno, żeby się czegoś nauczyć”. Następnego dnia paczka wróciła do nadawcy. A ja czekałam na aferę.
Miałam tego serdecznie dość
Telefon zadzwonił już następnego dnia po południu. Na ekranie: „Jadwiga”. Przez sekundę chciałam nie odbierać, ale coś mnie tknęło. Miałam dość uciekania. Odebrałam.
– No witam serdecznie – zaczęła chłodno. – Paczka wróciła. Przypadek, czy…?
– Świadoma decyzja – odpowiedziałam. – Uznałam, że mamie bardziej się przyda.
– Słucham?! – w głosie Jadwigi pojawiła się stal. – Kamila, ty sobie chyba kpiny urządzasz. Ja z dobrego serca wysłałam prezent, a ty mi to z powrotem odsyłasz z takim… tekstem?
– Mamo, to nie był prezent. To był przytyk, kolejny. I mam już serdecznie dosyć.
– Bezczelność! – wrzasnęła. – Taka z ciebie żona, że chłopak chudnie, bo nic porządnego nie zje w tym domu! Ja nie wiem, co on w tobie widzi!
Zacisnęłam palce na telefonie.
– Widzi kobietę, którą kocha. I która ma dość bycia poniżaną przez jego matkę.
– Taka mądra jesteś? – ciągnęła Jadwiga. – Nie zdziwię się, jak za parę lat będziesz sama. Bo kto by z tobą wytrzymał?
– A z mamą ktoś wytrzymał? Bo z tego, co mówił Piotr, to jego ojciec do dziś mieszka sam.
Rozłączyła się bez słowa, dłoń mi drżała. Piotr wrócił wieczorem, milczący. W końcu powiedział:
– Mama zadzwoniła. Była roztrzęsiona. Powiedziała, że ją obraziłaś.
– Ja byłam obrażana codziennie przez trzy lata. I nic z tym nie zrobiłeś.
– Przesadzasz. To są tylko słowa...
– Słowa ranią. A twoje milczenie boli jeszcze bardziej.
Nie odpowiedział, odszedł do kuchni. I wtedy po raz pierwszy pomyślałam: może ja nie mam partnera. Może jestem sama.
Potraktowała mnie jak śmiecia
Nie chciałam iść na urodziny Magdy, ale Piotr nalegał. „Będzie głupio, jak się nie pojawimy”, „To przecież twoja szwagierka” – mówił, jakby to miało cokolwiek zmienić. Weszliśmy do salonu pełnego ludzi. Jadwiga już tam była, z nadętą miną. Ucałowała Magdę w oba policzki i rzuciła w moją stronę:
– No proszę, Kamila zaszczyciła nas swoją obecnością! Myślałam, że po ostatnich… garnkowych perturbacjach nie będzie cię stać na uśmiech.
Zaśmiała się pod nosem. Magda spojrzała na mnie zaskoczona. Wiedziała, o co chodzi, ale udawała, że nie wie.
– Oj mamo, daj spokój – rzuciła, ale cicho, bez przekonania.
– Nie martw się, kochanie – dodała Jadwiga, patrząc mi prosto w oczy – kiedyś się nauczysz, jak prowadzić dom. Nie od razu Rzym zbudowano.
Odłożyłam kieliszek.
– A Pani się kiedyś nauczy, jak nie być złośliwą matką i toksyczną teściową. Ale jak mówią – nie każdy się nadaje.
Zrobiło się cicho, naprawdę cicho. Magda próbowała się zaśmiać, ale wyszło nerwowo. Ktoś odchrząknął. Piotr milczał. Stał obok mnie i... nic. Nie powiedział ani słowa. Jakby go nie było. Jadwiga tylko pokiwała głową.
– No tak. Chamstwo się szerzy. A ja tylko chciałam dobrze.
Odwróciła się na pięcie i poszła do kuchni, a ja stałam jak wryta. Zawiedli mnie wszyscy – i Piotr, i jego siostra, i cała ta śmieszna rodzina. W drodze do domu nie rozmawialiśmy. Nie wytrzymałam dopiero w mieszkaniu.
– Serio? Nic nie powiedziałeś? Nie zamierzałeś mnie obronić?
– To nie miejsce na awantury, Kamila – odpowiedział spokojnie, jakby to mnie trzeba było uspokajać.
– A gdzie jest to miejsce, Piotr? Kiedy będzie dobra okazja do tego, żebyś mnie obronił? Nie wiem, do czego jeszcze musiałaby się posunąć twoja matka, żebyś w końcu zareagował.
Zamurowało mnie
Następnego dnia nie odzywaliśmy się do siebie. Snuliśmy się po mieszkaniu jak cienie – cisi, obcy, pełni napięcia. W końcu pękłam. Weszłam do salonu, gdzie Piotr siedział z laptopem, jakby nic się nie stało.
– Musimy pogadać – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Zerknął na mnie i odłożył laptopa.
– Dobrze. Mów.
– Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak bardzo mnie zawodzisz? Jak boli to, że nigdy, ale to nigdy, nie stajesz po mojej stronie?
– Kamila, ja nie chcę wybierać między tobą a moją matką – odpowiedział, jakby to miało coś wyjaśniać.
– Ale ja nie każę ci wybierać. Ja tylko oczekuję, że postawisz jej granice! Że kiedy mnie poniża, to chociaż powiesz: „Mamo, to nie jest w porządku”. Ale ty? Ty milczysz. A to milczenie boli bardziej niż jej złośliwości.
Piotr spuścił wzrok.
– Ja nie umiem… Wiesz, jaka ona jest.
– Wiem. I dlatego potrzebuję, żebyś to ty był moją ostoją. A nie kolejnym, który się boi jej słowa.
Wtedy powiedział coś, co zabolało mnie jak cios w serce:
– Może też nie jesteś bez winy…
Zamarłam.
– Przepraszam, co?
– Po prostu… czasem ty też reagujesz za ostro.
Pokręciłam głową i wyszłam. Zadzwoniłam do Kingi. Siedziałam u niej do późna i opowiedziałam wszystko.
– Kamila – powiedziała po chwili ciszy – ty już jesteś w tej rodzinie. To oni nie chcą tego zaakceptować. A Piotr? On się musi obudzić. Albo się ocknie, albo…
Nie dokończyła. Bo obie wiedziałyśmy, co dalej.
Kontrolowałam sytuację
W poniedziałek rano, zanim Piotr wstał, usiadłam przy stole z laptopem i zaczęłam pisać. Nie był to żaden emocjonalny wywód, tylko konkret: kilka krótkich akapitów, w których jasno wyznaczyłam granice. Że nie życzę sobie dalszych złośliwości, że nie jestem dzieckiem, które trzeba wychowywać. Że jestem żoną jej syna, a nie jego służącą. Że nie zamierzam już ignorować żadnych przytyków. Wysłałam to teściowej. Do wiadomości – Piotr. I, impulsywnie, Magda. Czułam ulgę i strach. Ale pierwszy raz od dawna – kontrolowałam sytuację.
Odpowiedź przyszła nie od teściowej, tylko od Magdy. SMS. „Dzięki za szczerość. Wiesz co? Masz więcej klasy niż cała nasza rodzina razem. Przepraszam za sobotę. Nie powinnam milczeć”. Zaniemówiłam. Nie spodziewałam się tego po niej. Oddzwoniłam, a Magda odebrała niemal od razu.
– Wiesz, przez lata przyjmowałam to wszystko za normę – powiedziała. – Mama zawsze taka była. A Piotr? On nigdy nie umiał się jej postawić. Ale masz rację, my się powinniśmy zmienić, nie ty.
Wieczorem Piotr przyszedł do mnie, jakby stąpał po kruchym lodzie. Usiadł obok, w milczeniu.
– Przeczytałem to, co wysłałaś – powiedział w końcu. – I... masz rację. We wszystkim.
Spojrzałam na niego.
– Naprawdę to rozumiesz?
– Tak. I chcę to naprawić. Chcę być twoim mężem, nie maminsynkiem.
Nie odpowiedziałam. Ale po raz pierwszy od dawna – chciałam uwierzyć, że może coś się zmieni.
To był najlepszy prezent
Minął tydzień. W domu było spokojniej, choć nic nie było jeszcze pewne. Jadwiga nie odpowiedziała na moją wiadomość. Zero kontaktu. Piotr próbował się do niej dodzwonić, ale ponoć „nie ma czasu na rozmowy z kobietami, które ją atakują”. I dobrze. Pierwszy raz to nie ja musiałam się tłumaczyć.
Widziałam, że Piotr próbuje. Sam z siebie zaczął gotować obiady, bez czekania, aż go poproszę. Robił zakupy, podsuwał mi herbatę wieczorami. Ale nie chodziło o herbatę. Chodziło o to, że w końcu był – obecny. Obok mnie, a nie gdzieś pomiędzy mną a matką. Kinga zadzwoniła w sobotę.
– No i jak? Wysłała ci znowu patelnię zemsty?
Zaśmiałam się po raz pierwszy z tej całej sytuacji.
– Nie, jest cisza. Ale to taki... święty spokój.
– No to najlepszy prezent na Black Friday.
Miała rację. Siedziałam przy stole, z kubkiem gorącej herbaty, zawinięta w koc. Patrzyłam przez okno na szare, listopadowe niebo i czułam, że cokolwiek się wydarzy dalej – dam sobie radę. Bo postawiłam na siebie.
Nie wiedziałam, czy Piotr się zmieni na dobre. Czy Jadwiga odpuści, czy tylko czeka, żeby znowu uderzyć. Ale jedno było pewne: już nigdy nie pozwolę, by ktoś mnie poniżał. Wzięłam łyk herbaty i pomyślałam: czasem największym prezentem, jaki możesz sobie dać, to święty spokój.
Kamila, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy mąż zaczął pachnieć cudzymi perfumami, uknułam zemstę. On odebrał mi wiarę w miłość, a ja jemu godność i luksusy”
- „Wyjechałam do Szczyrku, żeby spędzić trochę czasu z siostrą. Ale to szwagier umilał mi mroźne wieczory w górach”
- „Spadek z Danii spadł mi prosto z nieba. Gdy lądowałem na lotnisku w Kopenhadze, czułem, że kryje się za tym tajemnica”

