Reklama

Od początku wiedziałam, że relacje z moją teściową będą trudne. Ona jest z tych kobiet, które zawsze wiedzą lepiej. A Nikodem nigdy nie potrafił powiedzieć jej „nie”. W ich domu decyzje zapadały jednostronnie, z kuchni teściowej. Ja słuchałam, milczałam, robiłam dobrą minę do złej gry. Przecież nie warto robić awantur.

Wtrącała się

Tylko że z czasem to milczenie zaczęło we mnie rosnąć jak kamień, który nie znika, tylko każdego dnia ciąży bardziej. Każde jej pouczenie, każda złośliwość, każdy komentarz o tym, że „za moich czasów kobiety potrafiły gotować, a nie zamawiały pizzę” – to wszystko zostawało we mnie. A Nikodem patrzył gdzieś obok albo udawał, że nie słyszy.

Zawsze stawiałam na kompromis. Ale z kompromisami jest tak, że jeśli ciągle ustępujesz, to w końcu budzisz się i nie wiesz już, kim jesteś, którą wersję siebie grasz i ile jeszcze można udawać, że wszystko jest w porządku?

Tamtego dnia pojechaliśmy do lasu na grzyby. Myślałam, że to będzie zwykła niedziela. Spokojna, jak wszystkie inne. A wyszłam z tego lasu już nie jako żona, jako synowa, ale jako kobieta, która wreszcie zrozumiała, że nie chce już dłużej milczeć.

Chciałam odpocząć

Wysiedliśmy z samochodu w ciszy. Nikodem zatrzasnął drzwi i rozejrzał się po parkingu przy skraju lasu. Teściowa poprawiła apaszkę i rzuciła spojrzenie na moje adidasy.

– Ty w tych butach na grzyby? No proszę cię, Marika…

Nikodem machnął ręką, jakby to był żart, który słyszał sto razy.

– Widziałem gorsze buty w lesie, mamo.

– Nie twoje nogi, Nikodem. Ale potem niech nie jęczy, że obtarły.

W lesie panowała ta specyficzna cisza, którą można poczuć tylko tam. Mąż udawał, że wszystko gra, teściowa szła z przodu, jak przewodniczka po jakimś muzeum. Słońce przemykało między drzewami. Byłam tu tylko ciałem. Głową i sercem byłam gdzieś indziej.

– Tam powinno być więcej podgrzybków – rzuciła teściowa, skręcając w lewo. – Ale trzeba patrzeć pod świerkami, nie między tymi patykami.

Wszystkimi dyrygowała

Nie odpowiedziałam. Schyliłam się po pierwszy lepszy kapelusz, nawet nie patrząc, co trzymam. Teściowa zniknęła za zakrętem. Zostałam chwilę sama z Nikodemem.

– Mógłbyś coś powiedzieć – rzuciłam półgłosem.

– O co ci chodzi?

– O to, że znowu mnie upokorzyła.

– Przesadzasz, Marika. Po prostu zwraca uwagę. Jak zawsze.

Zacisnęłam dłonie na koszyku. Nie miałam siły tłumaczyć mu, że to nie była zwykła uwaga. Każde jej słowo wbijało się we mnie jak drzazga i zostawało na długo.

Nikodem wzruszył ramionami i ruszył za matką, a ja zostałam z tyłu. Przez chwilę miałam ochotę odwrócić się i wrócić do samochodu, ale nie zrobiłam tego. Poszłam dalej z coraz silniejszym przekonaniem, że ta wyprawa nie skończy się zwyczajnie.

Wciąż się czepiała

Ścieżka prowadziła coraz głębiej w las. Liście pod butami szeleściły, ale i tak słyszałam każde słowo teściowej.

– Marika, po co ty zbierasz te grzyby? – rzuciła nagle teściowa z wyższością, zaglądając do mojego koszyka. – Muchomory zbiera!

– To są gołąbki – odpowiedziałam spokojnie.

– No pewnie, a ja jestem święta Bożena. Ty się naprawdę nie nadajesz do tego lasu.

Nikodem spojrzał na mnie, ale szybko uciekł wzrokiem w krzaki. Szukał grzybów albo pretekstu. Stałam tam, trzymając koszyk z paroma gołąbkami, i czułam, że coś we mnie drży. Ona swoje, on swoje, a ja znowu miałam udawać, że mnie to nie boli?

Kiedy po raz kolejny usłyszałam, że nie wiem, jak się robi sos grzybowy, bo pewnie i tak gotuję go z proszku, nie wytrzymałam. Zatrzymałam się w miejscu, koszyk wypadł mi z ręki i osunął się na trawę.

– Wie mama co? Mam dość mamy komentarzy. Od dnia ślubu wszystko mamie nie pasuje. Moje buty, moje włosy, moja kuchnia, moja praca. Może wystarczy? Może to mama ma masz problem, a nie ja?

Nikodem uniósł głowę, jakby ktoś go wyrwał ze snu.

– Marika, może nie teraz…

– A kiedy? Może jak twoja mama nazwie mnie jeszcze raz idiotką?

Nie wytrzymałam

Teściowa cofnęła się o krok. Próbowała coś powiedzieć, ale głos jej zadrżał.

– Ja tylko chcę pomóc…

– Nie. Mama chce kontrolować, i jest w tym dobra. Ale ja już nie muszę tego znosić.

Mąż patrzył to na mnie, to na swoją matkę, jakby ktoś kazał mu wybrać stronę. Ale nie wybrał. Stał tam, wśród drzew, i milczał, a ja po raz pierwszy poczułam, że nie chcę już tego tłumaczyć, nie chcę łagodzić, nie chcę udawać.

Wracaliśmy w milczeniu. Teściowa szła kilka kroków przed nami, z ramionami sztywno przy ciele, jakby bała się, że coś jeszcze padnie. Nikodem obok mnie, ale jakby oddzielony niewidzialną ścianą. Las już nie był spokojny. Każdy szelest brzmiał zbyt głośno, każde drzewo wyglądało obco.

W samochodzie mój mąż włączył radio. Zawsze tak robił, kiedy nie miał ochoty na rozmowę. Patrzyłam przez okno, ale nie widziałam niczego konkretnego. Tylko rozmyte kolory, ciemne kontury, świat, z którego chciałam zniknąć choć na chwilę.

Powiedziałam im

Kiedy zatrzymaliśmy się przed naszym blokiem, spojrzałam na jego profil. Znajomy, ale pusty. Bez ruchu w brwiach, bez napięcia w szczęce. Tak wyglądał, gdy nie chciał się przyznać, że coś go przerasta.

Wysiadłam pierwsza. Nikodem został w środku, chyba jeszcze przez chwilę słuchał piosenki. Albo udawał, że słucha. W mieszkaniu zdjęłam kurtkę i usiadłam przy stole, wpatrując się po prostu w ścianę naprzeciwko. Wciąż czułam las w sobie i tamtą scenę, i jego obojętność.

– Myślałam, że to tylko kwestia czasu – powiedziałam w końcu cicho, bardziej do siebie niż do niego. – Że jak pokażę, że się staram, to twoja matka mnie wreszcie zaakceptuje. Ale to nie ja jestem problemem. Problemem jest to, że ty nigdy nie miałeś odwagi stanąć po mojej stronie.

Już nie wierzyłam, że coś się zmieni. Nie wierzyłam, że Nikodem w końcu stanie po mojej stronie, bo to nie była jego strona. On zawsze stał gdzieś pomiędzy. A ja już nie chciałam tam być.

Marika, 30 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama