Reklama

Od lat mam poczucie, że moja teściowa robi wszystko, by zrujnować naszą rodzinę od środka. Nie wiem, czy kieruje nią nuda, potrzeba kontroli, czy może zwykła złośliwość, ale jedno wiem na pewno – kiedy tylko pojawia się w naszym domu, zaraz robi się duszno. A już najbardziej w dni, które mogłyby być po prostu spokojne. Takie jak pogrzeb ciotki Haliny.

Wszyscy byliśmy w żałobie. Nikt nie miał głowy do gierek. I wtedy teściowa przeszła samą siebie. Wiele rzeczy mogłabym jej wybaczyć. To, że wtrącała się w nasze małżeństwo. To, że komentowała, jak wychowujemy dzieci. Nawet to, że podważała moje decyzje we własnym domu. Ale tego dnia... Tego dnia przelała czarę goryczy.

Zacisnęłam zęby

Wszystko zaczęło się jeszcze zanim dotarliśmy na cmentarz. Siedziałam z tyłu w aucie, między córką a bukietem białych lilii. Mąż prowadził, a na miejscu pasażera siedziała jego matka. Od rana była w złym humorze.

– No przecież mówiłam, żeby nie kupować lilii. Halina nie cierpiała tego zapachu – rzuciła z wyrzutem.

– Mamo, mówiłaś to już trzy razy – westchnął mąż. – Nie chodzi o kwiaty, tylko o to, żeby ją godnie pożegnać.

Godnie to znaczy z głową, a nie z takim wieńcem, który wygląda jak z dyskontu – prychnęła.

Zacisnęłam zęby.

– Uważam, że jest piękny – powiedziałam spokojnie.

– Kwestia gustu – rzuciła lodowatym tonem. – Tylko że Halina była kobietą z klasą. Tak jak ja. No ale nie każdy to rozumie...

– Babciu, ale my z mamą wybieraliśmy go przez godzinę – wtrąciła cicho Julia.

Teściowa odwróciła się do wnuczki z teatralnym westchnieniem:

– Kochanie, nie jesteś niczemu winna. To dorośli podejmują głupie decyzje.

Spojrzałam na Marka. Nie zareagował. Tylko wbił wzrok w drogę i przyspieszył. Wiedziałam, że to dopiero początek.

Było mi wstyd

Przy cmentarzu zebrało się więcej osób, niż się spodziewałam. Halina była wdową, bezdzietną, trochę zgryźliwą – nie miała wielu przyjaciół. Teściowa od razu się rozkręciła.

– Kto to w ogóle jest? – nachyliła się do mnie, wskazując starszą kobietę w fioletowym płaszczu. – Przecież Halina nie cierpiała tej Zośki z Radomia. A ta się pcha z przodu, jakby były siostrami!

– Mamo, nie teraz – syknęłam. – Stójmy po prostu cicho.

Widzisz synku, jak mnie twoja żona traktuje? Próbuję dbać o godność naszej rodziny, a ona... – urwała, widząc, że podchodzi ksiądz.

Zaczęła się ceremonia. Kiedy prowadzący mówił o życiu Haliny, ale teściowa znowu nie mogła się powstrzymać.

– Skromna?! – szepnęła teatralnie. – Ona?! Przecież całe życie była zawistna i kłótliwa.

Marek spojrzał na nią z rezygnacją.

Mamo, przestań – powiedział cicho. – Uszanujmy ten moment.

– Ja? A kto przez całe życie ją znosił? – dodała z jadem.

Odetchnęłam głęboko. Nie mogłam wytrzymać. Pochyliłam się do niej:

To nie jest miejsce, żeby robić z siebie widowisko.

– A właśnie że jest – uśmiechnęła się lodowato.

I wtedy zrozumiałam. Ona przyszła nie tylko pożegnać ciotkę Halinę. Ona przyszła dać spektakl.

Poczułam ulgę

Po pogrzebie zaprosiliśmy rodzinę na stypę do niewielkiej restauracji pod miastem. Sala była skromna, ale elegancka – białe obrusy, świece na stołach, cicha muzyka w tle. Ledwo usiedliśmy, teściowa już zaczęła się rozglądać.

A gdzie rosół? – rzuciła głośno, zanim kelnerka zdążyła podać pierwsze danie.

– Mamo, to jest menu postne, wszystko ustalałam z ciotką Zosią. Halina nie chciała mięsa na stypie – powiedziałam, próbując zachować spokój.

– No tak, bo Zosia to teraz główna żałobnica? – prychnęła Helena. – Halina jej nie cierpiała, a teraz nagle wszystko z nią ustalacie?

– Mamo, przestań. To nie jest miejsce ani czas – wtrącił Marek z coraz większym zmęczeniem w głosie.

– Nie, właśnie że jest! – podniosła głos. – Chcecie wiedzieć, kto powinien tu siedzieć na miejscu gospodarza? Ja! Bo tylko ja znałam Halinę naprawdę. A wy? Nawet nie zapytaliście mnie o zdanie!

Wszyscy przy stole zamilkli. Dzieci spojrzały na mnie z niepokojem.

– Opanuj się – odezwał się wujek Stefan. – To nie kabaret. Umiałaś zmarłej dokuczać za życia, to może po śmierci okaż jej trochę szacunku.

– Ja jej dokuczałam?! – krzyknęła. – To ona całe życie pluła mi w twarz! A teraz wy ją tu wynosicie pod niebiosa?! Proszę bardzo! Ale nie liczcie, że będę siedzieć i słuchać tych bzdur!

Wstała i trzęsąc się z oburzenia, wyszła z sali, zostawiając wszystkich w osłupieniu. A ja? Ja poczułam ulgę.

Nie spodziewałam się tego

W sali zapanowała niezręczna cisza. Marek siedział z pochyloną głową i dłubał widelcem w ryżu, którego nawet nie tknął. Starałam się uśmiechać do gości, żeby jakoś podtrzymać atmosferę.

– Może kawa? – zapytałam ciotkę Zosię, która wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć.

– Poproszę – odpowiedziała szeptem. – Choć chyba raczej melisę...

Marek w końcu się odezwał:

Przepraszam wszystkich za moją mamę. Ona… no wiecie, jaka jest. Emocje, wiek, stres...

– Emocje?! – warknęła Julia, nasza córka. – Ona od rana wszystkich obraża. I teraz znowu zrobiła scenę!

– Nie podnoś głosu – powiedziałam cicho.

– Ale ile można! Zawsze jej wolno wszystko? Bo babcia, bo starsza, bo wdowa? A ty siedzisz i się nie odzywasz!

– Julka ma rację – odezwała się nagle ciotka Zosia. – Czemu ty tak zawsze ustępujesz? Przecież ona tobą pomiata.

Zamarłam. Tego się nie spodziewałam – że ktoś to powie na głos. Marek spojrzał na mnie, potem na ciotkę. W końcu powiedział:

– Moja mama... ona od lat wszystkich prowokuje. Ciocia ma rację. Nie powinnaś jej pozwalać tak cię traktować.

– I co teraz? – spytałam cicho.

W drzwiach stanęła Helena. Wzrokiem omiotła salę. Weszła jak gdyby nigdy nic, usiadła i sięgnęła po ciastko.

– Co tak cicho? Ktoś umarł? – rzuciła ironicznie, uśmiechając się pod nosem.

Wszyscy spojrzeli na nią z niedowierzaniem.

Zebrałam się na odwagę

– Co tak patrzycie? – zapytała teściowa, przeżuwając kruche ciasteczko z makiem. – Nie pierwszy raz ktoś odchodzi. Takie życie.

– Mamo, przestań – powiedział Marek, wreszcie podnosząc głowę. – Przesadziłaś. Przez ciebie cała stypa zamieniła się w teatr.

– No to przepraszam, że nie płakałam do zupy – odparła teściowa z przekąsem. – Prawdziwe emocje nie zawsze wyglądają ładnie na zdjęciach.

– Tu nie chodzi o zdjęcia – odezwałam się w końcu, czując, jak narasta we mnie fala odwagi. – Chodzi o szacunek. Dla zmarłej. Dla nas wszystkich.

– A ty niby jesteś taka święta? – parsknęła. – Całe życie ciotce Halinie zazdrościłaś. Jej mieszkania, stylu, gustu…

– Mamo, daj spokój! – Marek uderzył dłonią w stół. – Dość. Iwona nie powiedziała ani słowa złego o Halinie. To ty ją tu od rana obgadujesz, a teraz jeszcze ją obrażasz!

Teściowa zmrużyła oczy, jakby nie wierzyła, że jej syn się postawił.

– Ty... stajesz po stronie tej... tej obcej kobiety?

– Mojej żony – poprawił go spokojnie Marek. – I matki moich dzieci. Tak, staję po jej stronie. I mam tego dość.

Zapadła cisza. Helena odsunęła się od stołu i z szeleszczeniem serwetki odłożyła ją obok talerza.

– No to świetnie – powiedziała chłodno. – Skoro wszyscy są tu tacy poprawni i święci, to ja już nie będę wam przeszkadzać. Nie potrzebujecie mnie.

Wstała i bez słowa więcej ruszyła do wyjścia. Nikt jej nie zatrzymał.

Odzyskałam spokój

Po wyjściu teściowej zrobiło się cicho. Nikt nie komentował, nikt nie wzdychał. Tylko stukot sztućców i szelest filiżanek. A ja? Siedziałam nieruchomo, z dłonią Marka na swojej.

Dziękuję – powiedziałam cicho, odwracając się do niego.

– Za co?

– Że w końcu powiedziałeś jej to, czego ja przez lata nie miałam odwagi.

Marek pokiwał głową.

– Długo mi to zajęło, ale już nie mogłem dłużej patrzeć, jak cię rani.

Julia przesunęła się bliżej i przytuliła mnie mocno.

– Mamo, jesteś najlepsza. Nawet jak babcia gada głupoty, to i tak wszyscy wiemy, jaka jesteś naprawdę.

Poczułam, że coś się w nas przełamało. Jakby ta scena przy stole oczyściła powietrze. Może nie całkowicie, ale przynajmniej na razie mogliśmy odetchnąć.

– Myślisz, że się odezwie? – spytałam Marka wieczorem, kiedy już wróciliśmy do domu i dzieci poszły spać.

– Na pewno. Prędzej czy później. Ona żyje dramą. Potrzebuje widowni.

– A jeśli znowu zacznie?

– To zamkniemy drzwi. I będziemy żyć dalej – powiedział stanowczo.

Uśmiechnęłam się. Bo wiedziałam, że tak właśnie będzie. Może teściowa jeszcze nieraz spróbuje namieszać, ale tym razem… nie damy się. Bo nie jesteśmy już rodziną na pokaz. Jesteśmy prawdziwą rodziną. Z ranami, z cieniami, ale też z granicami. I nikt ich już nie przekroczy bez naszej zgody.

Iwona, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama