Reklama

Jeszcze dwa lata temu nasze życie było jak z obrazka. Kamil wracał z pracy z bukietem tulipanów, a ja czekałam z ciepłym obiadem i naszym malutkim synkiem na rękach. Śmialiśmy się z byle czego, planowaliśmy wakacje, rozmawialiśmy o wszystkim. Mieliśmy swoje rytuały – niedzielne leniwe poranki z kawą w łóżku, jego dłonie zawsze szukające moich w ciemności. A teraz? Teraz nie wiem, kto śpi obok mnie. Czasem mam wrażenie, że to obcy mężczyzna, który wybrał mamusię zamiast mnie.

Wszystko zaczęło się po pogrzebie teścia. Cichy, spokojny człowiek. Zawsze trzymał się z boku, jakby nie chciał nikomu przeszkadzać. Kiedy umarł, coś się zmieniło – w Kamilu, ale i w jego matce, Grażynie. Na początku przyjeżdżała tylko „na chwilę”, „żeby nie być sama”. Potem zostawała na weekendy. A potem… przestała wyjeżdżać. Zamieszkała z wnukiem w jego pokoju.

Bo dziecko potrzebuje babci – stwierdziła, jakby to było oczywiste. Od tamtej pory przestałam mieć własną przestrzeń. Rano wchodzę do kuchni – ona już tam jest. Zrobiła zakupy, ugotowała zupę, przestawiła kubki, bo „tak będzie lepiej”. Zaczęła komentować, ile czasu spędzam z dzieckiem, co gotuję, co zakładam. A Kamil? On tylko wzrusza ramionami. Jakby nie widział problemu.

Czasem łapię się na tym, że czuję się jak lokatorka we własnym mieszkaniu. Może gdyby mnie nie było, im byłoby wygodniej? Ale to jest mój dom. Moje życie. I zaczynam mieć dość.

Mąż był przeciwko mnie

– Kamil, musimy pogadać – powiedziałam wieczorem, kiedy mały już spał, a teściowa w swoim nowym rytuale piła melisę w kuchni, głośno stawiając kubek na stole.

– Okej, tylko krótko, bo padam – rzucił, nie odrywając wzroku od telefonu.

Usiadłam naprzeciw niego na kanapie, próbując nie zacząć od krzyku.

– Twoja mama... Ona chyba nie planuje się wyprowadzić, prawda?

Kamil spojrzał na mnie z irytacją.

– Natalia, naprawdę? Teraz z tym wyskakujesz?

– Bo nie mam już kiedy, Kamil. Ja czuję się jak gość we własnym domu. Ona wszystko przejęła. Kuchnię, dziecko, nawet twoją uwagę.

– Przesadzasz. To moja matka. Nie ma dokąd pójść.

– A mnie ktoś pytał, czy chcę z nią mieszkać? Bo chyba nie. To jest nasz dom, Kamil. Nasz. Nie jej.

– Nie będę jej wyrzucał na bruk, Natalia. To ty jesteś bez serca, jeśli tego chcesz.

Zatkało mnie.

– Serio? To ja jestem bez serca? Bo nie chcę, żeby ktoś obcy rządził się w moim życiu?

– Ona nie jest obca. To moja matka.

– A ja? Kim ja jestem dla ciebie?

Długo milczał, aż w końcu wzruszył ramionami.

– Nie wiem, o co ci chodzi. Naprawdę nie wiem, co z tobą ostatnio jest.

Wtedy poczułam złość. Czy on naprawdę mnie już nie słyszy?

Czułam się jak intruz

Stała przy kuchence i mieszała zupę. Zostawiła pokrywkę uchyloną, a zapach koperku wypełnił cały dom. Nasz dom.

– Mamo – zaczęłam, starając się, by mój głos nie brzmiał zbyt ostro. – Chciałabym porozmawiać.

– Oczywiście, kochanie – odpowiedziała z uśmiechem, ale nie odwróciła się. – Zupka dla małego będzie za dwadzieścia minut. Bez soli, tak jak lubi.

– Nie o zupę chodzi.

Wreszcie spojrzała na mnie. Z delikatnym zdziwieniem, jakby nie rozumiała, o co może mi chodzić.

Jak długo planujesz zostać? – zapytałam wprost.

– Nie wiem, kochanie. Kamil mówił, że mogę zostać tak długo, jak będę potrzebować. Dobrze się tu czuję, chłopcy mnie potrzebują.

– Tylko że to jest moje mieszkanie. Chciałabym wiedzieć, na czym stoję. Czy to sytuacja tymczasowa, czy już stała?

Wzruszyła ramionami, wracając do garnka.

– Przecież dobrze nam razem, prawda? Ty trochę chaotyczna jesteś, ale starasz się. A dziecko… dziecko mnie potrzebuje. Ty nie masz instynktu, Natalia.

Zakrztusiłam się powietrzem.

– Nie życzę sobie, że ktoś mnie oceniał.

– Nie oceniam. Po prostu stwierdzam. Ja wiem, jak się prowadzi dom. Ty dopiero się uczysz.

– To wolałabym się uczyć na własną rękę – warknęłam i wybiegłam z kuchni.

Zamknęłam się w łazience i długo patrzyłam w lustro. W moim własnym domu… jestem tylko dodatkiem.

Prawda wyszła na jaw

Była już godzina po pierwszej, a ja wciąż nie mogłam zasnąć. Leżałam z otwartymi oczami, liczyłam oddechy. W końcu wstałam i wyszłam z sypialni po wodę. Z kuchni dobiegał cichy głos. Zamarłam. To był głos Kamila.

– Ale co ty właściwie zrobiłaś z tym mieszkaniem, mamo? – szepnął nerwowo.

Zadrżałam. Przylgnęłam się do ściany w korytarzu. Po raz pierwszy od tygodni słyszałam w jego głosie coś więcej niż obojętność.

Musiałam sprzedać – odpowiedziała Grażyna. – Długi rosły. Znasz mnie, Kamil. Chciałam pomóc Edycie z firmą. Wydawało się, że to jedyna szansa.

– Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?

– Bo wiedziałam, że Natalia się wścieknie. Ona mnie nie znosi. Nie chciałam jej dawać więcej powodów.

– Ona… ona nie nienawidzi cię, tylko... ma ciężko. Nie rozumie tej sytuacji.

– Nie rozumie? Czy może nie chce zrozumieć? Ja jej nie przeszkadzam. Gotuję, sprzątam, zajmuję się wnukiem. Ona powinna być wdzięczna.

Zrobiło mi się niedobrze. Delikatnie odsunęłam się od ściany i weszłam do kuchni.

– Nie musicie mówić za moimi plecami – powiedziałam chłodno. – Słyszałam wszystko.

Kamil zamarł. Grażyna odwróciła się z teatralnym westchnieniem.

– I żądam, żebyście postawili sprawę jasno. Albo mówimy sobie prawdę, albo kończymy tę farsę.

Milczeli. A ja po raz pierwszy od dawna poczułam... że to ja tu jeszcze mam głos.

Miałam tego dość

Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Jak na pogrzebie. Nawet czajnik nie śmiał gwizdać. Tylko zegar na ścianie tykał złośliwie, jakby chciał powiedzieć: „No, mówcie wreszcie”.

Sprzedałaś mieszkanie bez słowa – odezwałam się pierwsza, spokojnie, choć ręce miałam jak z lodu. – Zadłużyłaś się, poręczyłaś komuś kredyty, a teraz… co? Przyszłaś tutaj i rozgościłaś się jak u siebie?

Grażyna pokręciła głową, jakby nie mogła zrozumieć, skąd we mnie tyle jadu.

Nie miałam wyboru – powiedziała w końcu. – Edyta to moja chrześnica. Jej firma upadała. Pomogłam, jak matka by pomogła dziecku.

– Ale to nie Edyta tu mieszka. Tylko ty.

Kamil westchnął ciężko.

– Nie miała wyjścia, Natalia. To moja matka. Nie mogę jej wyrzucić.

– A mnie możesz tak ignorować?

Zamilkł.

– Bo mam wrażenie, że od miesięcy nie jesteśmy już partnerami. Ona podejmuje decyzje, ty je przyjmujesz, a ja mam... się nie odzywać.

– Przesadzasz. Przecież robi wszystko, żeby ci pomóc.

Nie chcę jej pomocy! Ja chcę męża, który stanie po mojej stronie. Chcę dom, który nie jest hotelem.

Wstałam. Z trudem powstrzymywałam łzy. Nagle wszystko wydało mi się takie… obce.

– Przejdę się. Nie czekajcie na mnie – rzuciłam i wyszłam z mieszkania, zanim zaczęłabym krzyczeć.

Szłam bez celu. Mijałam osiedlowe bloki, światła w oknach, ludzi, którzy pewnie nie musieli walczyć o swoje miejsce w życiu. Ja? Czułam się jak cień. Intruz. Gość we własnym świecie. I po raz pierwszy pomyślałam na głos: a może ja po prostu powinnam odejść.

Musiałam coś z tym zrobić

Po południu siedziałam na kanapie u mojej siostry, trzymając w dłoniach kubek herbaty, który już dawno wystygł. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, kiedy opowiadałam jej wszystko. Każde słowo, każdą upokarzającą scenę, jaka wydarzyła się przez ostatnie miesiące.

– Natalia… – zaczęła ostrożnie, jakby bała się, że rozpadnę się przy niej na kawałki. – To jest chore. Naprawdę chore.

– Czy to ja zwariowałam? – zapytałam, mniej pewna siebie niż kiedykolwiek. – Bo Kamil twierdzi, że przesadzam. Że dramatyzuję. Że jego matka nie ma dokąd pójść. A ja… ja czuję, że mnie wypychają z własnego życia. Jakby robili miejsce dla kogoś innego. Bardziej uległego niż ja.

Siostra podniosła brwi.

– Albo dla kogoś, kto im pozwoli na wszystko. Bo ty jeszcze stawiasz granice. I bardzo dobrze! Natalia, błagam cię, czy ty słyszysz samą siebie? Ona śpi z dzieckiem w jego pokoju. Przejęła całą kuchnię. Kamil staje za nią, a nie za tobą. To nie jest normalne.

– Ona powiedziała, że nie mam instynktu… – wyszeptałam, a głos mi zadrżał. – Że dziecko jej potrzebuje bardziej niż mnie.

Siostra aż się zakrztusiła herbatą.

– Co?! To już przegięcie! – Spojrzała na mnie z oburzeniem. – Słuchaj, moja droga, jeśli ty teraz nie postawisz granic, to za miesiąc obudzisz się i zobaczysz Grażynę stojącą nad tobą z kubkiem melisy, mówiącą ci, jak masz oddychać.

Parsknęłam śmiechem, choć wcale nie było mi do śmiechu.

– A tak serio – dodała, ściszając głos – musisz zdecydować. Albo postawisz ultimatum, albo odejdziesz, zanim oni cię psychicznie wykończą. Bo to już zmierza w bardzo złym kierunku.

– Ultimatum? – powtórzyłam niepewnie. – On się wkurzy. Powie, że stawiam go pod ścianą.

– A oni ciebie nie stawiają? – zapytała cicho.

Zamilkłam. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że ktoś mnie rozumie. Że nie jestem wariatką. Że to, co czuję… ma sens.

– Natalia, posłuchaj mnie – siostra złapała mnie za rękę. – Ty nie jesteś tam gościem. To jest twoje życie. Twoje dziecko, twój dom. I jeśli oni tego nie rozumieją… to może czas, żebyś przestała ratować coś, co już dawno tonie.

Oddychałam powoli. Głęboko. I po raz pierwszy pojawiła się we mnie iskra – nie złości, nie rozpaczy… ale siły.

– Chyba wiem, co muszę zrobić – powiedziałam.

Nie było już odwrotu

Dom był cichy. Kamil wyjechał z matką do lekarza. Dziecko spało, zmęczone całodniowym marudzeniem. A ja siedziałam przy kuchennym stole z notesem i długopisem, jakbym planowała listę zakupów. Ale nie chodziło o zakupy. Wpatrywałam się w puste kartki, aż długopis sam zaczął stukać w stół. Regularnie, nerwowo. W rytm moich myśli.

Czy ja jeszcze jestem tu potrzebna? W ciągu ostatnich tygodni stałam się niewidzialna. Moje zdanie nie miało znaczenia. Moje uczucia były „przesadą”. Moje miejsce… zostało zajęte. Kamil milczał, gdy mnie poniżano. Odwracał wzrok, gdy znikałam z pokoju. Nie zapytał ani razu: „Czy ty jeszcze jesteś szczęśliwa?”.

Ale teraz już wiedziałam, co muszę zrobić. Wysunęłam z szuflady segregator. Włożyłam do niego kopie aktu małżeństwa, świadectwa urodzenia synka, umowy kredytowej. Dokumenty. Suche, papierowe dowody na to, że kiedyś coś razem budowaliśmy. Ale nie wspomnienia, nie uczucia.

Wspomnień już nie miałam. Zostały wyparte przez ciszę, szeptane rozmowy w kuchni i dźwięk kubka z melisą stawianego na blat. Spojrzałam na swoje odbicie w oknie. Blada twarz, zmęczone oczy. Ale... bez łez. Nie powiedziałam Kamilowi nic, jeszcze nie. Ale jutro zadzwonię do prawnika. Zacznę myśleć o sobie. O tym, co dalej, bez nich.

Bo ten dom, który miał być schronieniem, stał się miejscem, do którego nie chciałam wracać.

Natalia, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama