„Teściowa ma mnie za wyrodną matkę, bo karmię syna zdrową żywnością. Według niej prawdziwą siłę dają schabowe z kapustą”
„Tego dnia wróciłam wcześniej z pracy. Weszłam do mieszkania i od progu poczułam zapach smażonego mięsa. Zdziwiło mnie to, bo przed wyjściem zostawiłam w kuchni zupę jarzynową, którą teściowa miała dać Kubie na obiad”.

- Redakcja
Od roku jestem mamą Kuby. Jestem typem osoby, która lubi mieć wszystko pod kontrolą – szczególnie jeśli chodzi o dziecko. Plan dnia Kuby mam rozpisany prawie co do minuty: drzemki, spacery, posiłki. Wierzę w zdrowe, ekologiczne żywienie, dlatego nasza kuchnia pełna jest słoiczków „bio” – marchewka, dynia, jagnięcina, wszystko z certyfikatem.
Różnimy się
Z teściową od początku układało mi się poprawnie, choć od czasu do czasu czułam, że nasze światy dzieli przepaść. Ona – kobieta ze wsi, dumna z tego, że wszystko potrafi zrobić sama, od masła po wędlinę. Ja – dziewczyna z miasta, wychowana na sałatkach z jarmużu i jogurtach naturalnych. Kiedy przyjeżdżała w odwiedziny, zawsze miała dla Kuby coś „od siebie”: kawałek domowego ciasta czy cukierek.
Początkowo bagatelizowałam te drobiazgi, uśmiechałam się, odsuwałam talerz. Ale pamiętam jedną z naszych rozmów – teściowa z uśmiechem włożyła Kubie do buzi kawałek mięsa, a ja grzecznie zaprotestowałam:
– Proszę, nie podawaj mu tego, on jeszcze jest za mały.
Ona tylko spojrzała na mnie z pobłażaniem i odparła:
– Nie przesadzaj, ja swoje wiem.
Uśmiechnęłam się wtedy krzywo, ale w środku poczułam ukłucie irytacji. To było pierwsze ostrzeżenie, że nasze podejście do wychowania Kuby może w przyszłości zderzyć się ze sobą znacznie mocniej.
Nie słuchała mnie
Tego dnia wróciłam wcześniej z pracy. Weszłam do mieszkania i od progu poczułam zapach smażonego mięsa. Zdziwiło mnie to, bo przed wyjściem zostawiłam w kuchni zupę jarzynową, którą teściowa miała dać Kubie na obiad. Zajrzałam do kuchni i zobaczyłam, jak matka mojego męża siedzi przy stole z Kubą na kolanach. W jednej ręce trzymała widelec z kawałkiem schabowego. Kuba, uśmiechnięty od ucha do ucha, próbował złapać kolejny kęs.
– Prosiłam, żeby tego nie było. Kuba jest jeszcze za mały na smażone – powiedziałam stanowczo, odkładając torebkę na krzesło.
– To tylko kawałek – wzruszyła ramionami. – Wychowałam troje dzieci i żadne nie umarło.
– Ale to ja jestem jego mamą – odpowiedziałam.
– W mieście to już nawet dziecka nakarmić nie potraficie bez fabryki w słoiku – rzuciła z ironicznym uśmiechem.
Poczułam, że dłużej nie dam rady utrzymać emocji na wodzy. Patrzyłam na nią i miałam wrażenie, że każde moje słowo odbija się od niewidzialnej ściany. Wzięłam Kubę na ręce i wyszłam z kuchni, nie odwracając się za siebie.
Byłam wściekła
W mojej głowie kłębiły się myśli. Nie chodziło już tylko o ten kawałek mięsa. Bałam się, że teściowa będzie robić to za moimi plecami, że w jej oczach moje zasady są tylko chwilową fanaberią, którą można zignorować. Czułam się bezsilna, a jednocześnie wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała postawić jasne granice. Postanowiłam, że przy następnej wizycie powiem wszystko wprost.
– Nie chcę, żeby Kuba jadł słodycze ani smażone potrawy. To ważne dla jego zdrowia – powiedziałam bez owijania w bawełnę.
– Czyli uważasz, że ja go krzywdzę? – uniosła brwi.
– Uważam, że nie respektuje mama moich próśb – odparłam spokojnie.
Jej twarz stężała, a głos podniósł się o ton.
– Skoro nie wolno mi kochać wnuka po swojemu, to w ogóle nie będę przyjeżdżać.
Poczułam, jak narasta we mnie chłód. Było jasne, że w tej rozmowie stoję sama przeciwko teściowej, a to dopiero początek większego problemu.
Poskarżyła mu się
Kilka dni później, gdy szykowałam kolację, podszedł do mnie Marek.
– Mama poskarżyła mi się, że zabraniasz jej być babcią.
– Dlaczego stoisz po jej stronie? Ona karmi naszego syna niezdrowym smażonym jedzeniem – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.
– Nie chcę, żeby to się pogłębiało – odpowiedział wymijająco.
To jedno zdanie sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej samotna. Miałam wrażenie, że moje zdanie w tej rodzinie ma najmniejszą wagę.
Teściowa przestała przyjeżdżać. Z początku myślałam, że to chwilowe, ale szybko okazało się, że na rodzinnych spotkaniach opowiadała, jak to synowa nie pozwala jej nawet dotknąć wnuka. Wieści wracały do mnie przez Marka. Pewnego wieczoru, gdy Kuba już spał, Marek spojrzał na mnie z irytacją.
– Mogłabyś trochę odpuścić – rzucił.
– Mam odpuścić w kwestii zdrowia naszego dziecka? – zapytałam.
– To tylko jedzenie… – odpowiedział z westchnieniem.
Stał po jej stronie
Po długich namowach rodziny zgodziłam się spotkać z teściową u siostry Marka.
– Nie wiem, po co mnie zapraszałaś, skoro i tak będziesz rządzić – zaczęła chłodno.
– Nie chodzi o rządzenie, tylko o zasady – odpowiedziałam spokojnie.
– To twoje zasady, a ja mam swoje. I moje są lepsze – odparła bez wahania.
Rozmowa szybko ugrzęzła w powtarzanych argumentach. Nie było w niej miejsca na porozumienie, tylko na udowadnianie racji. Wyszłam z poczuciem, że nie ma takiego spotkania, które mogłoby nas do siebie zbliżyć.
Od tamtego dnia nasze kontakty z Teresą ograniczyły się do krótkich, uprzejmych rozmów przez telefon. Marek przestał namawiać mnie na wizyty u niej, a ja przestałam wierzyć, że uda się cokolwiek naprawić. Kuba rósł zdrowo, jadł to, co uznałam za najlepsze, ale świadomość, że odcięłam go od babci, wcale nie dawała mi satysfakcji.
Czasem, gdy patrzyłam na niego bawiącego się na dywanie, wyobrażałam sobie, że mogłoby być inaczej. Teściowa mogłaby uczyć go robić pierogi albo opowiadać historie z czasów, gdy Marek był mały. Zamiast tego miał tylko moje opowieści. Zrozumiałam, że w rodzinnych sporach rzadko są wygrani. Każda ze stron czuje się skrzywdzona, a pomiędzy nimi pozostaje cisza, której nikt nie potrafi wypełnić. W moim przypadku ta cisza była wyborem, ale wcale nie przynosiła ulgi.
Beata, 28 lat
Czytaj także:
- „Daliśmy teściom nasze oszczędności na przechowanie. Mam ponad 30 lat, a dałam się podejść jak dziecko”
- „Teściowej zaginął pierścionek i wszystko się posypało. Zrobili ze mnie kozła ofiarnego, żeby ratować własną skórę”
- „Moja żona przez 35 lat kłamała, patrząc mi prosto w oczy. Ile była warta nasza przysięga złożona przed Bogiem?”

