„Teściowa myśli, że jak sypnie groszem, to może nam zaglądać do talerzy. Wolę jeść tanie parówki, niż być na jej łasce”
„Zaczęło się niewinnie. Teściowa opłaciła przedszkole, przyniosła zakupy, czasem dała coś na dzieci. Myślałam, że to zwykła rodzinna pomoc. Szybko się jednak okazało, że to nie była pomoc, tylko inwestycja. A jej zyskiem miała być kontrola nad naszym życiem”.

- Redakcja
Nie sądziłam, że będę musiała wybierać między godnością a spokojem. A jednak życie wciągnęło mnie w coś, czego nie potrafię zapomnieć do dziś. Nazywam się Kasia, mam trzydzieści dwa lata. Jestem mamą dwójki dzieci, żoną Michała, a przez ostatnie miesiące... emocjonalnym zakładnikiem własnej teściowej.
Wyszłam za Michała z miłości. Był czuły, cierpliwy i zawsze starał się zapewnić nam wszystko, co tylko mógł. Gdy urodziło się drugie dziecko, nasze finanse mocno się skurczyły – ja byłam na urlopie wychowawczym, Michał sam wszystko ciągnął. I wtedy wkroczyła Zofia, jego mama. Zaczęło się niewinnie: opłaciła przedszkole, przyniosła zakupy, czasem dała „na mleko dla dzieci”. Myślałam, że to zwykła rodzinna pomoc.
Szybko się jednak okazało, że to nie była pomoc, tylko inwestycja. A jej zyskiem miała być kontrola nad naszym życiem. Początkowo starałam się to ignorować. Ale przyszedł dzień, w którym Zofia – przy rosole, w naszej kuchni – zapytała, czy nie powinnam „czegoś wreszcie ze sobą zrobić”. Uśmiechnęłam się wtedy sztucznie, choć w środku już wiedziałam, że to się źle skończy.
Nie chciałam tak żyć
– A ty znowu dajesz im te parówki? – Zofia stała w drzwiach kuchni, trzymając siatkę z zakupami, jakby właśnie wpadła na inspekcję sanepidu.
Spojrzałam na nią znad kuchenki. Przy stole dzieci już siedziały z widelcami w dłoniach.
– Tak, bo je lubią – odpowiedziałam spokojnie.
– No jasne. Tanie, pełne chemii i łatwe w przygotowaniu. Kiedyś dzieci jadły porządne rzeczy, a nie byle co.
Zamknęłam oczy na sekundę. Ugryzłam się w język.
– Michaś, ty to kiedyś kochałeś moją zupę ogórkową, pamiętasz? – Zofia podeszła do Michała, który właśnie wrócił z pracy.
– Pamiętam, mamo – rzucił zmęczonym głosem, całując mnie w policzek. – Ale Kasia też świetnie gotuje.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, ale i z poczuciem, że to wszystko zaczyna mnie przerastać.
Od kilku tygodni teściowa przychodziła do nas niemal codziennie. Przynosiła jedzenie, komentowała porządek w mieszkaniu, a nawet... wieszała pranie. Czułam się, jakby ktoś mnie wycinał z mojego własnego domu, kawałek po kawałku.
Wieczorem, gdy dzieci już spały, wybuchłam.
– Michał, ja tak nie mogę. Twoja mama mnie osacza. Przychodzi, kiedy chce, robi co chce, komentuje wszystko, jakbym była jakąś nieudolną matką. Nie chcę już jej pieniędzy. Wolę mniej jeść, ale żyć w spokoju.
– Kasia... ona tylko chce pomóc – odparł, siadając obok mnie.
– To nie jest pomoc. To jest kontrola. I ja się w tym duszę.
Milczał przez chwilę.
– Pomyślę o tym, dobrze?
Pokiwałam głową, ale łzy już zdążyły popłynąć. Bo ja nie chciałam, żeby on "myślał". Chciałam, żeby zobaczył, że mnie już prawie nie ma.
Miarka się przebrała
Była środa, deszczowa, ponura, jeden z tych dni, kiedy człowiek marzy tylko o kocu, herbacie i świętym spokoju. Odbierałam młodszego syna z przedszkola, gdy zadzwonił domofon. Nie zdążyłam nawet zdjąć butów, kiedy w progu stanęła teściowa z torbą pełną zakupów.
– Byłam akurat w centrum, to podskoczyłam po dzieci – oznajmiła radośnie, jakby właśnie przekazała mi najpiękniejszy prezent.
– Ale... ja dzisiaj mam wolne popołudnie – powiedziałam zaskoczona.
– Tak? Nie wiedziałam. A i tak dobrze, że wpadłam, ogarnę tu trochę.
Zrobiło mi się gorąco. Nie chodziło już o samą sytuację – chodziło o sposób, w jaki to mówiła. Jakby była właścicielką mojego życia. Jakby chciała mi pokazać, że sama zrobi wszystko lepiej.
Zerknęłam do lodówki – była pełna. Parówki zniknęły. W ich miejsce pojawiła się jej zupa i pieczeń.
– Nie wiem, czy wiesz, ale twoje dzieci powinny jeść więcej warzyw – powiedziała, ustawiając dania na stole. – Kasia, musisz zadbać o ich dietę.
I wtedy coś we mnie pękło.
– Nie masz prawa podejmować decyzji za mnie! – podniosłam głos.
– Mam prawo, skoro wszystko opłacam! – odpaliła natychmiast. – Gdyby nie ja, to nie wiem, jakbyście żyli!
Zamarliśmy. Dzieci patrzyły na nas szeroko otwartymi oczami. Michał właśnie wrócił z pracy – stanął w przedpokoju z kluczami w ręku.
– Co tu się dzieje? – spytał cicho.
Spojrzałam na niego, zalana łzami. W jego oczach był strach. Nie przed matką. Przede mną.
– Michał – wyszeptałam – powiedz mi tylko jedno. Ty to wszystko widzisz... prawda?
Ale on nie odpowiedział. A ja zrozumiałam, że jesteśmy na zakręcie, z którego nie ma powrotu.
Nie dam sobą pomiatać
Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą kolację. Michał grzebał w talerzu, dzieci bawiły się cicho klockami w salonie, a ja siedziałam przy stole z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Słyszałam jeszcze echo kłótni w uszach. „Mam prawo, skoro wszystko opłacam” – to zdanie wbijało się we mnie jak nóż.
Położyliśmy dzieci spać. Michał długo siedział w łazience. W końcu wyszedł i usiadł obok mnie na kanapie. Miał czerwone oczy.
– Kasia... ja nie wiem, jak do tego doszło. Przecież mama zawsze taka była, ale... teraz to już jest coś innego.
Spojrzałam na niego bez słowa. Nie chciałam go pocieszać. Chciałam, żeby wreszcie to zrozumiał.
– Wiem, że cię rani. I wiem, że udaję, że tego nie widzę, bo... nie umiem się jej postawić. Ale masz rację. Nie chcę, żeby moje dzieci patrzyły, jak babcia pomiata ich mamą.
Zamilkł. Sięgnął po telefon.
– Co robisz? – spytałam cicho.
– Dzwonię do niej. Muszę jej to powiedzieć.
Serce mi waliło, jakby miało eksplodować. Usłyszałam tylko urywki rozmowy.
– Mamo, nie chcemy już twojej pomocy... Nie, nie chodzi o pieniądze, tylko o to, co robisz... Tak, wiem, że chcesz dobrze, ale nie możesz... To nie jest twoje życie... Tak, jestem dorosły.
Potem zamilkł, słuchając. Jego twarz stężała.
– Po tym, co dla was zrobiłam? Te wszystkie zakupy, opłaty... to inwestycja w waszą przyszłość – słyszałam jej głos, bo miał włączony głośnik. – A inwestor ma prawo wiedzieć, co się dzieje z jego pieniędzmi.
– Ale my nie jesteśmy twoją firmą, mamo – powiedział spokojnie Michał. – I nie chcę, żebyś dalej nas tak traktowała.
Rozłączył się. A ja... zaczęłam płakać. Nie ze smutku. Z ulgi.
– I co teraz? – zapytałam później, gdy leżeliśmy już w łóżku.
– Teraz będziemy biedni. Ale przynajmniej nikt nie będzie nami rządził.
Tego było już za wiele
Zjawienie się Zofii w naszym mieszkaniu dwa dni później nie było żadnym zaskoczeniem. Wparowała jak zwykle bez uprzedzenia, w płaszczu, z wypiekami na twarzy. Zobaczyłam ją przez wizjer i moje ciało momentalnie się napięło. Michał szedł już w moją stronę, ale nie zdążył mnie powstrzymać. Otworzyłam drzwi.
– Przyszłam porozmawiać – rzuciła chłodno, nawet nie patrząc na mnie. Przeszła obok, jakby nadal miała do tego prawo.
Usiadła w salonie. Michał stanął naprzeciw niej, ja usiadłam w drugim końcu pokoju. Cisza wisiała między nami, gęsta jak dym.
– Nie przyszłam się kłócić – zaczęła. – Ale nie zamierzam też udawać, że wszystko jest w porządku. Michał, tak mnie traktujesz po wszystkim, co dla was zrobiłam?
– Mamo, nie chodzi o pieniądze – odezwał się spokojnie. – Chodzi o to, co próbowałaś z nimi zrobić. To nie była pomoc, tylko kontrola.
– Kontrola?! Ja chciałam, żebyście mieli lepiej! Żeby dzieci nie chodziły w starych butach i żebyście nie musieli jeść parówek! – jej głos się podniósł.
– A my wolelibyśmy parówki i spokój – odpowiedział. – Rozumiesz to?
Zofia odchyliła się na kanapie i zaśmiała się krótko, bez cienia radości.
– Będziecie żałować. Kiedy zabraknie wam pieniędzy, nie przychodźcie do mnie.
– Może będziemy biedniejsi – Michał spojrzał na nią twardo – ale wreszcie będziemy wolni.
Zofia wstała. Podniosła torbę z podłogi, spojrzała na mnie – pierwszy raz od wejścia. Jej wzrok był zimny, zawiedziony.
– No to żyjcie sobie w tej swojej wolności – powiedziała i trzasnęła drzwiami.
Nie odezwałam się ani słowem. Michał podszedł, objął mnie. Chciałam powiedzieć coś ciepłego, coś pocieszającego. Ale miałam w oczach łzy, w gardle gulę. Tylko przytuliłam się mocniej.
– Myślisz, że już nie wróci? – zapytałam w końcu cicho.
– Myślę, że wróci – odpowiedział. – Ale już nie po to, żeby rządzić.
Mieliśmy dość kontroli
Na początku było dziwnie cicho. Nie tylko w mieszkaniu, ale między nami. Jakbyśmy chodzili na palcach, żeby nie rozbić tego kruchego spokoju. Przez pierwsze dni Michał był wyjątkowo milczący. Ja też. Oboje chyba baliśmy się powiedzieć coś, co zabrzmi jak: „Może jednak przesadziliśmy”.
W portfelu zaczęło być pusto szybciej niż zwykle. Przedszkole opłaciliśmy z oszczędności, ale na kolejne miesiące trzeba będzie znaleźć inny sposób. Zakupy planowałam co do złotówki, odkurzyłam aplikację z kuponami, a ciuchy po starszym zaczęły trafiać do szafy młodszego, bez zbędnych sentymentów.
Ale... mimo wszystko było w tym coś dobrego. Czułam, że odzyskaliśmy nasze życie. Naszą decyzję. Nasze błędy, ale i nasze wybory.
Wieczorem, po kolacji, dzieci zasnęły szybciej niż zwykle. Usiedliśmy w kuchni z herbatą. Michał przetarł dłonią twarz, oparł się łokciami o stół.
– Czasem myślę, że popełniliśmy błąd – powiedział cicho, patrząc gdzieś w bok.
Zamarłam.
– Ty też?
– Może. Ale to był nasz błąd. Nikt inny nie miał w nim udziału. I to jest w tym wszystkim najważniejsze.
Uśmiechnęłam się smutno. Te słowa nie przyniosły mi ulgi, ale dały coś innego. Sprawczość. Siłę.
Wtedy do kuchni wszedł nasz starszy syn, w piżamie, z ulubionym misiem.
– Mamo, tato... mogę się przytulić?
Podciągnęłam go na kolana, Michał objął nas oboje. Przez chwilę nikt nic nie mówił. Było tylko ciepło i miękkie światło lampki nad stołem.
Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Że przyjdą jeszcze chwile zwątpienia. Ale w tamtym momencie miałam pewność jednego – cokolwiek się stanie, nikt już nie zabierze nam prawa do naszego życia.
Katarzyna, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Rodzice chcieli ślubu, którego pozazdroszczą mi wszystkie sąsiadki. Szkoda, że nie dołożyli złamanego grosza”
- „Nigdy nie chciałam mieć dzieci. Mąż twierdzi, że to moja powinność jako kobiety, ale pieluchy to nie dla mnie”
- „Mój mąż dobrze wie, że nie kocham go tak jak kiedyś. Ale nie stać mnie na rozwód i życie samotnej matki”

